Szedł przez tereny klanu klifu, a śnieg padał na jego ciemne futro. Było zimno, chociaż kocur nie odczuwał tego aż tak. Mimo to, stawy dawały mu się we znaki, bo hah, najmłodszy nie był. Zresztą, Sokole Skrzydło, klanowy staruszek ale najlepszy medyk, jakiego Barwinek poznał, cały czas starał się znaleźć metodę na ukojenie jego bólu. Sztywne stawy podczas siadania, a teraz jak szedł również odczuwał dyskomfort.
Westchnął, stając w miejscu. Wyczuł jakiś obcy zapach. Po chwili też coś napadło na jego ogon, a on, zaskoczony odrzucił napastnika.
Odwrócił się, idąc śladem zrzuconego kota. Okazał się nim kociak, nieduży, szczupły, czarno-biały. Zbliżył się na długość zająca.
- Co taki młodziak robi sam w zimę na terenach obcego klanu? - Zapytał, stając nad nim. Wyczuł, że kocur nie był klanowym kotem.
- A co taki staruch robi w zimę na-- czekaj co, zaraz, jaki klan? - Zapytał skołowany.
Czarno-biały popatrzył na niego zdziwiony, jakby samemu dopiero odkrywając, że serio znalazł się tam, gdzie nie powinien.
Barwinek jednak miał niezły humor, poza tym nigdy nie ganial obcych z terenów. Ten tutaj to nadal dzieciak, a on, jako ten dorosły (przynajmniej cieleśnie bo umysłowo niezbyt) powinien się nim dobrze zająć.
- Jesteś może głodny? Teraz ciężko o zwierzynę, ale we dwóch możemy coś złapać! - Miauknął wesoło.
Nie chciał go prowadzić do liderki. Patrząc na ostatnie ciężkie czasy dla klanu, jedynie by ją zdenerwował. I tak miał z szylkretką na pieńku przez liczne wykradanie jej dzieci z żłobka. Ten tutaj, młody, nie robił też nic złego. Ot - pewnie się zgubił.
- Jak ci na imię? Ja jestem Barwinek! - Przedstawił się.
Był rozluźniony. Nie wyczuwał zagrożenia od tego dzieciaka. Zastanawiało go tylko, kto puścił tak młodego samego w zimę. Nawet jeśli był samotnikiem, nie miał jakiejś swojej bandy? Albo kogoś, kto by go nauczył przeżycia? Dziwne.
Ukrył jednak swoje przemyślenia, czekając na odpowiedź.
<Cichosza? Uwu>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz