Nie tego spodziewała się wracając z patrolu. Dosłownie nawet wieść o tym, że klifiaki przyszły z pokojowym traktatem był bardziej realny dla węglowej, aniżeli to. Miała ochotę rozwalić łeb każdemu naraz i z osobna. Mysie móżdżki! Słońce już dawno zaszło a grzmoty w oddali tylko zwiastowały kolejną nadchodzącą burzę tej nocy. Obserwowała, jak kilka kotów liże rany, nadal nie potrafiąc pojąć, jakie złe moce musiały stać po stronie tych degeneratów, aby doszło do tego. Chłodnym tonem nakazała każdemu rannemu udanie się do medyków, aby ci ocenili ich stan i w razie potrzeby - udzielili pomocy. Ona sama uniosła ogon ku górze, zwołując zebranie klanu, chociaż bardziej adekwatnym określeniem było zebranie wojowników, którzy pozostali w obozie.
Wiedziała, że zawiniła, pozwoliła aby większość sił klanu nocy była tam, gdzie ich nie potrzebowano. Prychnęła wściekła.
Przywołała do siebie Krucze Futro, Kasztanowy Dół oraz Jagodowy Krok, reszcie przekazując, aby byli w gotowości, nim wrócą koty będące na polowaniach czy treningach. Sama zaś ruszyłą w stronę wyjścia z obozu. Jej zjeżone futro było smagane przez wiatr, gdy kroczyła przed siebie, co jakiś czas z jej pyska uciekał niezadowolony pomruk. Ze wzrokiem wbitym w ziemię, próbowała nie zgubić krwawych i ubłoconych śladów, które wiodły wprost na bagna. Bała się, że jeśli nie zdążą, uciekną im a w przyszłości zaatakują klan nocy. Zamarła jednak w bezruchu, gdy usłyszała niewybredne przekleństwo. Jej uszy poruszały się we wszystkie strony, starając się, aby wyłapać podejrzany dźwięk.
— Są tam, kilka króliczych koksów przed nami — ogon burego kocura smagnął powietrze, gdy ten przywarł brzuchem do ziemi, wbijając pazury w grunt. Bengalka ostatkiem silnej woli nie wystrzeliła przed siebie, aby dopaść do tych zdrajców. Od uzyskania posady liderki jakoś tak… była bardziej powściągliwa. Młoda wojowniczka skinęła głową, gdy nadal wsłuchiwali się w szepty, zmieszane z ciężkimi sapnięciami.
Było zimno, do tego bagno pochłaniało ich kończyny, nie mogli przecież tak siedzieć. Zbożowa Gwiazda ubrudzona błotem, ruszyła przed siebie, wyskakując zza trzciny, wprost na zaskoczone Lisie Łajno. Zmęczony i ranny kocur nadal pokazywał chęć walki, wysunąwszy pazury przejechał nimi po pysku kotki.
Zamroczona uderzeniem opuściła gardę, wydając z siebie kwik, upadła na grzbiet, przytłoczona czarno-białym cielskiem, które nastąpiło łapą na jej gardło. Znowu ktoś próbował odebrać jej życie. Nie miała jednak zamiaru dopuścić znowu do podobnej sytuacji co podczas zgromadzenia. Zamachnęła się, rzucając w kocura lepką grudą błota, które przywarło do jego sierści, przysłaniając wzrok.
Płonąca niczym ogień radość zalała całe jej ciało, wykorzystując sytuację zrobiła coś, co powinna zrobić już dawno.
Z tyłu głowy miała jednak słowa Jesionowego Wichru, gdy jej kły przebijały ciemną skórę zdrajcy. Rany zadawana na barkach przez kocura, który desperacko walczył o życie, paliły ją niczym jad żmii. Mięśnie kotki były twarde niczym skała, gdy ta łapczywie wgryzała się w gardło Lisiego Łajna, wyrywając kawałki jego ciała oraz futra.
Szum krwi w uszach i wrzaski błagające o litość zdrajcy były czymś, czego zawsze pragnęła.
Za plecami usłyszała bojowy krzyk, by uderzenie serca później poczuć ostre jak brzytwa pazury, które rozcięły jej skórę na grzbiecie.
Płynnym ruchem wyrwała kocurowi tchawicę, odwracając się do kolejnego przeciwnika. Łasica widząc jak jej ojciec pada bez życia, wrzasnęła rozpaczliwie, próbując złapać za kark liderki. Ta jednak była szybsza, podskoczyła, by uderzenie serca później celowo uderzyć grzbietem o kamienny grunt. Czarno-biała rozluźniła uchwyt swych pazurów.
Wrzaski i piski mieszały się w jedno, gdy bengalka zarpała za jej ucho, dociskając głowę kotki do gruntu. Nie wiedziała, czy robi dobrze, czy tak powinien postąpić lider, jednak w obecnej sytuacji nie liczyło się dla niej nic więcej, aniżeli chęć zadania jej jak największego bólu.
Takiego, by pamiętała ją do końca swego żałosnego życia.
Wypluła z pyska urwany kotce kawał ogona, który wylądował tuż obok skrawka ucha.
Splunęła krwią, obserwując z radością, jak reszta zdrajców leży pokonana na ziemi.
— Wracamy — warknęła w stronę uciekinierów, łapiąc za kark sztywniejące ciało. Miała zamiar pokazać je reszcie, aby mogli odetchnąć spokojnie.
Dźwięk uderzającego o ziemię ciała rozległ się, gdy tylko przekroczyła granicę ich obozu. Czuła wzrok praktycznie każdego kota na sobie. Napięcie oraz nerwy dosłownie wisiały w powietrzu. Każdy chciał wiedzieć, co postanowiła. Szepty niektórych kotów dotarły do jej uszu, zastanawiali się, czy rozkaże morderstwo pozostałej szajki.
— Wykopać dół daleko od obozu i ich tam wrzucić — w jej głosie dało się wyczuć zmęczenie oraz determinację, mimo iż nie chciała dać poznać po sobie, jak wiele wysiłku ją to wszystko kosztowało. Zarówno psychicznego jak i fizycznego — A co do tego ścierwa… — dodała, kopiąc zwłoki tyrana — Zróbcie z tym co chcecie. Klanie Nocy daję wam pełne prawo do decyzji. Osądem reszty zajmiemy się później — dodała, pozostawiając ciało tam, gdzie je rzuciła.
W głowie walczyła z własnymi myślami.
Nie chciała mordować, z drugiej strony nie miała zamiaru wypuszczać na wolność tej bandy, wiedzieli o klanie nocy zbyt wiele.
Wiedziała, że zawiniła, pozwoliła aby większość sił klanu nocy była tam, gdzie ich nie potrzebowano. Prychnęła wściekła.
Przywołała do siebie Krucze Futro, Kasztanowy Dół oraz Jagodowy Krok, reszcie przekazując, aby byli w gotowości, nim wrócą koty będące na polowaniach czy treningach. Sama zaś ruszyłą w stronę wyjścia z obozu. Jej zjeżone futro było smagane przez wiatr, gdy kroczyła przed siebie, co jakiś czas z jej pyska uciekał niezadowolony pomruk. Ze wzrokiem wbitym w ziemię, próbowała nie zgubić krwawych i ubłoconych śladów, które wiodły wprost na bagna. Bała się, że jeśli nie zdążą, uciekną im a w przyszłości zaatakują klan nocy. Zamarła jednak w bezruchu, gdy usłyszała niewybredne przekleństwo. Jej uszy poruszały się we wszystkie strony, starając się, aby wyłapać podejrzany dźwięk.
— Są tam, kilka króliczych koksów przed nami — ogon burego kocura smagnął powietrze, gdy ten przywarł brzuchem do ziemi, wbijając pazury w grunt. Bengalka ostatkiem silnej woli nie wystrzeliła przed siebie, aby dopaść do tych zdrajców. Od uzyskania posady liderki jakoś tak… była bardziej powściągliwa. Młoda wojowniczka skinęła głową, gdy nadal wsłuchiwali się w szepty, zmieszane z ciężkimi sapnięciami.
Było zimno, do tego bagno pochłaniało ich kończyny, nie mogli przecież tak siedzieć. Zbożowa Gwiazda ubrudzona błotem, ruszyła przed siebie, wyskakując zza trzciny, wprost na zaskoczone Lisie Łajno. Zmęczony i ranny kocur nadal pokazywał chęć walki, wysunąwszy pazury przejechał nimi po pysku kotki.
Zamroczona uderzeniem opuściła gardę, wydając z siebie kwik, upadła na grzbiet, przytłoczona czarno-białym cielskiem, które nastąpiło łapą na jej gardło. Znowu ktoś próbował odebrać jej życie. Nie miała jednak zamiaru dopuścić znowu do podobnej sytuacji co podczas zgromadzenia. Zamachnęła się, rzucając w kocura lepką grudą błota, które przywarło do jego sierści, przysłaniając wzrok.
Płonąca niczym ogień radość zalała całe jej ciało, wykorzystując sytuację zrobiła coś, co powinna zrobić już dawno.
Z tyłu głowy miała jednak słowa Jesionowego Wichru, gdy jej kły przebijały ciemną skórę zdrajcy. Rany zadawana na barkach przez kocura, który desperacko walczył o życie, paliły ją niczym jad żmii. Mięśnie kotki były twarde niczym skała, gdy ta łapczywie wgryzała się w gardło Lisiego Łajna, wyrywając kawałki jego ciała oraz futra.
Szum krwi w uszach i wrzaski błagające o litość zdrajcy były czymś, czego zawsze pragnęła.
Za plecami usłyszała bojowy krzyk, by uderzenie serca później poczuć ostre jak brzytwa pazury, które rozcięły jej skórę na grzbiecie.
Płynnym ruchem wyrwała kocurowi tchawicę, odwracając się do kolejnego przeciwnika. Łasica widząc jak jej ojciec pada bez życia, wrzasnęła rozpaczliwie, próbując złapać za kark liderki. Ta jednak była szybsza, podskoczyła, by uderzenie serca później celowo uderzyć grzbietem o kamienny grunt. Czarno-biała rozluźniła uchwyt swych pazurów.
Wrzaski i piski mieszały się w jedno, gdy bengalka zarpała za jej ucho, dociskając głowę kotki do gruntu. Nie wiedziała, czy robi dobrze, czy tak powinien postąpić lider, jednak w obecnej sytuacji nie liczyło się dla niej nic więcej, aniżeli chęć zadania jej jak największego bólu.
Takiego, by pamiętała ją do końca swego żałosnego życia.
Wypluła z pyska urwany kotce kawał ogona, który wylądował tuż obok skrawka ucha.
Splunęła krwią, obserwując z radością, jak reszta zdrajców leży pokonana na ziemi.
— Wracamy — warknęła w stronę uciekinierów, łapiąc za kark sztywniejące ciało. Miała zamiar pokazać je reszcie, aby mogli odetchnąć spokojnie.
Dźwięk uderzającego o ziemię ciała rozległ się, gdy tylko przekroczyła granicę ich obozu. Czuła wzrok praktycznie każdego kota na sobie. Napięcie oraz nerwy dosłownie wisiały w powietrzu. Każdy chciał wiedzieć, co postanowiła. Szepty niektórych kotów dotarły do jej uszu, zastanawiali się, czy rozkaże morderstwo pozostałej szajki.
— Wykopać dół daleko od obozu i ich tam wrzucić — w jej głosie dało się wyczuć zmęczenie oraz determinację, mimo iż nie chciała dać poznać po sobie, jak wiele wysiłku ją to wszystko kosztowało. Zarówno psychicznego jak i fizycznego — A co do tego ścierwa… — dodała, kopiąc zwłoki tyrana — Zróbcie z tym co chcecie. Klanie Nocy daję wam pełne prawo do decyzji. Osądem reszty zajmiemy się później — dodała, pozostawiając ciało tam, gdzie je rzuciła.
W głowie walczyła z własnymi myślami.
Nie chciała mordować, z drugiej strony nie miała zamiaru wypuszczać na wolność tej bandy, wiedzieli o klanie nocy zbyt wiele.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz