Na dźwięk pytania kotki Świetlisty Potok przerwała jedzenie.
- Ciężko stwierdzić - odpowiedziała, spoglądając na Błękit. - Jestem nim jeden dzień... Będzie mi pewnie brakować treningów z Deszczowym Porankiem, ale przynajmniej... przynajmniej będzie można się wyspać - dokończyła, z niepodobną do siebie swobodą, po czym wróciła do spożywania zwierzyny. Tym samym nie zauważyła zdziwionego spojrzenia cętkowanej kotki, która może zaczynała się już nawet zastanawiać, czy szylkretce nie zaszkodziła jakaś stara mysz.
Tymczasem Świetlista czuła się całkiem dobrze, przynajmniej jak na nią. Nornik, którego jadła, był pyszny i tłusty. Kontemplując w milczeniu jego smak, przypomniała sobie o jednym. A mianowicie o czynności, którą większość kotów wykonuje po wspólnym jedzeniu. Dzieleniu się językami.
Co prawda kotka szanowała ten zwyczaj jako tradycję i spuściznę po przodkach, jednak na myśl o kultywowaniu go robiło jej się niedobrze. A to dlatego, że Świetlisty Potok miała bardzo rozwinięte poczucie przestrzeni osobistej i nie znosiła jej naruszania. Nie zbliżać się. Zero miziania, lizania, pielęgnacji sierści i całego tego durnowatego milutkiego dotyku, dokonywanego w imię przyjaźni i wzmacniania więzi.
Żeby Błękit nie przyszło do głowy choćby raz liznąć jej łaciatą sierść, kotka postanowiła naprędce kontynuować rozmowę.
- Jak ci idzie trening?
* * *
Po tej dosyć długiej jak na standardy szylkretki wymianie zdań Błękitna Łapa miała pełne prawo uznać świeżo upieczoną wojowniczkę za świrniętą, biorąc pod uwagę wypowiadane przez nią słowa. Postarajmy się jednak zrozumieć kotkę, która o jakichkolwiek przyjacielskich dysputach wiedziała tyle, co zając o polowaniu na jastrzębie, a na dodatek musiała improwizować i mówić tak szybko, żeby przypadkiem młodsza nie przypomniała sobie o dzieleniu języków. W pewnym momencie, mocno zmęczona całą sytuacją, pożegnała się najprzyjaźniej, jak potrafiła, narzekając na późną porę, po czym poszła się odstresowywać. Biedne króliki i nornice nie miały tego dnia szans.
* * *
Świetlisty Potok zastrzygła uszami, kiedy do obozu z głośnym dyszeniem wpadł jakiś kot. Wróg? Wstała szybko, zaklinając oczy, by szybciej przyzwyczaiły się do padającego na nie mocnego światła słońca. Zawęszyła. Nie, to Błękitna Łapa!
Widok koleżanki na miejscu domniemanego nieprzyjaciela mógł przynieść ulgę; niepokojące były jednak okoliczności, w których pojawiła się w obozie. Po chwili zawołała "Na pomoc!".
Wszystko to razem stanowiło nawet lepszy powód do poderwania się z miejsca, niż cały patrol wrogiego klanu wdzierający się do obozu.
- Błękit? - do uczennicy podbiegła Ciernista Łodyga, szylkretka ledwie dostrzegła wysuwające się zza ściany żłobka łepki kociąt. Łapy zaczęły ją świerzbić. - Co się stało? - bura kotka wypowiedziała na głos kołaczące w głowie Świetlistej pytanie.
- Przy-przyłapaliśmy patrol Kla-kla-kla... - Niebieska odetchnęła głęboko, by wziąć się w garść. - Klanu Nocy na oznaczaniu naszych terenów. T-trwa walka!
Z jednej strony łaciata poczuła ulgę, bo skoro Błękitna Łapa przybiegła tu z wiadomością, a nie widziała na niej krwi, to pewnie nic jej nie jest. Z drugiej... na Klan Gwiazdy, atak! Co te szumowiny z Klanu Nocy sobie myślą!? Jak można być tak bezczelnym!?
Nawet nie zauważyła, kiedy ruszyła w stronę wyjścia z obozu.
- Stójcie! - Mocny głos Nocnej Gwiazdy natychmiast osadził ja na miejscu. Zapytał o coś niebieską kotkę, ta mu odpowiedziała... Świetlisty Potok zaczęła drapać trawę ze zniecierpliwienia. Patrol to patrol, ale jeśli jest silny, to zanim tam dotrą, może być za późno!
- Świetlisty Potoku, Kaczeńcowy Pazurze, biegnijcie dalej... - Po usłyszeniu tych słów kotka o mało co nie wystrzeliła jak z procy. A w zasadzie nawet to zrobiła, kiedy tylko Błękit ruszyła pierwsza, by wskazać im drogę.
Wraz z kocurem popędzili co tchu przez łąki. Szylkretka modliła się w duchu, by przybyli o czasie. Miała nadzieję, że Klan Gwiazdy doda jej sił. A co, jeśli natrafi na mocnego przeciwnika? Cóż ona poradzi? Niedawno była mianowana, na pewno ma jakieś braki, a co, jeśli przegrają, Klan Nocy wejdzie sobie na ich terytorium, zawłaszczy je i nie będzie już Klanu Burzy? Gdzie ona pójdzie?
Takie oraz inne, nieraz absurdalne wątpliwości tłoczyły się gdzieś w ciemnym zakątku umysłu Świetlistej. Pozwalała im się kłębić, żeby potem, w trakcie wymiany ciosów nie odezwały się jako skumulowana całość. Resztę jej myśli zajmowała ekscytacja perspektywą walki i determinacja, by bronić klanu. Oraz świadomość okropnego bólu płuc, które paliły, bo brakło w nich powietrza, by biec szybciej.
Wreszcie usłyszała odgłosy bitwy. Jakimś cudem przyspieszyła, po chwili rozróżniała już walczące strony. A chwila ta była naprawdę krótka, bowiem gdy tylko sycząca i parskająca zbitka kotów znalazła się w zasięgu jej skoku, mocno napalona uderzyła z powietrza na pierwszego lepszego wrogiego kota.
Siła lądowania Świetlistej zbiła liliową kotkę z nóg. Zyskawszy przewagę, łaciata zalała ją deszczem ciosów (nie otrzymując wiele mniej), nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co robi. Świat zlał się w zbiorowisko kolorowych plam, krew szumiała jej w uszach, a mimo to radziła sobie świetnie, okręcając się wokół własnej osi, prychając, drapiąc, kopiąc i Klan Gwiazdy wie, co jeszcze, by tylko obronić swój dom. W pewnym momencie przyszpilono ją do ziemi i tylko dlatego, że w bitewnym szale nie odczuwała zbytnio bólu, udało jej się wywinąć. Wreszcie poczuła, że wokół niej śmiga mniej kotów, mniej ciosów otrzymywała, mniej musiała zadawać. Otrząsnęła się. Klan Nocy uciekał. Wygrali.
Zanim jednak zdołała się chociaż ucieszyć, z tyłu grupy dobiegł żałosny jęk:
- Tato!
Mocno zaniepokojona szarpnęła się do tyłu, tylko po to, by zobaczyć leżące na ziemi ciało, poznaczone wieloma krwawiącymi jeszcze ranami. Stało nad nim pochylone kilka kotów.
Dopiero po chwili zorientowała się, że są to Ziołowa Łapa i Migoczące Niebo, a zwłoki należą do jej ojca.
Może ktoś inny w tej sytuacji zacząłby krzyczeć, wtuliłby się w futro zmarłego. Świetlisty Potok po prostu patrzyła, patrzyła i czuła, jak łzy wytyczają palącą ścieżkę na jej policzkach. Cienisty Pazur raczej nie był idealnym ojcem, szylkretka nie nawiązała z nim żadnej bliższej relacji. A jednak jego śmierć bolała; nie z powodu miejsca, jakie zajmował w życiu kotki, a dlatego, że oto świat odbierał jej kolejnego członka rodziny.
Była sobie matka i ojciec, z piątką radosnych dzieci.
Mijające księżyce pozostawiły tylko pogrążoną w rozpaczy trójkę.
- Nie żyje - usłyszała oświadczenie medyka, wypowiedziane pustym, pełnym smutku tonem. Chociaż się tego domyślała, te słowa napełniły jej serce nową falą żalu. Powzięła postanowienie. Klan Nocy zapłaci.
Ciało poległego zostało przeniesione do obozu. Zdawało się, że przed chwilą tętniące życiem obozowisko umarło wraz z wieścią o śmierci zastępcy. Polana tonęła we łzach kotów, niektórzy pojękiwali cicho. Świetlisty Potok siedziała wtulona miedzy swoje rodzeństwo; teraz było jej już wszystko jedno. Zrezygnowana, niemal zobojętniała patrzyła gdzieś przed siebie, rozpamiętując swoje życie. Niewiele tam było wspomnień z Cienistym Pazurem. Przysięgła sobie, że zrobi wszystko, by utrzymać przy życiu pozostałą jej dwójkę członków rodziny (nawet, jeśli prawie z nimi nie rozmawiała, bo ziemniak z niej). Wlepiając spojrzenie w ziemię, podniosła się powoli i odeszła na bok. Wylewane przez klanowiczów żale nagle wydały jej się okropnie irytujące. Jakby nie dość jej było własnej żałoby. Skuliła się, próbując się odizolować od reszty, by móc cierpieć w spokoju.
Nagle poczuła czyjeś kroki. Otworzyła jedno oko. Obok stała Błękitna Łapa.
<Błękit? Masz niepowtarzalną okazję na danie Światełku przytulasa, jeśli chcesz, oczywiście x3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz