Młoda koteczka poczuła, jak ciepło przy jej pyszczku nagle się podnosi i wychodzi, zostawiając ją samą. Niewielkie ciałko szylkretki drgnęło, muśnięte zimnym powietrzem dostającym się zewnątrz kociarni. I chociaż uczucie to nie było przyjemne, Płacz nie protestowała nawet piśnięciem, przyzwyczajona do takiego obrotu spraw. Jej rodzicielka często ją opuszczała, wychodząc gdzieś poza znajomy dla pary błękitnych ślepi teren żłobka. Właściwie to Muszy Lot wracała tutaj na karmienie, ewentualnie noc, by jej dzieciak nie zamarł na kość. Dlatego jak mała koteczka otworzyła oczy i w wejściu zobaczyła kogoś innego, niż ciemną matkę, jej niebieskie ślepia zalśniły. Mucha raz powiedziała jej, jak wygląda ojciec, żeby wiedziała, kogo ma męczyć jeśli chce gadać. Wiedziała, że miał niebieskie ślepia i kremowe futro, a teraz ktoś taki przyszedł do niej i na nią patrzył! Zaraz jednak kocur odwrócił się i wyszedł z żłobka. Płacz próbowała go zawoła, jednak z jej pyszczka wydarł się jedynie cichy pisk. Jasna kitka prawdopodobnie jej ojca zniknęła za rogiem żłobka, a szylkretka znów została sama. Jednak tyle jej wystarczyło. To jedno spojrzenie. Jedno obojętne spojrzenie niebieskich niczym niebo oczu dało młodej koteczce tyle szczęścia. Sama myśl, że ktoś z bliskiej rodziny do niej przyszedł, nie zmuszony do zajmowania się nim. Niebieskookie kocię zwinęło się z powrotem w kuleczkę, by zachować jak najwięcej ciepła. Na jej pyszczek za to chyba pierwszy raz wypłynął delikatny uśmiech. Chciała więcej uwagi od kremowego. Nawet na odległość. Obiecała sobie, że następnym razem do niego podejdzie, a po chwili znów zmorzył ją sen.
***
Minęło trochę czasu od jej pierwszego spotkania z ojcem. Wtedy, gdy Muszy Lot przyszła, dostała potwierdzenie, że kocur, który ją odwiedził to rzeczywiście był jej tata. Od tamtego dnia młoda w przerwach od zabawy kawałkiem mchu, jedzeniem i spaniem, siadała w ulubionym miejscu i obserwowała obóz, w poszukiwaniu kremowego kocura. Czasem go widziała, jak krążył między legowiskami, pałętał się chwilę po obozowisku, po czym znikał w wyjściu z obozu. Miał tyle czasu! Dlaczego do niej częściej nie przychodził? Może był... nieśmiały? Tak! Sama do niego przyjdzie! Miała w końcu już prawie 3 księżyce, a matka i tak jej nie pilnowała. Mogła robić co chce!
Tak więc Płacz czekała, aż znów dojrzy tatę gdzieś w obozie. Gdy tylko nadarzyła się taka okazja, wybiegła szybko ze żłobka. O dziwo, zadanie było dużo trudniejsze, niż jej się początkowo wydawało. Na zewnątrz kręciło się tyle kotów! Ledwo co unikała ich łap, żeby czasem nie zostać rozdeptaną po drodze. W końcu, po dłuższej chwili znalazła się przy łapach kremowego. Odetchnęła parę razy, po czym skierowała swoje oczy na pysk kocura. Był wysoki! I chudy! Ona też taka urośnie? Płacz jednak nie wiedziała, co miałaby powiedzieć. Przywitać się? Zapytać o coś? W końcu nie zdecydowała się na słowa. Pacnęła jedynie łapę kocura, żeby zwrócić na siebie uwagę, po czym z wyczekiwaniem na cokolwiek wbiła swoje spojrzenie w Drżącą Ścieżkę.
< Drżąca Ścieżko? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz