I przyszedł ten dzień. Dzień mianowania. Miała stać się dorosła. W białym śniegu odbijały się gwiazdy nocnego nieba. Było pięknie, jakby tysiące światełek spadło ze Srebrnej Skórki, by świętować stanie się wojownikiem Skrzącej Łapy. Westchnęła i ze smutkiem popatrzyła po zebranych. Czy to już jej życie się skończyło? Czyli to dzisiaj... Do tej pory wydawało jej się to takie odległe. Mimo wszystko w głębi serduszka myślała, że do tego nie dojdzie. Doszło. Patrzyła na swojego mentora. Kolczasta Skóra się cieszył. Ewidentnie był dumny. Przynajmniej on. Do jej uszu doszedł głos lidera, wzywając ją, by wyjść przed "szereg". Chwiejnym i niepewnym krokiem to zrobiła. Przeszedł ją dreszcz. Bała się. Bała się ceremonii. Bała się dorosłości. Bała się zostać sama na całą noc... Podeszła do lidera. Spojrzała z lękiem w oczy Iglastej Gwiazdy. Już tyle ceremonii odprawiał, że dla niego w przeciwieństwie do Skierki nie było to niczym niecodziennym. Poczuła dreszcze na swoim ciele. Nie chciała być sama. Nie chciała być samotna i zdana sama na siebie. Nie dorosła do tego. Do niczego nie dorosła. Była za młoda na życie...
- Ja, Iglasta Gwiazda, przywódca Klanu Wilka, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam go wam jako kolejnego wojownika. Skrząca Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia? - Zdenerwowana zamknęła oczy, po czym otworzyła je pełne łez.
- Przy-ysięgam - starała się, by jej głos się nie załamywał, ale niestety marnie jej to szło.
- Zatem mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Skrząca Łapo, od tej pory będziesz znana jako Skrząca Nadzieja. Klan Gwiazdy ceni twoją wrażliwość i oddanie oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Wilka.
Dotknęła głową barku lidera, a wtedy wszystkie zebrane koty (przynajmniej większość) zaczęły wykrzykiwać jej nowe imię. Czuła się nieco dziwnie. Sama pośrodku tych tłumów. Było dość niekomfortowo. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, więc lekko wymusiła uśmiech w stronę lidera i udała się w tłum. Tam jeszcze kilka kotów złożyło jej gratulacje, a gdy zobaczyła zadowolony pyszczek Kolczastej Skóry, ciepło przeleciało przez jej serduszko. On przynajmniej się cieszył.
Niedługo potem nadszedł czas pilnowania przez nią obozu. Musiała zostać w milczeniu aż do rana, z czym raczej nie będzie problemu. W końcu ona przeważnie milczała, lecz bardziej obawiała się o tą samotność w ciemności obozu. W dodatku było bardzo zimno, a ona musiała wysiedzieć całą noc na zewnątrz. Już teraz ciarki ją przechodziły z zimna, a co dopiero będzie później?
Gdy wszyscy udali się na spoczynek do swoich legowisk, Skierka poczuła tę niemiłą emocję, jaką właśnie była samotność. Została teraz sama zdana tylko na siebie. A gdy kot z jakiegoś obcego klanu przyjdzie? Przecież jeszcze nigdy nie walczyła z nikim na śmierć i życie... Wtedy zginie, co nie było takie złe, ale najgorsze byłoby to, że przecież coś mogłoby się stać Kolczastej Skórze. Przecież wtedy nikt by ich nie ostrzegł. Nie mogła do tego dopuścić. Po jakimś czasie stania w jednym miejscu łapki zaczęły jej zamarzać, tak więc ruszyła się. Zaczęła chodzić wkoło obozu, by chociaż trochę poprzez ruch się rozgrzać. Z każdym krokiem coraz czujniej obserwowała i wsłuchiwała się w otoczenie. Była czujna. Musiała być. W dodatku myśli dotyczące pseudo dorosłości nie chciały jej opuścić. Ciągle musiała się z nimi mierzyć. Powoli zaczynała mieć już tego dosyć i nawet odbijające się w śnieżnym puchu gwiazdy nie łagodziły tej niechęci do obecnej sytuacji.
***rano***
Swoje czuwanie skończyła w sposób taki, że przemarznięta do szpiku kości siedziała skulona na samym środku obozu. Nie czuła łap, więc średnio mogła się ruszyć. Jej wychudzone ciałko drżało tak bardzo, jakby właśnie wyszła z zamarzniętej wody. Niemal czuła, jak z jej łez zrobiły się sople. Takie maleńkie kropelki lodu. Ktoś wstał. Słyszała skrzypnięcia śniegu podczas kroków. Nie wiedziała, jaki kot pierwszy opuścił swe legowisko, ale miała nadzieję, że jej pomoże. Nie była w stanie się sama ruszyć, a potrzebowała przecież znaleźć się w cieple. Teraz już nie były ważne jej lęki dotyczące dorosłości, tylko ważne było to, aby się ogrzać.
<ktoś chce zabrać Skierkę do medyka?>
Klep!
OdpowiedzUsuń