Słysząc znajomy głos, odwrócił się w stronę rudego kocurka. Na widok paskudnej blizny na klatce piersiowej ucznia położył uszy. Nie wiedział, jak do niej doszło, ale na pewno, gdyby Rudzik miał lepszego mentora blizna nie zdobiłaby jego ciała.
— M-myślisz, że znajdziesz d-dla mnie chwilę czasu? Chciałbym t-trochę z tobą pobyć, m-możemy p-pójść na j-jakiś spacer? — zapytał siostrzeniec.
Niezapominajek spojrzał na koty wracające z patrolu. Do wyznaczenia następnego było kawał czasu.
— Bardzo chętnie. — mruknął do kocurka. — Masz jakieś miejsce, gdzie chciałbyś się wybrać?
Rudzik pokręcił łbem.
— To w takim razie ja ci pokażę pewne. Nie wiele kotów o nim wie. — miauknął tajemniczo. — Na pewno ci się spodoba.
Oczy młodego kocurka zaświeciły ciekawością. Niezapominajek skierował się do wyjścia, a Rudzik podążył za nim.
— A-a moja m-mama wie? O t-tym miejscu? — zapytał, idąc obok zastępcy.
Van wskoczył na kłodę, prowadzącą do polany. Spojrzał na siostrzeńca.
— Na razie nie. Będziesz pierwszym kotem, któremu pokażę to miejsce. — oznajmił.
Pomarańczowe ślipia otworzyły się szerzej. Wskoczył za wujkiem na powalony konar. Zatrzymał się na uderzenie serca, by spojrzeć na łapy zastępcy.
— N-na pewno jestem g-godny? — miauknął niepewnie kocurek.
Niezapominajek uśmiechnął się do ucznia.
— Nie znam nikogo godniejszego tej wiedzy. — odparł pewnie.
Na widok wypełniających się radością i dumą ślip siostrzeńca nie umiał się nie uśmiechnąć. Nawet jego ogon lekko uniósł się ku górze podobnie jak zazwyczaj spuszczony nisko łeb. Ruszyli dalej w podróż. Szli przez polanę, aż w kroczyli do lasu. Tam Niezapominajek zwolnił, rozglądając się. Którędy szli tamtej nocy? Pamięć płatała mu figle, ukazując różne ścieżki. Za mało skupił się na drodze wtedy. Żółte ślipia sprawiły, że nie zważał tak mocno jak zazwyczaj na otoczenie. Niepewnie skierował łapy w stronę zagajnika sosen. Nie chciał błądzić i zbłaźnić się przy Rudziku. Ukrywanie problemu z pamięcią przed wojownikami już i tak było zbyt czasochłonne i wymagające. Szli w ciszy. Zastępca coraz bardziej stresował się, że zawiedzie swojego siostrzeńca. Obiecał mu podróż do magicznego miejsca, a w końcu sam nie umiał do niego trafić. Rozpaczliwie rozglądał się po okolicy.
— W-wszystko w porządku, w-wujku? — zapytał Rudzik.
Niezapominajek niepewnie odwrócił się w jego stronę.
— Dawno tam nie szedłem. — wyznał, starając się ukryć smutek w ślipiach. — Ale nie zamierzam się poddawać. Skręcimy za tamtym dębem i zobaczymy czy w końcu się uda.
Rudy kiwnął łbem, spoglądając na zastępcę. Niezapominajek cicho modlił się do przodków, żeby miał rację. Podeszli do potężnego starego dębu. Jego liczne liście przysłaniały prawie całe niebo.
— T-tu też jest pięknie, w-wujku. — wyznał Rudzikowa Łapa.
Niezapominajek uśmiechnął się lekko, słysząc te słowa.
— To pewnie tamto miejsce jeszcze bardziej ci się spodoba. — stwierdził i obszedł dąb.
Niewielka polana otoczona sosnami i dębami ukazała się jego ślipią. Na jej widok odetchnął z ulgą. Udało się. Trafili. Pewnym krokiem wkroczył na miękki mech, który przecinały pojedyncze kosmyki traw. Powalone drzewo, które porastały liczne mniejsze rośliny wyglądało zupełnie inaczej w świetle dziennym. Gdzieniegdzie pojawiły się także paprocie, które musiały wyrosnąć przez te księżyce.
— Rudziku. — zawołał siostrzeńca, który został przy starym drzewie. — To tutaj.
<Rudzik masz tu perfecto miejsce na randkę>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz