BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

30 kwietnia 2019

Od Pliszkowej Łapy CD Ciernistej Gwiazdy

Patrzyła oniemiała w zielone ślepia swojej liderki. Zaraz, czy Ciernista Gwiazda właśnie do niej przyszła i sama zaproponowała jej sprawdzian? Bez tego zdziadziałego zgreda, którego jeszcze grubo ponad dwadzieścia księżyców temu uważała za super mentora?
Otworzyła szerzej oczy, gdy wreszcie dotarł do niej sens słów liderki. Zostanie sprawdzona! Podniosła się z siadu, wstając szybciej niż kiedykolwiek.
— Ja na to Ciernista Gwiazdo, że jestem gotowa nawet tu i teraz — powiedziała rozemocjonowana.
Wreszcie po tak długim czasie ktoś w końcu zwrócił uwagę na jej położenie. Ona nie mogła niezauważona pójść i poskarżyć się burej. Sztormowe Niebo zawsze ją zauważał i zawsze jej mówił, że nawet nie powinna się pytać, bo wiedział lepiej.
W dodatku jej tata po śmierci Skowronka też zaczął na nią naciskać. Traktował ją niczym kilku księżycowe kocię, które nie potrafi sobie poradzić w życiu. A ona bardzo nie lubiła, kiedy ktoś jej mówił, co ma robić.Sama wiedziała co i jak, ONA SAMA WSZYSTKO POTRAFI. Teraz może pokazać, na co ją stać.
Ciernista Gwiazda przez moment patrzyła na nią badawczo, jakby oceniając. Pliszka widziała jej twarde spojrzenie, z którego jednak biło ogólne zmęczenie. W sumie nie była zdiwiona. Rany, liderowanie musi być okropnie wymęczające.
Nie skuliła się pod tym wzrokiem, patrząc hardo w oczy liderki, która po chwili skinęła głową.
— A więc chodźmy wreszcie — odparła liderka, wstając powoli na nogi — Nie traćmy już więcej czasu na dyrdymały.
No i takie coś Pliszka lubi. Czemu nie mogło być tak od razu? Oszczędziłaby sobie szyderstw ze strony młodszych, którym najchętniej wbiłaby teraz pazury pod ogonem. Teraz to wszystkim pokaże, aż osiwieje ze wstydu ten gbur, jej mentor.
W trakcie pochodu do wyjścia z obozu wyłapała wzrok Sztormowego Nieba, który wpatrywał się w swoją prawie już nie uczennicę wpieniony. Koteczka tylko pokazała mu szybko język, wymykając się za Cierniem na tereny klanu. A niech mu w pięty pójdzie to wszystko. Ciernista Gwiazda nie odzywała się w sumie przez większość drogi. Pewnie stwierdziła, że o klany to zapyta ją po wszystkim. Teraz nie chciała pewnie, żeby marnowała swoją energię czy coś. Problem był taki, że Pliszka miała ich już ponadprogramowe zasoby przez ostatni szlaban odSztorma. Nadal go nie przeprosiła tak w ogóle. Już niedługo uwolni się od niego raz na zawsze. Więcej razy nawet go nie zaszczyci swoją obecnością, ot co. Będzie spała w przeciwnym kącie legowiska wojowników, jeśli on będzie spał w tym drugim kącie. Może też napuścić na niego swojego tatę, też będzie to jakieś wyjście.
Wracając, czas na jakieś polowanie.


<Część druga się pisze, hh>

Od Wschodzącej Fali

Wschodząca Fala wpatrywała się smętnie w powoli gasnące gwiazdy na Srebrnej Skórce. Zawsze uważała je za piękne zjawisko. Były niczym diamenciki na granatowym firmamencie, Zabluszczone Futerko często opowiadała jej o wszystkich kotach, które poznała. Którą gwiazdą teraz jest jej kochana matka? A która wskazywała na obecność Borsuczego Cienia? Ojciec zawsze mówił, że on będzie taką, która będzie jej rozświetlać ciemną noc bardziej, niż Księżyc.
„Ale tato, przecież jesteś strasznie ciemny, więc jak staniesz się najjaśniejszy?” zapytała wtedy jako kilku księżycowe kocię, które jeszcze niezbyt rozumiało ten świat.
„Zobaczysz skarbie, jeszcze nie będę ci pozwalał zasnąć w legowisku, gdy już zostaniesz wojownikiem” odpowiedział wtedy rozbawiony sobą samym.
„Ale ja lubię spać!” krzyknęła wtedy mała Wschodzikdotknięta, fochając się na swojego tatę na najbliższe kilkanaście uderzeń serca.
Od jakiegoś czasu była już przygotowana na odejście swoich rodziców. Było to tylko kwestią kilku księżyców. Trafili do Klanu Gwiazdy, prawda? Wreszcie mogli się spotkać z Szumiącym Zboczem o tak długiej rozłące. Błękitna Łapa też pewnie gdzieś tam się uśmiecha do niej z góry, razem z dwójką swoich dzieci.
Nadal uderzyło ją to równie mocno, jak odejście Błękitki. Oboje umarli tego samego dnia, jeszcze tak nieszczęśliwie. Gdyby odeszli we śnie, przyjęłaby to ze spokojem w sercu, wiedząc, że nie przysporzyło im to większego cierpienia. Więc czemu wydarzyło się coś takiego…
Pociągnęła cicho nosem, wycierając go po chwili łapą. Nie może się rozpłakać, nie. Zaraz wszyscy wstaną, żeby znów odkryć, że ponownie nie spała całą noc. Jak mogła spać, gdy dookoła dzieje się tyle rzeczy.
Czuła się niczym po zaginięciu Pszczelego Żądła. Ta apatia nie chciała odejść ani na moment. Nie działały zioła na uspokojenie od medyków, nie działało pocieszenie od strony jej kochanych dzieci. Gdy poniósł śmierć Omszona Skóra, nie mogła uwierzyć w to własnym oczom i uszom. Zamordowany przez te parszywe kupy futra z Klanu Wilka. Tak samo kochana Głusia, która właśnie przez jedną z tych cholernych kup lisiego łajna, po prostu rzuciła się w przepaść. Jej długie pazury mimowolnie wysunęły i zadzwoniły o szare skałki klifu. Jeszcze im się za to dostanie, sama tego dopilnuje. Nie może sobie pozwolić na kolejną stratę bliskich. Nie teraz, kiedy jest na skraju załamania.
Największym ciosem jednak było odejście jej kochanego Potoka. Jej najlepszego pod słońcem partnera. Od dłuższego czasu brakowało jej już wszystkiego. Jego cierpkiego zapachu, przy którym zasypiała na zawołanie. Przy którym mogła rozluźnić się na tyle, że nie czuła żadnego skrępowania. Tych ich głupiutkich przekomarzanek, które były wręcz na poziomie dopiero co zaczynających uczniaków. Tych dosadnych żarcików, które rzucał na prawo i lewo w jej towarzystwie.
Brakowało jej go, tak strasznie brakowało. Zakryła pysk łapami i zatrzęsła się lekko, po raz kolejny tej nocy płakać cicho przy dogasającym blasku gwiazd. Czemu los zgotował mu tak okropną śmierć jak ta.Czym sobie na to zasłużył? D L A C Z E G O go to spotkało?!
Ile jeszcze musi odejść kotów bliskich jej sercu, żeby to cierpienie wreszcie się skończyło? Jak długo jeszcze?
Pociągnęła ostatni raz nosem, gdy usłyszała szuranie w środku legowiska. Odkaszlnęła i przetarła szybko łapą swój pysk, nie chcąc by widzieli, jak słaba już jest. Uśmiechnęła się ciepło do wychodzącej Gronostaj, mrucząc cicho na powitanie. Kolejny dzień, kolejne kłamstwa.

Od Żwirowej Gwiazdy C.D Wrony

Kotka z każdą chwilą przekrzywiała bardziej głowę, raz w jedną bądź drugą stronę. Była zza bagien? Zmarszczyła nieco czoło, podczas wypowiedzi kotki. Musiała dość długo po nich błądzić, że dotarła aż tutaj. Nie mówiąc że z laskiem, jak i łąką o której kotka mówiła, nie miała nawet styczności. Wiedziała że za Drogą Grzmotu znajduje się dalsza część bagna. Nie chciała ryzykować życia nikogo z klanu, dlatego że chciała poznać co jest dalej. Nie czuła takiej potrzeby. Skoro, aktualnie wszystko było w porządku, zapuszczanie się tam było zbędne. Jedyne co ją niepokoiło, to szybko spadająca temperatura, oraz widniejące na horyzoncie ciemniejsze chmury, które na pewno szykowały dla nich niespodziankę.
- Żaden patrol nie doniósł mi, o jakimkolwiek naruszeniu granic. - Pokręciła głową, obserwując zmianę mimiki na pysku młodej. Kotka podniosła uszy, mrugając szybko. Nie dotarła tutaj? Potrząsnęła szybko głową, strząsając z siebie luźne drobinki kurzu i brudu. - Jak chcesz, to zaraz ci coś upolujemy, byś nam zaraz tutaj z głodu nie padła, chudzino.
Kotka spojrzała na nich niezdecydowana, bijąc się z myślami. Chciała zapełnić brzuch, odpocząć... z tym że wiadomość od pstrokatej zasiała w niej niepokój. Co jeśli siostrze się coś stało? Może leżała gdzieś w stanie... nawet gorszym od niej? Przebrała łapkami w miejscu.
- B-Bardzo chętnie, ale muszę odmówić! - Miauknęła pośpiesznie, rozglądając się na boki. Przeszła parę kroków w bok, starając się wyminąć dwójkę Klanowiczów. - Ja.. Ja muszę iść! Wiecie, znaleźć siostrę, całą i zdrową!
Czarna koteczka ruszyła szybko przed siebie, zaraz jednak łapy jej się poplątały gdy wdepła na większy liść leżący na błocie. Wyrżnęła porządnie w błoto, chwile tak leżąc.
- Wszystko okey? - Gdy liderka podeszła do niej, szturchając ją delikatnie łapką, kotka wypluła z pyska mulistą ziemie z obrzydzeniem. Zaraz spróbowała się podnieść na zmęczone kończyny, z tym że musiała się oprzeć o łapy Żwirki. - Hej, nie puszczę cię w tym stanie.
- Ale ja MUSZĘ iść! - Jęknęła, uparcie starając się iść dalej... z tym że chyba cały jej stan stwierdził '' Stop, nie ma mowy.'', bo kotka oparła milcząco na swoją poprzednią pozycje. Zaraz jej chude ciałko osunęło się na łapę liderki, która pomrugała zaskoczona. Zaraz do czarnej koteczki dopadł Żar, trącając ją nosem.
- Trzeba ją zabrać do Dryfa.- Miauknął, chwytając Wronę za skórę na karku po czym ich dwójka pognała do obozu, gdzie mieli zaprezentować medykowi nowego pacjenta.

~*~

W sumie, jakby nie patrzeć minęły dwa wschody słońca, jak do obozu przynieśli Wronę. Co prawda kotka większość czasu po prostu spała, jak to Dryf mówił - regenerując organizm. Z tego co słyszała od starszego kocura - jego pacjentka budziła się parę razy, ale zaraz na powrót zapadała w sen. Z tego co zrozumiała od Gołębiej Łapy to ich zacny medyk karmił koteczkę jakąś zieloną papką, jak tylko ta wracała świadomością na ziemie. W sumie, kij tam wie tą dwójkę, czy jakich nasennych ziółek nie wsadzili do tego zielska.
A ona? Ona teraz sobie dumnie stała na tym wielkim pniu, w samym środku obozu, zerkając na dwójkę swoich dzieci. Wyraźnie widziała że Kaczka wypinał pierś przed siebie, niczym indor by tylko pokazać że to JEGO dzień. A to że siostra stała obok było tylko szczegółem, zaraz czekoladowy uśmiechnął się do niej. Szylkretka tylko przewróciła oczami, zaraz jednak unosząc kącik warg w odpowiedzi.
- Tak więc czy składacie przysięgę klanowi, że będziecie wobec niego lojalni oraz bronili go nawet za cenę życia? A także przestrzegali Kodeksu Wojownika?  - Nie lubiła formułek już wcześniej, a fakt co odwalił gwiezdny klan dwa zgromadzenia wstecz ciągle wisiało jej w pamięci... jakoś z większą przyjemnością to robiła. W każdym razie zawierała to samo, nie?
- Przysięgamy! - Raczej nie trzeba było się wdawać w szczegół, że to Kaczke było słychać najgłośniej, oraz że kocur o mało co nie poleciał do przodu z powodu nadmiaru energii.
- Tak więc, mam zaszczyt powitać was w szeregach wojowników jako Kaczy Pląs i Maślane Oko! - Rzuciła głośno, już słysząc skandujących klanowiczów, zsuwając się po tylnej części pnia, by nie zaliczyć taktycznej gleby. Gdy przechodziła obok swoich dzieci, ocierając się o ich boki. Kaczka był od niej wyższy, to na pewno. Swoją drogą, czekoladowy  wraz z jego siostrą zostali dosłownie oblepieni przez innych. Co tylko pobudzało tego pierwszego, przez co Żwirka z rozbawieniem musiała stwierdzić że podpyta Dryfa czy mu kocimiętki z składzika nie ubyło.
- Przypomnę ci Kaczorku, że czeka cię czuwanie. W milczeniu. - Rzuciła wesoło, widząc jak pysk wspomnianego zmienia się w oburzenie z głośnym jękiem "HEEE?!''. Machnęła energicznie krótszym ogonem, zaraz uciekając z pola widzenia dwójki nowych wojowników, gdyż zauważyła czarny łepek wystający z lecznicy.
- Jak się czujesz?
<Wrona>

Od Czereśni C.D Rudka

Czereśnia nie mogła uwierzyć w to co się stało, jeszcze kilka wschodów słońca temu rozmawiała z Leśnym Strumieniem, która siedziała w kociarni i pilnowała kociaków swojej zmarłej partnerki, a teraz...Teraz Czereśnia patrzyła na ciało martwej kotki pochodzącej z Klanu Wilka, zastanawiając się jak jej dzieci to przyjmą. Gdy liderka Klanu Lisa zauważyła Rudka cicho westchnęła i podeszła do kocurka, który żegnał się z swoją mamą.
— Ona też ciebie bardzo kocha Rudku i pamiętaj, że zawsze będzie przy tobie — oznajmiła cicho czarno-biała kocica, by po chwili wziąć delikatnie kocurka za kark i pójść z nim do kociarni, gdzie spędziła całą noc tuląc go i jego rodzeństwo. W końcu teraz mieli oni tylko Rudzika, ale ten jako, że był medykiem, nie znał się na wychowaniu dzieci, Czereśnia postanowiła, że pomoże mu wychować te małe szkraby.
~*~
Minęło kilka księżyców i nadszedł czas, by mianować dzieci Pszczelego Żądła i Rudzika, Czereśnia długo się zastanawiała kogo im dać szczególnie, że cóż zdziwiła ją decyzja Rudka, że chce zostać on wojownikiem, bardziej obstawiała, że pójdzie na medyka, a to jego siostra zacznie szkolenie na wojowniczkę Klanu Lisa. Ale jednak los bywa przewrotny i zdecydował inaczej, dlatego pewnego razu Czereśnia zwołała wszystkie koty.
— Zwołałam was dzisiaj, ponieważ nadszedł czas na mianowanie. Pszczółko, Dymku i Rudziku wystąpcie — oznajmiła czarno-biała kotka i gdy kociaki to zrobiły, uśmiechnęła się do nich.
— Pszczółko ukończyłaś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś została uczniem medyka. Twoim mentorem będzie Rudzik. Mam nadzieję, że Rudzik przekaże ci całą swoją wiedzę. Rudziku, jesteś gotowy do szkolenia własnego ucznia. Otrzymałeś od swojej mentorki, Bluszcz doskonałe szkolenie i pokazałeś swoją mądrość i dobroć. Będziesz mentorem Pszczółki, mam nadzieję, że przekażesz jej całą swoją wiedzę — oznajmiła Czereśnia, a gdy córka wraz z ojcem dotknęła się noskami, kocica spojrzała na Dymka.
— Dymku ukończyłeś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś został uczniem. Twoim mentorem będzie Aster. Mam nadzieję, że Aster przekaże ci całą swoją wiedzę. Asterze, jesteś gotowy do szkolenia własnego ucznia. Otrzymałeś od swojego mentora, Horyzonta doskonałe szkolenie i pokazałeś swoją odwagę i spryt. Będziesz mentorem Dymka, mam nadzieję, że przekażesz mu całą swoją wiedzę — oznajmiła kocica, a gdy Dymek również dotknął się z noskiem z Asterem, uśmiechnęła się do Rudka.
— Rudku ukończyłeś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś został uczniem. Twoim mentorem będzie Horyzont. Mam nadzieję, że Horyzont przekaże ci całą swoją wiedzę. Horyzoncie, jesteś gotowy do szkolenia własnego ucznia. Otrzymałeś od swojej mentorki, Płomykówki doskonałe szkolenie i pokazałeś swoją lojalność i opanowanie. Będziesz mentorem Rudka, mam nadzieję, że przekażesz mu całą swoją wiedzę — Ogłosiła Czereśnia, a gdy Horyzont i Rudek dotknęli się noskami, a inne koty zaczęły wołać imiona nowych uczniów i wiwatować, kotka cicho westchnęła, miała nadzieję, że dobrze dobrała jednak mentorów.
~*~
Od mianowania dzieci Pszczelego Żądła minęło kilka księżyców i parę rzeczy się zmieniło, do Klanu Lisa zawitała delegacja z Klanu Klifu, w której był młody lider Lisia Gwiazda oraz zaginiony syn Czereśni, Księżyc, aktualnie nazywany Księżycowy Pył. Czereśnia zawiązała z nimi sojusz i cóż dzięki, temu, że kotka dowiedziała się, że jej ukochany synek żyje i jest cały oraz zdrowy nabrała znów dawnego wigoru i radości. Nie chodziła już po obozie jak jakiś żywy trup, słabo się uśmiechając, co to to nie, znów się często śmiała i zachowywała się jak mały kociak, chociaż swoje lata już miała.
Dlatego gdy kocica pewnego razu zauważyła Rudka, który trenował w lesie podeszła do niego.
— Hej młody, jak tam? — spytała wesoło.

<Rudku?>

Od Oszronionego Płatka C.D Pajęczej Łapy

Szylkretka na pytanie swojej uczennicy, chciała cicho się zaśmiać, według niej to było rozkoszne, że niby Pająk była dumną, wredną uczennicą, która myślała, że może zmienić świat, a tak naprawdę była niepewną kulką futra podobną do swojej mentorki. Ale Oszroniony Płatek nie zaśmiała się, tylko delikatnie się uśmiechnęła, by trochę uspokoić córkę Jagodowej Skórki i pokazać jej swoje wsparcie oraz to, że jest przy niej. W końcu córka Zawilca doskonale wiedziała, że gdy czegoś się boisz, najlepiej mieć kogoś kto będzie przy tobie i trochę opanuje twój strach.
— Oczy-oczywiście, że jest ko-konieczne, w ko-końcu je-jesteśmy kotami, któ-które żyją dzię-dzięki rybą — oznajmiła i spojrzała na swoją uczennicę uważnie.
— Spo-spokojnie nic ci się nie st-stanie, jak już po-pomogę.
— Wcale się nie boję, tylko nie widzę potrzeby tego robić! — oznajmiła bojowo Pajęcza Łapa, przypominając w tej chwili swojej mentorce Dziczą Łapę, w końcu on też często się buntował podczas treningów i myślał, że wszystko wie najlepiej. Oszroniony Płatek ostatnio często się zastanawiała się co się dzieje u jej braciszka i czy wreszcie jest szczęśliwy. Gdy szylkretka zorientowała się, że jej myśli znów popłynęły do Dziczej Łapy, otrząsnęła się, kręcąc łebkiem. W końcu teraz musiała zająć się swoją uczennicą i chyba znalazła na to idealny sposób, a przynajmniej miała taką nadzieję.
— Có-cóż po-podobno chcesz szy-szybko mieć tre-trening za sobą...A...A je-jeśli nie opa-opanujesz pły-pływania będzie się to dłu-dłużyło...— stwierdziła córka Zawilca na co Pajęcza Łapa tylko cicho prychnęła, ale weszła cała do wody. Oszroniony Płatek poczuła dumę, że jakoś udało jej się przekonać córkę Jagodowej Skórki, może jednak nie była tak beznadziejną mentorką, jak często sobie to mówiła, niestety wierząc w takie bzdury, które kreował jej mózg.
— I...I co? Je-jest, aż tak ba-bardzo źle i bę-będziesz pró-próbowała szy-szybko uciekać? Czy je-jednak jest w po-porządku? — spytała z radosnym uśmiechem na pyszczku.


<Pajęcza Łapo?>

Od Mglistej Łapy do Koziej Łapy

Niebieska siadła w rogu jaskini. Nie wiedziała, że w ogóle zostanie uczniem. Popatrzyła na Kozią Łapę i podeszła do niego.
-Pobawimy się?-zapytała, lustrując go wzrokiem.
-W co?-zapytał.
-Nie wiem... może... w wojownika i mysz?-zapytała.
-Nie.-powiedział.
-Ja wojownikiem-mimo że się nie zgodził, to się z nim, pobawi. Ostatnio był jakiś markotny. Uśmiechnęła się i napięła mięśnie.-poczekaj dziesięć uderzeń serca.
Kotka policzyła, za niego liczyć, a gdy Mglista Łapa skończyła, Szybko odskoczyła, lecz nie spodziewała się ataku Baraniej Łapy, który uderzył, ją swoją łapą co bolało, drobną kotkę.
-Auć!-pisnęła.-To nie było miłe!
-Nawet uskoczyć nie umiesz!-zadrwił z niej.
-Wcale nie!-miauknęła.
-Tak! Pewnie matka się w Klanie Gwiazd przewraca!-powiedział. Oczy kotki zaszkliły się, szybko się otrzepała i skoczyła na kocura.
-Stara kupa futra! Lisi bobek!-wykrzyczała i podrapała małymi pazurkami kota. Ten jednak szybko ją zrzucił ją z siebie, a ta uderzyła o ścianę obok.
-Jeszcze raz mnie tak nazwiesz ty mysi bobku i skończysz jak karma dla wron!-wysyczał. Kotka wysunęła pazury i skoczyła na kota.
-Stój!-krzyknął Kozia Łapa, lecz go nie słuchała. Wczepiła, się w kota tak by ten nie mógł, jej zrzucić.

<Kozia Łapa?>

OD Rudka

- Musisz mnie zaatakować - rozkazał Horyzont, zamiatając ogonem po ziemi. Rudek szerzej otworzył, oczy, podekscytowany.
- Już, teraz?
Horyzont zmrużył nieco, pomarańczowe oczy, ale się nie uśmiechnął.
- Jak będziesz gotowy.
Biało-rudy bez wahania rzucił się na mentora. Mocno wczepił się w jego bark, wbijając weń wszystkie pazury. Horyzont wykrzywił pyszczek w delikatnym grymasie i bez wahania schwycił terminatora za kark, z łatwością, zrzucając go na piach. Rudzik Junior powstał, plując ziemią na wszystkie strony. Niebieski usiadł spokojnie i zaczął swój wywód.
- Nie możesz tak otwarcie patrzeć w miejsce, które chcesz zaatakować. Musisz uskakiwać, na chwilę zaatakować, podszczypywać przeciwnika. Jeżeli wczepisz się w jedno miejsce, to ściągnę cię tak łatwo jak chwilę temu.
Syn Pszczelego Żądła skrzywił się lekko. W jego uszach zabrzmiało to tak jakby Horyzont powiedział "Jesteś za mały, by walczyć". Miał dziewięć księżyców, a wyglądał jak sześcio-księżycowy kociak. I ani trochę mu się to nie podobało.
- Musimy jeszcze potrenować. Spotkamy się jutro, o wschodzie słońca - syn Biegnącego Strumienia, ruszył w kierunku obozu. - Idziesz?
Rudek rozejrzał się ostrożnie dookoła, po czym pokręcił głową.
- Wolałbym jeszcze nie.
- Jak chcesz - wojownik wzruszył ramionami i uniósł wysoko ogon, maszerując do obozu. Zielone oczy kocurka, śledziły ruch mentora, dopóki tamten się nie oddalił. Wtedy Rudek odetchnął i ruszył w przeciwnym kierunku. Otaczało go sporo zasp, ale on postanowił się przejść.  Syn Rudzika nadstawił uszu, słysząc cichy głos.
- Bardzo dobrze! Jeszcze raz!
Rozsunął łapą liście paproci i jego oczom ukazała się sama liderka Klan Lisa. Czereśnia skuliła się lekko, gdy jej uczeń, Owca, zaatakował. Rudek otworzył pyszczek w niemym zachwycie, podziwiając mocno wymachy kocura. Przywódczyni i terminator sczepili się w walce, po chwili Czereśnia pchnęła syna Muszki tak, że ten znalazł się pod nią. Owca nie pozostał jej dłużny i po chwili to on powalił mentorkę. Po kilkudziesięciu uderzeniach serca zażartej walki córka Srebra, skinęła z uznaniem głową. Kiedy odeszła syn Pszczelego Żądła odczekał zaledwie kilka sekund, zanim wyprysnął spomiędzy krzewów. Bez wahania podbiegł do starszego, wyższego terminatora i spojrzał na niego błagalnie.
- Nauczysz mnie tak walczyć?

<Owca?>

Od Spopielonej Paproci CD. Iglastego Krzewu

- Koniec! Wy dwaj, macie się uspokoić! - wkroczyłam pomiędzy dwóch kocurów. Spojrzałam na Dziką Zamieć, pośpiesznie odchodzącego w stronę medyka z raną na piersi. Odwróciłam się w stronę Iglastego Krzewu. Koniec z kazaniami, bo skończysz jako stara znienawidzona przez wszystkich kotka.
- Czego? - warknął, kiedy poczuł na sobie jej ostre spojrzenie - to ten pchlarz zaczął.
Chciałam już szybko odpowiedzieć, ale zanim otworzyłam pyszczek, między nas wkroczył Płonący Grzbiet.
- Jak wiecie mamy konflikt z Klanem Klifu i jest on dość poważny. Błotnisty Pysk podejrzewa, że zrobili sojusz z innym klanem, nie jesteśmy pewni jakim, ale postanowiliśmy ulepszać się od środka.
Kociaki, królowe oraz starszyzna, oraz pięciu, ucieknie na drugą stronę drogi grzmotu w okolice. Niedługo wyślę koty, które znajdą odpowiednie miejsca. Mamy zamiar zniszczyć przeprawę, by wydłużyć czas, przed bitwą trzeba będzie zrobić porządne polowanie, by każdy był najedzony i walczył za trzech. Potrzebujemy, więcej kotów, ale nie mamy czasu, by czekać, aż się urodzą, dlatego wy oraz Wróblowy Śpiew i Błotnisty Pysk pójdziecie do dwunożnych werbować ich pieszczochy.- Pająki zasnuły ci mózg? Po co mamy iść do jakichś pieszczochów, to będą tylko dodatkowe koty do wyżywienia.
- Skończyłem już - odpowiedział rudy kocur i odszedł.
Przy wyjściu z obozu stała już Wróblowy Śpiew, Błotnisty Pysk był już przy granicy i miał na nas czekać.
- Żenada jak nisko upadł ten klan, by prosić o pomoc jakieś brudne pieszczochy.
Wróbelek spojrzała na niego smutno, dotknęły ją słowa młodego kocura, więc stwierdziłam, że moje poparcie jeszcze bardziej by ją zraniło. Wreszcie dotarliśmy do granicy, gdzie czekał jak zwykle zły Błotnisty Pysk. Szliśmy wzdłuż drogi grzmotu.
- Tu wyczuwam zapach jakiegoś kota, sprawdźmy - przerwała ciszę szylkretka. Wskoczyliśmy na płot i zaczęliśmy się rozglądać.
<Iglasty Krzewie?>

29 kwietnia 2019

Od Koziej Łapy

Był już tak blisko. Parę długości ogona przed jego nosem siedziała mysz i skubała łupinkę znalezionego pod śniegiem ziarenka. Jeśli wszystko pójdzie po myśli uczącego się kota, to małe stworzonko zaraz zostanie uśmiercone i spożyte przez jakiegoś członka klanu klifu! Wystarczyło skoczyć! Kozia Łapa obserwował każdy ruch gryzonia, czuł jego zapach i niemalże słyszał bicie jego serduszka. Pierwsze uderzenie serca minęło - Kózka naprężył mięśnie. Drugie uderzenie - przygotował się do ataku. Trzecie uderzenie - skoczył. Niestety, podczas skoku jego łapa pośliznęła się na śniegu, sprawiając, że kocurek zarył nosem w biały puch, a mysz uciekła, zostawiając po sobie jedynie ślady i nikły zapach.
- Na osty i ciernie! - fuknął liliowy, obserwując ze smutkiem, jak ogonek niedoszłej ofiary znika w najbliższych krzakach.
- Byłeś blisko. - pocieszył go lider, podchodząc do leżącego na śniegu terminatora. - Musisz więcej ćwiczyć.
- Wiem przecież! - miauknął kocur, zakrywając łapami pysk. - Staram się, a mi nie wychodzi!
- Kozia Łapo, jesteś jeszcze młody, to normalne, że nie wychodzi ci od razu. - powiedział Lisia Gwiazda.
- Niby prawda, ale... - zaczął liliowy uczeń, jednak zraz potem przerwał mu cichy dźwięk. Oba koty usłyszały pisk myszy i nagle z krzaków wynurzył się potężny łeb Barana z piszczką wystającą między zębami masywnego kocura.
- Oj, mojemu braciszkowi uciekła ofiara? - zadał pytanie, niby przejęty, wcześniej położywszy przed bratem upolowaną mysz.
- Odczep się. - bąknął pod nosem.
- Hee? Dlaczego? - zapytał Baran, obnażając kły w szyderczym uśmiechu. Jego ton wskazywał na to, że po prostu chce poniżyć swojego brata przed nie tylko jego mentorem, ale i liderem całego klanu. Koza nie miał zamiaru odpowiadać. Jeśli nie da się wytrącić bardziej z równowagi, to na pewno uda mu się bardziej skupić na treningu. Barania Łapa już porządnie zniecierpliwiony brakiem odpowiedzi Koziej Łapy, uniósł wysoko głowę i napuszył kremowo-białą sierść.
- Jesteś przydatny ja zdechły lis. - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Lepiej, żebyś teraz opuścił klan, tylko nam zawadzasz. Zupełnie jak nasza zdechła matka.
Baran z pogardą splunął przed nos Kozy. Słowa Barana okropnie zabolały i rozwścieczyły liliowego bicolora. Przywykł do obelg rzucanych w jego stronę przez Barana, jednak wspomnienie o Głuszcowej Łapie w taki sposób to przesada. Złość przejęła górę nad strachem przed Baranią Łapą. Kózka nie mógł uwierzyć, że Baran w taki sposób myśli o ich matce. Kozia Łapa podniósł się momentalnie z śniegu i z obnażonymi kłami i wysuniętymi pazurami posłał bratu rozwścieczone spojrzenie.
- Coś ty powiedział?! - wycharczał, gotowy rzucić się na pewną przegraną.
- Dosyć tego! - Lisia Gwiazda w końcu raczył interweniować. Zasłonił drogę Koziej Łapie, karcąc wzrokiem Baranią Łapę.
- Powiedziałem tylko prawdę. - powiedział na odchodne Barani zabrawszy piszczkę wrócił do mentora, najpewniej czekającego na niego. Koza zdążył się w tym czasie nieco uspokoić. Zwiesił głowę i przymknął oczy, czekając na następny ruch lidera.
- Baranowi od razu wychodzi... - miauknął cicho, kończąc swoje zdanie. Miał nikłą nadzieję, że Lis spróbuje go pokrzepić, jednak ten jedynie pokiwał delikatnie głową.
- Wracamy do obozu. - zarządził brązowooki, po czym zaczął iść w stronę obozu. Koza z spuszczonym łbem powoli kroczył za nim.
Gdy dotarli do obozu, bicolor uznał, że skoro jego trening na dzisiaj się skończył, może zająć się starszyzną lub karmicielką. Chwycił dorodnego wróbla w zęby i zaniósł go prosto do kociarni. Gdy wszedł do środka, skinął głową Lawendowemu Strumieniowi i położył przed nią piszczkę.
- Dziękuję, Kozia Łapo. - uśmiechnęła się łagodnie.

<Lawenda? Jak tam twój brzuszek?>

Od Koziej Łapy

Delikatny podmuch chłodnego wiatru, który wdarł się do legowiska uczniów, wystarczył, by obudzić płytko śpiącego Kozią Łapę. Gdy kocur uchylił nieco powieki, promienie światła odbijające się od śniegu zmusiły go do ponownego ich zamknięcia. Koza ziewnął szeroko, przeciągając zdrętwiałe od snu kończyny. Skończywszy poranne rozciągnie, bicolor niechętnie obrócił głowę, by sprawdzić, czy Baran jest już na treningu. Na szczęście, jego posłanie było puste. Kózka odetchnął z ulgą, ciesząc się, że nie dostanie łomotu od brata na dzień dobry. Oprócz ucznia Lisiej Gwiazdy w legowisku znajdowali się jedynie starsi od niego terminatorzy. Niedaleko Koziej Łapy spały dwie kotki, identyczne niczym dwie krople wody-Jodłowa Łapa i Wietrzna Łapa. Aktualnie raczej ciężko było je od siebie odróżnić. Głębiej w legowisku pochrapywał Martwa Łapa, a za jego masywnym cielskiem można było dostrzec rudą szatę Promiennej Łapy. Skończywszy rozejrzenie się po legowisku, Koza wspiął się na łapy i powoli wyszedł na dwór. Od razu dała mu się we znaki niska temperatura powietrza i śnieg wchodzący między palce. Młody kocur nabrał w płuca powietrze, by wypuścić je ze świstem nosem w postaci pary. Kózka nie przepadał za Porą Nagich Drzew. Każdego dnia prosił klan Gwiazdy, by się w końcu skończyła. Po pierwsze-cała zwierzyna albo zapadła w sen, albo nie wychodziła ze swoich kryjówek, co skutkowało głodem klanu. Po drugie było o wiele za zimno. Może i koty z długim futrem nie miały z ty problemu, jednak półdługie futro Kozy przepuszczało za dużo chłodu. Liliowy postawił parę kroków w stronę niewielkiego stosu ze zwierzyną, by znaleźć sobie coś do jedzenia, jednak zaraz potem się zatrzymał. „Nie. Jeśli chcę coś zjeść, powinienem to upolować, a nie żerować na zdobyczach innych”. - pomyślał kocur i zamiast skierować się do zapasów klanu, poszedł wprost do legowiska Lisiej Gwiazdy. Nie zastał tam jednak młodego lidera, co nieco zaskoczyło Kózkę. Rozejrzał się po obozie w poszukiwaniu rudego kocura. W końcu dostrzegł jego futro w wejściu do kociarni. Najpewniej odwiedzał tam swoją partnerkę-Lawendowy Strumień. Kozia Łapa nie zamierzał im przeszkadzać, niech robią, co robią, on przecież może poczekać. Kątem oka dostrzegł ruch w pobliżu wejścia do obozu. Niebiański Lot i Barania Łapa własnie weszli do obozu. Baran kroczył dumne, napuszony jak paw, trzymając w pysku swoje pierwsze, tłuste zdobycze. Teatralnie położył obydwie myszy na stosie z zwierzyną, a zauważywszy swojego brata, posłał mu szyderczy uśmiech. Na widok głupiego uśmiechu Barana, Koza wysunął pazury. Tak bardzo mu zazdrościł, a obok zazdrości stał smutek oraz frustracja. Dlaczego akurat on potrafił polować, a nie Koza? Dlaczego mu zawsze wszystko wychodziło? Dlaczego był tak świetnie dostosowany do życia w lesie? Dlaczego gdy Koza chciał coś upolować, zawsze mu się nie udawało? Dlaczego to nie on nie urodził się silniejszy? Dlaczego to Baran musiał udowadniać codziennie Kozie, jaki to jest beznadziejny. Czy kiedykolwiek uda mu się go dogonić?
"Dosyć. Nie mogę zostać w tyle!"
- Lisia Gwiazdo! - zawołał, zauważywszy, że jego mentor w końcu wyszedł z żłobka. Koza podbiegł do niego jak najszybciej mógł, niemalże upadając po drodze.
- O co chodzi, Kozia Łapo? Coś się stało? - zapytał, posyłając zdyszanemu kocurkowi zdziwione spojrzenie. 
- Nie, tylko... możemy iść na trening? Polowania? - zapytał Kozia Łapa. Kocur musiał brać głębsze oddechy co dwa słowa, jednak w jego złotych oczach błyszczała determinacja, co zauważył brązowooki.
- Skoro tak ci na tym zależy, to chodźmy. - uśmiechnął się Lis, kierując swoje kroki ku wyjściu z obozu. 
Niedługo potem znaleźli się w lesie. 
- Dobrze, pamiętasz, co ci wczoraj mówiłem? 
- Jasne! - odpowiedział szybko Koza, ustawiając się w pozycji łowieckiej. Nie była ona najlepsza, jednak Kozia Łapa został pochwalony za poprawę.
- Nieźle. - powiedział Lisia Gwiazda, po czym upewnił się, że Koza stoi w dobrej pozie. - Zobaczymy, czy uda ci się coś złapać.
Kózka zaczął węszyć. Pomimo tego, że jego mentor już mówił mu, co jak pachnie, Koza nie potrafił nazwać żadnego z wyczuwalnych zapachów. No, może jeden był znajomy. Kocur wyprostował się i poniuchał w powietrzu. Tak, najwyraźniej jeden z uczniów jest niedaleko. 
- Chyba Rubinowy Kamyk i Promienna Łapa trenują blisko. - oznajmił Kozia Łapa, patrząc niepewnie na pysk lidera. 
- Nawet bardzo blisko. - dodał mentor. - Cieszę się, że ich wyczułeś. To kolejny krok w dobrą stronę. 
Koza uśmiechnął się szeroko, a jego oczy zalśniły. Parę uderzeń serca potem usłyszał szelest w pobliskich krzakach. Futro na karku i grzbiecie młodego terminatora zjeżyło się automatycznie. Nagle w krzaków wyskoczył rudy uczeń, z nieco zaskoczonym wyrazem pyska. Zobaczywszy, że obok liliowego chuchra stoi lider, skłonił nieco głowę z uznaniem, po czym posłał Kózce blady uśmiech, by go nieco uspokoić.
- Przepraszam, chyba się pomyliłem. - wytłumaczył rudy uczeń, patrząc na przestraszonego Kozią Łapę.

< Promienista Łapo? >

Od Miedzi CD Turkawiego Skrzydła

Kotka z zaciekawieniem słuchała wypowiedzi Turkawiego Skrzydła. "Co to jest Klan Wilka?" "Turkawie Skrzydło?" powtórzyła w myślach kotka. "Po co jej takie długie imię? Jak ja to zapamiętam?" Jednak Miedź dostrzegła, że Turkawie Skrzydło chyba nie lubi o tym opowiadać. "Zrobiłam coś nie tak?" zapytała w myślach. Niebieska kocica powiedziała, że ten starszy kocur to przywódca i ma na imię Borsucza Gwiazda... Kolejne długalaśne imię? Niebieskooka nie rozumiała wielu rzeczy i chciała zasypać koty milionem pytań, ale ugryzła się w język bo nie chciała sprawić Turkawce kłopotu. Przecież nie chciała, żeby się złościła! Nagle ten... Jak mu tam...? Przywódca zapytał kotkę o imię.
- Miedź - wyszeptała, chociaż nie miała się czego wstydzić, lubiła swoje imię. W końcu to taki ładny kolor.
A może pointka wcale nie jest zła? Może powinna się zapytać? A... Co jeśli jest zła i to jeszcze bardziej ją rozzłości? Po kilku uderzeniach serca kotka wydała z siebie cichy, niepewny dźwięk:
- Turkawie Skrzydło?
Wezwana swoim imieniem odwróciła się w stronę córki Rudej. Koteczka patrzyła ciekawsko, jakby zafascynowana tym, że pointka zareagowała.
- Coś się stało? - zapytała dość chłodno.
Teraz Miedź była prawie pewna swojego przekonania. Jednak musiała coś odpowiedzieć, więc zapytała:
- J-jesteś na mnie zła...? - odezwała się na tyle cicho, że Turkawka musiała się chwilę zastanowić zanim dotarło do niej to, co powiedziała.
Kocica otworzyła pysk, nie wiedząc co odpowiedzieć. Płowo-mleczna speszyła się i wcisnęła główkę między łapki, bojąc się reakcji kotki. Na pewno już jej nie polubi! Nagle zebrało się jej na łzy. "Nie, nie teraz! Nie pokazuj, że jesteś mięczakiem!" zbeształa się w myślach. Najchętniej uciekłaby i wtuliła się w miękkie futro kochanej mamusi... Ale przecież już jej nie ma! Nie ma! Odeszła na zawsze! Już nigdy nie zobaczy jej uśmiechniętego pyszczka! Ani braci! Jak Miedź tak mogła?! Uciekła, zamiast ratować rodzinę! Wciąż ma przed sobą ten okropny obraz płonącego lasu i przerażonej rodziny. Ten, kiedy widziała ich po raz ostatni. Ostatnie, przeraźliwe i błagalne słowa jej mamy utkwią jej w pamięci na zawsze: "Uciekaj!". Dlaczego kotka jej posłuchała? Mogła ich ratować, byliby teraz z nią! Albo przynajmniej ona umarłaby z nimi... I w tym momencie mała poczuła ogromne wyrzuty sumienia, emocje dały górę i się rozpłakała.

<Turkawie Skrzydło?>

Od Żółwiej Łapy CD Szałwiowej Łapy

Spał dziś nieco dłużej niż zwykle, za co skarcił się w myślach. Mimo nocnych treningów chciał wstać z samego rana, jak to ostatnio mu się zdarzało. Dlaczego tym razem wygrało zmęczenie? Nie wiedział. Nocne ćwiczenia chyba nie wychodziły mu na dobre... Nie dosypiał ostatnimi czasy, ale... polowanie szło mu coraz lepiej! Walka też, dzięki pomocy przyjaciela, który stał się już wojownikiem. Trzeba go doścignąć! Niech Szakłakowy Cień nie myśli, że tak łatwo się go pozbędzie, pf.
Jutro miał zacząć słuchać paplaniny o walce (którą Żółwia Łapa uważał zresztą za coś bardzo podobnego do polowania), ale najpierw, jeszcze przed nocą, pokazać Lipowej, czy czegoś nauczył się dzięki jej wykładom. Mogła uczyć go praktyki, a nie! Pływać też niebieskiego nauczy, tylko ględząc? Pewnie od razu wrzuci go na sam środek rwącej rzeki, gadając tylko 'Machaj łapkami, mały!'.
Brr, Żółwik niespecjalnie widział się wrzucanego w odmęty wody. Szczerze mówiąc, nie traktował jej jako starej dobrej znajomej po tym incydencie z dzieciństwa. Myślał o niej bardziej jako o nielubianej koleżance, która gdy tylko wybaczysz jej za ostatnie przewinienie, wywinie ci kolejny numer, po którym nie wrócisz już w pełni sił.
Bał się wody? Nie. Raczej po prostu jej nie lubił.
Opuścił swoje legowisko, rozmyślając o dawnych przeżyciach i poetycko porównując rzekę do zdradliwej, wijącej się żmii, gdy zobaczył coś, co było przeciwieństwem tego, o czym myślał. Nie, nie ogień. Chodziło mu... Czekoladowa kotka leżała przed wejściem do legowiska z ufnym wzrokiem utkwionym w legowisku wojowników. Żółwia Łapa lustrował chwilę siostrę przyjaciela wzrokiem, po czym pchnięty przez własną chęć rozmowy, postanowił odpuścić sobie 'trening przed sprawdzianem' i po przebywać chwilkę z koleżanką. Wyglądała, jakby się nudziła, albo... może na coś czekała? Na kogoś?
- Cześć- przywitał się z uśmiechem. Nie mógł go powstrzymać także wtedy, kiedy koleżanka wstała i obdarzając go złocistożółtym spojrzeniem, również się przywitała. Od kotki biła taka... cudna pozytywna energia, która nie pozwalała Żółwiej Łapie przejść koło niej obojętnie, ani rozmyślać dłużej o przeszłości.
Usiadł obok kotki, chcąc skłonić ją do rozmowy. Może robił to tylko z lenistwa i braku chęci na ostateczne ćwiczenia? Nie wydawało mu się. Zwłaszcza że przedtem był zdeterminowany. Może brakowało mu przyjaciela? To chyba to. Mimo że Szałwia kompletnie różniła się od swojego brata, Żółwik czuł się przy niej lepiej.
- Masz plany na dzisiaj?- spytał zaciekawiony i zamyślony jednocześnie.
- Tak- odparła szybko.- Ale chwilowo raczej nie mam nic do roboty- miauknęła tylko, obserwując niebieskiego, jakby to od niego miały zależeć jej słowa.- A co?
Srebrny kocurek westchnął błogo, zastanawiając się nad odpowiedzią. Spojrzał gdzieś w bok, a swój wzrok utkwił w takim kwiatku, od których roiło się wręcz nad rzeką. Knieć. Rzadko kiedy można było ją znaleźć dalej niż kawałeczek od wody. Do głowy znów przypełzły mu przemyślenia sprzed kilku chwil. Zdawały się tak odległe, że uczeń nie miał ochoty zaprzątać sobie tym głowy. Znów spojrzał w oczy swojej zdezorientowanej chwilą ciszy koleżanki. Jej tęczówki skąpane w promieniach słońca były praktycznie w odcieniu płatków kwiatu, który dopiero co miał okazje podziwiać. Kiedy tak na nią patrzył, wszystkie przyziemne sprawy wydały mu się tak odległe, jak rzeka, przy której powinien rosnąć żółty kwiatek, a zamiast tego zapełzł aż tutaj, mącąc niebieskiemu w głowie.
- Chcę spędzić z tobą trochę czasu- mruknął w końcu.- Jeśli chcesz- dodał szybko, a to, że w tym samym momencie wstał, miało tylko dodać niepotrzebnej wagi jego słowom.
Zawędrował kawałek dalej do roślinki, nad którą zdążył się nieźle rozczulić. Ostrożnie chwycił krótką łodygę w pyszczek i, nie wiele już myśląc, zerwał kwiatek, po czym wrócił do Szałwiowej Łapy i położył go przed czekoladową kotką, która zmieniła tymczasem pozycję na stojącą. Na jej pyszczku rozkwitł przepiękny, z lekka niepewny uśmiech, przez który synowi Jagodowej Skórki zmiękło serce.
- Pewnie, czemu nie...- odrzekła ostrożnie.
Chwilę potem przechadzali się razem w obojętnie którą stronę. Rozmawiali o treningach, jakby był to najciekawszy temat, na jaki da się w ogóle rozmawiać. Dowiedzieli się, że oboje zamierzają teraz dużo ćwiczyć. Niebieski nie zastanawiał się długo, by zaproponować koleżance wspólny trening. Zatrzymał się, gdy wpadła w cieniutką pajęczynę, rozplecioną między niziutkimi gałązkami. Nie widział jej wcześniej, skupiony na  Brązowa zaczęła kręcić głową jak oszalała, próbując zdjąć z pyszczka klejącą nić. Pomagała sobie trochę nieudolnie łapami, na co Żółwia Łapa tylko się zaśmiał.
- To nie jest zabawne- stwierdziła córeczka Pstrokatego Serca, kontynuując wcześniejszą czynność. W końcu spojrzała na Żółwią Łapę bezradnie, orientując się, że przez szamotaninę, wpadła tylko w większą sieć.
- Czekaj, pomogę ci- zaproponował, nadal się śmiejąc. Podszedł do niej, pomagając kotce uwolnić się z całego tego bałaganu. Za moment była już czysta.
- Dziękuję.- Wyprostowała się, nie zamierzając już raczej iść w tą samą stronę. Żółwik nie dał rady się powstrzymać i znowu wybuchnął śmiechem.
- Jak można...!- Nie mógł przestać.- I te twoje miny...!
  Brązowa niby była zła za taki pokaz braku poszanowania, ale sama też się uśmiechnęła, a potem zaśmiała. Przez krótki moment, ale jednak. A potem znowu się zaśmiała. Z biegiem czasu oboje się uspokoili.
- To jak będzie z tym treningiem, co?- uśmiechnął się do niej lekko.


<Szałwiowa Łapo?>

Od Bucka CD Cętkowanej Łapy

Miał dosyć.
Miał serdecznie dosyć.
Podczas skoku nadwyrężył uszkodzone wcześniej żebra, ból odezwał się też w łapie, na której na dodatek otworzyła się zasklepiona wcześniej rana. Gdyby tylko był w stanie utrzymać nerwy na wodzy…
To jej wina! To wszystko wina tej szczeniary!
Sierść na jego karku zjeżyła się ledwo dostrzegalnie.
I oczywiście musiała za nim pójść. Wilki na niebiosach, miejcie go w swojej opiece…
Próbował ją zbyć, próbował ignorować, ale z jakiegoś powodu dręczenie go wywoływało błysk w jej oku, i coś mu mówiło, że szybko się jej nie pozbędzie. Jeśli w ogóle… Na dodatek zauważyła jego parszywy stan, bo pozwalała sobie na coraz więcej.
- No więc, co działo się między tobą, a tym patykiem?
Nie wytrzyma. No nie wytrzyma po prostu, czy ta bury kłak futra musiał przyczepić się akurat do tego?!
- Odpowiedź.
Rozkazywała mu. Ona, o połowę młodsza od niego kotka, rozkazywała mu.
Zatrzymał się i stanął tuż przed zaskoczoną buraską. Zapominając o bólu wyprostował się, eksponując szeroką klatkę piersiową. Pochylił łeb, i syknął, patrząc prosto w jej atramentowe oczy.
- Kim jesteś, że chcesz mi rozkazywać?
Przysunął się jeszcze o mysią długość, a jego złote ślepia lśniły złowrogo.
- Chcesz wiedzieć? Proszę bardzo. Kiedyś miałem Rodzinę, z którą polowałem. Nie potrafiło oprzeć się nam nic - sarny, jelenie, dziki i... - wyszczerzył kły - koty naruszające nasz teren. Byliśmy w stanie przepłynąć rzeki, by wyłowić i przynieść Rodzinie zdobycz. Łatwo jak ten patyk. - Uśmiechnął się. - Byliśmy głodem. Byliśmy śmiercią, krążącą po okolicy.
Jego pamięć zalała fala dźwięków i zapachów. Utracone wspomnienia. Mdły, słodkawy zapach krwi. Dziki pęd, wiatr chłodzący rozgrzane od biegu mięśnie. Wolność. I jedność.
- Nie próbuj mi więcej rozkazywać, szczeniaku.
Odwrócił się i ruszył przed siebie.
Las powoli rzedł, zwiastując zbliżającą się polanę.

<Cętko? Znowu trochę mi to zajęło… Buck ma ciekawą tendencję do monologów xD>

Od Świetlika CD Turkawiego Skrzydła

Kotka poczuła przeszywające zimno. Pierwszy raz spotkała się z tym dziwnym czymś i już musiała się przewrócić!
Ktoś ją podniósł i od razu odstawił na cztery łapy.
- Uhm... Dziękuję - spojrzała kto jest jej "wybawcą".
Była to znana jej czekoladowa kotka która kiedyś przyszła do żłobka i wypytywała się czy coś nas boli. Przymrużyła oczy.
Nadal nie wiedziała, dlaczego pointka tak szybko uciekła, nie odpowiadając na jej pytania.
- Nic ci się nie stało? - spytała niebieskooka
- Nie - mruknęła zerkając na Łabędzia i piorunując go wzrokiem. Teraz on musi posmakować... Tego puchu. Właśnie, nie wiedziała co to wogule jest i jak to działa. Jak ona może planować zemste bez potrzebnych jej informacji?.
Wolała nie wypytywać o wiele jak ostatnio, bo czekoladowa znowu ucieknie.
- Co to jest? - spytała wskazując ogonem na puch.
Widać było po kotce, że nie chciała odpowiadać na pytania.
- To śnieg. Spada zawsze w pore nagich drzew.
Świetlik przytaknęła. Przypomniało się jej, że nigdy nie poznała imienia pointki.
- Mogłabym jeszcze poznać pani imię?
Czekoladowa spojrzała w drugą stronę.
- Uh... Nazywam się Turkawie Skrzydło. - powiedziała
Świetlik przytaknęła.
- To... Ja już pójdę - powiedziała Świetlik - dowidzenia
Powolnie pokierowała się w stronę Łabędzia, aby "przypadkowo" popchnąć go aby przewrócił się na pysk w śnieg.
Zemsta będzie słodka.


Turkawie Skrzydło?

28 kwietnia 2019

Od Szałwiowej Łapy

- Dobrze! - Spieniona Fala pochwaliła Szałwiową Łapę, kiedy ta uniknęła ciosu i powaliła mentorkę na ziemię. Właśnie trwał ten długo wyczekiwany trening, na którym pojawiła się zastępczyni. Sama czekoladowa martwiła się trochę, że może Jagodowa Skórka jest nauczona jakiejś konkretnej techniki, a ona opanowała umiejętność obrony tylko przed tym jednym, konkretnym typem, ale po krótkim i szybkim starciu z samą Spienioną Falą uznała, że w tej dziedzinie umie dostatecznie dużo. Polowanie poszło jej jednak trochę gorzej. Na początku wypłoszyła jedną, bardzo żylastą mysz, ale za to udało jej się złapać niedużą nornicę. Nie mogłabym nie napomknąć, że walka była dla Szałwii zdecydowanie łatwiejszą częścią egzaminu, ponieważ bardziej skupiała się na tym, aby nie oberwać, aniżeli na tym, że ktoś właśnie ją ogląda. Na polowaniu natomiast czuła się okropnie i szczerze mówiąc, nie słyszała zbyt wiele poza szumem własnej krwi i biciem swojego serca. Miała wrażenie, że Spieniona Fala już morduje ją wzrokiem i rzuci się na nią za jeden zły ruch (co oczywiście pozostawało jedynie w sferze jej wyobrażeń). Kiedy nareszcie wróciła do obozu i pożegnała z zastępczynią i mentorką, ze świstem wypuściła powietrze. Wreszcie nie musi się martwić o każdy ruch czy każde słowo. W tej sytuacji nie pozostawało jej nic innego jak czekać do jutra na decyzję liderki... A może jednak? Rozejrzała się szybko i ponownie odszukała Jagodową Skórkę.
- Może mogłabym jeszcze wyjść na polowanie? - spytała po stwierdzeniu, że stosik zwierzyny nie wygląda najlepiej.
- Dlaczego nie? - Jagodowa Skórka uśmiechnęła się. - Tylko pamiętaj, w razie czego wróć przed zmierzchem - rzuciła jej filuterne spojrzenie.
- Oczywiście! - miauknęła, kiwając głową i po chwili znajdowała się już przy wyjściu z obozu. W ostatniej chwili rozejrzała się jednak, bo perspektywa kolejnej samotnej wyprawy nie wyglądała najkorzystniej. Przed legowiskiem uczniów nadal siedzieli Pajęcza Łapa i Żółwia Łapa. Może któreś z nich dałoby się namówić na wspólne wyjście? Szałwia machnęła puszystym ogonem i skierowała w stronę kolegów z legowiska, po czym o wszystkim im opowiedziała.
- I jak? Idziecie ze mną czy nie? - spytała wesoło.

<Żółwik? Pająk? Nie dajcie się prosić ;3>

Od Pszczółki

- To ty, wciąż wierzysz w te brednie?! W jej głupie historie?! W te bajki?! Jesteś mysim móżdżkiem! Nie - zachichotała - myszy są mądrzejsze od ciebie. Lisim łajnem! Tak! Górą cuchnącego lisiego łajna!
Kremowa zaczęła machać ogonem zniecierpliwiona, kiedy jej brat zechce zapłakać? Usiadła cicho, po czym popatrzyła się prosto w zielone oczy Rudka. Na jej szczęście w oczach biała-rudego zebrały się łzy, które szybko spadły na ziemię.
- Oj... Ale mi cię żal- powiedziała kotka tonem, który idealnie maskował jej prawdziwe odczucia.
Lekko wstała i podeszła do swojego brata i udawała, że żałuję, a po chwili wtuliła się w jego futro. Czy on tak śmierdzi? Lekko warknęła, natychmiast przykrywając swój błąd mruczeniem. Zielone oczy Rudka ponownie się zaszkliły, ze zdziwieniem wymalowanym na pyszczku przyjął „szczere” przeprosiny swojej siostry. Byli przy sobie przez kilka uderzeń serca, następnie Pszczółka odsunęła się od rudo-białego z zadowoleniem wymalowanym na pysku. Skuliła uszy ze złości na niego, czy Rudzik Junior naprawdę myśli, że go pokocha? Jeśli tak to się myli.
- Żal mi ciebie i tego, że jesteś takim lisim łajnem, ja na twoim miejscu już dawno poszłabym do tych całych "klanów"- zakpiła, po czym zaśmiała się tak głośno, że prawie zatkała sobie uszy- Jeszcze możesz uciec, Klan Lisa to nie miejsce dla mięczaków, może całe te klany istnieją, jednak są w nich same mięczaki.- wysyczała, machając ogonem, jakby próbowała odgonić jakiegoś owada- Takie jak ty, mięczaki, lisie łajna, idealne miejsce dla ciebie- wyszeptała, a potem odsunęła się od drobnego rudo-białego kocurka.
Lekko przykucnęła, planowała trochę postraszyć Rudka, zanim da mu trochę spokoju. Wybiła się i skoczyła zaraz obok swojego brata, który aż podskoczył ze strachu. Szybko odbiegła kawałek od swojego brata, lekko przysiadając w wybranym miejscu. Była dość mądrą kotką, więc zorientowała się, że powinna zmienić taktykę. Położyła się delikatnie, śnieg był lodowaty. Po paru chwilach całe długie kremowe futro pokryło się śniegiem, chyba nie muszę wspominać, że było jej lodowato. Zimno przeszyło jej drobne ciałko jak pazur niewidzialnego wojownika, obserwującego kotkę. Lekko wstała, widząc swojego brata jedzącego zwierzynę. Jak on mógł? Chciała skoczyć zaraz obok niego, jednak coś nie wypaliło i wysuniętymi pazurami podrapała swojego brata.
- Witaj- zaczęła, po czym skuliła uszy- Ty jesteś tym słynnym lisim łajnem?

< Rudek? >

Od Szałwiowej Łapy

Szałwiowa Łapa niedawno wróciła z patrolu, a obecnie relaksowała się przed legowiskiem uczniów. Tak, uczniów. Nadal. Jej przyjaciele ze żłobka powoli przenosili się do legowiska wojowników, a ona dalej siedziała na starych śmieciach. Musiała przyznać przed sobą, że jej serce zalewała coraz większa fala wstydu i... zazdrości? Jak to? Jej rodzeństwo miało całą ceremonię za sobą, a ona dalej czekała na swoje pięć minut sławy. Miała jednak świadomość, że Szakłakowy Cień nadal przewyższał ją umiejętnościami, a na to sobie pozwolić nie mogła, ale teraz rodzina wydawała jej się odległa, jak nigdy dotąd. Cóż, imię wojownika również nie było jej szczególnie bliższe. Chyba nie mogła zrobić nic więcej, niż tylko ciężko trenować. Pocieszał ją jednak fakt, że długo wyczekiwane przyjemności smakują lepiej. Z rozmyślań wyrwał ją duża, biała śnieżynka, która postanowiła wylądować na jej nosie. Strzepnęła ją prędko i rozejrzała się po obozie. Było już późno, jednak słońce jeszcze nie zachodziło. W tłumie wyszukała Jagodową Skórkę i podeszła do niej tanecznym krokiem, po czym miauknęła:
- Wiem, że już dziś trenowałyśmy, Jagodowa Skórko, ale może mogłabym jeszcze coś zrobić? Tak, na rzece i strumieniu powoli pojawia się lód, a zwierzyny jest bardzo mało, więc ciężko o cokolwiek do jedzenia, ale może jest cień szansy, że uda mi się coś złapać?
- Cień szansy zawsze istnieje - mruknęła liliowa, przerywając potok słów swojej terminatorki. - Radziłabym ci jednak oszczędzać siły na jutro. Na kolejny trening przyjdzie Spieniona Fala i oceni twoje postępy - odparła z pozornie obojętną miną, aby obserwować masę emocji malujących się na pyszczku czekoladowej.
- Nie żartujesz, Jagodowa Skórko? - chciała zabrzmieć poważnie, jednak z jej gardła wydobył się dźwięk bardziej podobny do kocięcego pisku. Kiedy upewniła się, że jej mentorka nie żartuje, z prędkością światła udała się do Szakłakowego Cienia i Pstrągowego Pyska i podzieliła się z nimi najświeższymi nowinami.
- Nie gadaj za dużo - mruknął Szakłakowy Cień. - Najlepiej w ogóle się nie odzywaj. Mówię ci, Spienionej Fali się to spodoba - przyjacielsko pacnął ją łapą w ucho.
- Ja na twoim miejscu pękałabym z nerwów - Pstrągowy Pysk spojrzała łobuzersko na siostrę i widząc jej lekko zgarbioną postawę, dodała: Och przestań, przecież tylko żartuję!
Nie, Szałwiowa Łapa się nie bała. Czuła jedynie chłodną, wyjątkowo silną determinację. Zdecydowała, że jutro - nawet jeśli w rzeczywistości taka nie jest - będzie udawać silną, niezależną, pewną siebie osobowość, aby Spieniona Fala była z niej zadowolona. Ruszyła więc spokojnie w stronę swojego legowiska. Nie rozmawiała już nawet z Żółwią Łapą ani Pajęczą Łapą. Umościła się wygodnie i zapadła w płytki sen.

Od Koziej Łapy CD Lisiej Gwiazdy

Kózka, a właściwie teraz już Kozia Łapa, nie mógł uwierzyć własnym uszom. On? On będzie uczniem lidera?! To da mu szansą prześcignąć w końcu Barana i udowodnić wszystkim, a w szczególności samemu sobie, że jednak jest wspaniały! Podczas zetknięcia się nosami z rudym liderem, liliowy uświadomił sobie, że dobrze by było coś powiedzieć. W końcu dorosły kocur przedstawił swoje  nadzieje, więc przydałoby się mu odpowiedzieć.
- Dam z siebie wszystko. - mruknął, patrząc w mocno orzechowe oczy lidera. - Obiecuję.
- Mam taka nadzieję. - odparł cicho niewiele starszy kot.
Lisia Gwiazda uśmiechnął się delikatnie do świeżo upieczonego ucznia, jednak owy uśmiech wydawał się Kózce chłodny i nieco... przerażający.
I wtedy się wszystko zaczęło. Kozia Łapa nie poznał wcześniej za bardzo młodego lidera, więc nie był pewien, czego mógł się po nim spodziewać. Po Potokowej Gwieździe został mu w głowie obraz dobrego, wyrozumiałego i cierpliwego lidera, więc uznał, że trening z Lisem będzie jednym słowem przyjemny i łatwy. Jednak już po pierwszym treningu Kózka szybko oprzytomniał z tego całego oczarowania uczeniem się u boku lidera. Lisia Gwiazda był wymagający - wszystko, co robił Kozia Łapa, musiało być wykonane przynajmniej dobrze, inaczej młody uczeń musiał się powtarzać, aż wykona zadanie doskonale. Miał mało czasu na cokolwiek innego poza treningiem, ponieważ Lisiej Gwieździe zależało na szybkim wytrenowaniu ucznia, co powoli zaczynało nieco męczyć Kozią Łapę. Jednak liliowy uczeń nie zniechęcał się jak na razie, ustalając, że Lis chce po prostu wzmocnić swój klan.
Koza siedział z zwieszoną głową, wpatrując się w swoje łapy. Lisia Gwiazda jedynie patrzył na niego, z pozoru spokojnie, jednak Koza gdy tylko uniósł nieco wzrok, dostrzegł w piwnych oczach lidera złość zmieszaną z zniecierpliwieniem, ale gdy tylko lider zobaczył, że Koza patrzy na niego, od razu oblicze jego oczu złagodniało.
- Wiesz, Kozia Łapo, musisz nadal nad tym trochę popracować, dobrze? - zapytał zachęcająco. Kozia Łapa miał jednak wrażenie, że te zachęty są nad wyraz, ale szybko zmienił zdanie. Kiwnął delikatnie głową, a na twarz lidera wstąpił delikatny uśmiech. - Pamiętasz, co mi obiecałeś podczas mianowania?
- Tak. - mruknął krótko pod nosem Kózka. - Staram się.
- To dobrze - powiedział Lisia Gwiazda łagodnym tonem. Kozia Łapa przymknął oczy, by chwilowo zatopić się w własnych myślach. Dlaczego mu nie wychodziło? Przecież dawał z siebie wszystko. Czyżby była aż tak beznadziejny, że nie nadawał się do niczego? Nie, przecież jest wspaniały. A co jeśli nie? Lisia Gwiazda na pewno nie mówi swoich słów nad wyraz, bo niby po co? Dzięki niemu na pewno stanie się najlepszy!
- No, wstawiaj już, młody, i zaczynamy od nowa. - miauknął spokojnym tonem Lisia Gwiazda, wyławiając kocurka z rozmyślań. - Niedługo zaczynamy trening walki.
Stanąwszy, dopiero doszło do niego, co powiedział płomienny kocur.
- T-trening walki? - zapytał, patrząc z trwogą na oblicze lidera.
"Ale... to za szybko!"

< Lisia Gwiazdo?>

Od Zimorodka (Zimorodkowej Łapy) CD Sroczki (Sroczej Łapy)

Pontka zjeżyła sierść na nieznajomy głos, albo jednak znajomy ponieważ to był ten kot, który wyłonił się z leża kociożercy! Kotka przymknęła powieki i zebrała kilka oddechów chcąc się uspokoić. Spojrzała na Sroczkę mając nadzieję, że to ta zabierze pierwsza głos i nie myliła się.
- Kocio-ż-żerca t-t-to… - i urwała rozglądając się dookoła w poszukiwaniu pomocy. Kiedy pomoc nie nadeszła zmobilizowała się, aby kontynuować. Zimorodek doskonale wiedziała o co chodzi siostrze. Sama też się obawiała, że albo ten miły kocur naskarży na nich do kociożercy, albo je wyśmieje, albo… on sam jest kociożercom. W momencie kiedy spojrzenie radosnego kota przysunęło się po niej poczuła zimny dreszcz przebiegający po kręgosłupie. – t-tto jest… on podobno z-j-zja-d-d-da kociaki – westchnęła smętnie. Nieznajomemu wąsy zadrżały z rozbawienia. Mała koteczka spojrzała na niego niepewnie.
- Nie znam żadnego kociożercy – zaśmiał się i kontynuował. – Nie musicie się obawiać, jestem pewien, że w naszym klanie nikt was nie zje – zapewnił grupkę kociaków i śmiejąc się cicho pomaszerował do legowiska. Zimorodek spojrzała na pozostałych. Nikt nie odważył się nic powiedzieć, wszyscy mieli wzrok utkwiony w oddalającym się kocurze. Córka Poplamionego Piórka zabrała głos.
- Jeśli on ma rację… to niepotrzebnie tam wchodziliśmy – kotka wyobraziła sobie jak teraz wszyscy klifiacy dowiadują się o zabawnym fakcie i wyśmiewają naiwne kociaki. Znajdka westchnęła cicho. Co się stało to się nie odstanie.
- No to… pobawmy się w walki! – zawołała Sroczka jakby odzyskując energię. Zimorodek spojrzała na siostrę spod przymrużonych powiek. Czy ona naprawdę nie obawiała się wyśmiewania przez starsze koty? Jednak od razu pomysł spotkał się z aprobatą pozostałych i pointka przechyliła zdziwiona głowę, ale ustała. – Zasady są takie, że walczymy po kolei. To będzie taki konkurs – mówiła pewnie, a kociaki tylko jej przytakiwały. Córka pieszczochów wskazała ogonem na Kózkę i Żurawinka. – Wy walczycie pierwsi – kocurki spojrzały po sobie niepewnie, ale z wahaniem przystąpiły do walki. Ich braciszek wygrał! Starszy kociak lekko zażenowany opuścił głowę. Sroczka pokiwała z uznaniem głową w kierunku zwycięzcy po czym spojrzała na Zimorodka. – To teraz my – uśmiechnęła się chytrze. Mniejszej kotce zmroziło krew w żyłach. Mają walczyć?

<Sroczko?>

Od Cętkowanego Liścia CD Owocka (Owocowej Łapy)

Buraska spoglądała na świeżo mianowaną wojowniczkę jak w obrazek. Cętce zadrżały wąsy z rozbawienia.
- Spokojnie – spojrzała na kotkę i uśmiechnęła się. – Wszystko ci wytłumaczę, ale poczekaj chwilę – Owocek burknęła coś pod nosem, ale nie sprzeciwiła się. Cóż za ciekawski kociak! Ona naprawdę ją przypomina! Cętkowany Liść przyjęła gratulację i wreszcie zwróciła się do naburmuszonej znajdy.
- Rozłazły ślimak – szepnęła złośliwie bura. Była uczennica zastrzygła uszami. Tak to się zwraca do wyższego rangą, co? Trzepnęła kotkę żartobliwie po uszach.
- Co to za wyzwiska? – zaśmiała się. – No dobra, to o co chodzi? Mamy mało czasu, bo niedługo zachodzi słońce – powiedziała poważniej wojowniczka myśląc o nocnym czuwaniu.
- Co to ma być?! – powtórzyła pytanie tym razem z większym rozdrażnieniem w głosie. Cętka postanowiła zachować cierpliwość. W końcu ta koteczka nie może wiedzieć od razu wszystkiego o tradycjach.
- To było mianowanie na wojownika – mruknęła.
- Może jednak wytłumaczysz mi to trochę dokładniej? No i o co chodzi z tym Liściem?! - Owocek przyjrzała się z wyczekiwaniem córce Burki. Starsza kotka spojrzała na Srebrną Skórę, aby zobaczyć ile jeszcze ma czasu do zachodu. Słońce niestety niedługo miało zniknąć za horyzontem, a Cętkowany Liść strzepnęła wtedy podenerwowana ogonem.
- Wiesz… mogę ci zdradzić na razie tylko tyle, że… aż do świtu nie będę mogła powiedzieć ani słowa. Myślę, że możesz wypytać jakiegoś innego kota, a jeśli już bardzo musisz porozmawiać ze mną… Cóż, trochę będziesz musiała sobie poczekać - miauknęła. Nie miała ochoty odpowiadać na huragan pytań, który miałby zostać na nią zesłany. Wolała zrzucić to zadanie na innego klanowicza. - Tymczasem marsz do żłobka! - szczęśliwa kotka wydała pierwsze polecenie w swoim życiu, z którego w głębi duszy była bardzo dumna.
- Po co?! - wykrzyczała Owocek. Niedoszła uczennica medyczki spojrzała zdziwiona na koteczkę. - Jestem już duża i nie muszę iść spać – miauknęła zuchwale. Cętkowany Liść w głębi duszy musiała przyznać jej rację, ale postanowiła tego po sobie nie pokazywać.
- No to siedź sobie na dworze w ten mróz. Mi to nie robi żadnej różnicy – powiedziała i skierowała się na sam środek obozu. Robiło się powoli ciemno, a koty już zbierały się do legowisk. Córka Burki zamknęła oczy i wciągnęła z przyjemnością orzeźwiające powietrze. Na Srebrną Skórkę wstępowały pyski przodków klanu Wilka.
- No odpowiedź mi! Dlaczego masz nowe imię i o co chodzi z tym wojownikiem? – zapytała pośpiesznie koteczka, aby zwrócić jeszcze na siebie uwagę. Cętka otworzyła jedno oko i spojrzała z ukosa na buraskę. Nie odpowie. Zamiast tego złapała znajdę za kark i położyła ją na podłodze w żłobku. Kotka już nie była taka lekka jak się mogło wydawać. Cętkowany Liść z trudem przeniosła wierzgające się stworzenie i z ulgą upuściła je na ziemie. Rozdrażnienie ogarnęło wojowniczkę jak Owocek od razu po upuszczeniu zawędrowała ponownie na odsłonięte niebo. – Chcę wiedzieć! – zawodziła. Córka Burki miała nadzieję na bezproblemową noc, a tymczasem zaraz zbudzi się cały obóz przez głos tej buraski. Zdenerwowana kocica zakryła ogonem pyszczek mniejszej. Koteczka jednak tak obśliniła kitę Cętki, że ta musiała ją odsunąć. – No powiedz mi – kocica sarknęła na to tylko i nie odezwała się. Nie złamie świętej zasady ciszy.

<Owocku?>

Od Kózki (Koziej Łapy) CD Zimorodka (Zimorodkowej Łapy)

- He? - Kózka wydał z siebie cichy odgłos zdziwienia, gdy ta niebiesko-biała koteczka podeszła do niego z niepewną minką. Z początku jego móżdżek w ogóle nie zarejestrował słowa Zimorodka, a koteczka najwyraźniej nieco się zniecierpliwiła brakiem odpowiedzi. Po paru uderzeniach serca zaniepokoiło ją również zachowanie kociaka. Kózka bowiem ciągle unikał spojrzenia w jej niebieskie oczy. Obracał głowę w jakimkolwiek innym kierunku, byle by nie patrzeć w błękitne ślepia kotki. Wiedział, że to, co wczoraj widział było tylko wytworem jego wyobraźni, jednak przeraźliwie bał się zobaczyć to ponownie.
- Przepraszam!- powtórzyła głośno Zimorodek, posyłając mu zmartwione spojrzenie.
- Z-za co? - miauknął nieco wystraszony Koza. Dobre pytanie. Bo za co Zimorodek miałaby go przepraszać? Nic przecież złego nie zrobiła. Nie uderzyła go nigdy, nie nakrzyczała, ba, znają się tak krótko, że Koza nawet nie ma podstaw, żeby podejrzewać ją na przykład o obgadywanie! Kocurek przekrzywił nieco łepek, wciąż zastanawiając się, o co chodzi koteczce.
- Wiesz, za wczoraj. - odparła, kreśląc łapką kółko na śniegu. Owszem, pamiętał, co się wczoraj stało, jednak przez myśl mu nie przeszło, że niebieskooka będzie za to przepraszać! Kózka strasznie się zawstydził, zdając sobie sprawę, że to, jak się zachował mogło męczyć koteczkę całą noc. Wciąż patrzył na swoje łapy, które delikatnie ugniatały pazurkami śnieg. Młody zanim dobrał odpowiednie słowa, zaczął mruczeć nerwowo pod nosem, ciągle zastanawiając się, co powiedzieć.
- To ja powinienem cię przeprosić. To nie twoja wina, że... no wiesz... - mruczał pod nosem słowa, które były kierowane do Zimorodka, jednak ta mogła usłyszeć jedynie urywki przez burczenie kocurka. - Więc to ja przepraszam...
Zimorodek nieco zbliżyła się do Kózki, próbując usłyszeć, co mówił liliowy bicolor, co tylko bardziej go zdenerwowało. Kózka przez to zaczął szeptać ciszej i ciszej, aż w końcu Zimorodek się poddała i z zakłopotaną miną odeszła do swojego rodzeństwa. Kocurek podniósł głowę i chwilę wodził za nią wzrokiem, a następnie wrócił do żłobka. Położywszy się u boku Poplamionego Piórka, Kózka jeszcze chwilę obserwował obóz, grzejąc się przy niebieskookiej królowej i rozmyślając o różnych sprawach.

***

- Zegnij łapy. Bardziej. - powiedział Lisia Gwiazda, już czwarty raz tego wschodu słońca. - Kozia Łapo, wiesz, o co chodzi, prawda?
- Wiem! - odparł sfrustrowany bicolor, próbując ustawić się w idealnej pozycji łowickiej. Przez to całe ustawianie się, Koza ledwo co trzymał równowagę, co zauważył jego mentor i gdy tylko zbliżył się do młodego terminatora, popchnął go delikatnie, co spowodowało upadek liliowego. Koza niemalże zanurkował nosem w śniegu, wydając z siebie cichy jęk. Chwilę zastanawiał się, czy Lis zrobił to, by dobitnie wytknąć mu liczne błędy, czy z czystej złośliwości. Kocur w pierwszym momencie chciał krzyknąć, że naprawdę się stara, jednak w uderzeniu serca ugryzł się w język. Najwyraźniej jego chęci były za małe.
- No już, wstajemy. - powiedział spokojnie rudy kocur. Zmęczony i zziębnięty Koza musiał chwilę odpocząć, nawet leżąc płasko na zimnym śniegu. Lisia Gwiazda wciąż spokojnie czekał niewzruszony brakiem reakcji ze strony swojego ucznia. - No, wstawaj i zaczynaj jeszcze raz.
Pomimo kolejnych prób, pozycja łowiecka Koziej Łapy wciąż nie wyglądała na tyle dobrze, by zadowolić mentora. Po jakimś czasie Lisia Gwiazda westchnął głęboko, delikatnie pokazując młodemu swoje niezadowolenie. Rudy kocur zaczął nerwowo machał ogonem, wzbijając w powietrze płatki śniegu.
- No dobrze, dobrze. - mruknął, przymykając oczy, kierując głowę w kierunku obozu. - Wracamy, zajmiesz się tam Różanym Kwiatem. Jutro zaczniemy od nowa.
- Tak. - miauknął cicho Koza, w duchu dziękując, że to koniec tego wszystkiego. Starsza kotka przynajmniej nie będzie mu ciągle wytykała błędów. Gdy oboje zeszli w dół do obozu, młody lider skierował się do swojego legowiska, a Kózka podszedł do stosu z zwierzyną, by znaleźć jakąś piszczkę dla Różanego Kwiatu. Kozia Łapa miał problem z decyzją, czy zanieść jej wróbla czy mysz, gdy nagle kątem oka dostrzegł zbliżającą się do niego Zimorodkową Łapę.

<Zimorodek? Sry, że tak długo czekałaś >

Od Lisiej Gwiazdy

Od kiedy kocur został liderem, minął równy księżyc. Teraz siedział przed wejściem do swojego leża i uważnie obserwował życie toczące się w klanie klifu. Westchnął cicho, przeciągając się. Swój wzrok utkwił w kociarni, z której właśnie wybiegły dwa kociaki. Zmarszczył lekko brwi, rozpoznając w nich Barana i Mgiełkę. Tą ostatnią znał aż za dobrze; doskonale pamiętał jak zbeształ ją za bycie aż nad wyraz upierdliwą. Za dwójką kociąt pobiegł Kózka, który zaraz zatrzymał się w półkroku, gdy Kremowy kocurek prychnął nań, jeżąc sierść na karku. Lider mruknął coś pod nosem, po czym niechętnie bo niechętnie podniósł się, by następnie podejść do dzieciarni.
- Przeproś - rzucił bez ceregieli do Barana, kątem oka spoglądając na smętnego brat kocurka. Arlekin otworzył pyszczek zdziwiony, omal się nie zapowietrzając. Już chciał zapewne zaprotestować, jednakże najwidoczniej w ostatniej chwili zrozumiał, z kim ma do czynienia, więc zwyczajnie prychnął niezadowolonym tonem "Przepraszam".
- Żeby mi to było ostatni raz - rudy kocur machnął ogonem niezadowolony - Terminatorom nie wypada takie zachowanie - pouczył ich, po czym odszedł jak gdyby nigdy nic, zostawiając za sobą mocno zdziwione dzieciaki. Po drodze do miejsca, z którego przemawiał, podszedł do swojej partnerki, liżąc ją za uchem i mrucząc przy tym cicho. Nadal nie potrafił uznać jej dzieci jako swoich i mimo kolejnej prośby jego partnerki, odmówił, zostawiając ją niepocieszoną. Skinął przy okazji Niebu oraz Gronostajowi, którzy jakby rozumiejąc jego zamiary, pokłusowali w stronę legowiska kociąt, skąd wyprowadzili Kózkę, Barana i Mgiełkę oraz trójkę kociąt znalezionych przez Plamkę i Słonecznego. Jakiś czas temu jego klan powitał kolejnego kota-przybłędę. Był nim Martwy, nazwany teraz Martwą Łapą. Kocura zaciekawiło jego podejście do życia, toteż zamienił z burym kilka słów. Cóż... w pewnych aspektach ich poglądy były takie same, toteż pręgowany uśmiechnął się chytrze, mając świadomość, że znalazł kolejnego poplecznika w klanie. Skinął mu łbem, rzucił jeszcze miłego dnia a następnie skoczył na skałę.
- Niech wszystkie koty zbiorą się na zebranie klanu! - zawołał, siadając wygodnie na kamieniu. Brązowymi ślepiami śledził wychodzące z legowisk koty, które zbierały się powoli pod kamieniem. Oblizał pysk z lekka zniecierpliwiony. Kątem oka dostrzegł Księżycowy Pył, który przysiadł spokojnie u podnóża, obserwując całe zamieszanie zielonymi oczami i podobnie jak jego syn, ziewnął przeciągle, oblizując pyszczek.
- Jak wiecie... klan wilka zamordował z zimną krwią Omszoną Skórę! - warknął, skupiając na sobie wzrok wszystkich tu zebranych - Zaczynają działać nawet coraz to śmielej! Przyjmują do klanu jakieś spasione pieszczochy - dodał, przypominając sobie, gdy podczas jednego z patroli, dostrzegł Płonący Grzbiet, szkolącego jakieś spasione koty, które z pewnością przekroczyły już wiek trzydziestu księżyców.
- Ostatnio wyczuliśmy ich zapach na naszym terenie! Tuż przy przeprawie! - czyś głos przebił się przez tłum kotów. Lisia Gwiazda zamruczał z aprobatą, kiedy uświadomił sobie, że była to Zaksrońcowy Syk. Skinął jej łbem z aprobatą, zabierają ponownie głos.
- Dlatego też, nie możemy pozwolić się zaskoczyć. W obozie muszą przebywać minimum czterej wojowniczy wraz z trzema uczniami! Patrole podwoimy, zaś co do kociąt... - zwiesił łeb, zaczynając nerwowo chodzić - Wszystkie, które ukończyły wiek sześciu księżyców, z przyjemnością mianuję - uśmiechnął się promiennie, a tylko jego ojciec potrafił dostrzec w tym uśmiechu nutę obłędu oraz kłamstwo. Zaczął więc ceremonię nadania imienia, która do najkrótszych nie należała. Starając się odpowiednio dobrać uczniów do mentorów. Dlatego też Niebiański Lot, zaczął szkolić Baranią Łapę, jego była uczennica otrzymała Sroczą Łapę na terminatora, matka partnera jego ojca; Poplamione Piórko dotknęła się z nosami z Zimorodkową Łapą. Z satysfakcją obserwował minę Makowego Pazura, kiedy to nadał już drugiego ucznia jego siostrze, a tym uczniem był uroczy kocurek, Żurawinowa Łapa. Przedostania została mianowana Mglista Łapa i teraz to Gronostajowy Krok miała za zadanie ją nauczać.
- Kózko, wystąp - zwrócił się do ostatniego kociaka, który nadal nie miał nauczyciela. Machnął ogonem, spoglądając uważnie na bicolora - Ukończyłeś już sześć księżyców, dlatego też dzisiaj otrzymasz swojego mentora. Będę nim ja, Lisia Gwiazda. Mam nadzieję, że razem przejdziemy przez trening pomyślnie - zakończył, zeskakując na ziemię, a następnie zetknął się ze swym uczniem nosami.

<Kozia Łapo? >

Od Owcy CD. Pszczółki

Kiedy Owca razem ze swoją mentorką przywlekli ciało Leśnego Strumienia do obozu od razu wpadł na niego jakiś kociak z płaczem przytulając się do brzucha martwej matki.
- Fuj, flaki - skrzywił się szczerze kocur. - Nie wiem, jak możesz chcieć to dotykać.
Czereśnia uniosła łapę, aby trzepnąć go po głowie, ale chyba była zbyt zaabsorbowana tym co się właśnie działo, bo Owca szybko uchylił się przed ciosem i nie trafiła.
- Jak.. jak możesz tak mówić?! - zapłakała Pszczółka, nadal nie przestając przytulać mamy.
Uczeń zmarszczył nosek, zastanawiając się czy w ogóle udzielić kotce odpowiedzi, po czym gdy się zdecydował, przysunął się blisko do niej i wyszeptał:
- Szczerze mówiąc, to dobrze, że umarła. Każdy kot urodzony poza Klanem Lisa nigdy nie będzie wobec niego lojalny. Poza tym nie przejmuj się nią, nawet nie była twoją prawdziwą matką.
Córka Leśnego Strumienia zadrżała zszkowana postawą kocura, jednak zanim zdążyła cokolwiek zrobić, jego już nie było i w miejsce w którym przed chwilą stał, przybiegł do niej Rudzik.
****
Pszczółka była już uczennicą od ponad księżyca, a Owca wciąż jakby zapadał się pod ziemię za każdym razem kiedy chciała z nim porozmawiać. Trzeba było mu to przyznać, że był bardzo dobry w unikaniu innych kiedy tego chciał.
Poza tym zazwyczaj był bardzo zajęty. Oprócz obowiązków ucznia przypadało na niego także obserwowanie uważnie wszystkich potencjalnych zdrajców i usiłowanie opanowania trudnej sztuki rozniecania ognia. Już raz mu się udało, ale to był raczej przypadek. Także tym razem po treningu z Czereśnią udał się do dalszej części bagien i zaczął szukać wyschniętych gałęzi, robiąc z nich mały stosik i próbójąc nowych metod szurania nimi.
- Co robisz? - usłyszał nagle głos Pszczółki za plecami i mimowolnie przeklnął pod nosem.
- Nic co cię interesuje - odpowiedział szorstko, nie zaszczycając ją spojrzeniem.
<<Pszczółka? uwu>>

Od Rudzika CD. Pszczółki

Rudzik spiął się i nerwowo położył uszy po sobie na słowa swojej córki. Posłał szybkie, przepraszające spojrzenie w stylu "to nie to co ona miała na myśli" Płomykówce i niemal wypchnął swoją uczennice ze żłobka. Gdy byli już w pewnej odległości od reszty kotów, kocur usiadł i nerwowo machając ogonem zaczął pouczać córkę.
- Wi-widzisz Pszczółko, nie zawsze powinniśmy mówić to, c-co myślimy jeśli obraża i krzywdzi to i-innych. Płomykówka to bardzo obowiązkowa zastępczyni, a Krogulec to mój b-brat, i chociaż zachowuje się czasami... s-specyficznie, to jednak jest p-porządnym kotem.
- Ale ja ich nie lubię - mruknęła kotka.
- N-nie podchodzi się po prostu do innych i mówi im w twarz, że się ich nie lubi - wyjęczał z rezygnacją kocur. - Pomyśl o ich u-uczuciach.
Uczennica chyba wyczuła, że jej ojciec był na skraju załamania nerwowego, bo szybko odpuściła i zrezygnowała z dalszej kłótni.
- Dobrze, dobrze, postaram się przy innych nie mówić o nich źle. Chociaż nic nie obiecuję na pewno.
Rudzik uśmiechnął się lekko i polizał vankę po czole. 
- Jeśli będziesz ży-życzliwa dla innych, to oni zawsze to odwzajemnią. N-no chyba, że mowa o Owcy.
Pszczółka roześmiała się na wzmiankę o czarnym uczniu.
- Nie przesadzaj, chyba nie jest z nim aż tak źle.
- N-no nie wiem, ja się go boję. Nowiu też, jeśli mam być szczery.
Koty dokończyły rozmowę idąc już do legowiska medyka, po czym Rudzik przyciągnął się i z westchnięciem oznajmił, że pora w końcu zabrać się do roboty.
- Co to jest? - zapytał, wskazując na roślinę o dużych, zielonych liściach i białych kwiatkach.
- T..trubula..?
- Tak, trybula. A do czego s-służy?
- Eee.. - zawahała się przez dłuższą chwilę Pszczółka. - Ból brzucha?
- T-tak, ale również na zainfekowane rany.
Kotka pokiwała głową na znak, że rozumie i zapamiętała.
- A t-teraz, skoro wiesz co to jest, będziemy musieli iść jej poszukać, b-bo właśnie nam się skończyła. To jest ostatnia sz-sztuka.
<<Pszczółka?>>

Od Rudka

Kocurek skrzywił się lekko, słysząc jak śnieg skrzypi mu pod łapami. Nie spadło go za wiele, ale on z racji chudej postury, zapadał się w nim niemal po pierś. Co oczywiste, uniemożliwiło mu to polowanie. Poza tym miał wszystkiego dość. Humorów Pszczółki, która ot tak go znienawidziła. Dymka, który usilnie starał się go pocieszyć. Horyzontu i jego nudzących wywodów. Chciał już być wojownikiem, a wciąż tkwił  legowisku terminatorów. Jednocześnie obiecał sobie, że zniknie stamtąd w wieku dziesięciu księżyców, ale na to raczej nie było już szans. Mroźne powietrze wpadło mu do nosa, na co zareagował głośnym kichnięciem. Zmrużył nieco oczy i popatrzył na drzewa przed sobą. Była to pierwsza Pora Nagich Drzew w życiu Rudka i kompletnie mu nie spasowała. Co to za frajda, dy jest zimno, mokro i nieprzyjemnie? Śnieg lepił się do jego półdługiego futra, tworząc na nim mroźne grudki. Kocurek nie mógł sobie wyobrazić co przeżywa taki Dymek, czy Pszczółka. W końcu mieli sierść dłuższą nawet od niego. Kocur zatrzymał się, czując nowy zapach. Pamiętał go! Horyzont zabrał go w to miejsce, na samym początku treningu. Biało-rudy przystanął, marszcząc nos. Śmierdziało gorzej  niż stary borsuk, lis lub stado skunksów. W brawurowym czasie pokonał małe wzniesienie i przystanął, obserwując ten niesamowity wynalazek Dwunożnych. Pod nim, ciemną wstęgą wiła się Droga Grzmotu. Czarna nawierzchnia lśniła, a śnieg który powinien na niej leżeć został zgnieciony pod łapami potworów. Rudek z fascynacją obserwował maszyny i skulił się gdy jedna z nich, przejechała tuż przed jego punktem obserwacyjnym. Ocenił rozmiary potwora i zamruczał z podziwem. Gdyby on był taki duży wszystkie koty w lesie by się go bały! Wbił spojrzenie w przeciwległą granicę. To stamtąd przyszły jego mamy i to tam mieszkają te złe, leśne koty! Warknął cicho i przysiadł, owijając łapy ogonem. Skulił się bardziej, tak że tylko jego rude łaty były widoczne. Po prostu czekał aż coś się wydarzy. Zmrużył oczy delikatnie, a po chwili już niemal całkowicie przymknął powieki. Śnieg był taki niesamowicie miękki, poza tym sierść cudownie chroniła przed chłodem. Zachrapał donośnie, całkowicie zapominając o umówionym treningu z Horyzontem.

<Ktoś? Obojętnie kto,  może być nawet z KL^^> 

Od Turkawiego Skrzydła CD Miedzi

Zacisnęła pyszczek w wąską linię. Dlaczego kotka nie zadała tego pytania komukolwiek innemu?! Tylko jej, Turkawce! Borsucza Gwiazda, Burzowe Futro, nawet Cętkowany Liść byłaby lepsza! Turkawie Skrzydło prychnęła z irytacją i otuliła łapy ogonem. Znowu te pytania! Ile razy już musiała tłumaczyć kolejnym znajdkom, gdzie są, kim są otaczające je koty i jakie mają zamiary? Sapnęła ze złością, widząc, że nikt ze zgromadzonych nie zamierza jej pomóc. Cętkowany Liść zerkała na koteczkę nieco nieufnie, lider z zaciekawieniem, a starsza medyczka, z właściwą sobie troskliwością. Wielkie, bladoniebieskie oczy kociaka, wpatrywały się w córkę Biegnącego Strumienia. Turkawka machnęła łapą, tak że z ziemi wzbił się obłok kurzu.
- To jest Klan Wilka - burknęła cicho, a mała nadstawiła uszu z zaciekawianiem. - Ja jestem Turkawie Skrzydło, asystentka uzdrowicielki.
- Ja jestem medyczką - wytłumaczyła niebieska kocica i Turkawie Skrzydło odetchnęła zadowolona, że ktoś inny przejął pałeczkę. Odwróciła się, wciąż słuchając rozmowy. - A tamten kocur, to nasz przywódca, Borsucza Gwiazda.
- Zgadza się - potaknął stary point. - No, więc jak się nazywasz?
Asystentka medyczki zatrzymała się przy stosiku z liśćmi szałwii i nadstawiła uszu.
- Miedź - wyszeptała koteczka.
Co to jest Miedź? Turkawka pokręciła głową, zdziwiona, ale nic nie powiedziała. Dalej przekładała zioła, aromatyczny zapach nieco ją uspokoił.
- Turkawie Skrzydło?
Czekoladowa odwróciła się na dźwięk cichego głosu. Znajdka wpatrywała się w nią ciekawsko, jakby zafascynowana tym, że starsza kotka zareagowała. Córka Odyseusza zmrużyła oczy.
- Coś się stało? - zapytała dość chłodno.

<Miedź? Sorry, że tak krótko :c Najlepiej spytaj się opiekunki zakładki czy możesz dołączyć do klanu^^>

27 kwietnia 2019

Od Turkawiego Skrzydła CD Cętkowanej Łapy (Cętkowanego Liścia)

Natarczywe pytanie ją otrzeźwiło. Nie chciała martwić Cętki wiadomościami, dochodzącymi zza granicy. Klan Klifu rósł w siłę i powoli stawał się poważnym zagrożeniem dla Klanu Wilka. Mocno niepokoiło to Turkawie Skrzydło. Medyczka miała złe przeczucia, ale nie chciała się nimi dzielić z dawną pieszczoszką. Uśmiechnęła się dość blado i pokręciła głową.
- Nic, nic...
Zamruczała dość niezgrabnie i przerzuciła górkę ziół, by móc czymkolwiek zająć łapy. Zmrużyła ślepia i przeanalizowała wcześniejszą wypowiedź Cętkowanej Łapy. Poprzedni wybuch kotki, mocno zaskoczył córkę Biegnącego Strumienia. Przejęła się tym mocno, choć wolała to ukryć. Oczywiście była zbyt dumna, by sama przeprosić byłą uczennicę.
- Dziękuję za przeprosiny - burknęła nieśmiało i lekka położyła po sobie uszy. - Naprawdę, nie powinnam była, być tak natarczywa.
Następnym razem będę trzymać język za zębami, dodała w myślach i wyprostowała się gwałtownie. Cętkowana Łapa chyba zauważyła, że asystentka medyczki nie jest w nastroju do rozmów. Turkawka obserwowała jak terminatorka wzdycha i wychodzi z legowiska.
***
Nadszedł w końcu ten, z całą pewnością, upragniony dla Cętkowanej Łapy dzień.
- Przysięgam - jej czysty, dźwięczny głos odbił się w całym obozie. Świerkowa Kora napuszył dumnie ogon i postawił na sztorc uszy, jakby chciał powiedzieć "spójrzcie to moja uczennica!". Turkawka zaśmiała się w duchu. Siedziała w wejściu do legowiska medyczek, tuż przy boku Burzowego Futra. Czujnie obserwowała buraskę, która wyprostowała się z dumą i delikatnie podwinęła ogon. Turkawie Skrzydło drgnęła lekko na głos lidera, przedstawiającego imię świeżo upieczonej wojowniczki. Cętkowany Liść... Liść... Liść?! Jak coś związanego z medycyną! Pointka podskoczyła nerwowo i skierowała pyszczek na Borsuczą Gwiazdę. Przywódca uśmiechnął się delikatnie, krzyżując swój wzrok z córką Penelopy. Poczuła dumę i... zakłopotanie? Nie miała jak tego przemyśleć, bo właśnie zjawiła się Cętkowana Ła... Liść. Kocica stanęła niepewnie przed Turkawką, machając nerwowo ogonem.
- Cieszysz się? - jej głos zabrzmiał dziwnie niepewnie. Turkawka przypomniała sobie swój ból, gdy kotka, z którą sama się zaprzyjaźniła, wybrała ścieżkę wojownika, a nie medyczki. Teraz jednak dawna asystentka Burzowego Futra uśmiechnęła się śmiało.
- Oczywiście - zamruczała, z radosnym błyskiem w oczach. - Gratuluję mianowania.

<Cęteł? "Turkawa" jak najbardziej mi odpowiada XD

Od Szakłakowego Cienia CD Łzawego Tańca

Z nieodgadnionym wyrazem pyska obserwował oddalające się kotki. Można powiedzieć, że Łzawy Taniec poniosła porażkę, a więc powinien być zadowolony. Ha! Nie odczuwał ani krztyny satysfakcji. Jego mentorka nie dopytywała go już więcej o to, co zrobił; upiekło mu się. Wiedział jednak, że to tylko z powodu wymiany zdań z biało-burą. Tak, przepełniona zaskoczeniem i niedowierzaniem uwaga Rybiego Ogona podziałała druzgocząco na vankę, ale widział, że krótka kłótnia pogrążyła w smutku również starszą kotkę. Fakt, że sprawienie przykrości Łzawej pociągnęło za sobą zranienie uczuć kochanej mentorki tylko podsycał płomień jego nienawiści do tej pierwszej. O ile już wcześniej za sobą nie przepadali, to wydarzenia dzisiejszego dnia zyskały w jego oczach miano prawdziwej deklaracji wojny.
Jestem tchórzem, tak? – Zwrócił się w myślach do znienawidzonej kocicy, choć oczywiście nie mogła tego usłyszeć. – Poczekaj, aż skończę szkolenie… A wtedy zobaczymy, czyje flaki będą brudzić ziemię.

***

Przez następne księżyce Szakłak nie naprzykrzał się jednak Łzawemu Tańcu szczególnie. Oczywiście nie tracił żadnej okazji do ponarzekania na nią czy określeniu jej kilkoma obraźliwymi epitetami, ale powstrzymywał się od poważniejszych działań – większość energii przeznaczał na ćwiczenia. Nie mógł znieść świadomości, że (jakkolwiek z racji jego młodego wieku było to zrozumiałe) jego wróg jest od niego lepszy, i chciał jak najprędzej ten stan rzeczy zmienić, ucząc się pilnie i zostając wojownikiem. Kto wie, czy gdyby nie motywowała go dodatkowo nienawiść do córki Żurawinowego Krzewu, ukończenie szkolenia nie zajęłoby mu więcej czasu? Ta myśl co prawda przyszła mu do głowy, ale natychmiast ją z niej wyrzucił – jeszcze po rozważaniach doszedłby do wniosku, że tak, a wtedy byłby jej coś winien! Taka sytuacja była zaś wykluczona.
W końcu osiągnął swój tymczasowy cel. Otrzymał zaszczytne miano Szakłakowego Cienia. Po radości pierwszej chwili przyszła jednak pora na zgryzotę – od tego dnia, zamiast z przyjaciółmi, miał dzielić legowisko z tą doprowadzającą go do furii wywłoką! To, że jej też się to z pewnością nie podobało, było marną pociechą. Możliwe, że gdyby po prostu przestał zwracać na nią uwagę, jego złość wygasłaby sama – problem w tym, że on tego nie chciał. Nie miał zamiaru kiedykolwiek się z nią pogodzić.
Dlatego też, kiedy pewnego razu zauważył ją skradającą się w stronę wychudłego strzyżyka, od razu wiedział, co zaraz zrobi.
– Ojć – powiedział głośno, następując na leżącą nieopodal gałązkę. Nie, właściwie nie nadepnął na nią, tylko wgniótł ją łapą w śnieg. Spłoszona niedoszła ofiara odleciała. Z mściwym uśmiechem patrzył, jak kotka odwraca się w jego stronę. Czy tchórz by tak zrobił? Nie, odpowiedział sobie liliowy. On nie był tchórzem. Przynajmniej według tej prymitywnej definicji odwagi, której używał.

<Łezka?>

26 kwietnia 2019

Od Miedzi CD Turkawiego Skrzydła

Kotka zaczęła powoli odzyskiwać przytomność. Zawierciła się niespokojnie czując, że coś (a raczej ktoś) ją niesie. Nagle do jej noska doszło mnóstwo zapachów naraz. Przypominały trochę zapach lasu, tyle że te były bardziej intensywne. W pełni odzyskując świadomość rozejrzała się po tym miejscu. Dookoła leżały poukładane stosiki najrozmaitszych liści.
- Co się dzieje? - Miedź dopiero teraz zauważyła, że jest tu jeszcze niebieska kotka, która właśnie się odezwała i wpatrywała w nią.
- Zemdlała, gdy szukałam ziół - usłyszała głos wydobywający się z pyszczka kotki, która ją trzymała.
Zaraz po tych słowach odstawiła Miedź na ziemię obok niebieskiej kocicy i ta otuliła ją ogonem. Obie wydawały się przyjazne. Turkawie Skrzydło podeszła do stosików z listkami. Po kilkunastu uderzeniach serca była z powrotem przy płowej koteczce.
- Przełknij to - poprosiła podsuwając jakieś listki.
Niebieskooka posłusznie wykonała polecenie i zjadła podane jej ziółka. Nie przypadły jej zbyt do gustu. Mlasnęła dwa razy marszcząc się lekko. Do małej główki Miedzi wpadło jedno pytanie: "kim one właściwie są i co ja tu robię?", niestety nie miała odwagi o to zapytać. Położyła po sobie uszy, czując się nieswojo wśród obcych kotek, przecież nie znała nawet ich imion! Co prawda, nie robiły jej krzywdy i były nawet miłe, ale wolałaby teraz trzymasz się gdzieś na uboczu. Nie czuła jednak potrzeby ucieczki, więc leżała grzecznie, patrząc przed siebie. Swoją drogą Burzowe Futro miała bardzo mięciutki ogon. Płowa spojrzała na Turkawie Skrzydło siedzącą nieco dalej. Wyglądała, jakby na kogoś czekała. Chwilę potem przyszły tu jeszcze dwa koty. Jeden z nich był młodą, burą kotką, a drugi widocznie starszym, biało-czekoladowym kocurem. W końcu Miedź zebrała się na odwagę i zapytała:
- Kim wy jesteście? - miauknęła cicho i niepewnie do Turkawiego Skrzydła.

<Turkawie Skrzydło?>

Od Lwa CD Szakłakowego Cienia

— Co się dzieje? — miauknął Lew do Żurawinowego Krzewu. Obok niego siedzieli jego rodzony brat Niedźwiedź oraz ich przybrane rodzeństwo - Bóbr i Wyderka. Wyszli ze żłobka, na zewnątrz, odpowiadając na wezwanie Żwirowej Gwiazdy, podobnie jak wszystkie koty, które pozostały w klanie. Liderka klanu siedziała na wielkim głazie i poprosiła Wierzbową Łapę, Pstrągową Łapę Komarzą Łapę o wystąpienie.
— Mianowanie uczniów — odparła królowa.
— Zostaną wojownikami? — spytała Wyderka, na co dymna cynamonowa kiwnęła głową.
— Ja, Żwirowa Gwiazda, przywódca Klanu Nocy — przemówiła w końcu Liderka — wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tych uczniów. Trenowali pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam go wam jako kolejnego wojownika. Wierzbowa Łapo, Pstrągowa Łapo, Komarza Łapo, czy przysięgacie przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia?
— Przysięgamy — odpowiedzieli chórem.
— Mocą Klanu Gwiazdy nadaję wam imiona wojownika. Od tej pory będziecie znani jako Wierzbowa Pieśń, Komarowy Bzyk i Pstrągowy Pysk. Klan Gwiazdy ceni wasze oddanie i odwagę , oraz wita was jako nowych wojowników Klanu Nocy.
Wszystkie koty rzuciły się na nowo upieczonych wojowników z gratulacjami. Żurawinowy Krzew zachęciła do tego swoich podopiecznych, mimo iż Lew nadal nie miał pojęcia, co znaczy być wojownikiem. Tym bardziej nie miał pojęcia, co znaczy być członkiem klanu. Fakt, że ich nowa mamusia wytłumaczyła im wszystko, ale... potrzebował czasu, żeby to sobie przyswoić. Razem z Niedźwiedziem byli tu dopiero od kilku dni, więc to chyba oczywiste, że potrzebowali czasu na ogarnięcie tych wszystkich zmian, jakie ich spotkały w ich krótkim (co jest kolejnym słowem-kluczem), kocięcym życiu.
— A my też kiedyś zostaniemy wojownikami? — zapytał Niedźwiedź, kiedy wracali do żłobka.
— Kiedyś na pewno! — Żurawinowy Krzew uśmiechnęła się.

***

— Uważaj jak chodzisz, grzdylu! — warknął Szakłakowy Cień.
Lew puścił te słowa mimo uszu, jak każde inne pouczenia. Rudzielec nie potrzebował dyktowania mu, co ma robić. Tylko się uśmiechnął i uczepił się tylnej łapy wojownika.
— Pobawmy się! — zawołał znajdek, na co Szakłak wyraził jedynie swoją niechęć. — Proooszę?
 Szakłakowy Cień przewrócił oczami.
— W co chcesz się pobawić?
— W chowanego! — wykrzyknął radośnie Lew. — Będziesz szukał, dobrze?

<Niania Szakłak? XD>

25 kwietnia 2019

Od Owocka CD Cętkowanego Liścia

Choć temperatura nie była za wysoka, Owocek ani myślała pozostawać tego dnia w żłobku. Akurat tak się jednak złożyło, że reszta kociaków nie miała raczej ochoty na zabawę, co, w połączeniu z jej brakiem zaufania do tutejszych kotów, skazywało ją na samotne spędzanie czasu. Postanowiła go sobie umilać, obserwując (czasem także zjadając) przygodne chrząszcze i inne wszelkiego rodzaju kolorowe robaczki. Gdyby robiła to z większym rozmysłem i świadomością, można byłoby powiedzieć, że na swój sposób zachowywała się mądrze – przez następne kilka miesięcy miała tych owadów wcale nie oglądać.
Pewnie reszta dnia upłynęłaby jej na podobnych czynnościach, gdyby nie wołanie, które rozległo się niespodziewanie ze środka obozu, oraz wywołane nim zbiegowisko w tym samym miejscu.
– Oho! Wreszcie coś się dzieje! – ucieszyła się buraska, od razu stając na równe nogi. Nie popędziła jednak w ślad za gromadzącymi się klanowiczami, a w drugą stronę – do kociarni.
– Hej, Świetliku, tam się coś właśnie zaczyna! Idziesz? – zapytała, przebierając łapkami z podekscytowania.
– Wolałabym zostać. Chyba, że bardzo ci zależy... – Owocek nie dosłyszała końcówki odpowiedzi siostry, bo już po kilku pierwszych słowach odwróciła się na pięcie.
– Okej, to ja idę! Opowiem ci wszyściusieńko, jak wrócę, nie martw się! – zapewniła ją radośnie i rzuciła się pędem w stronę wydarzeń. A działo się coś naprawdę ważnego – wianuszek kotów okalał centrum akcji niczym mur. Akurat to się koteczce nie spodobało, bo gapiowie stłoczyli się tak gęsto, że ze swojej bliskiej ziemi perspektywy nie widziała praktycznie niczego.
– Hej! Co się tutaj wyprawia? – zapytała głośno, i nieco bezczelnie, stojącego obok wojownika.
– Ciszej – zganił ją tamten i nie udzielił jej odpowiedzi. Kotka tupnęła gniewnie nóżką. Jak on śmie tak ją ignorować? No halo, przecież ona też ma prawo wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi! To nie jej wina, że jest taka niziutka!
Już miała mu coś nieprzyjemnego odparować, kiedy kątem oka dostrzegła, że jeden z zebranych unosi łapę, żeby podrapać się po nosie. To moja szansa!, zrozumiała, a znalezienie się na miejscu uniesionej na chwilę kończyny nie zajęło jej nawet uderzenia serca. Zaskoczony kot prawie na nią nastąpił, ale jej to “prawie” wystarczało do szczęścia; już po chwili się zresztą od niego oddaliła, bo okazało się, że kiedy już wniknie się w tłum, to dalsze przepychanie się przez niego staje się o wiele łatwiejsze. Wykorzystując swoje niewielkie gabaryty, koteczka przecisnęła się aż do pierwszego rzędu, w samą porę, by usłyszeć głośne:
– Przysięgam. – Na środku stał nie kto inny, jak Cętkowana Łapa, natomiast kiedy Owocek podniosła nieco główkę, dostrzegła również znajomego, biało-brązowego kocura. Jego położenie jasno wskazywało na to, że nie pomyliła się w jego ocenie: pełnił tu jakąś ważną rolę. Co bura uczennica właśnie przysięgała? Ciekawość koteczki urosła do olbrzymich rozmiarów. Przez moment rozważała wypytanie kogoś z obecnych, ale uroczysty nastrój ceremonii działał przytłaczająco nawet na tak rozbrykaną istotkę, jak ona. Koniec końców słowa lidera, które rozległy się po chwili, udzieliły odpowiedzi na jej pytania.
– Zatem mocą klanu Gwiazd nadaję Ci nowe imię wojownika. Cętkowana Łapo, od dziś będziesz znana jako Cętkowany Liść. Klan Gwiazdy ceni twoją lojalność i oddanie, i wita cię jako nowego wojownika Klanu Wilka.
Poprawka: udzieliły odpowiedzi na część jej pytań, bo koniec przemowy dał zalążek do powstania wielu, wielu więcej. Zupełnie zdezorientowana mała patrzyła, jak kocur dotyka pyszczkiem głowy mianowanej, na co ta odpowiada dotknięciem jego barku. Co to ma być za jakiś Cętkowany Liść? Po co jej nowe imię? Stare było niedobre? I czym jest ten cały Klan Gwiazd? Wydaje mi się, że gdzieś już to słyszałam… Zagadki mnożyły się w jej głowie, a nagły rwetes, który wybuchł w dotychczas względnie cichym obozie, zmieszał ją jeszcze bardziej. Nagle bowiem wszyscy zgromadzeni zaczęli uparcie skandować dwa słowa, i to tak głośno, że Owocek, która sama nie należała do cichych osób, aż opadła na ziemię i przykryła uszka łapkami, żeby nie popękały jej bębenki.
– Cętkowany Liść! Cętkowany Liść! – Kiedy okrzyki stały się nieco cichsze, buraska wstała. W głowie jej się kręciło od tych wszystkich nowych i dziwacznych rzeczy, które przed chwilą zobaczyła i usłyszała. Kilka kotów już ruszało w kierunku mianowanej kocicy; skojarzyły się one Owockowi z tłumem, który wcześniej otoczył ją tak szczelnie, że tylko dzięki szczęściu udało jej się obejrzeć ceremonię. Oo, co to, to nie! 
Tak szybko, że oczy zgromadzonych ledwie zarejestrowały jej ruch, śmignęła w stronę Cętkowanego Liścia, niemal wpadając jej pod łapy.
– Co to ma być? – bez ogródek zwróciła się do wojowniczki, gotowa swoim zwyczajem zasypać ją pytaniami. – O co chodzi z tym wojownikiem? I dlaczego zmienił ci imię? Nie podobało mu się, czy co? I po co wszyscy tak krzyczeli?
Chociaż wszystkie te kwestie były dla niej ważne, to szczególnie interesowała ją sprawa nowej godności kotki. Już wcześniej zauważyła, że imiona tutejszych są dziwacznie długie i pokręcone, jednak dotąd nie wpadła na to, że mogą być zmieniane! To wszystko okropnie ją ciekawiło – ale i martwiło. Co, jeśli ją też będą chcieli nazwać jakimś Liściem?
Oczekując zaspokojenia swojej ciekawości, wpatrywała się w starszą kotkę jak w obrazek.

<Cętka?>

Od Spopielonej Paproci

Naszedł w końcu ten dzień. Moja pierwsza uczennica została mianowana. Borsucza Gwiazda właśnie zwoływał koty na mianowanie. Pod konarem drzewa, służącego za legowisko lidera stali Pokrzywowa Łapa oraz Gęsia Łapa. Pierwsza wystąpiła córka Gardeniowego Pyłka.
— Ja, Borsucza Gwiazda, przywódca Klanu Wilka, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam go wam jako kolejnego wojownika. Pokrzywowa Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia?
Przysięgam — odpowiedziała dumnie szylkretowa uczennica.
— Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Pokrzywowa Łapo, od tej pory będziesz znana jako Pokrzywowa Łodyga. Klan Gwiazdy cieni twoją odwagę i pewność siebie oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Wilka.
To samo nastąpiło w przypadku mojej uczennica, która została nazwana Gęsim Piórem.

* * *

Niewiele czasu po mianowaniu dwójki uczniów. Nadszedł czas na znajdki — Owocka i Świetlik.
Gęsie Pióro, jako wojownik sprawowała się bardzo dobrze, więc Płonący Grzbiet, widząc jej zaangażowanie, postanowił dać jej pierwszego ucznia. Tak więc wraz z Iglastym Krzewem stała obok dwójki prześlicznych kotek.
— Świetliku, ukończyłeś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś został uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Świetlikowa Łapa. Twoim mentorem będzie Iglasty Krzew. Mam nadzieję, że Iglasty Krzew przekaże ci całą swoją wiedzę.
—Iglasty Krzewie — zwrócił się do kocura — Jesteś gotowy do szkolenia własnego ucznia. Otrzymałeś od swojego mentora, Ostrokrzewiowego Liścia doskonałe szkolenie i pokazałeś swoją lojalność i oddanie. Będziesz mentorem Świetlikowej Łapy, mam nadzieję, że przekażesz jej całą swoją wiedzę.
Teraz przyszła kolej na Owocek.
— Owocku, ukończyłeś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś został uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Owocowa Łapa. Twoim mentorem będzie Gęsie Pióro. Mam nadzieję, że Gęsie Pióro przekaże ci całą swoją wiedzę.
— Gęsie Pióro — zwrócił się do kotki — Jesteś gotowy do szkolenia własnego ucznia. Otrzymałaś od swojej mentorki, Spopielonej Paproci doskonałe szkolenie i pokazałaś swoją dobroduszność i zaangażowanie w życie klanu. Będziesz mentorem Owocowej Łapy, mam nadzieję, że przekażesz jej całą swoją wiedzę.
— Owocowa Łapa! Świetlista Łapa! — koty z Klanu Wilka, zaczęły wykrzykiwać nowe imiona znajdek. Podeszłam do nich, w ślad innych kotów. Wszyscy gratulowali znajdkom. Wreszcie dopchałam się do nich.

<Owocowa Łapo?>