Czuł ból. Łzy ciekły mu strumieniami, kiedy leżał w jakiejś króliczej norze. Dlaczego to go spotkało? Dlaczego? Przecież chciał tylko spokojnie żyć! Trzymał się tego od pierwszego wdechu. Może rzeczywiście powinien umrzeć przy porodzie? Po co go wujek ratował? Taką... porażkę? Miał już tego wszystkiego dość. Na dodatek jego przyjaciel się na niego obraził. Mówił w końcu, postaw się jej, nie wchodź, ucieknij, cokolwiek! A on? On się bał i to zrobił. Teraz Muszy Lot była w ciąży z jego kociakami. Okropnie tego żałował. Zniszczył jej życie... Złapał oddech, ocierając łzy. Tak bardzo chciał iść do Klanu Gwiazdy, spotkać się z tatą i wtulić się w jego sierść. A nie mógł. Musiał tu żyć pod jarzmem matki i jej ambicji. To było za wiele. Nie potrafił być kimś takim kogo sobie wyobrażała. To już Wiewiórczy Pazur był lepszym materiałem na jej syna. Kwestią czasu było to, kiedy się go wyrzeknie. Czuł to... A wujek... On nawet nie mógł mu pomóc! Nie zmieni w końcu zdania matki na jego temat. Może tylko podać zioła. Chyba powinien je zażyć. Czułby się po nich lepiej... Tylko... Oznaczałoby to powrót do obozu. Nie chciał. Czuł się rozdarty, a Mokra Gwiazda kazał chodzić i odbudowywać obóz. Słyszał, że nie będzie znosił niesubordynacji. Dlatego tu się ukrył udając, że szuka w terenie odpowiednich materiałów. Może powinien naprawdę się ruszyć i iść ich poszukać? Nie miał jednak na to sił.
Ja mogę to zrobić
Ten głos. Uniósł głowę i rozejrzał się. Och... No tak... To był jego przyjaciel. Czyżby już nie był na niego zły?
- Naprawdę? Jak niby? - zapytał sam siebie.
No normalnie idioto! Tak jak ty!
Tak jak on? Westchnął i kiwnął głową. Mógł na to mu pozwolić. Był w końcu jego przyjacielem. Wiedział o nim wszystko, żyli ze sobą jako jedność od urodzenia, jednak dopiero teraz... Dopiero teraz zostali rozdzieleni. Pewnie to przez tyle strasznych rzeczy, które spotkały go w życiu.
Wstał i otarł łzy. Wziął głęboki oddech i wyszedł z kryjówki. Cel prosty. Znaleźć materiały na odbudowę. Musiał przyznać, że było tego... mało. Wszystko w końcu spłonęło. Skierował się do granicy z Klanem Wilka i zawęszył. Patrol chyba już tędy przechodził, więc mógł bezpiecznie ją przekroczyć i zwędzić im mech.
***
Wrócił do obozu z dumnie uniesionym ogonem. Mech jaki ciągnął, mógł pozazdrościć każdy z przechodzących obok wojowników. To się nazywa... Umysł! Rzucił go na stos zebranych rzeczy i już miał ochotę odpocząć, kiedy to jego wzrok padł na Piaskową Ścieżkę. Kotka krzywiła do niego ten chory pysk. Zjeżył się na karku. Aż go świerzbiła łapa, aby jej przylać. Chyba to zrobi...
Z dumnie uniesioną głową, podszedł do kotki, której jego postawa najwyraźniej się nie spodobała.
- Coś zrobił, że tak się puszysz? - warknęła.
Na jego pysku pojawił się mściwy uśmieszek.
- Wybacz, matko... - Po czym uderzył ją centralnie w nos!
Kocica w szoku, aż zatoczyła się do tyłu, strosząc sierść na karku, sycząc ze złości. Jego futerko też się uniosło, jednak nie pokazał po sobie ani grama słabości.
Widział, że chciała mu oddać. To było do przewidzenia. Nie mógł jednak jej zbyt mocno przylać, bo pojawił się ten pieszczoch Mokra Gwiazda. Chyba się zdziwił, gdy zobaczył co zrobił swojej matce. Nie ruszyło go to jednak. Zasługiwała na to już od dawna!
- Jakiś problem? - warknął do kocura.
Zamiast się lampić powinien zająć się klanem.
<Mokra Gwiazdo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz