- Jabłkowa Bryza! Masz może chwilę, by porozmawiać? - Zbożowe Pole zastąpił mu drogę. Point uśmiechnął się delikatnie, kiwając głową. Nie pamiętał, kiedy ostatnio rozmawiał z burym w cztery oczy. Czy kocur o nim myślał? Czy też tęsknił za ich wspólnym spędzaniem czasu? - Fajnie się nie gasi pożaru? Fajnie się bawisz z Orzechowym Zmierzchem tak? - warknięcie wojownika sprawiło, że Jabłkowa Bryza wzdrygnął się.
Poczuł, jak coś w nim się łamie. Zboże widział w nim zdrajcę. Widział w nim kogoś, kto poświęcił jego dobro dla własnych zachcianek.
Uderzyło go wspomnienie gorąca. Płomienne języki lizały jego futro. Dym wypełniał płuca. Nie mógł oddychać, nie mógł krzyczeć. Biegł na oślep. Miał jeden cel - przeżyć. To nie była wina Orzechowego Zmierzchu, to nie była wina jego przeszłości.
Czemu wszyscy, których kochał, sprawiali, że czuł się źle z rzeczami, na które nie miał wpływu?!
Zbożowe Pole nie miał pojęcia, o czym mówił. Nie obchodziły go uczucia Jabłkowej Bryzy. Nie chciał poznać jego perspektywy. Point poczuł silną potrzebę wykrzyczenia mu wszystkiego prosto w pysk, opowiedzenia o tym, co przeżywał, o tym, że czuł, jak z każdym dniem coś w nim umiera.
Ale nie potrafił.
Nie chciał być kolejnym zmartwieniem Zbożowego Pola.
- Przepraszam - wydukał cicho.
Kiedy tak bardzo się od siebie oddalili?
Poczuł, jak coś w nim się łamie. Zboże widział w nim zdrajcę. Widział w nim kogoś, kto poświęcił jego dobro dla własnych zachcianek.
Uderzyło go wspomnienie gorąca. Płomienne języki lizały jego futro. Dym wypełniał płuca. Nie mógł oddychać, nie mógł krzyczeć. Biegł na oślep. Miał jeden cel - przeżyć. To nie była wina Orzechowego Zmierzchu, to nie była wina jego przeszłości.
Czemu wszyscy, których kochał, sprawiali, że czuł się źle z rzeczami, na które nie miał wpływu?!
Zbożowe Pole nie miał pojęcia, o czym mówił. Nie obchodziły go uczucia Jabłkowej Bryzy. Nie chciał poznać jego perspektywy. Point poczuł silną potrzebę wykrzyczenia mu wszystkiego prosto w pysk, opowiedzenia o tym, co przeżywał, o tym, że czuł, jak z każdym dniem coś w nim umiera.
Ale nie potrafił.
Nie chciał być kolejnym zmartwieniem Zbożowego Pola.
- Przepraszam - wydukał cicho.
Kiedy tak bardzo się od siebie oddalili?
***
Klan Klanu Nocy był taki głośny. Jabłkowa Bryza nigdy nie przepadał za towarzystwem wielu kotów, ale dopiero kilka księżyców temu zauważył, jak bardzo przeszkadza mu gwar. Czasami, kiedy strach, który go ogarniał, stawał się zbyt mocny, nachodziła go ochota, by uciec od Klanu, od zobowiązań, od przeszłości.
Nie miałby gdzie iść.
Po śmierci Psiej Łapy na calutkim świecie nie został nikt, kogo naprawdę by obchodził.
Drgnął, gdy do jego uszu dobiegł odgłos zbliżających się kroków. Wstał niemal natychmiast, przygotowując się do taktycznego wycofania, jednak było za późno - bury kocur doskoczył do niego szybciej, niż byłby w stanie zareagować.
- Co u ciebie? - Zboże wydawał się taki swobodny, jakby zupełnie nie pamiętał o swoim wybuchu sprzed kilkunastu księżyców. Jabłkowa Bryza spojrzał na niego z pewnym strachem w oczach. Czy wojownik ponownie zamierzał na niego naskoczyć? Czy postanowił mu przebaczyć?
- Nie najgorzej - odpowiedział zdawkowo.
- Dumny jesteś z Rudzikowej Pieśni i Zanikająca Łapa? Nie martwisz się o tego drugiego, że nie skończy treningu wystarczająco szybko? - Kocur wyraźnie chciał zagaić rozmowę. Point nerwowo przestąpił z łapy na łapę.
Oczywiście, że się martwił. Strach o przyszłość dopadał go jak polujący jastrząb, zaciskając swoje szpony na jego szyi. Nie potrafił zamknąć oczu i przestać rozpamiętywać przeszłość. Nie potrafił ich otworzyć i nie czuć przerażenia.
Jednak Zbożowe Pole nie musiał o niczym wiedzieć.
I tak nie potrafiłby zrozumieć.
- Jestem pewien, że Echo sobie poradzi - mruknął, uśmiechając się delikatnie.
***
Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa.
Zaciskały się pętlą na jego szyi. Nie pozwalały oddychać. Niczym różane ciernie każdego dnia coraz mocniej wbijały się w jego ciało.
Jednak było w nich coś pięknego. Ich różowe, miękkie płatki drgały przy każdym podmuchu wiatru. Z daleka majestatyczne i niedostępne, z bliska raniące i groźne. Oplatały się wokół jego łap, więziły, dusiły, ograniczały ruchy. Było już za późno, by wyrwać je z korzeniami.
Jabłkowa Bryza jęknął cicho. Ból rozsadzał mu czaszkę. Ciche szepty w jego głowie, których nie rozumiał (nie, po prostu nie chciał ich rozumieć, świadomie ignorował wypowiadane przez nie słowa), stawały się nieznośne. Wbił pazury w posłanie. Ciepło ciała leżącej obok Orzechowego Zmierzchu parzyło go. Zadrżał.
Potrzebował przestrzeni.
Podniósł się jakby w transie. Ciągłe szepty. Nie mógł ich znieść. Ciche słowa, mieszające się z szumem wiatru. Wypadł z legowiska wojownika, zimne krople deszczu zmoczyły mu futro. Stanął bez ruchu, wpatrując się w spokojny obóz, tak bardzo różny od jego chaotycznych myśli.
Mimowolnie pomyślał o swoim pierwszym spotkaniu ze Zbożowym Polem. Byli tacy niewinni, tacy młodzi.
Zboże obiecał, że go ochroni.
Nie potrafił dotrzymać przysięgi.
Jabłkowa Bryza powolnym krokiem ruszył w stronę wyjścia z obozu. Mimo że szepty w jego głowie wydawały się ucichnąć, jego umysł był zajęty czymś innym - przeszłością. Pamiętał zabawy z Kurką i z Orzeszką. Pamiętał trening z Oszronionym Futrem. Pamiętał zaplatanie z Kurką kwiatów w ich futra.
To… były dobre chwile.
Szkoda, że się skończyły.
Krople deszczu spływały po jego futrze. Chłód był dziwnie uspokajający, szczypiąc jego przemoknięte ciało. Błoto chlupotało mu pod łapami. Obóz Klanu Nocy pozostał gdzieś za jego plecami. Nie wiedział, dokąd zmierzał. Nie wiedział, czy chciał wrócić.
Nagle jego wzrok padł na przemokniętą, rudo-białą sylwetkę.
- Co tutaj robisz? Jest zimno - miauknął Jabłkowa Bryza, a Kurkowa Pieśń odwrócił niemal natychmiast głowę.
- Mogę zapytać o to samo. Znudziło ci się klejenie się do Orzechowego Zmierzchu? - mruknął kocur, ponownie wlepiając wzrok w zachmurzone niebo. Point usiadł obok przyjaciela i owinął ogon wokół łap. Przez chwilę siedzieli w ciszy przerywanej jedynie przez szum deszczu. - Nie widać dzisiaj gwiazd - stwierdził rudzielec, a liliowy zastrzygł z uszami zaskoczeniem.
- Rzeczywiście - potwierdził. Niebo zasnute było chmurami.
- Lubię na nie patrzyć. Są piękne. - Jabłko poruszył się niespokojnie, czując, do czego zmierza ta rozmowa. - Ale nie tak piękne jak Żabka i Sarenka.
- Pewnie są szczęśliwe w Klanie Gwiazdy - stwierdziwszy niepewnie, spojrzał kątem oka na brata partnerki.
- W sumie, gdybym musiał spędzać czas z kimś takim jak ja, to też wolałbym być martwy - zaśmiał się krótko wojownik. Point położył uszy, czując przytłaczające poczucie winy. Nie wiedział, czemu czuł się odpowiedzialny, nie wiedział, czy powinien to czuć. Powinien potrafić jakoś pomóc.
Ponownie zapadła cisza.
Siedzieli, otoczeni przez wielkość wszechświata, tak nieczułego na ich krzywdę. Czy naprawdę był sens z nim walczyć? Może powinni poddać się, pozwolić, by silny prąd poniósł ich na skały. Czy ktokolwiek by o nich pamiętał?
- Dziękuję, że pozwoliłeś mi zostać - szepnął cicho Jabłko, opierając głowę o przyjaciela. Kurka mruknął coś cicho, ale nie ruszył się.
Jabłkowa Bryza poczuł ogarniające go ciepło. To była dobra chwila, pomimo całego zła, które wydarzyło się w przeszłości. Szczerze mówiąc, wątpił, że potrafił czuć prawdziwe szczęście. Jednak… czym ono było? Czy nie uganiał się za czymś nieistniejącym? Żyjąc przeszłością, wspominając dziecięcą naiwność, coraz mocniej zatracał się w żałobie.
Może przyszedł czas, by pójść dalej.
Kurkowa Pieśń wpatrywał się w niebo, jakby szukając przejaśnienia pomiędzy deszczowymi chmurami. Point nie był pewien, czy zobaczenie tych jasnych punkcików na niebie rzeczywiście potrafiłoby sprawić, że poczułby się lepiej. Może oboje powinni uciec jak najdalej od Klanu Nocy, od wspomnień, od gwiazd i zacząć nowe życie.
Wreszcie mieliby szansę na szczęście.
Wzrok Jabłkowej Bryzy nie był wbity w nieboskłon, jednak patrzył na najpiękniejszą z gwiazd.
Gwiazdę o zielonych oczach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz