W ciągu tych dwóch księżyców zmieniło się więcej, niż Cis chciałaby, by się zmieniło. W kociarni pojawiły się nowe zapachy, Złota i Wilczek zostali uczniami, przez co nie mogła już się więcej z nimi bawić. Wzrok dalej nie wrócił, a komfort życia nie poprawił się ani trochę, przez co zostawała w tyle. Nie mogła bawić się tak sprawnie, jak inne kocięta, nie mogła tak samo szybko biegać, a w przypadku biegu małe wypadki zdarzyły się jej częściej.
Dni mijały raczej wolno, na dłuższą metę gubiąc się w masie innych, takich samych albo chociaż podobnych. Wszystko właściwie zlało się w jedno, a jedynym wydarzeniem, które wyznaczało czas, było mianowanie Cisu i Pokrzywka, zbliżające się wielkimi krokami. Mieli już w końcu dwa księżyce!
Od dłuższego czasu lodowate podmuchy nie błądziły w żłóbku, a słodki zapach ogarniał obóz. Było zdecydowanie cieplej, a Cis, mimo wyjaśnień mamy nie potrafiła pojąć dlaczego. W końcu czemu z zimnych dni nagle wszystko zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni? Kotka nie potrafiła tego pojąć, jak bardzo, by się nie starała.
W trakcie jednego z wielu dni żłóbek odwiedziła jakaś postać, wcześniej pojawiająca się już w urywkach wspomnień, które Cis była w stanie przywołać do siebie tamtego dnia. Kot wydawał się zmęczony i zły na wszystko, a srebrnej kotce zrobiło się go nawet szkoda. Ton głosu przybysza i jego zapach wskazywał na to, że ma dość żłóbka i właściwie to całego życia. Gdy ruszył w stronę wyjścia córka Fasolowej Łodygi, szybko skierowała się w jego stronę truchtem, ignorując spojrzenia matki, gdyż cóż, najzwyczajniej w świecie ich nie widziała. Gdy w końcu dotarła do kota, ten zatrzymał się.
— Proszę pana, czemu wydaje się pan zły? — zapytała Cis, naiwnie spoglądając na Potrójny Krok swoimi lekko zamglonymi ślepiami.
<Trójko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz