Trening dzieje się jeszcze przed tragedią Szczypiorkowej Łapy
— Świetnie! Od czego mam zacząć?
Ucieszył mnie entuzjazm ucznia, więc z ciepłym uśmiechem zaczęłam mu wszystko tłumaczyć.
— Najpierw przeanalizuj drogę. Bierz pod uwagę swoje umiejętności i swoją wagę. Wybierz najbezpieczniejszą dla siebie drogę.
Szczawik kiwnął z determinacją głową, po czym wbił wzrok we wskazaną przeze mnie wielką roślinę.
— Chyba już wiem — powiedział po chwili, delikatnie machając ogonem.
— No to leć, powodzenia! W razie czego będę zaraz za Tobą.
Czekoladowy kiwnął głową, a potem zaczął ostrożnie wdrapywać się na dąb.
Stawiał łapę za łapą, powoli pnąc się ku górze. Ja spokojnie przeskakiwałam z gałęzi na gałąź, obserwując jego poczynania. Potem przez chwilę się zawahał.
— Ta jest chybotliwa — stwierdził, lekko dotykając jej przednią łapą, kiedy ta kołysała się na wietrze.
— Słuszna uwaga, co teraz według Ciebie powinniśmy zrobić?
Szczawik przez chwilę się zastanawiał, a potem spojrzał na drzewo obok, które stykało się gałęziami z naszym dębem.
— A co, jeśli by się cofnąć i przejść na tamto drzewo?
— Brawo, masz rozwiniętą wyobraźnię i dobrze myślisz. To bardzo dobry znak — mruknęłam, cofając się o trzy gałęzie w dół.
— Ale jednej rzeczy nie rozumiem… Dlaczego dałaś mi iść do góry, kiedy wiedziałaś, że nie damy rady iść tamtędy i trzeba będzie się wrócić?
— Widzisz, Szczawiowa Łapo, kiedy dałam sama Ci pogłówkować, dałam Ci możliwość samodzielnego myślenia i rozwiązania problemu. W ten sposób lepiej to zapamiętasz, w końcu najlepiej uczyć się na własnych błędach.
Bursztynowe oczy mojego ucznia wpatrywały się we mnie, a mi zrobiło się miękko na sercu.
— Dobrze, teraz przejdę pierwsza, aby w razie czego móc Cię asekurować — powiedziałam, przechodząc po gałęzi. Po chwili trzeba było przeskoczyć. Nie był to jakoś specjalnie skomponowany czy daleki skok. Miał długość lisiego ogona, może dwóch, więc równie dobrze mogłabym przejść.
Odwróciłam się w stronę czekoladowego, mówiąc:
— To nic trudnego, dasz sobię radę!
Ten lekko się uśmiechnął, wziął głęboki wdech i przeskoczył między gałęziami, trafiając do mnie.
— Udało mi się! — pisnął, patrząc w moje złote oczy, kiedy futra szalały nam na wietrze.
— Gratuluję! Teraz chodźmy na dół — powiedziałam, ostrożnie schodząc za uczniem.
Kiedy byliśmy w połowie drogi na dół, zatrzymałam się. Wepchnęłam oznaczony patyk w dziuplę, a chwilę później Szczawik obejrzał się na mnie i spytał:
— Dlaczego stanęłaś, Iskrząca Nadziejo?
— To już jest wysokość, z której możemy skakać na dół. Podczas gonitwy za zwierzyną bądź wrogiem, ta umiejętność jest naprawdę przydatna. Zobacz, nic prostszego — mruknęłam, następnie zeskakując na dół.
Spojrzałam w górę, tam, gdzie wciąż był kocurek.
— I Spokojnie, nic Ci się nie stanie, a w razie co, to jestem tutaj.
Chyba w jakiś sposób moje słowa go uspokoiły, bo zamknął oczy na kilka uderzeń serca, a potem skoczył za mną na dół. Wylądował niedaleko mnie i z uśmiechem krzyknął:
— Udało mi się!
— Brawo, świetnie Ci poszło, Szczawiowa Łapo! Co powiesz na szybkie polowanie? Możemy zapolować i przynieść ją Srebrzystej Łunie, a jak się postaramy, to może i złapiemy coś dla starszyzny.
— Jasne!
— No to chodźmy! Znam świetnie miejsce na polowanie! Przy okazji poćwiczymy może bieg na długi dystans?
— To znaczy, pościgamy się? — pisnął kocurek, a jego bursztynowe oczy rozbłysły niczym słońce skłaniające się ku wodzie.
— Dokładnie tak! Trzy, dwa, jeden… Start! — krzyknęłam, na początku dając Szczawikowi fory.
Potem jednak przyspieszyłam i z łatwością wyminęłam lekko zaskoczonego ucznia.
Ten jednak również dodał gazu i do samego końca biegliśmy na tej samej prędkości. Nawet jeśli mogłabym przyspieszyć, to nie chciałam.
— Remis! Szybki jesteś!
— Sam się sobie dziwię, myślałem, że wywrócę się o własne łapy! — zachichotał w odpowiedzi. — Iskrząca Nadziejo, a czy możemy urządzić zawody kto upoluje więcej zwierzyny? Proszę!
— No jasne! Startujemy… Teraz! — mruknęłam, przybierając pozycję łowiecką.
Szczawiowa Łapa również zniżył się, a następnie podążyliśmy w przeciwnych kierunkach. Wywęszyłam królika, co było dosyć rzadko spotykanym łupem w Klanie Wilka. Ucieszyłam się, ponieważ miałam okazję skosztować królika raz w życiu, jeszcze jako młoda uczennica. Powoli zaczęłam się skradać, kiedy moim oczom ukazała się masywna istotka. Kiedy byłam cztery długości ogona od białego uszatka, postanowiłam skoczyć. Wylądowałam centralnie obok puchatego długoucha i zanim cokolwiek zauważył czy poczuł strach, zakończyłam jego cierpienia szybkim ugryzieniem w kark.
★ ★ ★ ★ ★
Po zakopaniu królika ruszyłam dalej, szukać szczęścia. Nietrudno było mi wyłapać świergot mojej następnej ofiary. Sroki.
★ ★ ★ ★ ★
Następnego ranka
Czekoladowy delikatnie otworzył oczy i spojrzał na mnie, mrucząc coś pod nosem.
— No chodź!
— Już idę — wybełkotał kocurek, zwlekając się z posłania.
— Będę czekała przy wejściu do obozu — mruknęłam tylko, odchodząc od swojego ucznia.
Usiadłam, a chwilę później pojawił się Szczawik, ale już zwarty i gotowy.
— Znasz już podstawy łowiectwa, teraz pora żebym nauczyła Cię walczyć. W końcu muszę już zacząć przygotowywać Cię do swojej walki uczniowskiej.
— Świetnie! — pisnął czekoladowy, idąc obok mnie.
W ciszy skierowaliśmy się do kotliny szkoleniowej, a kiedy w końcu tam dotarliśmy, uderzyła mnie fala wspomnień.
Pamiętam, jak tamtego dnia wstałam i przeciągnęłam się na swoim łożu i po dokładnym umyciu futerka, wyszłam z obozu. Księżyc piękne świecił i oświetlał mi drogę, mimo to nie było pełni. Skierowałam się w stronę polanki treningowej. Od kiedy przegrałam z jedną ze swoich sióstr, Sałatkową Łapą, a teraz już raczej Lodową Sałatką, kiedy tylko mogłam, wymykałam się i sama ćwiczyłam walkę, skradanie, techniki polowania... Najczęściej w nocy, jeżeli była taka możliwość. Nie, że zazdrościłam siostrze czy coś. Po prostu byłam zła na siebie, że tak słabo mi poszło, a z Sałatki byłam bardzo dumna. Mimo, iż szłam jak zwykle tą samą drogą, poczułam się dosyć dziwnie. Domyślałam się czemu, jednak dla pewności poczekałam, aż dojdę na miejsce. Kiedy znalazłam się na polance, odwróciłam się, i usiadłam, patrząc idealnie tam, skąd przybyłam.
— Jaskółcza Łapo, wiem, że tam jesteś. Wszędzie poznam twój zapach.
Czarna koteczka z lekkim uśmieszkiem wyszła powoli z zarośli, machając przyjaźnie ogonem. Strąciła z futra liście, które przyczepiły się do jej sierści, a następnie spadły na ziemię. Popatrzyła się na mnie, a jej futerko błyszczało w świetle księżyca. Zatrzymała się na chwilę, po czym znowu zaczęła podchodzić i spytała.
— Co tutaj robisz, Iskrząca Łapo? — spytała się, patrząc z ciekawością. — Bo ja się chowam — zachichotała.
— Em... Nic... — Nie wiedziałam za bardzo, czy chce mówić siostrze, że przyszłam ćwiczyć. Może kiedyś, ale na pewno nie w tamtej chwili. To nie był odpowiedni moment.
— Czemu mnie śledzisz, hmm? — mruknęłam i odwzajemniłam uśmiech siostry. Naprawdę ją kocham, ale... nie wiem, jak miałabym zacząć.
— Śledzę, bo chcę zobaczyć moje umiejętności skradania, ale widocznie nie są na perfekcyjnym poziomie — zamruczała.
Usiadła na chwilę i owinęła puchaty ogon wokół łap.
Miałam być poważna, ale uśmiech był zaraźliwy, więc zaraz z powagi przeszłam na uśmiech, a potem mruczenie ze śmiechu.
— Oj, Jaskółcza Łapo... Ty zawsze wiesz, jak poprawić mi humor — wymruczałam, przytulając się do niej i splatając ogony razem.
Kotka zamruczała i nie protestowała w kwestii przytulasa.
— Iskrząca Łapo, pamiętaj, że kocham to, co robisz. Zawsze możesz na mnie liczyć — powiedziała i liznęła mnie pieszczotliwie za uchem.
Strzepnęłam ogonem, delikatnie potrząsając głową, aby oczyścić ją z myśli. Następnie skierowałam się na sam środek pustej kotliny. Uczeń stanął naprzeciwko mnie i z błyszczącymi z ekscytacji oczami, machał ogonem z determinacją.
— Są trzy typy walki, do jakich muszę Cię przygotować. Pierwsza opcja, to kiedy masz przewagę nad swoją ofiarą bądź wrogiem, czyli nie wie, że jesteś obok. Zaczekaj tu — powiedziałam, podchodząc do pobliskiego krzaka.
Schylając się po szyszkę, między liśćmi zauważyłam niewielki kosmyk czarnego futra, z naparstkiem bieli.
“Jakim cudem po tylu księżycach to tu jest?“ — pomyślałam, łapiąc dużą szyszkę między zęby.
Zadowolona wróciłam do czekoladowego i położyłam szyszkę pięć lisich ogonów dalej.
— To Twój wróg, który nie wie o Twojej obecności — zaczęłam, wskazując puchatym ogonem na przedmiot. — Musisz zakraść się tak, jakbyś zakradał się do najbardziej płochliwej zwierzyny na wszystkich terenach każdego klanu i ugrupowania. Jeśli nadepniesz na któryś z patyków, to wróg Cię usłyszy i atak z zaskoczenia pryśnie. Jasne?
— O jakich patykach mowa? Nie ma tu żadnych patyków… — powiedział Szczawik, wpatrując się we mnie.
Tylko na to pytanie czekałam.
— Chodź za mną! — mruknęłam tylko, wchodząc na wydeptaną ścieżkę w lesie.
— Już idę! — pisnął kocurek, biegnąc za mną.
Biegliśmy tak przez chwilę przez las, aż nagle się zatrzymałam. Poczekałam, aż uczeń mnie dogoni, a potem powiedziałam:
— Ukryłam tutaj patyki, które specjalnie wcześniej oznaczyłam. W ten sposób potrenujesz wzrok, a jeśli dobrze się zastanowisz, to i inne zmysły. Powiem Ci, kiedy już znajdziesz wszystkie.
— Hmm… Zagadka ruchowa, fajnie! Mogę już zaczynać? Nie mogę się doczekać!
Uśmiechnęłam się i z pewnością, że Szczawiowa Łapa da sobie radę, mruknęłam:
— Powodzenia!
Czekoladowy zaczął rozglądać się po różnych kryjówkach. Wsadził nos pod jeden z krzaków, a po chwili wyczołgał się z triumfalnym błyskiem w oczach. Położył przede mną znalezisko, oznaczone śladem pazurów, a ja kiwnęłam mu głową z aprobatą. Kocurek odwrócił się i znowu zaczął się rozglądać. Jego wzrok zatrzymał się na drzewie. Dokładnie tym samym, z którego zeskakiwał wczoraj. Jego bursztynowe ślepia rozbłysły, kiedy podążył do przerośniętego krzewu. Zaczął się wspinać, a po kilkunastu uderzeniach serca, zatrzymał się.
“Zapamiętał…” - pomyślałam, kiedy duma rozpierała mnie od środka.
Bez najmniejszego cienia strachu czy zawahania, przeskoczył z jednej gałęzi na drugą. Byłam już pod wrażeniem, a duma grzała mnie od środka. Zrobił to tak, jakby robił to od urodzenia. Potem zaczął schodzić, uważnie przyglądając się każdej, pojedynczej gałązce. W końcu zatrzymał się przy dziupli i włożył do środka łapkę. Kiedy ją wyjął, w jego pazurkach można było zobaczyć owego, niewielkiego badyla z zawidniałym naznaczeniem. Kocurek następnie zeskoczył z drzewa i położył swój łup u moich łap. Z uśmiechem wskazałam ogonem na kupkę śniegu, która powiększyła się tej nocy.
Oczy ucznia rozbłysły, a on z piskiem niczym kociak wskoczył w nią z rozbiegu, tworząc małą śnieżycę. Po kilkunastu uderzeniach serca wyskoczył tak nagle, jak wskoczył, w zębach trzymając patyk.
— Jeszcze dwa! — mruknęłam, chichocząc pod nosem. Szczawik wyglądał po prostu przesłodko, a na sercu zrobiło mi się ciepło, w takim stopniu, że czułam się, jakby właśnie był środek najsłoneczniejszego dnia, jaki kiedykolwiek miałam okazję zaznać. W pewnym momencie poczułam, jak łapy drżą pode mną, ale wcale nie z zimna. Starałam się to ukryć, zakrywając je delikatnie puchatym ogonem. Nie zimno było tutaj problemem. Tylko ja.
W tym czasie starszy uczeń znalazł kolejny patyk.
— Teraz ostatni, dasz sobie radę! Skup się! Rozwiązanie jest bliżej, niż myślisz.
— Tak jest! — krzyknął, kiedy czwarty łup wylądował obok reszty.
Ostatni ukryłam sprytnie. Tak zwane “ukryte na widoku”. Szczawik zatrzymał swój wzrok na oprószonej śniegiem stercie patyków. Pośród nich był ostatni, jakiego szukał. Czekoladowy radośnie podbiegł i zaczął ją przeszukiwać, wyrzucając na boki zwykłe gałęzie. W pewnym momencie powietrze przeszył jego triumfalny krzyk.
— Znalazłem!
— Gratuluję, Szczawiowa Łapo!
— Teraz możemy wrócić na kotlinę treningową? — spytał, lekko potrząsając głową, aby płatki śniegu nie wpadły mi do oczu.
— Tak — mruknęłam, a następnie wzięłam w pysk trzy patyki.
Bursztynowe oczy zatrzymały się na pozostałych dwóch, a po chwili uczeń dreptał już obok mnie.
★ ★ ★ ★ ★
Po ustawieniu wszystkich patyków mogliśmy kontynuować szkolenie.
— Iskrząca Nadziejo?
— Słucham — mruknęłam, spoglądając na ucznia.
— A czy zamiast szyszki możesz tam być Ty?
— Jasne! To świetny pomysł! — powiedziałam, wykopując szyszkę na dalszy plan, aby zastąpić jej miejsce.
Szczawiowa Łapa zaczaił się na mnie, starając się nie ruszyć żadnego z przeszkadzaczy, aby nie zwrócić mojej uwagi. Nagle usłyszałam szelest liści , a chwilę później głośny trzask łamanej gałązki.
— Chyba nie muszę mówić, że się nie udało?
— Nie… — jęknął cicho w odpowiedzi.
Spojrzałam czule na czekoladowego i spytałam:
— Przeanalizuj swoją drogę i powiedz mi, co zrobiłeś nie tak.
Uczeń spojrzał na swoje łapy i cicho odpowiedział:
— Zahaczyłem ogonem o krzew i jakaś wystającą gałąź mnie ukłuła. Wtedy przez przypadek nadepnąłem przednią łapą na patyk — jęknął, wskazując kitą na złamaną w pół gałązkę.
Spojrzałam ze współczuciem na ucznia, a następnie pokrzepiająco trąciłam go nosem.
— Hej, to nic. Każdy czasem popełnia błędy. Wiesz, jakie ja robiłam rzeczy na początku swojej nauki? Spróbuj jeszcze raz, na pewno w końcu Ci się uda. Nikomu nigdy nic nie wyszło za pierwszym razem.
Kocurek spojrzał na mnie, jakby niepewny. Potem zamknął oczy na kilka chwil, ale kiedy je otworzył, nie było już w nich widać strachu czy niepewności, tylko samą ostrą i zawziętą determinację. Ten błysk w jego oczach przypominał mi trochę mój za czasów uczniowskich.
“Gdybym mogła, nazwałbym Cię Szczawiowy Błysk… To imię idealnie oddaje Ciebie” — pomyślałam, obserwując jak z delikatnie drżącym ogonem omija przeszkody, a potem demonstracyjnie skacze na miejsce tuż obok mnie.
— No i widzisz, a nie mówiłam?
Zamiast odpowiedzi dostałam tylko uśmiech, który powiedział mi wszystko.
★ ★ ★ ★ ★
Aktualnie
Bardzo martwiłam się o swojego ucznia, a szczególnie od kiedy raz na jakiś czas pojawiały się u niego rany, o których nie pamiętał. To nie było normalne.
— Hej, Szczawiowa Łapo, chodź ze mną — mruknęłam, kiedy zobaczyłam, jak uczeń kończy swojego wróbla.
— Już idę — odpowiedział, podnosząc się.
Spojrzałam na jego łapę. Ślad powoli się zabliźniał, ale nadal był czerwonawy.
Idąc łapa w łapę z młodszym, zdążyłam przyłapać go na chwilowym wpatrywaniu się w krzak jeżyn. Już byłam pewna. Kiedy weszliśmy głębiej w las, zatrzymałam się i zatroskana mruknęłam.
— Szczawiowa Łapo. Znam Cię, od kiedy przyszedłeś na świat. Widzę, że coś jest nie tak. Nie musisz przede mną udawać. Nie chcę Ci matkować, ale się martwię. Bardzo. Możesz mi ufać. Co się dzieje?
<Szczawiku?>
[2246 słów + nauka polowania + wspinaczka na drzewa]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz