Jabłuszko nie do końca wiedział, czego był świadkiem.
- Że co proszę? - zapytał, będąc zbyt zaskoczonym, by zastanawiać się nad słowami. Kurka zamruczał głośno, a jego rudy ogon przeciął powietrze.
- Już nie musisz się martwić tym mysim móżdżkiem – stwierdził, zalotnie ocierając się o starszego kociaka. Jabłuszko zamrugał, mając wrażenie, jakby w jego głowie nagle zamieszkał rój pszczół.
- M-mysim móżdżkiem? - powtórzył ogłupiony, patrząc na Kurka nieprzytomnym spojrzeniem. Arlekin zmarszczył pysk, prawdopodobnie zastanawiając się, czy Jabłuszko zamienił się na mózgi z myszą.
- Ten, który cię odrzucił - wyrecytował powoli, niczym matka tłumacząca coś swojemu dziecku. Liliowy nagle nabrał idiotycznej nadziei, że Kurka mówił do kogoś innego. Zakręcił się dwa razy wokół własnej osi - niestety, w żłobku nie było nikogo, kto mógłby być adresatem słów rudaska, a Jabłuszko zdał sobie sprawę, że właśnie kompromituje się przed wyznającym mu miłość kocurem. Ugh czemu nie mógł się teraz zapaść pod ziemię?!
- N-nie r-rozumiem, o czym mówisz - mruknął zawstydzony, kuląc się pod naporem wzroku rozmówcy. Arlekin uśmiechnął się figlarnie i otarł się o bok Jabłuszka.
- Słyszałem waszą rozmowę - wyszeptał do ucha liliowego, a tamten nagle poczuł satysfakcję, wiedząc, jakie idiotyzmy Kurek wygaduje.
- Przecież mówiłem o Psiej Łapie! - syknął z tryumfem, po czym struchlał, zdając sobie sprawę, co powiedział. Kurkowi zabłysnęły oczy, gdy stanął przed Jabłuszkiem, blokując mu drogę ucieczki. Point przełknął ślinę, przeklinając w myślach.
- Więc… - zaczął syn Wrzosowej Polany, grzebiąc pazurem w ziemi. Jabłuszko odwrócił głowę, bojąc się utrzymania dłuższego kontaktu wzrokowego. - Kim jest dla ciebie Psia Łapa?
Jabłuszko już wiedział, że jest skończony.
*skip do powrotu z wielkiej wyprawy Jabłuszka, bo nam się timeline rozjechał*
Rzeczna Bryza prowadziła syna do obozu niczym więźnia.
- P-przepraszam - wymamrotał Jabłuszko, który (pomimo radości związanej ze spotkaniem z ojcem) naprawdę nie chciał, aby mama była na niego zła. Szylkretowa zmarszczyła pysk i wbiła wzrok w dal.
Kociak westchnął, smętnie spuszczając głowę. Szczerze mówiąc, podczas swojej wyprawy nie myślał o tym, co będzie dalej. Teraz zdawał sobie sprawę, że to, co zrobił, było nieodpowiedzialne i matka miała święte prawo być na niego wściekła.
- Mogło ci się coś stać - mruknęła po chwili Rzeczna Bryza, a Jabłuszko spojrzał na nią zdziwiony - ku jego zaskoczeniu, ujrzał w oczach matki mnóstwo troski i niepokoju. - Co, gdyby mnie tam nie było? Co, gdybyś się utopił? - stwierdziła, a jej wzrok padł na wciąż wilgotne futro syna.
- Przepraszam – powtórzył z żalem. Naprawdę nie chciał, żeby mama była przez niego smutna. Rzeczna Bryza westchnęła, strzygąc uszami.
- Masz więcej tego nie robić - rozkazała ostrzejszym tonem, a Jabłuszko pokiwał głową na znak zgody. Nigdy więcej nie wyjdzie samotnie.
Weszli do tętniącego życiem obozu.
- Rzeczna Bryzo! Gdzie byliście? - zawołała Wrzosowa Polana, w kilku susach przypadając do koleżanki z legowiska. Jej zielone oczy lśniły niepokojem. - Wybacz, nie zauważyłam, kiedy wychodził - wymamrotała, wbijając zawstydzone spojrzenie w ziemię. Zza jej nóg wychylił się Kurka, natychmiast zaczynając bardzo intensywnie wpatrywać się w Jabłuszko. Rudzielec skinął głową w stronę bezpiecznego żłobka, a na pysku liliowego pojawił się szeroki uśmiech.
- Widziałeś potwory? - zapytał zdyszany arlekin, gdy w końcu udało się im czmychnąć spod czujnego wzroku matek. Jego źrenice były rozszerzone z ciekawości, a ogon niecierpliwie drżał.
- L-lepiej – wyszeptał Jabłuszko, nagle bardzo zadowolony z posiadania kogoś na kształt przyjaciela. - Spotkałem kogoś, k-kto walczy z potworami!
< Kurko? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz