Z tamtej chwili pamiętał tylko gram emocji, wydobywających się z dna jego serca. Gniew, żal, smutek, odradzająca się dawna chęć zdobycia jakiejś silnej przyjaźni. To ostatnie zdusił bardzo mocno, nie chcąc znowu wrócić do zachowywania się jak jakaś pizda. Nie zamierzał się cofać w rozwoju, już nigdy więcej.
Nocna Łapa została wygnana. Nie ukończyła treningu, nie wykazując żadnych progresów w nauce walki, polowania czy nawet zwykłego przestrzegania Kodeksu. Skończyła jako samotnik, urodzona na wolności, przyniesiona do klanu, w którym widocznie czuła się jak w klatce.
Przejmował się nią na swój sposób. W końcu to była córka, którą przez przypadek stworzył. Jedna z trzech, dwie pozostałe - Stokrotkę i Burzę - pamiętał jako małe kociaki. Obie niebieskie, jedna pokryta białymi plamami bieli, druga jednolita. Nie pamiętał koloru ich oczu, jednak na początku cieszył się, że chociaż na jedną będzie miał oko.
Podczas niewoli udało mu się dowiedzieć o chorobie Nocnej Łapy, dzięki Pierzastej Mordce i jej pokrewieństwu z Fasolową Łodygą. Za pomocą Borsuczego Kroku zdołał wyprosić dla niej więcej pożywienia, by czarna lepiej przeżyła ten trudny okres. Próbował zwędzić dla niej zioła, w wyniku czego utracił ogon, a w nim samym zaszły zmiany.
Świtająca Maska stał się chłodny, nie żałując tego.
Siedział w legowisku uczniów, czując lagodny zapach Nocy, unoszący się w powietrzu. Wziął kilka głębokich oddechów. Kiedyś kotka pachniała ziołami jak matka, lecz futro czarnej zdołało już przesiąknąć zapachem lasu i Klanu Wilka.
Wyszedł, idąc w kierunku wyjścia z obozu. Usiadł, widząc widoczne na ziemi ślady córki. Coś w sercu go ukłuło, nie wiedział nawet co. Emocje, chcące na powrót się uwolnić? Żal? Nienawiść?
Umysł odpowiedział, że tęsknota, a serce pokazało mu tylko pustkę, która pojawiła się kilka dni po spotkaniu z Orlikowym Szeptem.
Ostatnia wizualna pamiątka po Konwalii, jego Konwalii, zniknęła na zawsze w odmętach samotniczego życia, a on pozostał sam ze sobą.
Wrócił do swoich zajęć i obowiązków, nie oglądając się za siebie na zachodzące słońce.
Nocna Łapa została wygnana. Nie ukończyła treningu, nie wykazując żadnych progresów w nauce walki, polowania czy nawet zwykłego przestrzegania Kodeksu. Skończyła jako samotnik, urodzona na wolności, przyniesiona do klanu, w którym widocznie czuła się jak w klatce.
Przejmował się nią na swój sposób. W końcu to była córka, którą przez przypadek stworzył. Jedna z trzech, dwie pozostałe - Stokrotkę i Burzę - pamiętał jako małe kociaki. Obie niebieskie, jedna pokryta białymi plamami bieli, druga jednolita. Nie pamiętał koloru ich oczu, jednak na początku cieszył się, że chociaż na jedną będzie miał oko.
Podczas niewoli udało mu się dowiedzieć o chorobie Nocnej Łapy, dzięki Pierzastej Mordce i jej pokrewieństwu z Fasolową Łodygą. Za pomocą Borsuczego Kroku zdołał wyprosić dla niej więcej pożywienia, by czarna lepiej przeżyła ten trudny okres. Próbował zwędzić dla niej zioła, w wyniku czego utracił ogon, a w nim samym zaszły zmiany.
Świtająca Maska stał się chłodny, nie żałując tego.
Siedział w legowisku uczniów, czując lagodny zapach Nocy, unoszący się w powietrzu. Wziął kilka głębokich oddechów. Kiedyś kotka pachniała ziołami jak matka, lecz futro czarnej zdołało już przesiąknąć zapachem lasu i Klanu Wilka.
Wyszedł, idąc w kierunku wyjścia z obozu. Usiadł, widząc widoczne na ziemi ślady córki. Coś w sercu go ukłuło, nie wiedział nawet co. Emocje, chcące na powrót się uwolnić? Żal? Nienawiść?
Umysł odpowiedział, że tęsknota, a serce pokazało mu tylko pustkę, która pojawiła się kilka dni po spotkaniu z Orlikowym Szeptem.
Ostatnia wizualna pamiątka po Konwalii, jego Konwalii, zniknęła na zawsze w odmętach samotniczego życia, a on pozostał sam ze sobą.
Wrócił do swoich zajęć i obowiązków, nie oglądając się za siebie na zachodzące słońce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz