Nic siedziała w cieniu żłobka, między łapkami turlając kulkę mchu, gdy podszedł do niej Lukrecja. Automatycznie rozejrzała się za jego matką, ale jej nie było.
– Hej~
Spojrzała na niego przestraszona. Zabawa poturlała się w jego stronę, a kocur położył na niej pazury. To koniec, przez nią jej braciszek nie będzie miał swojej zabawki. Zrobiła minimalny ruch w stronę starszego.
– Chcesz to pewnie odzyskać, hmm? – kiwnęła lekko głową – To mam dla ciebie wyzwanie. Musisz stąd wyjść~
Mrugnęła na niego, a on szybko pochwycił kulkę w pysk i wybiegł.
Stanęła na brzegu wyjścia ze żłobka. Nie mogła wyjść. Tam było strasznie.
– Hej, chodź tu! – kremowy wybiegł skądś, już bez kulki.
Skuliła się, ledwo trzymając na trzęsących się łapach. Chciała odzyskać mech ale…
– No chodź! Chyba tego tak nie zostawisz~
Nie mogła przemóc się żeby zrobić choćby krok do przodu. W oczach zaczęły zbierać się jej łzy.
– Gee… rzeczywiście jesteś niczym.
Poczuła jak chwyta ją mocno za kark i pisnęła. Arlekin zaczął ją niedelikatnie nieść w kierunku z którego wcześniej przybiegł. Może niesie ją do zabawki?
Z nadzieją dała się nieść, ignorując obijanie o ziemię i nie wydając z siebie jęków bólu. I faktycznie, dostrzegła piłkę. Ale dostrzegła też mnóstwo nieznanych zapachów nieznanych kotów. A Lukrecja postawił ją i uciekł.
Przerażona zamarła w miejscu, z nerwów nie mogła myśleć i chciało jej się wymiotować. Podkuliła pod siebie ogon. Czuła łzy spływające jej po policzkach i ślinę zbierającą się w pysku. Wszystko dobił nieznany kot, który się zbliżał do miejsca gdzie się trzęsła. Kaszlnęła, intuicyjnie chcąc wydobyć gulę ciążącą jej w gardle.
<Agrest? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz