Czarna kulka przeturlała się po ziemi, bacznym wzrokiem obserwując swojego brata, którego przez większość dni pacała łapą, zachęcając do zabawy w prawdziwych wojowników. Ten wydawał się już nią mocno zirytowany, toteż w pewnym momencie zaczął ją ignorować. Oburzona brakiem odpowiedzi na jej zaczepki, napuszyła się i rozejrzała po żłóbku. Jej matka jak zwykle wydawała się niezbyt zainteresowana tym, co robiła, więc na uwagę z jej strony nie miała co liczyć. Nie była jednak zła z tego powodu, bowiem Borsuczy Krok to w końcu taka wielka kotka, iż z pewnością siedzenie tutaj z dziećmi uniemożliwia jej szerzenie swej majestatycznej potęgi. Skała wiedziała, że w przyszłości też chce być tak silna jak ona i zostać jedną z lepszych wojowniczek, jak i nienajlepszych. Pomimo kilku dni życia mierzyła niezwykle wysoko W końcu, jej imię sugerowało jej bycie prawdziwą twardzielką.
Zmrużyła swe ciemne ślepia i zawiesiła spojrzenie na jednym z innych kociaków. Na ogół ignorowała panujący momentami harmider, jednak teraz miała ochotę na jakieś zwady. Nie miała co robić, a bezcelowe siedzenie i nudzenie się, to tylko strata cennego czasu. Bez namysłu podbiegła do rudego kocurka, który w porównaniu z jej szerszą przez długą sierść posturą, wyglądał na mizernie małego. Wydawał jej się być starszy, dlatego różnica w ich wielkości ją zainteresowała. Miała ochotę pacnąć go swoją masywną łapką i zobaczyć, czy się przewróci. O dziwo powstrzymała swoje niepokojące zapędy i wbiła w niego oczekujące spojrzenie.
- Skała jeśtiem! – przedstawiła się, dosyć głośno, aby na pewno ją usłyszał. W końcu jeśli odezwałaby się za cicho i musiała powtarzać swe imię, to straciłaby na to tyle czasu! – A tii? – spytała po chwili, w razie gdyby nie wiedział, że też powinien powiedzieć jej, jak się nazywa.
- Descyk – odparł od razu, uśmiechając się na koci sposób. W jego głosie dało się wyczuć wiele radości. Lekko się skrzywiła. Czasami przez otwór w żłóbku widziała te spadające z nieba krople, ale jedyne, z czym jej się to skojarzyło, to z jakimiś sikami.
- Dlaciego tiak tituaj stojiś i nić nie lobisz? – spytała bez namysłu. Jak tak można marnować niezwykle cenny czas? Spoglądała na niego z pewnym oburzeniem, nie dowierzając w jego czyny. Jeśli ma go tak wiele, iż nie ma co z nim zrobić, to może jej go przecież oddać.
- No bio ni miam si z kim biawić – miauknął z lekka zasmucony. – Chiba, zie ti chcies. – dodał uradowany swym pomysłem. Skała machnęła ogonem z zainteresowaniem. Co prawda jeszcze w dosyć koślawy sposób poruszała się na swych masywnych łapach, ale widząc już wcześniej zabawy starszych kociąt, uznała to za świetne przygotowanie do przyszłej roli wspaniałej wojowniczki.
- A w cio śie najczeńściej bawisz? – zapytała.
- W berka – miauknął, a ta tylko przekręciła lekko łebek w prawo, nie bardzo wiedząc, o co mu chodzi. Próbowała się domyślić, aczkolwiek ta nazwa nic jej nie mówiła.
- A jiak się w tio bawi? – dopytała, mając nadzieje, że jest to coś pożytecznego, przy czym nie zmarnuje czasu.
<Deszczyku??>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz