Kwiki, piski, wrzaski i cholera wie co jeszcze rozbrzmiewały w żłobku, drażniąc wrażliwe uszy klifiaków. Wilcza Pogoń robiąc wszystko, co w jej mocy aby utrzymać całą hałastrę w ryzach marzyła tylko o śnie, lub o momencie, gdy zjawi się jakaś dobra dusza i zaproponuje chwilową opiekę nad dzieciakami, by ta mogła rozprostować kości.
Mimo tragedii, jaka spotkała ich niedawno, klan klifu rósł w siłę. Już teraz w kociarni gramoliła się aż cała dziesiątka sroli, a patrząc na radość, która kwitła na pysku Kalinkowej Łodygi zdradzała, że grono dzieciaków niedługo się powiększy.
Wilczek uskoczyli w bok, chyląc się przed ciosem siostry, która z wesołym śmiechem odbiwszy się od ziemi, wylądowała na ich grzbiecie. Niezadowolony wypłosz prychnął pod nosem, ocierając pyszczek z kurzu.
— Ha! Znowu wygrałam! — zamiauczała entuzjastycznie, pocierając nos. Aż było im żal mówić kotce, że wygrała tylko dlatego, że jej się podłożyli. Calilco poruszył się nagle, niczym ryba wyrzucona na brzeg, łaskocząc Liska po bokach. Zdezorientowana kotka natychmiast została pokonana przez łaskotki, upadając na ziemię, co dało wypłoszowi chwilę do namysłu. Natychmiast podnieśli się z ziemi, przyjmując bojową postawę.
— Ha! I co? Kto teraz wygra? — miauknęli, poruszając długim ogonem, w rytm podrygów reszty ciała. Uśmiech nie schodził z ich pyszczka, jednakże nadal mieli w głowie to, że muszą dać siostrze wygrać. Przecież nie chcieli, aby była smutna.
< Lisku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz