time skip do teraz
Nastała wiosna. Pora roku, podczas której każde życie odnawia się i powraca do dawnej rutyny. Kolorowe ptaki śpiewały głośno, chmurki pędziły powolnie i leniwie po niebieskim pastwisku nieba, a Klan Burzy... Żył. Zwyczajnie sobie żył. W spokoju, harmonii. Bez szukania zwady, wojny, zbytecznych problemów.
Biały obudził, rozciągnął cialo, prezentując skryte pod futrem blizny po walce o Klan Wilka. Ziewnął, czując burczenie w brzuchu. Spokojnym krokiem udał się do stosu ze zwierzyną i zjadł pliszkę.
Kątem oka zauważył Jałowcowy Świt. Wojownik leżał sam z boku. Biały postanowił dotrzymać mu trochę towarzystwa, bo młodszy od niego nie wyglądał zbyt pogodnie. Bycie samemu na dłuższą metę w taki piękny dzień to prawdziwe marnotrastwo.
Niebieskooki wpadł na pomysł, jak może zachęcić Jałowcowy Świt do działania.
Podszedł do znajomego z nieśmiałym uśmiechem na ustach.
- Witaj... Co powiesz na mały wyścig do traktoru, gdy coś zjesz? Jadłeś coś w ogóle? - zapytał się Orlikowy Szept, unosząc brew.
- Jeszcze nie, ale zamieszałem - powiedział niezbyt ochoczo arlekin, który ostatecznie wstał, podszedł do stosu ze zwierzyną i spożył jeden z kawałków mięsa. - I... Wyścig? Czemu nie. Z chęcią.
Orlikowy Szept poczekał na swojego towarzysza przy wejściu do obozu. Popatrzył na rosnącą w pobliżu trawę, przypominając sobie moment pożaru, gdy ziemia stała się czarniejsza od futra niejednego czarnego kota. Pamiętał ogniste płomienie, gorące i pożerające nieuważnych wojowników. Przypomniał sobie mrożący krew w żyłach krzyk Burzowego Mrozu, brata Cętkowanego Kwiatu, wówczas umierającego. Wtedy uciekła Konwaliowe Serce, a cały klan na chwilę utracił swój dom.
- Oby taka sytuacja nigdy się nie powtórzyła - szepnął pod nosem, kręcąc głową. Trauma po tych wydarzeniach na szczęście mu minęła względnie szybko, ponieważ nie ucierpiał. Nadal posiadał tylko blizny po pazurach wrogich kotów z Klanu Klifu.
Jałowcowy Świt zrównał się z Orlikowym Szeptem.
- Kto wygra, ten bierze większy kawał królika na kolejnym posiłku - miauknął biały.
- A przegrany wymienia mech - uśmiechnął się Jałowcowy Świt.
- Weź, nie mam ochoty na takie... Cuchnące rzeczy. Przegrany po prosru przegrywa - powiedział Orlikowy Szept. - Na miejsca? Gotowy?
- Start! - krzyknęli oboje.
Kocury biegły przez trawiaste terytorium klanu, płosząc miejscową zwierzynę. Nikt na razie nie wyszedł na polowanie, więc po powrocie nikt nie będzie się ich czepiał o wystraszenie potencjalnych ofiar.
Biały skupiał się całym sobą na dotarciu do traktora. Całą dostępną siłę przeznaczał na miarowe unoszenie nóg w rytm muzyki granej przez wiatr.
Dotarli do mety praktycznie w tym samym momencie. Spojrzeli na siebie, dysząc. Obaj włożyli w gonitwę wszystkie swoje siły.
- Hm... Cóż... Co teraz? Podzieliłbym jakiegoś dużego królika na dwie równe części... Chyba, że odpoczniemy i robimy drugi wyścig. Tym razem do obozu. Jak wolisz? - zapytał się starszy.
<Jałowcu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz