Trening z Bobrzą Kłodą należał chyba do najnudniejszych i najokropniejszych treningów. Spaślak tłumaczył jej jakąś teorię czajenia się na myszy czy inne cholerstwo, co rusz przegryzając to kawałkiem ryby tak tłustej jak on sam. Zaś ona musiała siedzieć i słuchać, choć tak naprawdę jednym uchem wpuszczała a drugim wypuszczała to, co ten gbur do niej gadał. Bardziej zajęta była rozmyślaniem o szylkretowej kupie futra wtulającej się w nią zeszłego wieczora. Mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem, czując przyjemne ciepełko.
— Skoro tak wszystko umiesz cwaniaczku, to pokaż jak polujesz na mysz. O tam, w tych krzakach — mówiąc to, wskazał swoim tłustym paluchem na zarośla rosnące nieopodal. Zboże wytknęła mu język, każąc przy tym, żeby szanowny mentor w rowa się cmoknął, po czym chcąc czy nie - podeszła do roślinek, kucając. Uważnie nasłuchiwała, trwając w bezruchu co było dla niej ogromnym wyczynem i gdy już miała skoczyć na mysz, coś skoczyło na nią. Stęknęła z bólu, mimo iż trawa zamortyzowała upadek. Syknęła pod nosem zła, obstawiając, że ten rudy pajac znowu się wydurnia.
— Wieczornikowa Łapo, ty debilu... — jakie było jej zdziwienie, gdy zamiast niebieskich oczu, miała przed sobą zielone i pełne życia ślepka Konopii — H-hej...
— Skoro tak wszystko umiesz cwaniaczku, to pokaż jak polujesz na mysz. O tam, w tych krzakach — mówiąc to, wskazał swoim tłustym paluchem na zarośla rosnące nieopodal. Zboże wytknęła mu język, każąc przy tym, żeby szanowny mentor w rowa się cmoknął, po czym chcąc czy nie - podeszła do roślinek, kucając. Uważnie nasłuchiwała, trwając w bezruchu co było dla niej ogromnym wyczynem i gdy już miała skoczyć na mysz, coś skoczyło na nią. Stęknęła z bólu, mimo iż trawa zamortyzowała upadek. Syknęła pod nosem zła, obstawiając, że ten rudy pajac znowu się wydurnia.
— Wieczornikowa Łapo, ty debilu... — jakie było jej zdziwienie, gdy zamiast niebieskich oczu, miała przed sobą zielone i pełne życia ślepka Konopii — H-hej...
— No cześć. — miauknęła Konopia, wstając z kotki — Twój mentor to naprawdę spaślak... Robisz coś po treningu?
Węglowa zastanowiła się chwilę, w tym czasie Konopia postanowiła uwolnić ją spod własnego ciężaru i klapnęła sobie na trawce obok kotki. Młodsza zacisnęła szczęki, starając się nie walnąć niczego żenującego w stylu "Oh tak, chcę patrzeć w twoje oczy przy świetle księżyca po treningu". Starczyło, że zeszłej nocy odwaliła niezłą szopkę. Westchnęła głęboko, uspokajając szalone bicie serca.
— Nie, a dlaczego pytasz? — miauknęła, podnosząc się. Owinęła ogonem swoje łapy z zaciekawieniem wpatrując się w szylkretową uczennicę, której pyszczek zdobił łagodny uśmiech, aż Zboże czuła przyjemne ciepło na sercu. Takie przyjemne, dające jej poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Otarła się o jej policzek, mrucząc.
— A tak o — odparła kotka, przymykając na moment ślepia — Tam gdzie wczoraj? — zaproponowała z błyskiem w oku. Węglowa skinęła głową, nie mogąc doczekać się kolejnego spotkania. Rozmawiały jeszcze chwilę, aż mentorzy nie wytargali je za uszy, by skupiły się na treningu.
Tym razem Zboże postanowiła dać z siebie wszystko, szczególnie, że miała świadomość tego, że Konopia może obserwować jej ruchy a zrobić z siebie błazna nie wypada. Mierziło ją tylko jedno - związek. Co prawda bengalka wyznała calico swoje uczucia, co z tego, że nieudolnie, zaś ta druga najwidoczniej je odwzajemniała, jednak... Żadna z nich nie zadała TEGO pytania. Może nie trzeba było? Może to było oczywiste? A może to Konopia czekała na pierwszy ruch Zbożowej Łapy? Rozmyślając nad tą kwestią nawet nie zauważyła, że czas pędzi jak szalona a moment ponownego spotkania zbliża się potwornie. Jakimś cudem udało jej się wybłagać u Biegnącego Potoku, żeby odpuściła kazanie i że nic się nie stanie, wrócą przecież do obozu.
— Hej, wszystko dobrze? — czarno-ruda przechyliła głowę w bok, widząc kroczącą w jej kierunku na drżących łapach usianą w rozetki uczennicę. Ta pokiwała głową, chociaż miała ochotę zdechnąć z nerwów. Czuła się tak, jak wczoraj.
— Wiesz... po prostu mnie ciekawi czy my... znaczy... ja i ty — kaszlnęła, siadając obok drugiej kupy futra — Czy no wiesz, jesteśmy razem?
— A to nie oczywiste? — szylkretka zaśmiała się pod nosem, obserwując jak druga z kotek robi kilka kroków w jej kierunku — Wszystkie nocniaki są takie sztywne, czy tylko ty panikujesz, jak jesteśmy same? — zamruczała, oblizując pysk. Młodsza położyła po sobie uszy, czując, że zaraz tam wykituje. Zbliżyła się jeszcze trochę, tym razem odważniej niwelując dzielącą ich pyszczki odległość. Ciarki przebiegły po jej grzbiecie, towarzyszyło przy tym dziwne, nieprzyjemne uczucie. Jakby robiła coś złego, coś czego nie powinna. Próbowała odgonić złe myśli, jednak na próżno. Świadomość, że wybranka jej serca jest lisiakiem, zaś ona nocniakiem zaczynała ją dobijać. Miała świadomość, że ta będzie chciała wrócić do domu, chciała jednak ją zapytać o coś...
— Konopio?
— Tak?
— Chciałabyś zostać ze mną? Wiesz, tu, w klanie nocy. Mogłybyśmy połączyć legowiska i spać razem... Wiesz, być prawdziwą parą — miauknęła cicho, odpowiedziało jej jedynie niezadowolone prychnięcie.
— Żartujesz sobie, tak? — na te słowa poczuła, jakby miała się rozpłakać niczym mały kociak. Pociągnęła nosem — Klan nocy nigdy nie będzie moim prawdziwym domem. Nie ważne jak bardzo ty, czy ja będziemy się starać. Nie ważne jak bardzo cię kocham. Klan Lisa to miejsce, do którego należę — mówiąc to, otarła się o jej policzek, mrucząc uspokajająco — Zrozum to, proszę — szepnęła na jednym wdechu. Zboże pokiwała twierdząco głową. Oczywiście, że ją rozumiała! Tylko... jeszcze to do niej nie chciało dotrzeć.
— To w takim razie ucieknę z tobą! Odejdziemy stąd razem! — zawołała, zrywając się gwałtownie. Brązowe ślepia zapłonęły entuzjazmem.
— I zostawisz Wieczornika i Jaskra? A co z Poziomkiem, Biegnącą i Jesionem? Zaufaj mi, nie byłabyś szczęśliwa w klanie lisa — Konopia pokręciła głową rozbawiona słowami młodszej kotki. Ta jedynie zmieszała się, nie wiedząc co powiedzieć. Jedyne na co się zdobyła to zetknięcie się z nią nosami.
— Po prostu nie chcę, żebyś odeszła. A co jeśli już nigdy cię nie zobaczę? — miauknęła, przyciągając calico do siebie i mocno ją przytulając. Czuła się źle. Zapowiadało się miłe spotkanie a wyszła poważna rozmowa, która spieprzyła jej humor. I chyba nie tylko jej.
— Głupoty pleciesz. Pająki zasnuły ci mózg? Oczywiście, że zobaczysz! Poza tym, jeszcze nie uciekłam, tak? Jestem tutaj, z tobą.
— Ja wiem... Po prostu bardzo mocno cię kocham.
— Wiem, wiem. Ja ciebie też kocham.
— Co tak cię bawi? — zmarszczyła nos, słysząc chichot uciekający z pyszczka uczennicy. Ta pokręciła głową, zaś jej barki drżały. Zdezorientowana kotka prychnęła, popychając rudo-czarną na grzbiet.
— Po prostu jesteś strasznym durniem — zamruczała, szturchając jej pysk łapami. Zboże popatrzyła w dół, między łapami mając rozlane, trójkolorowe pofalowane futerko, uśmiechniętą mordkę, klapnięte uszyska oraz dwoje zielonych oczu.
— Ej... obiecasz mi coś? — zaczęła spokojnie.
— Zależy co
— Po prostu obiecaj, że nigdy o mnie nie zapomnisz, futrzaku — na pysku bengalki zakwitł łagodny uśmiech, gdy ułożyła się obok kotki, którą kochała — Och! I dzisiaj ty robisz za poduszkę! — oznajmiła, opierając się na niej całym swoim ciałem, mrucząc przy tym z zadowolenia.
Węglowa zastanowiła się chwilę, w tym czasie Konopia postanowiła uwolnić ją spod własnego ciężaru i klapnęła sobie na trawce obok kotki. Młodsza zacisnęła szczęki, starając się nie walnąć niczego żenującego w stylu "Oh tak, chcę patrzeć w twoje oczy przy świetle księżyca po treningu". Starczyło, że zeszłej nocy odwaliła niezłą szopkę. Westchnęła głęboko, uspokajając szalone bicie serca.
— Nie, a dlaczego pytasz? — miauknęła, podnosząc się. Owinęła ogonem swoje łapy z zaciekawieniem wpatrując się w szylkretową uczennicę, której pyszczek zdobił łagodny uśmiech, aż Zboże czuła przyjemne ciepło na sercu. Takie przyjemne, dające jej poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Otarła się o jej policzek, mrucząc.
— A tak o — odparła kotka, przymykając na moment ślepia — Tam gdzie wczoraj? — zaproponowała z błyskiem w oku. Węglowa skinęła głową, nie mogąc doczekać się kolejnego spotkania. Rozmawiały jeszcze chwilę, aż mentorzy nie wytargali je za uszy, by skupiły się na treningu.
Tym razem Zboże postanowiła dać z siebie wszystko, szczególnie, że miała świadomość tego, że Konopia może obserwować jej ruchy a zrobić z siebie błazna nie wypada. Mierziło ją tylko jedno - związek. Co prawda bengalka wyznała calico swoje uczucia, co z tego, że nieudolnie, zaś ta druga najwidoczniej je odwzajemniała, jednak... Żadna z nich nie zadała TEGO pytania. Może nie trzeba było? Może to było oczywiste? A może to Konopia czekała na pierwszy ruch Zbożowej Łapy? Rozmyślając nad tą kwestią nawet nie zauważyła, że czas pędzi jak szalona a moment ponownego spotkania zbliża się potwornie. Jakimś cudem udało jej się wybłagać u Biegnącego Potoku, żeby odpuściła kazanie i że nic się nie stanie, wrócą przecież do obozu.
— Hej, wszystko dobrze? — czarno-ruda przechyliła głowę w bok, widząc kroczącą w jej kierunku na drżących łapach usianą w rozetki uczennicę. Ta pokiwała głową, chociaż miała ochotę zdechnąć z nerwów. Czuła się tak, jak wczoraj.
— Wiesz... po prostu mnie ciekawi czy my... znaczy... ja i ty — kaszlnęła, siadając obok drugiej kupy futra — Czy no wiesz, jesteśmy razem?
— A to nie oczywiste? — szylkretka zaśmiała się pod nosem, obserwując jak druga z kotek robi kilka kroków w jej kierunku — Wszystkie nocniaki są takie sztywne, czy tylko ty panikujesz, jak jesteśmy same? — zamruczała, oblizując pysk. Młodsza położyła po sobie uszy, czując, że zaraz tam wykituje. Zbliżyła się jeszcze trochę, tym razem odważniej niwelując dzielącą ich pyszczki odległość. Ciarki przebiegły po jej grzbiecie, towarzyszyło przy tym dziwne, nieprzyjemne uczucie. Jakby robiła coś złego, coś czego nie powinna. Próbowała odgonić złe myśli, jednak na próżno. Świadomość, że wybranka jej serca jest lisiakiem, zaś ona nocniakiem zaczynała ją dobijać. Miała świadomość, że ta będzie chciała wrócić do domu, chciała jednak ją zapytać o coś...
— Konopio?
— Tak?
— Chciałabyś zostać ze mną? Wiesz, tu, w klanie nocy. Mogłybyśmy połączyć legowiska i spać razem... Wiesz, być prawdziwą parą — miauknęła cicho, odpowiedziało jej jedynie niezadowolone prychnięcie.
— Żartujesz sobie, tak? — na te słowa poczuła, jakby miała się rozpłakać niczym mały kociak. Pociągnęła nosem — Klan nocy nigdy nie będzie moim prawdziwym domem. Nie ważne jak bardzo ty, czy ja będziemy się starać. Nie ważne jak bardzo cię kocham. Klan Lisa to miejsce, do którego należę — mówiąc to, otarła się o jej policzek, mrucząc uspokajająco — Zrozum to, proszę — szepnęła na jednym wdechu. Zboże pokiwała twierdząco głową. Oczywiście, że ją rozumiała! Tylko... jeszcze to do niej nie chciało dotrzeć.
— To w takim razie ucieknę z tobą! Odejdziemy stąd razem! — zawołała, zrywając się gwałtownie. Brązowe ślepia zapłonęły entuzjazmem.
— I zostawisz Wieczornika i Jaskra? A co z Poziomkiem, Biegnącą i Jesionem? Zaufaj mi, nie byłabyś szczęśliwa w klanie lisa — Konopia pokręciła głową rozbawiona słowami młodszej kotki. Ta jedynie zmieszała się, nie wiedząc co powiedzieć. Jedyne na co się zdobyła to zetknięcie się z nią nosami.
— Po prostu nie chcę, żebyś odeszła. A co jeśli już nigdy cię nie zobaczę? — miauknęła, przyciągając calico do siebie i mocno ją przytulając. Czuła się źle. Zapowiadało się miłe spotkanie a wyszła poważna rozmowa, która spieprzyła jej humor. I chyba nie tylko jej.
— Głupoty pleciesz. Pająki zasnuły ci mózg? Oczywiście, że zobaczysz! Poza tym, jeszcze nie uciekłam, tak? Jestem tutaj, z tobą.
— Ja wiem... Po prostu bardzo mocno cię kocham.
— Wiem, wiem. Ja ciebie też kocham.
— Co tak cię bawi? — zmarszczyła nos, słysząc chichot uciekający z pyszczka uczennicy. Ta pokręciła głową, zaś jej barki drżały. Zdezorientowana kotka prychnęła, popychając rudo-czarną na grzbiet.
— Po prostu jesteś strasznym durniem — zamruczała, szturchając jej pysk łapami. Zboże popatrzyła w dół, między łapami mając rozlane, trójkolorowe pofalowane futerko, uśmiechniętą mordkę, klapnięte uszyska oraz dwoje zielonych oczu.
— Ej... obiecasz mi coś? — zaczęła spokojnie.
— Zależy co
— Po prostu obiecaj, że nigdy o mnie nie zapomnisz, futrzaku — na pysku bengalki zakwitł łagodny uśmiech, gdy ułożyła się obok kotki, którą kochała — Och! I dzisiaj ty robisz za poduszkę! — oznajmiła, opierając się na niej całym swoim ciałem, mrucząc przy tym z zadowolenia.
< Konopio? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz