Gorąco dokuczało wszystkim bez wyjątku. Nie raz, nie dwa podczas wyprawy do strumienia obserwował wędrujące po jego wyschniętym dnie ptaki z uchylonymi z gorąca upału, nie raz i nie dwa w ostatniej chwili pierzchał mu spod łap zając mający nadzieję, że kałuża, która kiedyś była dumnym strumieniem, wystarczy dla nich obu.
Mimowolnie przełknął ślinę obserwując, jak Cętkowany Liść piję wodę z przyniesionego przez niego mchu. Nie przyznawała się, ale widział, że znosiła upał dużo gorzej niż pozostali. Z przerażeniem pomyślał, że kocica ma już swoje księżyce. Ile? Nigdy o to nie pytał, ale siwiejące futro nie pozostawiało złudzeń. W jej wypadku (inaczej niż u Kawki) oznaczało tylko jedno. Starość.
Ale to nie futro matki najbardziej go martwiło.
- Czyli… s… str... str… rzeka już całkiem… Całkiem… - Koniec jej ogona drgnął nieznacznie. Wiedział, że tego nie kontrolowała, zauważył, że za każdym razem gdy rozmawiali próbowała schować ogon tak, żeby go nie widział.
- Wyschła? Yhm. - Skinął głową. Niemal widział, jak notuje to słowo w pamięci. - Wujek Igła już wysyła wodne patrole. Gorzej, że teraz prawie nic nie oddziela nas od Klifiaków.
- Cholerne li… lisie bobki. - Wbrew sobie uśmiechnął się pod nosem. Akurat ulubionego przekleństwa nie zapomniała.
- Ostatnio są wyjątkowo cicho - miauknął. Jego myśli mimowolnie poszybowały w stronę Klifiaków, których kiedyś poznał. Był ciekawy, co się z nimi dzieje. Oczami wyobraźni zobaczył pewne ładne, żółte ślepia…
Cętkowany Liść przyglądała mu się z uśmiechem na pysku. Mimo tego, co się działo, ostatnio wydawała się być dużo szczęśliwsza. Gdy na niego patrzyła, w jej ślepiach lśniła duma, była jakby spokojniejsza, częściej żartowała…
A przynajmniej próbowała, często sama gubiąc się w swojej wypowiedzi. Kiedyś nie zauważyła, gdy wszedł do legowiska. Chodziła w kółko, co rusz nerwowo ruszając ogonem i mówiła sama do siebie, w kółko powtarzając te same słowa, jakby słyszała je po raz pierwszy albo bała się, że zaraz jej uciekną.
-Muszę wracać do obowiązków - miauknął, przerywając ciszę. Kocica skinęła głową, uśmiechając się lekko.
- Tylko nie zapomnij o swojej starej matce, panie zastępco! - Szturchnęła go w bok, a on poczuł się jak dawniej.
- No jak bym mógł! - Otarł się o jej futro, uśmiechnął na pożegnanie i wyszedł z legowiska, z suchym już mchem w pysku.
Chciał myśleć tylko o tym, jak bardzo słońce praży jego ciemne futro i jak chętnie sam by się napił, ale nie umiał.
Myślał o smutku, który czaił się w oczach jego matki. O starości, która wyciągała po nią szpony.
Bał się.
Odłożył mech i z ciężkim sercem zrobił krok w stronę zwierzyny. Niemiłosierne słońce chowało się powoli za drzewami, ale upał ani myślał odpuszczać. Przynajmniej tyle, że cienie się wydłużyły, dając więcej ochrony.
Nie zdążył dotrzeć do stosu ze zwierzyną. Drogę zagrodziła mu niewielka, rudo-czarna sylwetka.
“Gwiazdy na niebie” - zdążył tylko pomyśleć, widząc, że uśmiech na jej pyszczku z każdym uderzeniem serca staje się szerszy.
- Hej, Wróblowe Serce!!!
Płonąca Łapa. Nowa zaraza nawiedzająca Klan Wilka. Gdy Góra nie był zajęty udobruchiwaniem swojej lubej albo niańczeniem dzieci, przychodził mu się pożalić na jedno i drugie. Nie od niego jednego słyszał, że kotka potrafi zachowywać się jak demon nasłany przez Mroczną Puszczę. Fasolka bąknęła coś ostatnio, że jej siostra, której przypadł wątpliwy zaszczyt mentorowania małej, też miała serdecznie dość. A szylkretka ledwo ukończyła sześć księżyców. Bał się pomyśleć, co będzie dalej…
No cóż, wdała się w mamusię.
Nie miał najmniejszej ochoty z nią rozmawiać, ba, nie miał ochoty nawet na nią patrzeć, ale przemógł się i przykleił do pyska standardowy uśmiech. Gdy rozmawiali ostatni raz, wcale nie była taka zła. Może i tym razem mu się upiecze?
Jego nadzieje okazały się jednak (heh) płonne.
- Chcesz się bić?
Spojrzał na małego demona z rezygnacją w ślepiach.
- Nie, a co?
<Płomień? xD>
Wróbel czemu mnie odrzucasz :<<
OdpowiedzUsuńWurbel włączył edgy_wurbel.exe xD
Usuń