time skip do teraz
Wrócił z patrolu, zadowolony, że życie toczyło się względnie spokojnym torem. Dzieci rosły, Cętkowany Kwiat wydawała się szczęśliwsza niż zwykle.
Jedynie widok niezbyt zadowolonej Niebiańskiego Kwiatu wzbudziło w białym kocurze podejrzenia, czy wszystko rzeczywiście było w porządku i pełne harmonii.
Przystął. Czy rzeczywiście dobrym wyjściem okazałoby się zagadanie do córki? Sam wolał posiedzieć sam podczas gorszego dnia, a niektórzy wręcz pragnęli zapomnieć o ciążącym smutku i gadali w kółko i w kółko jak najęci. Chwilę się zastanawiał nad następnym krokiem, poruszając wibrysami w rytm powiewającego wiatru.
Spojrzenia ojca i córki spotkały się w tej samej sekundzie. Orlikowy Szept uśmiechnął się nieśmiało, a Niebiański Kwiat odwzajemniła uśmiech.
Mała Niebo. Jeszcze nie tak dawno widział ją jako ślepe kocię w żłobku, pijące mleko przy ciemnym futrze Cętkowanego Kwiatu. Pamiętał chwilę, gdy na zgromadzeniu obiecał jej pomoc w zdobywaniu kontaktów z innymi kotami w jej wieku. Tłumaczył kilka razy, że mianowanie na ucznia to nowy rozdział w życiu, a nie koniec świata.
W niebieskich oczach zaszkliły się delikatne łzy wzruszenia. Orlik nadal nie przepadał za dziećmi i bał się3 posiadania małych kulek pod własnymi łapami, lecz ostatecznie pokochał swoje trzy pociechy.
- T-tato? Coś nie tak? - zająknęła się Niebiański Kwiat do rodzica.
- Nie, nie... Wszytkie gra... Dobrze się czujesz? Nie zjadłaś czegoś niestrawnego lub nieświeżego? Boli cię brzuch? - miauczał. Zestresował się. Czuł to, bo serce zaczęło mu mocniej bić, a język plątał się pod wpływem każdego wypowiadanego słowa. - P.. Przeje...przjedzmy... Znaczy... Przej... Psie... Przejdźmy się gdzieś razem - zdołał w końcu powiedzieć biały.
Niebiański Kwiat uśmiechnęła się delikatnie, podeszła do ojca i otarła się o jego kark.
- Spokojnie, tato, wszystko gra. Wstałam dzisiaj lewą łapą, a na spacer... Zwarta i gotowa... Gonisz! - miauknęła, dotykając nosem rozdartego na pół ucha białego. Zaczęła biec w kierunku wyjścia z obozu, a kocur pobiegł prosto za nią.
Ganiali siebie wzajemnie przez dłuższą chwilę. Zbliżał się wieczór, a wiosenne powietrze stawało się coraz chłodniejsze.
Orlikowy Szept ucieszył się, że w końcu mógł przeżyć trochę czasu z własnym dzieckiem. Żałował braku obecności Świerszczyka czy Tupot, z nimi od dawna nie rozmawiał. Przez obowiązki, pożar, z czasem przez zwykły brak tematu do zagadania.
Wojownicy upadli na ziemię, dysząc. Biegali naprawdę długo, chociaż nie oddalili się na obozu na więcej niż kilka żabich skoków. Spojrzał na własne dziecko i serdecznie się zaśmiał, pełen szczęścia i radości. Liliowa wyglądała na zadowoloną jak nigdy wcześniej.
- Co powiesz na wspólne oglądanie gwiazd, gdy zajdzie słońce? - zapytał się Orlikowy Szept. Chciał wydłużyć czas spędzony z dzieckiem, a co nie łączy bardziej niż oglądanie srebrnych punkcików?
<Niebo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz