BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)
30 kwietnia 2023
Od Szczekuszki
Od Nikogo CD. Krwawnika
Od Rozżarzonego Płomienia
Od Jafara
Od Nastroszonego Futra CD. Morelki (Morelowej Łapy)
Od Niedźwiedziej Siły CD. Księżycek
Od Larwy CD. Lukrecji
Od Szczurka CD. Aitala
Od Makowego Pola
29 kwietnia 2023
Od Gronostajowej Bryzy do Gepardziej Łapy
27 kwietnia 2023
Od Aitala CD. Szczurka
- Najwyraźniej muszę iść do miasta. To... Poczekaj z pół dnia i coś znajdę, dobrze?- miauknął i bez zapytania poszedł na wycieczkę. Miał nadzieję, że nikt go nie złapie na próbie ucieczki z szopy… Zresztą, zdobył już wprawę, bo musiał co chwilę unikać Krokus! Był pewien, że da sobie radę.
Niczego nie potrafił znaleźć! Wrócił z przeterminowanym serem, ogryzkami i jakimiś kośćmi, co już i tak było dla niego sukcesem! Wsadził to wszystko do jakiegoś znalezionego mini kartonu i gdy przyszedł, od razu pokazał zdobycz Szczurkowi. Jego zwierzak z początku wydawał się być bardzo radosny, że się pojawił, ale jedzenie niezbyt mu się spodobało…
- Um... To na pewno da się zjeść?
- Oczywiście. To jedzenie dla szczurów. Ale nie możesz go tak szybko dostać, prawda?- parsknął rozbawiony.- Już, zrób jakąś sztuczkę. Coś śmiesznego. To ci dam trochę.
Miał nadzieję, że szczur zapamiętał to, jak tłumaczył mu jego nowe realia życia. Całe szczęście przypomniał sobie! Obserwował malucha zaintrygowany, kiedy ten robił fikołka.
- Ta da!
Zaczął się śmiać, patrząc na jego wyczyn. Też tak kiedyś próbował, ale Szczurek był lepszy! Podsunął mu kawałek sera. Zaadoptowanie dziecka było jego najlepszą decyzją. Teraz w końcu miał co robić!
- Świetnie sobie radzisz! Jesteś naprawdę fajnym szczurem!
Przez chwilę myślał, że Szczurek nie zje posiłku, ale schrupał ser. Przynajmniej jedno miał z głowy, nie narzekał to mniej zmartwień. Nie miał zamiaru przecież szukać czegoś bardziej zdatnego do jedzenia!
- Umiem jeszcze tak - szary złapał za swój ogonek i zaczął się kręcić w kółko. Chichotał pod nosem patrząc na jego wyczyny. Właśnie takiego szczura potrzebował by się nie nudzić. Takiego fajnego zwierzaka, który był dość zabawny. Dał mu ogryzka. Jeszcze raz go maluch zaskoczył i po raz kolejny zjadł bez większego narzekania!
- Dziwne to jedzenie szczurkowe jest. Ale brzuszek mój się cieszy!
Uśmiechnął się szeroko. Wszystko szło super! Szczurek był szczęśliwy, on też… Stanowili super zespół i z pewnością będą się dogadywać!
- Tak! To jest jedzenie dla szczurków. Moja mama dałaby ci pewnie jakieś mięso... Z twojej mamy! A ty nie chcesz jeść mamy, prawda? Nie jedz od niej niczego. Ona ci da świństwo.
Straszenie malucha przyniosło skutek. Wydawał się być przerażony i wytrzeszczył oczy. No, może w końcu dotrze do niego, że Bylica to nie jest dobry kot. Nie miał już do niej za grosz szacunku. Nie reagowała jak przychodził poobijany i racja, kochał ją, ale… Nie była dobrą mamą i zabrałaby mu szczura!
- Nie chcę jeść mamy! Nie będę nic od niej jadł. Obiecuje. Nie wie nawet, że tu jestem.
- I nie może się dowiedzieć. Jestem dla ciebie najważniejszy i skoro tak mówię, to musisz się mnie słuchać. Więc nie próbuj być nawet głośno bo skończysz jako śniadanie! Hm... Musimy poćwiczyć twoją samoobronę...- zaczął głęboko myśleć.- Szczurku, jak mnie uderzysz to dostaniesz jedzenie. Ale musi boleć.
Wiedział, że musiało to być dziwne dla Szczurka, ale trzeba było go przyzwyczaić do życia w innym środowisku. Nie mógł pozwolić na to, by ktoś zabrał mu jego zwierzątko i porwał!
- Mam cię bić? Ale... to złe... i niemiłe. A ty jesteś bardzo miły. Nie chcę byś był na mnie zły...
- Będę na ciebie zły jeśli tego nie zrobisz. Już, uderz mnie, ugryź kopnij... Musisz się nauczyć obrony. Gdyby cię dorwała taka kotka i mnie by nie było, to musisz się chronić!
Czekał zniecierpliwiony czy coś w końcu zrobi. Nie rozumiał czemu szczurka to tak przerażało. Dopiero po chwili poczuł lekkie szturchnięcie. No w końcu….
- Nic ci nie jest?! - pisnął przejęty maluch, jakby zrobił mu straszną krzywdę. Zaśmiał się cicho. Co to miało być… To było aż zabawne.
- Nic mi nie jest! Ledwo co mnie dotknąłeś! Musisz walnąć z całej siły, albo jeżeli tego nie umiesz, to mnie ugryź najmocniej jak potrafisz!
26 kwietnia 2023
Od Klonowego Upadku
25 kwietnia 2023
Od Mrówki CD. Bławatka
Uśmiechnęła się delikatnie. Miała jeszcze dużo czasu, żeby się nimi nacieszyć. Byli jeszcze tacy mali. Polizała oba kocurki po łebku, ostrożnie i czule. Chciała dać im jeszcze trochę pospać. Szczególnie Bławatkowi, który mimo jej nalegań i protestów długo ćwiczył naukę polowania. Właściwie było to polowanie na kamyk. Jednak wszystko, co im dzisiaj przekazała, było potrzebne i ważne dla przyszłego łowiectwa. Na podstawy był czas w każdym wieku. Obserwowała swoje kociaki, traktując to udawane polowanie poważnie. Odkryła ich mocne i słabe strony nad którymi będą musieli pracować. Musiała jednak przyznać, że kociakom poszło świetnie. Goździk i Bławatek wykazali chęci i wytrwałość, a to były ważne cechy u przyszłych wojowników. Odetchnęła z ulgą i zadowoleniem na wędrującego po krainie snów Bławatka.
Mrówka zastrzygła uszami i odwróciła pyszczek w stronę wyjścia z kociarni, przerywając jedno ze swoich ulubionych zajęć odkąd została królową - obserwowanie kociąt. Delikatny uśmiech nie schodził z jej pyszczka. Zaczekała trochę niecierpliwie na Perkoza. Partner usiadł obok niej i pochylił pyszczek, obdarzając złotą kotkę czułym liźnięciem. Zamruczała na dotyk języka na swoim łebku i odwdzięczyła się liźnięciem w policzek. Zaraz jednak przypomniała sobie, jakimi słowami ją powitał i prychnęła.
— Jaka staruszko? Oh, Perkoz. Muszę ci tłumaczyć, że koty mają tyle księżyców na ile się czują? Ja zamierzam jeszcze przez przynajmniej dwa sezony skakać po drzewach. — wywróciła lekko oczami, jednak długo się na niego nie gniewała. Chociaż miał szczęście, że obok spały kociaki, inaczej z jej pyszczka wydobyłoby się pare nieuprzejmych i ironicznych słów. Na tym świecie pozostało niewiele kotów, które kochała i przy których powstrzymywała się od brzydkich uwag. Uważała, że miała szczęście i była zadowolona z tego, jak na starsze księżyce ułożyło się jej życie. Obecność Perkoza i synów dodawała jej sił.
— Jak się czują nasi synowie? — zapytał, spoglądając na kocięta.
Mrówka podążyła za jego wzrokiem. Domyślała się, że wkrótce się obudzą. W planach miała je nakarmić i umyć. Opowiadała im wiele historii i czasami dołączała do ich zabaw. Uwielbiała również obserwować, jak się wspólnie bawili.
— Nauczyłam ich co nieco o polowaniu. Żałuj, że ich wczoraj nie widziałeś, byli bardzo zaangażowani. Jestem z nich taka dumna. — zamruczała córka Orła.
— Chętnie bym zobaczył nasze kocięta w akcji.
— Myślę, że będziesz miał okazję, jak się obudzą. — miauknęła, poruszając z rozbawieniem wąsami. Wyobraziła sobie jak synowie pokazują wszystkie ruchy ojcu, wybierając sobie za zwierzynę jakiś kawałek mchu lub kamyk. Pewnie będą chcieli się pochwalić nowozdobytą wiedzą, co oczywiście było pozytywne.
— Ale zanim się obudzą... — urwała i spojrzała na swój brzuch, krzywiąc się przez burczenie. Spojrzała przesłodzonym wzrokiem na Perkoza. — Przyniósłbyś mi coś na śniadanie.
Nie musiała długo czekać. Po pierwsze Perkoz przyniósł jej mysz, którą mogła zjeść ze smakiem. Oblizała pyszczek, usatysfakcjonowana napełnionym brzuchem. Po drugie Bławatek i Goździk obudzili się i tak jak podejrzewała, na widok ojca zaczęli mu miauczeć i pokazywać łowiecką pozycję. Pyszczek Bławatka praktycznie się nie zamykał, wylewając z siebie potok słów. Musiała się skupić, żeby wszystkie usłyszeć.
Upłynęło kilkanaście dłuższych uderzeń serca, zanim Perkoz musiał wracać do swoich obowiązków wojownika, zostawiając rodzinę w żłobku. Kociaki miały okazję pochwalić się swoimi umiejętnościami i domyślała się, że najchętniej spędziłyby z tatą więcej czasu. Postanowiła je jakoś rozweselić - bo przecież jej towarzystwo również było świetne. Wymyśliła zabawę w "pogoń lisa", gdzie wcieliła się w rolę lisa i uciekała po całym żłobku, goniona przez kocięta wcielające się w rolę wojowników. Później zmieniali się główną rolą, tak, żeby Bławatek i Goździk mieli szansę wcielić się w lisa. Zabawa wymagała dużo ruchu i spodobała się całej trójce. Czasami była zdziwiona energią swoich maluchów. Wymyślili kolejne zabawy i chociaż ona jedynie im się przyglądała, to było miłe uczucie obserwować dwa energiczne kocięta. Goździk w pewnym momencie uznał, że woli się przespać. Otuliła syna swoim puchatym ogonem, mrucząc mu kołysankę, żeby szybciej zasnął, wtulony w jej futro. Bławatek miał jeszcze wiele energii, ale wraz z zachodem słońca musiała namówić go, żeby położył się spać.
Uważała, że poradziła sobie z wychowaniem kociąt. Byli wspaniali. Cieszyła się każdą chwilą spędzoną w ich towarzystwie. Bławatek i Goździk wprowadzili dużo szczęścia i miłości do jej życia. Była zadowolona, że może się nazwać ich mamą.
Wkrótce odbyło się mianowanie i Mrówka była dumna ze swoich dzieci - uczniów! Mentorem Bławatka został Borsuk, szkoleniem Goździka zajęła się Cyprys. Obserwowała ich ceremonię i po jej zakończeniu podeszła do swoich synów.
— Owocowy Las zyskał dzisiaj świetnych uczniów. Uczcie się pilnie, zdobywajcie wiedzę i umiejętności. Macie tylko jedną szansę na posmakowanie uczniowskiego życia, wykorzystajcie ją rozsądnie. Wasi mentorzy mają mniejszą wiedzę niż ja, wiadomo, ale czegoś was nauczą, a ja zawsze będę gotowa wam pomóc. Bądźcie dumni z tego, jaką rangę nosicie, tak jak ja jestem dumna z was. Bardzo was kocham. Pamiętajcie o tym. Chociaż nie będziemy na razie mieszkać razem, to często będziemy się spotykać. Nawet wyskoczymy na wspólne polowanie. — miauknęła, obdarzając synów uśmiechem. Podeszła o krok do przodu i każdego z nich polizała po łebku. — To jest wasze życie, wasza historia i cokolwiek postanowicie, to zawsze będę was wspierać. Nie bójcie się ryzykować.
Starsza wojowniczka otworzyła żółte ślepia i prześledziła nimi czujnie obóz. Zauważyła swoje kocię - Bławatka. Stał przy wyjściu z obozu, przebierając łapkami w miejscu. Pewnie czekał na swojego mentora. Mrówka szybko rozejrzała się za kocurem. Akurat opuszczał legowisko wojowników, więc podeszła do niego i zagrodziła mu drogę. Borsuk posłał jej zdezorientowane spojrzenie.
— Witaj, Borsuku. Wspominałeś, że wybierasz się z Bławatkiem na polowanie? Chętnie do was dołączę. Mam akurat sporo wolnego czasu dzisiaj, a chciałabym zobaczyć, jak radzi sobie mój syn. To jego pierwsza prawdziwa lekcja, zgadza się? Cóż, zadbałam o to, żeby poznał podstawy polowania, gdy był jeszcze kociakiem, nie musisz dziękować.
Mrówka czekała na moment, w którym Bławatek upoluje swoją pierwszą zdobycz. Co to będzie? Mysz? Nornica? A może ptak? Kotka wręcz promieniała z ciekawości. Musiała trochę namawiać Borsuka, ale udało jej się przekonać kocura. Właściwie to postawiła na swoim. Pójdzie z nimi na trening polowania, koniec, kropka. Mrówka podbiegła do Bławatka. Młody uczeń był zdziwiony obecnością matki, ale zanim zdążył się odezwać, kotka go uprzedziła.
— Wybieram się z wami na twój trening polowania, Bławatku. — miauknęła. Mrówka nie oczekiwała, że Bławatek złapie zwierzynę za pierwszym razem. Mógł pamiętać pozycję łowiecką, ale równocześnie skradanie się do prawdziwej zwierzyny było trudniejsze niż do nieruchomego kamienia.
Od Traszki
— Nie zabijajcie go! — pisnęła jedynie, widząc, jak Cyprys zbliża się do gardła przeciwnika.
Lis wykorzystał powstałe zamieszanie i zrzucił kotkę, która zaraz znalazła się w pobliżu jego szczęk.
— Cyprys! — pisnęła Winogrono przerażona.
Rana na łbie nie wyglądała dobrze. Traszka położyła uszy. To wszystko jej wina. Bura złapała za ogon rudzielca i zaczęła go odciągać od leżącej pod nim wojowniczki. Jeden cios pazurów rudej nad gardłem i lis padł obok nich. Pointka jako jedyna siedziała sparaliżowana, gdy pozostali jej towarzysze jej dyszeli.
— Traszka. — surowy głos dawnej mentorki sprawił, że łzy wylały się na jej poliki.
— Przepraszam... przepraszam... ja... ja naprawdę przepraszam. — zaczęła, czując co się zbliża.
Nie chciała tego. Nie rozumiała czemu lis zaatakował. Dlaczego postanowił ich skrzywdzić bez powodu. Przecież to było złe. Nie sprowokowali go niczym. A teraz nie żył, a Borówek i Cyprys byli ranni. Nie mogła powtrzymać łez.
— Traszka. Uspokój się. Weź Borówka, wracamy. — miauknęła jedynie bura.
Pokiwała smutnie łbem. Bała się spojrzeć kotce w ślepia.
Minął księżyc, a Borówek powrócił do patrolów. Lekko kulał, lecz Plusk twierdziła, że wciągu paru księżyców odzyska sprawność całkowicie. Gorzej z Cyprys. Rana strasznie ją bolała, nie było dnia, by nie słyszeć jej cichego popiskiwania. Medycy byli bezradni. Kotka zmieniła się. Była inna. Strachliwa i nieobecna. Ciągle gdzieś uciekała i skrywała się. Jakby wciąż męczyły ją wizje z tamtego dnia. Winogrono starała się wspierać partnerkę, lecz było jej coraz trudniej. Kotka zdawała się jej nie poznawać. Majaczyła. Gorączka nie chciała jej zostawić. Witka załamywała łapy. Nie umiała jej pomóc.
— Może powinniśmy wybrać się do Klanu Burzy. Może ich medycy coś wiedzą? — zaproponowała Ważka, próbując wesprzeć młodą szylkretkę.
Witka otuliła się ogonem.
— Coś jest nie tak. Na ich terenach pachnie Wilczakami.
— Niedługo zgromadzenie.
— Ostatnio leśne klany nie zjawiły się. — wtrącił się Komarnica. — Może znów nie przyjdą. Głupcy tak się pobili, że nie mieli kogo na zgromadzenie puścić.
Traszka minęła rozmawiające koty zmartwiona. Miała nadzieję, że Lisi Ognik wyszła z tego cało.
— Traszka!
Odwróciła się w stronę zdyszanej Winogrono.
— Nie widziałaś nigdzie Cyprys? Znowu uciekła gdzieś, a zbliża się pora leków. — jej głos drżał.
Kotce tak strasznie było żal dawnej mentorki. Nie rozumiała czemu Wszechmatka zsyłała jej takie cierpienie. Bura nikła w oczach. Ciągle spięta i zmartwiona, wiecznie próbując być u boku chorej.
— Poszukajmy ją razem. — miauknęła, rozglądając się wokół siebie. — Sprawdzałaś przy powalonej kłodzie. Ostatnio tam ją znalazł Lśniąca Tęcza wraz z Żbikiem, gdy pilnował Nikogo na polowaniu.
— Witka planuje poradzić się medyków z leśnych klanów. Może oni będą umieli coś doradzić. — rzekła do burej. — Więc może niedługo w końcu będzie lepiej.
Winogrono uśmiechnęła się smutno.
— Mam nadzieję. — odparła. — Dłużej nie wytrzymam. — dodała szeptem bardziej do siebie.
Pointka podeszła do kotki, by ją przytulić. Tylko tyle mogła zrobić.
— Nie zbliżajcie się. — ostrzegł czekoladowy. — Nie rozpoznaje nas.
Dopiero teraz Traszka dojrzała jak poraniony był Lulek. Krew spływała po jego barku, lecz wciąż dalej trzymał kotkę, przyciskając jej pysk do ziemi. Pointka załamana chciała jedynie uciec stąd gdzieś daleko i prosić Wszechmatkę by zlitowała się nad nimi. Cyprys zdawała się być pozbawiona duszy. Nie była sobą. Była czymś innym. Czymś strasznym.
— Traszko, Borsuku, Żbiku, szybko zacznijcie kopać dziurę. Nie utrzymamy jej wiecznie. — krzyknęła Lisówka, która trzymała tylne łapy wojowniczki.
— Słyszałaś? Szybko. Nie chcemy więcej rannych. — warknął na nią Borsuk.
Pointka szybko zaczęła kopać wraz z kocurami. Wilgotna i miękka ziemia nie ułatwiała zadania. Łapy ślizgały się jej, a całe ciało pokryła lepka breja. Dołączyła do nich Świt wraz ze Wanilią.
— Witko, zajrzyj do starszych. Sadza zdawała się także dostać. — mruknął słabo Perkoz, którego Plusk wraz z Tęczą zabierała do legowiska medyków.
Młodsza kiwnęła łbem. Traszka poczuła, jak łapy jej drętwieją. Myśl, że jej tata mógł ucierpieć sprawiła, że serce jej zamarło. Zaczęła kopać szybciej, chcąc już móc sprawdzić czy z Żurawinkiem wszystko w porządku. Dół jednak wciąż był za płytki. Obsuwająca się mokra ziemia nie pomagała. Robota zdawała się nie mieć końca.
Od Iskry
Od Pokrzywowej Skóry CD. Bieliczego Pióra
Życie potrafiło szybko przemijać. Pokrzywowa Skóra wracał pamięcią do kocięcych księżyców - to był beztroski czas. Później rozpoczął szkolenie i nadal był wdzięczny swojemu mentorowi za wiedzę i umiejętności, które mu przekazał. Został wojownikiem, wyszkolił własnego ucznia - Wróblowe Skrzydło, którego od wielu księżyców już z nimi nie było. Poznał wiele kotów na swojej drodze, docierając do tego miejsca, stając się najstarszym kotem w Klanie Wilka.
Bielicze Pióro również będzie świadkiem przemijającego czasu. Wszystkie koty muszą tego doświadczyć. Karmicielka odczuje to na własnych kociętach. Towarzysz im odkąd przyszły na świat, żeby wkrótce doczekać ich mianowania na uczniów. To zawsze wzruszająca ceremonia. Ile już razy w swoim życiu miał okazję oglądać mianowania? Wszystkie łączyło jedno - były niezapomniane dla kota, który stojąc przed przywódcą i klanem, składał obietnicę i przyjmował nowe imię, rangę oraz obowiązki. Uznał, że do wszystkiego można się przyzwyczaić.
Wpatrywał się w swoją towarzyszkę, próbując odczytać jej myśli i emocje malujące się na pyszczku oraz w ślepiach. Mógł tylko przypuszczać, że chodziło o kocięta. Minie jednak jeszcze trochę czasu, zanim będą musieli się rozstać, ale przecież kociaki będą tuż obok, w legowisku uczniów. Rozłąka byłaby mniej bolesna w czasach, gdy nie trzeba było walczyć o przetrwanie. W czasach, gdy Klan Wilka był przyjaznym miejscem, a pobratymcy darzyli się szacunkiem. Wtedy nie musieli nic udowadniać i kocur cieszył się, że mógł być częścią tamtego okresu. Może kiedyś, za kilkanaście sezonów, znowu będzie jak dawniej. Westchnął. Obecnie mógł jedynie o tym śnić. Skupił swoją uwagę ponownie na Bieliczym Piórze.
— Oczywiście, że możesz pytać, Pokrzywowa Skóro. Od zawsze matka, a także ciocia opowiadały mi, że macierzyństwo to wspaniały skarb. Na początku, gdy byłam młoda, nie byłam do tego nastawiona entuzjastycznie. Chciałam zwiedzać świat, a nie opiekować się młodymi. Teraz jednak rozumiem co miały przez to na myśli. Musiałam dojrzeć i to przeżyć, by docenić sens bycia matką. I teraz szczerze? Ta rola jak najbardziej mi odpowiada. Wychowywanie młodych to prawdziwe wyzwanie oraz wspaniała przygoda. To jak obserwuje się jak powoli z malutkich kulek kształtuje się charakter, jak jesteś świadkiem ich pierwszych wzlotów i upadków. Nie zamieniłabym tego na nic innego — powiedziała, patrząc pełnym miłości wzrokiem na swoje córeczki, które otuliła ogonem.
Pokrzywowa Skóra uśmiechnął się delikatnie na słowa Bieliczego Pióra. Widać było, że kotka prawdziwie kocha swoje kocięta, zresztą nawet w to nie wątpił.
— A ty, Pokrzywowa Skóro? Dlaczego nigdy nie pomyślałeś o założeniu rodziny? Zawsze widywałam cię samotnego...
Otworzył szerzej zdrowe oko ze zdziwienia. Pierwszy raz ktoś go o to zapytał i musiał się dłużej zastanowić nad odpowiedzią. Pytanie go zaskoczyło, ale wiedział, co powinien powiedzieć. Jednak powiedzenie całej prawdy mogłoby się skończyć dla niego źle. Nie mógł ufać całkowicie nowopoznanej pobratymce. Zdecydował się więc na powiedzenie półprawdy, zatajając jednak pewien szczególny fakt. Pokrzywowa Skóra wiedział, że jego serce należało do Deszczowej Chmury, medyka Klanu Wilka. Przyjaźnili się od kociaka i nawet teraz Pokrzywek czuł głębokie uczucie i szacunek do swojego towarzysza. Wspominając swojego przyjaciela, uniósł głowę ku górze. Czy Deszczowa Chmura przebywał teraz w Klanie Gwiazdy? Czy myślał czasami o Pokrzywku? Kiedyś do niego dołączy. Pokrzywowa Skóra chociaż próbował rozpocząć romans z kimś innym, to ostatecznie skończył samotnie. Może tak było lepiej. Czy mógł kochać kogoś bardziej od Deszczyka? I czy ktoś mógł pokochać jego - syna medyczki? Wolał pozostać wierny i pracowity dla Klanu Wilka, skupił się na obowiązkach i zawsze troszczył o swoich pobratymców. Teraz jako staruszek został bez tych wszystkich, których kochał, ale nadal optymistycznie spoglądał na życie i żadnej swojej decyzji nie żałował. Nawet jeśli stopniowo przestawał być częścią klanu, to dalej Klan Wilka był dla niego domem, miejscem najważniejszym. Nie każdemu kotu pisany jest związek. Nawet bez partnera i kociąt miał udane życie. Uśmiechnął się lekko do Bieliczego Pióra i odpowiedział na jej pytanie swoim spokojnym tonem głosu.
— Podobno kto nie ma szczęścia w miłości, ten ma szczęście w polowaniu. — zażartował. Chrząknął, zanim kontynuował. — Właściwie tak wyszło. Zawsze to klan był dla mnie najważniejszy i wolałem skupić się na swoich obowiązkach. Zanim się obejrzałem, byłem już staruszkiem. Może nie każdemu kotu jest pisane wejść w związek. — wzruszył ramionami. — Zakładanie rodziny... miałem już wspaniałą rodzinę i nie pragnąłem jej powiększać. Jakoś nigdy nie widziałem siebie w roli ojca. Własne kocięta to duża odpowiedzialność. Nawet na starość czuję, że nie jestem gotowy. Pozostaje mi kibicować kolejnym pokoleniom Klanu Wilka. To miło obserwować, jak klan zyskuje świetnych wojowników. — miauknął, każde zdanie szczerze.
Kocur zerknął za siebie na wyjście z kociarni. Minęła już większa połowa dnia i pomału szykował się wieczór. Pokrzywowa Skóra wiedział, że powinien już wracać do siebie i dać odpocząć Bieliczemu Pióru. Pewnie chciała nakarmić i ułożyć swoje kocięta do snu. Pokrzywowa Skóra podniósł się ostrożnie na równe łapy i skinął głową karmicielce.
— Dziękuję za rozmowę, Bielicze Pióro. Będę już wracał do siebie. Zresztą pewnie chciałabyś się zająć swoimi kociętami, nie będę przeszkadzał. Cieszę się, że mogłem cię poznać. — dla kocura było to miłe porozmawiać z kimś po tak długim czasie samotności w legowisku starszych. Poprawił mu się humor.
<Bielicze Pióro? Kończymy?>
24 kwietnia 2023
23 kwietnia 2023
Od Wieczoru (Wieczornej Mary) CD. Koszmara (Koszmarnej Łapy)
- MIĘKKA FAJA!- wrzasnęła za nim wkurzona, mając nadzieję, że matka nie będzie potem na nią zła. W końcu, nie powinna się tak odzywać do swojego braciszka… Kotka posłała jej jednak tylko rozczarowane, chłodne spojrzenie. Nie rozumiała jej, większą winę ponosił tu Koszmar!
Nawet nie zdała sobie sprawy, kiedy to Koszmar zaczął swój plan ucieczki. Dopiero zareagowała, gdy zaczął iść w stronę wyjścia ze żłobka. Oczywiście, że jak tylko tam się zjawił, pojawiła się tuż koło jego boku. Przecież okazja naskarżenia na niego nie mogła przejść jej obok nosa!
- A ty co tu robisz? Jeszcze chwile temu sobie smacznie chrapałaś. - zawarczał poirytiwany malec. Wzruszyła ramionami. No oczywiście… Najpierw musiał na nią naskoczyć. Powinien już jej się zacząć tłumaczyć grzdyl jeden!
- Ja mam do ciebie lepsze pytanie. Gdzie sobie idziesz, braciszku?- zapytała z przekąsem. Widać było, że kocurek trochę się zawstydził. Biedaczek, nie wyszedł mu jego świetny plan…
- N-nie twoja sprawa. - fuknął oburzony spoglądając jej prosto w oczy. Czemu po prostu się nie podda?! Musiała wiedzieć przecież co powiedzieć mamie… Złapała go na gorącym uczynku i co, nic nie mogła zrobić w tej sprawie!
- Moja sprawa!- warknęła na niego.- Nie myśl, że ci ujdzie płazem! No pochwal się, gdzie miałeś zamiar uciec?
- Nie jesteś moją matką, żebym musiał ci się tłumaczyć!
- To może mamie się tłumacz dlaczego chciałeś uciec? Z pewnością chętnie cię wysłucha a potem dostaniesz lanie!
- Mówiłem ci, jak bardzo cię nienawidzę Wieczór? - westchnął cierpiętniczo mrużąc ślepia. W sumie, chciałaby wiedzieć jakie zdanie ma o niej jej brat. Pewnie jak typowy głupiec po prostu powie, że jest niefajna, zachowuje się jak mysi bobek i tak dalej… Nudne to było.
- Nie, chyba nie. Ale z chęcią posłucham.
- Skoro tak bardzo chcesz. Nie znam gorszego kota od ciebie. W dodatku tak przerysowanego. - uśmiechnął się sucho. Wiedziała! To nie było nawet oryginalne! Powinien się bardziej starać w obrażaniu innych.
- Jak miło, nawzajem.
Od Kuklika CD. Larwy
- M-może cię w-wezmę do m-medyczki? B-boję się, że c-coś ci jest... N-naprawdę p-przepraszam. Z-zrobię wszystko, t-tylko mi w-wybacz!
- Moses mnie popsytulać i umyć - zaproponował. - Jus psestaje boleć. Ne mów babci, bo się zmaltwi.
Pokiwał delikatnie głową i chwycił kocurka za kark. Zaniósł go w miejsce na boku i położył się obok malucha, trochę zestresowany przez męczące go wyrzuty sumienia. Był takim gapą… Co jeżeli kociak będzie teraz na niego obrażony i nagada innym o tym jakim złym opiekunem był? Czemu w ogóle nawiązał kontakt z dzieckiem, skoro to było takie stresujące?!
- Jesteś doblym kotem mamusiu - pochwalił go Larwa jakby czytał mu w myślach. - Inny pewnie by mnie zostawił i odsedł - maluch zwiesił smętnie uszka. To było dla niego dziwne. Kto by chciał porzucić takiego malutkiego, słodkiego kociaka na pastwę losu?
- A-ale j-ja cię nie zostawię...- powiedział do niego z uśmiechem i przysunął go do siebie. Zaczął go wylizywać delikatnie, nie chcąc zranić malucha. Skoro mówił, że chce żeby się nim zaopiekować, no to chyba musiał to zrobić… Zobaczył kątem oka jak syn Lukrecji się do niego uśmiecha.
- Siękuje mamusiu. Jesteś kochany
Przytulił się do niego mocno. To było miłe tak słyszeć po tym wszystkim co wyrządził…
- T-ty t-też jesteś kochany... B-bardzo cię l-lubię.
- A ja ce kocham mamusiu. Balso mocno. Uwu - otarł się o niego głową. Po raz kolejny westchnął zauroczony. Kocięta... Kocięta to jednak były piękne stworzenia! Ale zajmowanie się nimi to już inna sprawa… Maluchy były jedynie urocze a potrzebowały dużo uwagi. Po jakimś czasie pewnie było to już męczące.
- Ch-chcesz się w c-coś p-pobawić?
- Tiak! Posucamy kulką mchu? - zaproponował maluch, gapiąc się na swoją zabawkę. Wstał i chwycił kulkę, po czym rzucił nią w stronę kocurka. W sumie to nie wiedział jak się tym bawi, ale Larwa chyba da sobie radę…Zerknął na malucha i aż zastygł, widząc jak ten męczy zabawkę szarpiąc nią na boki i gryząc w pyszczku. Kocurek jakby nigdy nic dał mu ją z powrotem. Niezbyt chciał tego dotykać… Spojrzał na kulkę, która wyglądała... Tragicznie. Krytycznie przyjrzał się, czy zabawka będzie dalej przydatna, ale uznał, że raczej nie.
- P-przyniosę ci coś innego- wymamrotał tylko, rozglądając się w poszukiwaniu czegoś ciekawego.
Od Morelki CD. Nastroszonego Futra
20 kwietnia 2023
Od Słoneczka Do Rozżarzanego Płomienienia
— W-wracaj! — miała głęboko gdzieś nią.
Była głupia. Głupią mamą. Gardziła nią! Biegła przed siebie. Jakieś koty coś do niej krzyczały. Zupełnie jakby ich obchodziła. Dobrze wiedziała, że cały ten klan ją miał głęboko pod ogonem. Wszyscy byli okropni i sztuczni! Skręciła do jednego z legowisk, by ukryć się przed potencjalnym pościgiem. Zapach starości uderzył do jej nosa. Skrzywiła się. Umieralnia. Tu przetrzymywali pół martwe koty czekając aż zdechną w końcu. Z pogardą spojrzała na śpiących starców. Wśród nich jeden rudy. Wyjątkowo dumny. Denerwujący. Nie znał swojego miejsca.
— Co się gapisz? — wypaliła do starca.
Rudy skrzywił się.
— Czego?
Był trochę straszny. Położyła zjeżone futerko. Słoneczko tupnęła łapą i podeszła do dziadka.
— Wszyscy mnie denerwują. — wyznała rozgoryczona, czując jak schodzą z niej emocje. — Moja mama jest strasznie głupia. Nienawidzę jej. — wypaliła.
Rudy nie zdawał się rozumieć się jej problemu. Zdenerwowała się na niego. Był jak inni.
— A mówisz mi to, ponieważ? — uniósł brew. — Kto cię wypuścił ze żłobka? Nie wiesz, że po naszym klanie chodzą Wilczaki? Mogą cię porwać i zjeść.
— Też jesteś głupi. — krzyknęła na starca. — Nie zjedzą mnie,
Kocur zjeżył się.
— Sama jesteś głupia! I nieruda. Obrzydlistwo. Powinnaś się wstydzić. Za moich czasów takie koty jak ty miały więcej szacunku do rudzielców. Nikt cię nie wychował widzę.
Słoneczko nie wierzyła w to co słyszy.
— Ah tak? Moja mama jest jakoś ruda i głupia! To rudzi są głupi! — zarzuciła mu.
Zamilkł na uderzenie serca.
— Coś ty powiedziała? — wstał i podszedł do bachora, górując nad nią.
Słoneczko straciła na pewności. Straszliwy dziad z żądzą krwi stał nad nią i chciał ją zabić.
— Właśnie przed takie tępe jednostki jak ty mamy taką sytuację. Poprzednia liderka doprowadziła do wojny, była czarna, a mózg miała niczym mysz, też wygadywała takie bzdety i co? I zdechła. Jak widać kolor chodzi w parze z inteligencją, bo ię od niej niczym nie różnisz.
Słoneczko aż poczuła jak zbierają się jej łzy w ślepiach. Tego było za wiele, jak na jej mały łebek. Poczuła, jak łzy puściły, zalewając jej poliki.
— Sam też zaraz zdechniesz!
I puściła się biegiem przed siebie. Nie chciała więcej spotkać tego okropnego kocura. Był paskudny, stary i brzydki!
—Wracaj lepiej do matki, bo będziesz pierwsza! — krzyknął za nią.