— A czy u ciebie wszystko w porządku? Wyglądasz dosyć mizernie, nie chcesz czegoś na wzmocnienie? Mamy nawet spore zapasy, znajdzie się coś dla ciebie. — usłyszał.
Kocur nie wiedział kiedy ostatnio usłyszał takie pytanie. Łzy pojawiły się w pomarańczowych ślipiach. Wiedział, że wyglądał mizernie. Czuł się o wiele gorzej. Piekło dziejące się w jego umyśle nie pozwalało mu spać. Z ciągłego stresu nie potrafił jeść. Futro leciało z niego jak liście z drzew porą opadających liści. Ciągle widział ich pyski. Martwej Zajęczego Omyku jej kociąt. Dręczyły go za każdym razem, gdy tylko ośmielił się zamknąć ślipia.
— Mysi Kroku...? — miauknął zdezorientowany medyk.
Kremowy nie potrafił powstrzymać płaczu. Był taki bezradny. Był tylko problemem. Ciężarem. Nie powinien żyć. Był mordercą. Mordercą, który wywinął się z kary. Mordercą, który nie zasługiwał na dalsze życie.
— J-ja... j-ja... — zaczął, ale jedynie lament wydobył się z jego pyska. — J-ja... n-nie... n-nie... n-nie... p-po... p-powinienem... żyć...
Zdezorientowany Bluszczowe Pnącze podszedł do niego.
— Mysi Kroku, uspokój się. Dlaczego tak uważasz?
Pomarańczowe ślipia z desperacją spojrzały na niego.
Czy powinien...?
— Nikomu nie powiem. Legowisko medyków zawsze będzie dla ciebie otwarte. Nieważne co powiesz. — zapewnił medyk, spoglądając na niego.
Kocur przełknął ciężko ślinę. Nerwowy dreszcz przeszedł przez jego ciało. Otworzył pysk, ale jedynie cichy jęk wydobył się z niego. Ślipia wypełniły się łzami. Wahał się. Zasługiwał na karę. Pragnął jej. Lecz strach przed śmiercią był równie silny. Pokręcił łbem. Zbyt długo z tym zwlekał.
— J-ja... z-zabiłem... j-ja... z-zabiłem... j-ją.... — wyznał z płaczem Mysi Krok, chowając pysk za łapami.
Nie potrafił mu spojrzeć w pysk.
<Bluszczyk, oddaje jednak ster panu psychologowi>
— Mysi Kroku...? — miauknął zdezorientowany medyk.
Kremowy nie potrafił powstrzymać płaczu. Był taki bezradny. Był tylko problemem. Ciężarem. Nie powinien żyć. Był mordercą. Mordercą, który wywinął się z kary. Mordercą, który nie zasługiwał na dalsze życie.
— J-ja... j-ja... — zaczął, ale jedynie lament wydobył się z jego pyska. — J-ja... n-nie... n-nie... n-nie... p-po... p-powinienem... żyć...
Zdezorientowany Bluszczowe Pnącze podszedł do niego.
— Mysi Kroku, uspokój się. Dlaczego tak uważasz?
Pomarańczowe ślipia z desperacją spojrzały na niego.
Czy powinien...?
— Nikomu nie powiem. Legowisko medyków zawsze będzie dla ciebie otwarte. Nieważne co powiesz. — zapewnił medyk, spoglądając na niego.
Kocur przełknął ciężko ślinę. Nerwowy dreszcz przeszedł przez jego ciało. Otworzył pysk, ale jedynie cichy jęk wydobył się z niego. Ślipia wypełniły się łzami. Wahał się. Zasługiwał na karę. Pragnął jej. Lecz strach przed śmiercią był równie silny. Pokręcił łbem. Zbyt długo z tym zwlekał.
— J-ja... z-zabiłem... j-ja... z-zabiłem... j-ją.... — wyznał z płaczem Mysi Krok, chowając pysk za łapami.
Nie potrafił mu spojrzeć w pysk.
<Bluszczyk, oddaje jednak ster panu psychologowi>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz