Durny Wiewiór! I jeszcze ktoś tam. Głupi są! Przecież Konwaliowe Serce nie przypomina mnie! Ona jest czarna i ma białe plamki, a ja jestem niebieska! Do tego ma żółte oczy, a ja brązowe! Z budowy też jesteśmy inne! Na klan gwiazdy to niemożliwe! I jest medyczką! A oni nie mogą mieć dzieci! To niemożliwe! Nie istnieje taka szansa! Moi rodzice to samotnicy lub pieszczoszki! Wszystko mi jedno! Ale to nie może być medyczka! Do tego nie podobna do mnie! A jeśli to prawda to … nie powinnam żyć w takim razie! To znaczy, skoro ona może być moją matką to kto ojcem?! I dlaczego Cętkowany Kwiat o tym wiedziała, skoro Wiewiórczy Pazury podsłuchuje jej rozmowę z Konwalią jak o tym mówiły! Czy wszyscy oprócz mnie i Stokrotki wiedzieli?! Nie, nie, nie. To kłamstwo! Robią to na złość! Mają wybitnie złe poczucie humoru w takim razie. Nie wierzę! I nie mam zamiaru póki sama Konwaliowe Serce tego nie powie! Obserwuje całe zdarzenie z boku, Mokra Gwiazda, Chabrowa Bryza rozmawiają z asystentką medyka. Jak dobrze, że zaprzecza! Czyli to kłamstwo! Obracam się od tego zbiegowiska. Nie muszę się martwić, że jednak to moja matka. Nastawiam uszy, czemu oni chcą by powiedziała, że jest moją matką, skoro się tego wypiera? Aż tak bardzo chcą wiedzieć? Nie to nie. Słucham ich, w końcu to ważne. Prawie cały klan tego słucha, nie mają lepszych zajęć? Polowanie, patrolowanie, czy nie wiem wszystko by prawie cały klan tego nie słyszał!
***
Pożar. Myślałam, że było wcześniej troszkę nudno, jednak pomyliłam się. Wtedy było dobrze. Teraz jest okropnie. Mokra Gwiazda kazał nam uciekać w stronę rzeki, dawnych terenów klanu lisa czy jakichś innych. Wojownicy mieli dbać o słabszych, tyle dobrego, że nie mamy starszych obecnie. Jednak martwię się o Stokrotkę, czy, aby na pewno da radę? Musi dać. No i kociaki, Sikorkowy Śpiew dość niedawno urodziła kociaki. Biedne mają słabe życie, być małym podczas pożaru to nie może być dobrze. Do tego strach, co musi czuć taki kociak jak ja jako wojowniczka, może świeża, ale jednak boje się. Po prostu się boję, nie mam zamiaru ukrywać tego przed kotami. Biegnę obok tłumu innych kotów. Teraz każdy, niezależnie czy był wojownikiem uczniem, czy medykiem musiał uciekać. Bo ogień zabije każdego, jednak słuchanie opowieści wojowników się przydało. Rozglądam się w bok, czekaj! Co kociak Sikorkowego Śpiewu robi z daleka od swojej rodziny?! W takich warunkach ktoś może go zadeptać albo nie wiem, pożar może go zabić! A to kociak! I jeszcze jest noc! No kurde!
– A co ty tutaj robisz sam?- Niewiele myśląc podchodzę do kociaka. Ogień nie jest jakoś bardzo blisko, jednak też nie za daleko nas.
– Ja-a chyba zgubiłem rodzinę.- Przewracam oczami szybko.
– Nie chyba tylko na pewno, choć szybko nie ma uderzenia serca do stracenia.- mówię szybko i popycham go lekko ogonem. Kociak robi dość żwawe kroki … jak na kociaka. To nie był mój bieg nawet w połowie.- To nie ma sensu, wybacz, ale poniosę cię i nie ma wymówek.
Łapie kociaka za kark, nie jest największy tyle dobrego. Zaczynam robić szybkie kroki, trzeba uważać, na ogień. I na to bym go nie upuściła. Bo wtedy trochę będzie źle.
***
Rozglądam się po terenach. Nie Klanu Burzy tylko naszych tymczasowych. Dużo kotów zostało poparzonych. Ja na szczęście nie, jednak to zasługa tylko szczęścia. Wyciągam się. Słońce świeci tak, aż bym chciała wylegiwać się. Jednak trzeba być poważnym. W końcu nasz obóz i tereny się paliły. Choć chcę pozytywnie myśleć, to nie widzę żadnych pozytywów. I jeszcze ta wiadomość, że Konwalia jest moją matką. Mogłam wskoczyć w ogień. Łatwiej by było. Nie miałabym problemów. Jednak chyba klan gwiazdy nie chce mnie zabić, inaczej bym się spaliła. A zamiast tego pomogłam kociakowi. Biedak. Wzdycham cicho. Może … pogadam z nimi? Pewnie nie wiedzą co do końca się dzieje, ja też nie. Nikt nie wie, jednak ja mogę wyjść z “obozu” na patrol. I zapach lisów. Wstaję i podchodzę do kociaków. Podchodzę do kremowego kociaka, wygląda jak ten, któremu pomogłam.
– Hej co tam?- Uśmiecham się do niego lekko. Kociak obraca się w moją stronę.
– Dzień-ń dobry-y proszę pani.- Śmieje się cicho. Ja taka stara? W życiu!
– Ja panią? Jest jeszcze młoda! Niedawno miałam mianowanie na wojownika. Jestem Burzowa Noc, a ty?
– Słonecznik.- Kocurek mówi nieśmiało. Nie rozumiem tych nieśmiałych kociaków, niby taki charakter jednak czego oni się boją? Rozumiem z kotem z obcego klanu, ale nie z jednego klanu!
– Ładne imię. Wiesz, że niedługo pewnie będziesz pewnie Słonecznikową Łapą? I będziesz trenować pewnie na wojownika pod okiem własnego mentora.- Patrzę na niego. Sama byłam niedawno kociakiem … tak niedawno. A już wojowniczką jestem. Skończyłam własny trening. Kiedy to minęło? Kiedy? Kiedy ten cały trening minął? Kocurek milczy. Co ja złego zrobiłam? Chyba nie nadaje się do takiej rozmowy.
***
Przyszły deszcze. Pora Opadających Liści jest okropna. Przed chwilą przestał padać deszcz. Liżę swoją sierść. Przemoczona jest. Zimna. Mokra. Drgam z zimna lekko. Podnoszę się i idę kawałek przed siebie.
– Proszę panią, czemu jest taki zimno?- Patrzę na Słonecznika. Kociaki mają okropnie teraz.
– Pora Opadających Liści przyszła, podczas niej zawsze jest zimno wiesz, za kilkanaście księżyców znowu będzie ciepło.- Odpowiadam po chwili.
<Słonecznik?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz