Jeszcze porą Nowych Liści
Z zafascynowaniem obserwował zachodzące w jego otoczeniu zmiany. Śnieg licznie przykrywający w uprzedniej porze ziemię, roztapiał się, pozostawiając za sobą mokre kałuże. Na jego miejscu pojawiła się trawa. Drzewa natomiast nie były już takie puste, jak wcześniej – na jeszcze do nie dawna łysych gałęziach gęsto powyrastały zielonkawe liście, dodając środowisku przyjemniejszych dla oka barw.
Szafirek poczuł również promienie ciepła, bijące od widocznego na niebie słońca. Lekki wiatr łaskotał jego niebieskie futerko, gdy wyszedł na chwilę z żłobka. Przyglądał się pobudzonej do życia naturze, która sprawnie zbierała się po mroźnej Porze Nagich Drzew. Było to dla niego bardzo ciekawe zjawisko, a obserwacja tego zdawała się pod każdym względem lepsza od kontaktów z członkami rodziny. I to właśnie oni stanowili problem.
Jego w miarę dobry humor przerwały krzyki zabawy jego rodzeństwa, dochodzące z wewnątrz kociarni. Warknął cicho, chcąc by ci się jak najszybciej uspokoili, ale i nie miał sił wchodzić z nimi w zbędne dyskusję. Nigdy nie lubił przebywać w ich towarzystwie, ale dzisiaj to już wyjątkowo go irytowali swoim zachowaniem. Fuknął tylko na nich, odwracając się tyłem i spoglądając w dal, przed siebie. Zauważył jak niektórzy wojownicy przynosili jedzenie do żłobka, zostawiając je u karmicielek. Niektóre olewały dobroczyńców i zajmowały się posiłkiem, a inne z wdzięcznością uśmiechały się do ich wybawicieli od głodu.
Czy jak on zostanie kiedyś mianowany, to również będzie musiał wykonywać takie żałosne i mało rozwijające zadanie? Z różnych usłyszanych opowieści w głowie widniał mu inny obraz – chciał walczyć z przeciwnikami i bronić swojego klanu, poczuć adrenalinę w swoich żyłach i zaznać smaku przygody. Po prostu odczuć, że naprawdę żyje i jest na coś przydatny, zamiast ograniczać swój los do terenów obozu.
Powoli zaczynał się tutaj nudzić i denerwować, zwłaszcza wtedy, gdy ktoś zapraszał go do zabawy. Nie interesowało go to - wolał rozmawiać z innymi, bardziej doświadczonymi kotami. Wypytywał ich o interesujące go rzeczy. Zapamiętywał najważniejsze fakty, a resztę wyrzucał ze swojej głowy, gdyż uważał to za zbędne zaśmiecanie w niej miejsca. Wycharczał wiązankę przekleństw, starając się opanować swoje nerwy, kiedy jeden z jego rówieśników pacnął go w grzbiet, wołając przy tym radośnie „Berek”.
Jeżeli zaraz się to powtórzy, to ktokolwiek tego nie zrobi, to popamięta sobie na długo, aby nie przeszkadzać mu, gdy chce pobyć w samotności. Szczególnie, że izolacja od bandy kretynów była najprzyjemniejszym, co mogło go spotkać w tym dniu
oh Szafir, zapowiadasz się na ciekawego kota
OdpowiedzUsuń