Pstrokata
Łapa zdezorientowany patrzył się na Imbirową Łapę. Najpierw ucieka, odmraża
sobie kończyny na zimnie, wraca do obozu żeby zakopać się w swojej norce, lecz
zamiast tego spotyka właśnie ja, przepraszającą go, za to co powiedziała.
Gdy to
on powinien prosić o wybaczenie.
Ile się
znali? W sumie długo – mieszkają jednym klanie. Ale przecież nie wiedzieli o
sobie praktycznie niczego. A on, zdesperowany od razu zapytał ją o coś takiego.
Pacnął
ją w bok.
-
Oczywiście, że chcę, ty bobrze bez nóg – uśmiechnął się w jej stronę.
Ta, ku
jego uldze, odwzajemniła gest.
~|-|~
Dumny Pstrokate Serce z uniesionym ogonem paradował po obozie.
Jeden dzień.
Jeden dzień nie będzie ukrywał tej szczególnej emocji. Jeden dzień będzie wyglądał jak inna osoba. Jeden dzień będzie wprawiał w zdumienie kogokolwiek, kto spojrzy na jego pyszczek.
Bo się uśmiechał.
Ten jeden raz nie szczerzył się jak łowca który dopadł swojej ofiary, lecz było jedynie przejawienie się jego dobrego humoru. Wreszcie po tylu księżycach babrania się w błocie i gonienia za zwierzyną stał się pełnoprawnym wojownikiem.
Oczywiście, tego zaszczytu powinien doświadczyć długi czas temu, w tym momencie był zbyt rozentuzjazmowany, aby marudzić na cokolwiek.
Do tego pierwszy raz w życiu czuł, że ten kto nadawał mu imię nie był na grzybkach. Pstrokate Serce! Przecież dusza każdego kota może być wielobarwna, bez względu na kolor futerka.
Z cichym mruczeniem położył się w nasłonecznionym miejscu obozu. Nie będzie się nikomu rzucał pod nogi ten jeden raz. Ten jeden raz, kiedy najbardziej tego zasługuje, nie będzie szukał atencji gdziekolwiek się pojawi.
- Gratulacje! - Pstrokate Serce usłyszał znajomy głos.
Podbiegła do niego Imbirowa Łapa. Ale hej - nie prosił o to. Wciąż się zalicza!
<Imbirowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz