Padał deszcz. Ciągle i bez przerwy. Niebo płakało tak jak czasem Skierka. Czuła się dzięki temu nieco bliższa Srebrnej Skórki. Nie tylko ona płakała. Westchnęła. Siedziała na deszczu i czuła jak jego kropelki powoli spływają po jej sierści. Delikatnie i powoli. Nie spieszyły się. Za to te, które w nią uderzały, były bardziej energiczne. Jednak potem traciły tą energię, zupełnie jak ona w wieku jednego księżyca po śmierci rodziców. To niesamowite, że tak dużo rzeczy jej o tym przypominało. Było to okrutne, ale co ona na to mogła poradzić? Nic, zupełnie nic. Nagle doszedł ją głos Kolczastej Skóry. Tego kochanego kocura, który właśnie przerwał jej kolejną już tego dnia życiową refleksję. To nawet dobrze. Nie musiała być sama ze swoimi myślami.
- Skierko. – zwrócił się do kotki pewnego ulewnego dnia. – Nie zbliżaj się do strumyka beze mnie, zwłaszcza kiedy pada deszcz, proszę. Przynajmniej na ten czas. - nie powiem, trochę zdziwiły ją słowa liliowego. On się o nią martwił, czy jak? Widząc jego lekko zaniepokojony pyszczek, poczuła ukłucie w serduszku. Nie chciała, by ten był smutny, czy zaniepokojony. W końcu to Kolec. Jednak średnio dochodziło do niej, że ktokolwiek kiedykolwiek mógłby się o nią martwić. Po prostu nie wiedziała, jak o tak nic niewartego kota, można się martwić i nie chcieć, żeby odszedł. Poczuła kolejną falę nieprzyjemnego uczucia w klatce piersiowej. Nie chciała, by się martwił. Nie o nią. Nie była tego warta, a on był wart tego, aby się nie zamartwiać. Co kocur zrobi, jak Skierka zdecyduje się, by odejść? Łezki na samą myśl mimowolnie wypełniły jej oczęta. Zamknęła je i po prostu mocno przytuliła się do Kolczastej Skóry. Poczuła, jak ten odwzajemnia ten gest i otula ją ogonem. Była bezpieczna. Tak mogłaby trwać wiecznie, po prostu chciała czuć, że ma kogoś blisko siebie i tak właśnie teraz było.
- D-dobrze - odpowiedziała cichutko, po czym schowała swój pyszczek w futerku starszego. Nie chciała go puszczać. Nie mogła go stracić. Nigdy.
***spadł śnieg i nadeszła Pora Nagich Drzew***
Dużo kotów narzekało już na świeży śnieg, jednak Skierka jak niemal nigdy cieszyła się. Cieszyła się z tego białego puchu niemal jak kociak. Starała się też nie myśleć o niedalekim mianowaniu. Było tak blisko... Odruchowo przypomniała sobie, jak właśnie w taką śnieżną noc, spotkała po raz pierwszy Płomień. Tą, która teraz niestety ją prześladowała i była jej zmorą oraz najstraszniejszym koszmarem sennym... Skrzywiła się na samą myśl i odruchowo rozglądnęła, czy aby na pewno nie ma jej w pobliżu. Nie było. Odetchnęła. Znów skupiła się na białym puchu. Właśnie siedziała przy legowisku uczniów i zaczęła powoli przerzucać śnieg z jednej strony na drugą, gdy zobaczyła skupionego na czymś swojego mentora. Pobudzona chwilowymi pozytywnymi emocjami, wywołanymi przez śnieg, ruszyła niemal biegiem w jego stronę. Nie zdążyła nawet zauważyć, czym kocur był zajęty, gdy w jednej chwili skoczyła na niego ze śmiechem, powalając w zaspę śniegu. Znała go już na tyle, że zaliczał się on do dwóch kotów, przy których czuła się nieco swobodniej niż przy reszcie klanowiczów, więc tylko dlatego odważyła się na taki gest. Przez chwilkę jeszcze leżała w puchu śnieżnym, by potem ze śmiechem obrzucić mentora jego większą ilością. Podświadomie przeraziła ją wizja jego złego pyszczka, ale teraz była pod wpływem innych emocji niż zazwyczaj. Chyba stawała się nieprzewidywalna nawet dla siebie. Gdy te emocje nieco opadły stanęła, jak gdyby nic, jakby była wryta w podłoże i czekała na reakcję Kolczastej Skóry.
<Kolec? <3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz