Kotka zestresowana przenosiła wzrok to ze starszego towarzysza, to na nietypową sytuację, która miała miejsce przed nimi. Z jednej strony ciekawość omal nie przygniotła jej do ziemi, zmuszając do obserwacji, w celu zaspokojenia nadmiaru pytań. Natomiast ta niewielka, rozważna część kazała jej uciekać, jeśli nie chciałaby skończyć martwa. Ostatecznie jednak przełknęła cicho ślinę i odskoczyła do tyłu, w ślad za Zimorodkowym Blaskiem. Kocur nabrał prędkości, ale Zguba miała w sobie jeszcze na tyle sił, by nie tracić go z oczu. Wciąż nie pojmowała w pełni tego wszystkiego, choć to, iż dwunożni także żyli w klanach, mogło mieć sporo sensu. W końcu hierarchia, jaka obowiązuje na ich terenach, mogła tyczyć się wszystkich żyjących na ziemi istot. Choć byli już dosyć daleko, dostała nagłego napadu kaszlu, przez co musiała się zatrzymać i uspokoić swój nierównomierny oddech. Ledwo jej się to udało, a okazało się, że została sama. Podnosząc wzrok ku górze, zdała sobie sprawę, iż kocur zniknął z jej otoczenia. Spięła się i lekko skuliła, rozglądając się bacznie po okolicy. Może i znajdowała się na terenach Klanu Klifu, aczkolwiek nie do końca orientowała się co do swego konkretnego miejsca położenia. Delikatnie zgarbiona, zaczęła sunąć do przodu, uważnie nasłuchując każdego dźwięku, który dobiegał choćby z pobliskiego krzaka. Była tylko uczennicą, nie powinna od tak opuszczać terenów obozu bez mentora. W dodatku z kotem, który choć był od niej starszy i miał już miano wojownika, wydawał się czasem egzystować w kompletnie innej rzeczywistości. Zaczęła podejrzewać, iż nie wszystko, co mówi Zimorodek, może zawierać w sobie jakąkolwiek rację. Czasami odbierała wrażenie, jakby niektóre kwestie wymyślał na poczekaniu, a jej młody i naiwny móżdżek wierzył we wszystko.
Z westchnieniem spojrzała w górę na ciemniejące niebo. Choć mrok jej nie przeszkadzał, to cała jej pewność siebie potrafiła gwałtownie opaść. Coraz mocniej zestresowana, wzięła głęboki oddech i modląc się o brak kolejnych napadów kaszlu, ruszyła przed siebie żwawszym pędem. Przez chwilę straciła czujność, a spojrzenie wbite miała jedynie we własne łapy, dopóki nie zderzyła się z czymś większym i puszystym. Odskoczyła od razu, martwiąc się, że wraz ze swoim szczęściem trafiła na jakiegoś lisa bądź borsuka. Ku uldze spostrzegła przed sobą niebieskiego kocura, który tylko spojrzał na nią przelotnie.
- O. Znalazłaś się – stwierdził, a ona od razu uznała, że nie warto tego komentować. Nie ukrywała jednak swej urazy, że zostawił ją tam, zamiast od razu zorientować się, że jej nie ma. – Czemu się nie odzywasz? Ktoś ci odgryzł język?
W tym momencie posłała mu lekko oburzone spojrzenie, jednak Zimorodkowy Blask prawdopodobnie wciąż nie łapał aluzji. Z wielkim fochem ruszyła powoli przed siebie, upewniając się, że kocur podążą za nią. Czuła się pewniej w jego towarzystwie, aczkolwiek i tak w myślach miała wspomnienie swego strachu, gdy go nie było. Niespodziewanie odczuła ogromny ból na ogonie, którym dotychczas szurała po ziemi. Pisnęło głośno i odwróciła się, widząc, że Zimorodek przypadkiem nadepnął łapą na jej ogon.
- O, jednak mówisz! – rzucił tylko, najwyraźniej uspokojony.
- Mówię, mówię – odparła jedynie, spychając go lekko na bok i lekko liżąc bolącą część ciała.
<Zimorodkowy Blasku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz