- Idziemy na randkę. - stwierdziła nieoczekiwanie Marchewka, wstając ze swojego legowiska.
- Słucham?
- To co powiedziałam. Masz urządzić randkę. Dla nas obojga.
- A z jakiej to okazji...?
- Jesteśmy już trzy księżyce razem! - powiedziała radośnie ruda. - Z resztą, jesteś moim partnerem, prawda? Partnerzy chodzą na randki.
Westchnął.
- To tak nie dzia-
- Jak to tak nie działa? Działa. Głupoty opowiadasz Pyłku. - powiedziała niby spokojnie ale w oczach pojawił jej się wrogi błysk, który zwiastował co się z nim stanie gdy odmówi.
Mimo wszystko był przecież Jałowym Pyłem prawda? Maszyną do robienia problemów na czterech łapach.
- To nie ma sensu. To nie tak, że jak chcesz randkę to ci to od razu zrobię. Miałem iść na polowanie z Kamienną Agonią wieczorem..
I jak zwykle powiedział coś czego nie powinien.
- Aha! Czyli wolisz tą gnijącą wronią strawę ode mnie tak?!
Chciał wykrzyczeć potwierdzenie, ale stwierdził że i tak się już wkopał.
- N-nie to nie t-tak. - zająkał się czując palący wzrok rudej. - Oczywiście że nie.
Marchewkowy Grzbiet podniosła jedną brew.
- Phmf! Dobra, Jałowy, teraz ci odpuszczę ale...
- Ale?
- Musisz mi zrobić przeprosinową randkę.
Naprawdę ten świat go nienawidzi.
***
Więc tak. Musiał przygotować randkę. Mus to mus. Tylko problem taki, że on się na tym nie znał. Nie znał się ani na uczuciu, jakim darzyła go Marchewka, ani o tym jak powinien darzyć nią. Nie miał jak się też dowiedzieć. Jakiś dramat.
Musiał korzystać z tego co miał w głowie.
Więc tak... zachód słońca. Najbardziej romantyczne co mógł tylko wymyślić. A do tego jak tanie! Zerwie chwasta, upoluje dwie piszczki, powie że wygląda pięknie i chyba z głowy... prawda?
Uh, to wszystko jest takie trudne. Wiedział że Marchewka jest wybredna. Musi dostać wszystko co najlepsze i co najoryginalniejsze. Jej się nie zbajeruje mleczem z błota i chudym szczurem. Wymierzy ci w twarz i powie że musisz dać jej teraz 2 przeprosinowe randki.
Ciekawe czy uda mu się coś zbajerować na czas.
***
- Okej.. chyba wszystko gotowe.. - stwierdził, przyglądając się swojemu dziełu. Tom był obrzucony płatkami i główkami kwiatów, od których kręciło mu się w nosie i miał wrażenie że zaraz ten cukierkowy zapach go udusi. Aby nie było sam wyglądał zaczepiście - wyczyścił futro, które teraz było piękne i błyszczące. A jakże puchate! Jakoś ostatnio nie bardzo dbał o bycie tak czystym. Fajnie było być wypucowanym jak legowiska rudych. Przyjemnie.
Plan na randewu też był prosty. Zaczerpnął parę tekstów niewiadomego pochodzenia z obozu.
Jakoś to będzie.
***
- To gdzie ty mnie zapro- - spytała Marchewka i gdy ujrzała udekorowane otoczenie stanęła by podziwiać.
- Wszystko d-dla ciebie. - odparł Jałowy Pył zmieszany. Nienawidził tych słodziutkich formułek. Zwłaszcza mówionych do takich... Zdzir.
- Przepięknie tutaj. Postarałeś się.
Zapadła krótka cisza.
- Może usiądziemy i coś zjemy? - spytał, czując się niekomfortowo.
- Oczywiście! Jestem pewna że dla mnie przygotowałeś coś specjalnego.
Ta, jasne. Jeśli specjalnym nazwiesz świeżego królika z stokrotkami w futrze. Był zadowolony z choć odrobinę oryginalnego pomysłu. A kotka nie wydawała się być zła na to co przygotował. Chociaż odrobinę spokoju.
Zasiedli do posiłku w ponownie głuchej ciszy. Aż mu dzwoniło w uszach.
- Wiesz Marchewko... - wydusił z siebie, momentalnie zapominając o wszystkich swoich planowanych tekstach.
- Tak? - odpowiedziała, spodziewając się czegoś co uniesie ją na wyżyny romantyzmu. Z deszczu do kałuży.
- T-twoje oczy lśnią jak księżyc na niebie. Są cu-udowne,
Kurna, przestań się jąkać!
- Słodki jesteś. Ty też wyglądasz dzisiaj nieziemsko. - uśmiechnęła się zauroczona. To przyniosło mu chwilowy zastrzyk odwagi.
- Jak to jest, zawsze wyglądać tak pięknie jak ty?
Marchewce zalśniły oczy.
- Twoje imię powinno być piękniej-jsze, O wiele. Nie jesteś pustą marchewką. Jesteś jak.. jak... - zabrakło mu słów. Wymyśl coś głupcze!
- ...jak motyl. Podoba ci się Motyli Grzbiet?
Wiedział że wychodzi na debila. Okropnie czuł zawstydzenie i rozczarowanie samym sobą, mówiąc oklepane teksty jakimi rudzi podrywają wlepione w nich kocice. Eh.
Marchewka się tylko na niego patrzyła, czekając na więcej. To było niezręczne.
- Kiedy jesteś obok mnie wszyscy mrużą oczy, bo lśnisz jak gwiazda.
I zasób mu się skończył. A ruda chciała więcej.
Skończyli już posiłek, a słońce zaczęło zachodzić. Przywołał ruchem ogona karmicielkę do siebie. Siedzieli tak blisko siebie przez kilka minut. Wiedział doskonale czego chciała od niego Marchewkowy Grzbiet. Jakiego zdania, które nie przechodziło mu przez gardło w żaden możliwy sposób.
Musiał.
- Marchewko...
Wielka chwila.
- K-koch-am c-cię.. - powiedział, czując się jakby wypluwał kłaczka. Nikt by nie stwierdził, że to słowo było jakieś dziwne, ale dla Jałowego Pyłu to miało ogromne znaczenie. Wielkie jak cholera. Było dla niego po prostu ważne, a w tej sytuacji czuł się jakby złamał jakąś ważną zasadę.
- Uwielbiam jak się jąkasz. Jesteś uroczy, Pyłku. Chcę cię mieć już na zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz