Chaos emocji tańcował w jej umyśle. Siedziała sztywno. Tylko tyle potrafiła zrobić.
Zraniła ją.
Wypowiedziała słowa, których nigdy nie powinna mówić. Nie do niej. Nie do Kamiennej Agonii.
Poczuła ciepły oddech na karku. Skuliła się bardziej w obawie przed najgorszym.
— Nie musisz być wyjątkowo inteligentna, by wiedzieć, że nie lubię słabości. — syknęła zastępczyni.
Wilcza Zamieć zacisnęła mocniej ślipia. Miała rację. Nienawidziła jej. Gardziła całym sercem. Siwa była ucieleśnieniem słowa słabość. Wątła, wychudzona, mała, drobna, krucha. Jej posiwiałe futro niegdyś czarne nie świadczyło o sile. Jej płacz, którym zanosiła się tak często także.
—A stchórzyłam, bo cholerna Szczypiorkowa Łodyga sprowokowała mnie do powiedzenia tych słów. Nie bądź głupią, wronią strawą. I jeśli kiedykolwiek będziesz chciała usłyszeć ode mnie jakiekolwiek rady, to dam ci jedną. Nie ulegaj takim kotom!
Wilcza Zamieć wbiła sztywną kończynę mocno w suchą ziemię. Straciła wszystko na czym jej zależało. Wszystkie jej starania oraz obawy stały się nieważne. Były niczym wobec tego co dziś się wydarzyło. Co dziś zostało przekreślone. Nie miała nic do stracenia. Wszystko już runęło. Wbiła pazury w piach.
— N-nie... n-nie... d-dawaj r-rad, k-któ... k-których... s-sama... n-nie... p-po... p-potrafisz... s-stosować... — miauknęła ze złością Wilcza Zamieć.
Złością?
Sama zaskoczona odwróciła się niepewnie w stronę zastępczyni. Zielone ślipia także zdawały się tego nie spodziewać. Lecz wystarczyło uderzenie serca by zamieniła się w gniew. Nastroszone futro sprawiło, że siwa zrobiła krok w tył. A po nim drugi.
— Co masz na myśli, lisi bobku? Nie doceniasz tego. Nie ma kota, który nie popełnia błędów, więc nie wiem do czego próbujesz dążyć. — syknęła Kamienna Agonia, jeżąc sierść.
Wilcza położyła uszy. Wbiła zdrowe ślipię w czarną kotkę. Dziś nie mogła się cofnąć. Dziś musiała zrobić coś czego normalnie nigdy się nie odważyła.
— T-ty... t-ty... po... p-popełniasz... i-ich... z-zde... z-zdecydowanie... z-za... du-dużo. — zaczęła, czując jak gula w jej gardle rośnie coraz szybciej.
Granica goryczy z gniewem zacieśniały się coraz mocniej.
Granica goryczy z gniewem zacieśniały się coraz mocniej.
— Cią... c-ciągle... k-k... k-krzyczysz. C-ciągle... je... j-jesteś... z-zła. C-cią... ciągle... j-jesteś... p-po... p-pozbawiona... e-emocji. Cią... c-ciągle... j-je... j-jesteś j-jak... k-kamień, o któ... którego... w-wszystko... w-wszystko... s-się... od-odbija... — odparła, nie powstrzymując drżącego głosu.
Zrobiła niepewny krok w stronę kotki.
Kotki, która tak wiele razy ją zraniła.
Kotki, przez którą tyle wycierpiała.
Przez którą przepłakała tyle nocy.
Kotki, która tak wiele razy ją zraniła.
Kotki, przez którą tyle wycierpiała.
Przez którą przepłakała tyle nocy.
— W-wcale... s-się... o-od... n-nich.. n-nie... n-nie... r-różnisz. T-tak... t-tak... s-samo ob-obojętna... n-na w-wszystko... c-co... na... n-nazywasz... sła... s-słabością. T-tak... s-samo... k-kłamliwa. J-ja... j-ja... ja c-ci... wie... w-wierzyłam, a... t-ty, a... t-ty... w-wbiłaś... mi... cie... cierń... p-prosto... w-w... se... s-serce. T-to... to... w-wszystko... było kła... k-kłamstwem... pra... p-pra... p-prawda...? — zbliżyła się do czarnej kotki.
Widząc znów maskę obojętności w jej ślipiach, poczuła niepohamowany gniew. Wściekłość. Gorycz. Rozpacz. Nawet teraz. Nawet teraz śmiała robić do niej taki wyraz pyska. Nawet teraz śmiała być wobec jej obojętna. Nieczuła.
Swym wątłym ciałem Wilcza wskoczyła na kotkę, przewracając niespodziewającą się tego zastępczynie. Z hukiem runęły na ziemię. Piach wzbił się w powietrze, okrywając ich czarne futra kurzem. Poczuła tylne łapy kotki na swoim brzuchu. Boleśnie wbijały się z coraz większą siłą w wnętrzności siwej. Kamienna Agonia prychnęła groźnie, próbując ją zrzucić z siebie. Warczała, szamocząc wściekłe, byle wyrwać się z pod chudym siwych łap.
Swym wątłym ciałem Wilcza wskoczyła na kotkę, przewracając niespodziewającą się tego zastępczynie. Z hukiem runęły na ziemię. Piach wzbił się w powietrze, okrywając ich czarne futra kurzem. Poczuła tylne łapy kotki na swoim brzuchu. Boleśnie wbijały się z coraz większą siłą w wnętrzności siwej. Kamienna Agonia prychnęła groźnie, próbując ją zrzucić z siebie. Warczała, szamocząc wściekłe, byle wyrwać się z pod chudym siwych łap.
— Puść mnie głupia albo powyrywam ci wszystkie wąsy! — charczała na nią, wbijając nienawistne spojrzenie w słabą sylwetkę. — Ogłuchłaś nagle? Puszczaj, wronia strawo! Puszczaj!
Wilcza nie zamierzała do tego dopuścić. Z całych sił trzymała wierzgającą pod nią kotkę. Nie dopóki nie wyciągnie z niej wszystkiego. Dopóki jej gniew i smutek nie znajdą ujścia.
— C-czemu... C-czemu... n-nig... n-nigdy... n-nie... pła... p-płaczesz? N-nawet... na... n-nawet w-wtedy... k-kiedy.... k-kiedy... P-piasek... k-kiedy... o-ona... ona... z-za... z-zabiła... t-twoją... m-mame...?
<Kamień?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz