Przez moment milczała. Z jednej strony, tak bardzo pragnęła, aby mama wróciła do klanu, a z drugiej... Była zła. Tak okropnie zła. Zostawiła ich. Właśnie teraz. Kiedy najbardziej jej potrzebowali. Zostawiła ich i swoją uczennicę. Porwali ją... Niby kto? Była na ich terenach. Wyczuliby zapach dwunogów. Widząc jednak jej łagodny pyszczek i delikatne, krótkie futerko, nie umiała wyrzucić jej w twarz, jak bardzo jej potrzebowali. Nie umiała jej wykrzyczeć, że nie pożegnała się nawet z Księżycową, czy Przepiórczą Łapą. Nie umiała jej wykrzyczeć, jak bardzo brakowało jej zarówno Ciernistej Łodydze, jak i Ćmiej Łapie. Wbiła pazury w ziemię, zirytowana.
– Córeczko... – Biała Sadzawka spojrzała na nią, lekko zdziwiona tą reakcją. Pewnie zastanawiała się, czy coś się stało, podczas jej nieobecności. Ciernista Łodyga wiedziała, że nie może tego przeciągnąć. Jeśli nie ona, powie jej ktoś inny. Ktoś inny przekaże jej, że utraciła kociaka, którym zajmowała się od małego.
– Mamo – zaczęła, patrząc zdecydowanie w jej niebieskie oczy. Następne sekundy zabiorą z nich siłę i nadzieję. – W lesie byla epidemia. Okropna, nieznana nikomu dotąd choroba, nazywana Łzawym Kaszlem. – Biała Sadzawka otworzyła szerzej oczy, zdumiona. – Zarażony kaszlał, gorączkował, a z jego oczu wydobywała się dziwna wydzielina. Nie wiemy, jak się przenosi, ani skąd się wzięła.
– To straszne, Ciernista Łodygo... – szepnęła jej matka. Buraska pokiwała głową.
– To dopiero początek. Stracilismy jednego z zarażonych – oznajmiła lodowatym tonem. Biała przechyliła głowę, a na jej pysku wymalowało się szczere współczucie.
– Co? Kogo?
Ciernista westchnęła głęboko. Teraz. Musiała jej powiedzieć teraz. Poczuła ukłucie bólu, zachowała jednak swoją postawę.
– Kocurem, który zginął jest... Księżycowa Łapa – powiedziała, a imię jej brata przeszło przez jej gardło ciszej, mniej stanowczo. To nadal było świeże. Bardzo często przychodziła nocą do Ćmy, aby się upewnić, za siostra spokojnie zasnęła.
Wojowniczka wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy ta wiadomość przeszła przez nią, jak strzała.
– Nie – załkała, patrząc na swoją córkę. – Nie!
Ciernista Łodyga mocniej wbiła pazury w ziemię. Delikatnie położyła głowę na barku matki, chcąc ją wesprzeć.
– A-ale... Dlaczego...
Bura wciągnęła z trudem powietrze.
– Niestety to nie wszystko, mamo.
– Nie wszystko?! Kto jeszcze? Ćmia Łapa?
Cierń Pokręciła głową. Nie wyobrażała sobie nawet, aby stracić pointkę. Wiadomość, jaką miała przekazać, była jednak też przykra.
– Przepiórczą Łapę... Rozszarpał pies – odparła.
<Mamo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz