Nad rzeką siedziały dwa koty i jeden uparcie patrzył w taflę, zgarbiony i w bezruchu. Bury kocur obok był kontrastowo rozluźniony i swobodnie spoglądał w wodę. Nagle kotka wystrzeliła do przodu, rozbryzgując ciecz wszędzie na około.
– Prawie ją miałam! – jęknęła do siebie.
– Zbyt agresywnie, to nie jest królik. – skorygował ją mentor gdy cofnęła się na brzeg. Mruknęła coś w odpowiedzi i przybrała poprzednią pozycję, machając niecierpliwie ogonem po trawie. Na szczęście następna okazja nadarzyła się w miarę szybko i była udana.
Zadowolona położyła rybę na trawie i usiadła przed nią, zadowolona patrząc na burego kota.
– Świetnie! – pochwalił ją i spojrzał w niebo – Akurat na sam koniec. Coraz lepiej ci idzie, Kminkowa Łapo.
Uśmiechnęła się lekko i chwyciła rybę z powrotem w pysk. Poszli razem w stronę obozu, kocur skręcił do legowiska, by schować się w cieniu, a kotka zatrzymała się, by odłożyć zwierzynę na stos. Bardzo kusiło ją, by coś zjeść, ale będąc obcą w klanie w trudnej sytuacji wolała odpuścić.
– Długo ci zeszło. – usłyszała głos i od razu wywróciła oczami.
– Sarnia Łapo. – przywitała się, odwracając do niego bokiem.
– Jak na zgraję pasożytów słabo się odwdzięczacie.
– Tak funkcjonują pasożyty. Czy kleszcze coś ci płacą za kradnięcie krwi? – uniosła brwi, dumna z siebie i w bojowym nastroju, by nikt tej dumy nie zepsuł. Nawet masywny kocur który lubił ją niepokoić samym staniem obok, machający teraz gwałtownie ogonem– O ile się orientuję, ty także jesteś uczniem. Czemu ciągle tu siedzisz? Czyżbyś był takim beztalenciem, że mentor cię olewa? – wstała i nie czekając na jego odpowiedź, odeszła z dumnie podniesionym ogonem.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz