Słońce w połowie już zaszło za horyzontem, ustępując miejsca atramentowemu mrokowi gwieździstej nocy. Cały dzień było pochmurno, ale mogłoby się zdawać, że szare obłoki na chwilę przeniosły się gdzieś indziej, tylko po to, by koty z obozu Klanu Burzy mogły nacieszyć się tym pięknym widokiem. Uczniowie wracali z treningów, większość wojowników szykowało się już do snu, jedynie kilkoro z nich przygotowywało się na ostatni tego dnia patrol. I mimo, że Czapla Łapa nie wybierał się na obchód granic, to i tak był jeszcze na nogach i rozpierała go energia.
Brzoskwiniowa Gałązka miał go dzisiaj zabrać na nocne polowanie! Jego siostra, Błękitna Łapa, uczestniczyła już w czymś takim, z tą różnicą, że ona wróciła wraz z wschodem księżyca i to poraniona przez sowę. Natomiast Czapla Łapa miał polować aż do rana.
Jednak mimo tego, że kocur wyglądał na bardzo podekscytowanego, w głębi duszy zżerał go strach i stres. No bo co, jeśli zawiedzie swojego mentora? Albo zgubi się i już nigdy nie odnajdzie drogi powrotnej? Albo też zostanie przez coś zaatakowany, ale mu nie poszczęści się tak jak Błękitnej Łapie? Z tego wszystkiego aż go brzuszek rozbolał.
Wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić. Nie chciał iść spać, ale zostało mu jeszcze trochę czasu. Rozejrzał się po obozie, w celu znalezienia sobie kogoś do pogadania. Błękitna Łapa nie wróciła jeszcze z treningu, a Leśna Łapa dosłownie przed chwilą wyszedł z obozu na patrol razem z Migoczącym Niebem, Deszczowym Porankiem i Tulipanowym Pąkiem. Czyli rozmowa z rodzeństwem odpadała.
Czapla odwrócił wzrok w stronę ściany obozu, pod którą Ziołowa Łapa i Świetlna Łapa, jego starsi koledzy z legowiska, dzielili języki. W sumie, to nie miał jakiegoś większego powodu by do nich zagadać, bowiem ich relacje ograniczały się do przywitania rankiem. Poza tym, i tak nie chcieliby gadać z takim podrostkiem jak on.
Tak skupił się na starszych terminatorach, że nawet nie zauważył jak do obozu wściekłym krokiem wbija pewna znana mu kotka i kieruje się w stronę legowiska uczniów. Czapla zdał sobie sprawę z faktu, że siedzi tuż przed wejściem do leża i stoi na drodze rozjuszonej Konwaliowej Łapie dopiero, kiedy ta wyjątkowo mocno odepchnęła go na bok.
– H-hej, co jest z tobą?! – zawołał za nią podirytowany Czapla, patrząc to na uczennicę, to na bolący bok, który padł jej ofiarą. Jak na taką niską, była całkiem silna.
– Nie twoja sprawa, zboczony wypłoszu! – ryknęła na niego szylkretka, po czym zniknęła w mroku.
Czekoladowy kocur zamrugał parę razy zdezorientowany, ale postanowił nie drażnić jeszcze dodatkowo koleżanki, w związku z tym usiadł gdzieś niedaleko legowiska i nie mając naprawdę nic innego do roboty zaczął się myć.
I zaledwie parę uderzeń serca po tym jak zakończył wylizywanie futra, podszedł do niego Brzoskwiniowa Gałązka.
– Mam nadzieję, że jesteś gotowy – miauknął ciepło mentor, smyrając nosem ucho Czaplej Łapy.
– Pamiętaj, Czapla Łapo, nie powinieneś zbytnio się oddalać. Jeśli zobaczysz las, strumień, albo co gorsza Drogę Grzmotu, natychmiast zawracaj. Masz wrócić najpóźniej o wschodzie słońca. Będę na ciebie czekała na kamieniu – mówił Brzoskwiniowa Gałązka, a jego uczeń potakiwał głową, nim nie usłyszał ostatniego zdania.
– Na... kamieniu? – Czapla Łapa uniósł jedną brew zdezorientowany.
– Jeśli jeszcze się nie domyśliłeś, idziemy na Północne Zbocze. Na samym jego szczycie jest całkiem spory kamień – wyjaśnił mentor.
Czekoladowy kocur kiwnął jedynie głową.
Przeszli już całkiem spory kawałek drogi, od czasu do czasu pokonując krótkie dystanse biegiem. W końcu jednak dotarli do wspomnianego wcześniej przez Brzoskwiniową Gałązkę kamienia. Wojownik zwinnie wskoczył na głaz, zgrabnie lądując na twardej powierzchni.
– Pamiętaj, o wschodzie słońca! – miauknął jeszcze, a Czapla Łapa dosłyszał w głosie mentora nutę obawy.
Uczeń zamruczał na pożegnanie, po czym szybkim krokiem ruszył w dół zbocza. Już po chwili końcówka jego krótkiego ogona zniknęła między wysokimi trawami, dzięki którym nie sposób było dostrzec Czaplą Łapę z góry.
Szczęście mu dopisywało, bowiem wiatr zaczął wiać w jego stronę. Kocur zaczął węszyć uważnie, mając nadzieję, że już na początku uda mu się wytropić zwierzynę. Jak na razie jednak nie poczuł nic wartego uwagi, jedynie zapachy wilgoci, ostatnich kwiatów, trawy i ziemi. Północny wicher przywiał do niego także nieznany, dziwny, ale całkiem przyjemny zapach. Czy to nie tam znajdowały się Siedliska Owiec?
Kocur zmarszczył brwi. Już myślał, że niczego tutaj nie znajdzie i powinien pójść dalej, ale wtedy poczuł to, co chciał - mysz.
Uczeń przywarł do ziemi w pozycji łowieckiej nastawiając uszy. Tak jak się spodziewał, usłyszał ciche piski, których źródło znajdowało się jakieś trzy długości lisa przed nim. Czapla Łapa uśmiechnąwszy się pod nosem podkradł się najbliżej jak tylko mógł, a następnie skoczył, wyciągając pazury. Jego przednie łapy wylądowały dokładnie na zaskoczonej myszy, która była tak pochłonięta pałaszowaniem ziaren, że nawet nie zwróciła uwagi na szelest trawy, kiedy kocur się na nią rzucił.
– No, to poszło szybko – mruknął zadowolony kocur, kiedy już szczękami skręcił kark swojej ofierze.
* * *
Niestety, szczęście Czaplej Łapy trwało krótko. Upolował już trzy zdobycze. Uciekło mu siedem, może nawet osiem.
Uczeń zdawał sobie sprawę z tego, że coraz bardziej oddala się od Brzoskwiniowej Gałązki, jednak nie zamierzał wrócić do mentora z marną trójką piszczek. Jedynie by się ośmieszył.
Musiał coś upolować. Jeszcze przynajmniej jedną, drobną myszkę.
Z każdym krokiem czuł, jak zapach Klanu Burzy staje się coraz słabszy. Zdawał sobie sprawę, że jeśli przejdzie przez granicę, szansa na to, że się zgubi, ogromnie wzrośnie. Co prawda, umiał w miarę dobrze polować i walczyć więc może dałby radę przeżyć. Znalazłby go patrol, a jeśli to byłyby koty z wrogiego klanu, to on by wszystko na spokojnie wytłumaczył. Po paru dniach samotnej wędrówki w celu odszukania domu wyglądałby raczej wiarygodnie...
Jego rozmyślania przerwał bardzo głośny, przeszywający uszy pisk. Zdezorientowany uczeń natychmiastowo poderwał głowę i zaczął nasłuchiwać uważnie. Tak, to zdecydowanie był jakiś gryzoń. Czapla Łapa przywarł do ziemi podekscytowany, ale też skupiony do granic możliwości. Szybko zlokalizował ofiarę i podkradł się do niej...
Oniemiał na widok gryzonia. Był to naprawdę potężny, gruby chomik. Kocur zszokowany patrzył jak jego ofiara ochoczo wcina leżące na ziemi chomicze przysmaki. Uczeń wziął głęboki oddech, napiął mięśnie i skoczył na zwierzątko.
Chomik jednak był czujny. W ostatniej chwili uciekł spod pazurów Czaplej Łapy i piszcząc z przerażenia zaczął uciekać. Uczeń jednak nie zamierzał dać zwierzęciu uciec. Przecież to coś było największym gryzoniem jakiego kiedykolwiek widział! Rzucił się w pogoń za zdobyczą, którą co chwilę gubił z oczu. Musiał cały czas kontrolować swój tempo swojego biegu. Gdyby biegł za wolno, chomik by mu uciekł. Gdyby biegł za szybko, najprawdopodobniej w pewnym momencie wziął by za długi sus, przeskoczył nad gryzoniem i zanim zdążyłby się ogarnąć, ten już by uciekł.
I kiedy już miał dorwać spasionego sukinsyna, kiedy już wziął zamach, by wbić mu pazury głęboko w bok, ten nagle zniknął. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Czapla zatrzymał się gwałtownie i rozejrzał, ale nigdzie nie było śladu zwierzęcia. Jego zmysły szalały, sam już nie potrafił określić, z której strony dochodził zapach i czy w ogóle należał do gryzonia, czy do kota, a na domiar złego, krew szumiała w jego uszach.
– Cholera jasna! – warknął, wbijając pazury w ziemię.
Porządnie zirytowany ruszył przed siebie, ale nie przeszedł wiele, kiedy zauważył, że trawa zaczyna się przerzedzać. W jego głowie zrodził się niewielki niepokój, ale szybko zignorował te uczucie. Trawa to łąki, łąki to Klan Burzy, więc skoro jest tu trawa, to na pewno jest jeszcze na terenach swojego klanu.
Niewzruszony parł przed siebie, ale nadzieja na znalezienie przynajmniej marnego, mysiego pierda opuszczała go z każdym krokiem. Był naprawdę wściekły. Chyba ostatnio tak się wkurzył, kiedy Żmijowa Łuska wydarła się na jego siostrzenicę. Ledwo powstrzymywał się od wybuchu złości.
I pewnie dalej szedł by naprzód nie zważając na nic, gdyby nagle nie zorientował się, że trawa nie dość że znacznie się przerzedziła, to była jakby niższa. Natychmiastowo się zatrzymał, przypominając sobie ostrzeżenie Brzoskwiniowej Gałązki.
Pamiętaj, by za bardzo się nie oddalić.
Uczeń przeklął pod nosem i zawrócił. Cały gniew nagle wyparował. Teraz Czapla czuł jedynie stres i strach. Niepewnie rozejrzał się na boki, ale zobaczył jedynie trawę. Przeklęta trawa, denerwowała go. Kocur warknął i zamachnął się z furią na najbliższe źdźbło, wyrywając je z ziemi.
Brzoskwiniowa Gałązka miał go dzisiaj zabrać na nocne polowanie! Jego siostra, Błękitna Łapa, uczestniczyła już w czymś takim, z tą różnicą, że ona wróciła wraz z wschodem księżyca i to poraniona przez sowę. Natomiast Czapla Łapa miał polować aż do rana.
Jednak mimo tego, że kocur wyglądał na bardzo podekscytowanego, w głębi duszy zżerał go strach i stres. No bo co, jeśli zawiedzie swojego mentora? Albo zgubi się i już nigdy nie odnajdzie drogi powrotnej? Albo też zostanie przez coś zaatakowany, ale mu nie poszczęści się tak jak Błękitnej Łapie? Z tego wszystkiego aż go brzuszek rozbolał.
Wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić. Nie chciał iść spać, ale zostało mu jeszcze trochę czasu. Rozejrzał się po obozie, w celu znalezienia sobie kogoś do pogadania. Błękitna Łapa nie wróciła jeszcze z treningu, a Leśna Łapa dosłownie przed chwilą wyszedł z obozu na patrol razem z Migoczącym Niebem, Deszczowym Porankiem i Tulipanowym Pąkiem. Czyli rozmowa z rodzeństwem odpadała.
Czapla odwrócił wzrok w stronę ściany obozu, pod którą Ziołowa Łapa i Świetlna Łapa, jego starsi koledzy z legowiska, dzielili języki. W sumie, to nie miał jakiegoś większego powodu by do nich zagadać, bowiem ich relacje ograniczały się do przywitania rankiem. Poza tym, i tak nie chcieliby gadać z takim podrostkiem jak on.
Tak skupił się na starszych terminatorach, że nawet nie zauważył jak do obozu wściekłym krokiem wbija pewna znana mu kotka i kieruje się w stronę legowiska uczniów. Czapla zdał sobie sprawę z faktu, że siedzi tuż przed wejściem do leża i stoi na drodze rozjuszonej Konwaliowej Łapie dopiero, kiedy ta wyjątkowo mocno odepchnęła go na bok.
– H-hej, co jest z tobą?! – zawołał za nią podirytowany Czapla, patrząc to na uczennicę, to na bolący bok, który padł jej ofiarą. Jak na taką niską, była całkiem silna.
– Nie twoja sprawa, zboczony wypłoszu! – ryknęła na niego szylkretka, po czym zniknęła w mroku.
Czekoladowy kocur zamrugał parę razy zdezorientowany, ale postanowił nie drażnić jeszcze dodatkowo koleżanki, w związku z tym usiadł gdzieś niedaleko legowiska i nie mając naprawdę nic innego do roboty zaczął się myć.
I zaledwie parę uderzeń serca po tym jak zakończył wylizywanie futra, podszedł do niego Brzoskwiniowa Gałązka.
– Mam nadzieję, że jesteś gotowy – miauknął ciepło mentor, smyrając nosem ucho Czaplej Łapy.
* * *
Para kotów szła w kompletnym mroku, otoczona przez wysokie źdźbła traw. Gdy słońce zaszło już całkowicie, chmury znowu zebrały się na niebie przysłaniając księżyc, i o ile kremowo-białe futro Brzoskwiniowej Gałązki robiło go jeszcze nieco zauważalnego, tak też ciemna, czekoladowa sierść Czaplej Łapy sprawiała, że dla nieuważnych oczu był kompletnie niewidoczny. Dalej jednak można go było wywęszyć i usłyszeć.– Pamiętaj, Czapla Łapo, nie powinieneś zbytnio się oddalać. Jeśli zobaczysz las, strumień, albo co gorsza Drogę Grzmotu, natychmiast zawracaj. Masz wrócić najpóźniej o wschodzie słońca. Będę na ciebie czekała na kamieniu – mówił Brzoskwiniowa Gałązka, a jego uczeń potakiwał głową, nim nie usłyszał ostatniego zdania.
– Na... kamieniu? – Czapla Łapa uniósł jedną brew zdezorientowany.
– Jeśli jeszcze się nie domyśliłeś, idziemy na Północne Zbocze. Na samym jego szczycie jest całkiem spory kamień – wyjaśnił mentor.
Czekoladowy kocur kiwnął jedynie głową.
Przeszli już całkiem spory kawałek drogi, od czasu do czasu pokonując krótkie dystanse biegiem. W końcu jednak dotarli do wspomnianego wcześniej przez Brzoskwiniową Gałązkę kamienia. Wojownik zwinnie wskoczył na głaz, zgrabnie lądując na twardej powierzchni.
– Pamiętaj, o wschodzie słońca! – miauknął jeszcze, a Czapla Łapa dosłyszał w głosie mentora nutę obawy.
Uczeń zamruczał na pożegnanie, po czym szybkim krokiem ruszył w dół zbocza. Już po chwili końcówka jego krótkiego ogona zniknęła między wysokimi trawami, dzięki którym nie sposób było dostrzec Czaplą Łapę z góry.
Szczęście mu dopisywało, bowiem wiatr zaczął wiać w jego stronę. Kocur zaczął węszyć uważnie, mając nadzieję, że już na początku uda mu się wytropić zwierzynę. Jak na razie jednak nie poczuł nic wartego uwagi, jedynie zapachy wilgoci, ostatnich kwiatów, trawy i ziemi. Północny wicher przywiał do niego także nieznany, dziwny, ale całkiem przyjemny zapach. Czy to nie tam znajdowały się Siedliska Owiec?
Kocur zmarszczył brwi. Już myślał, że niczego tutaj nie znajdzie i powinien pójść dalej, ale wtedy poczuł to, co chciał - mysz.
Uczeń przywarł do ziemi w pozycji łowieckiej nastawiając uszy. Tak jak się spodziewał, usłyszał ciche piski, których źródło znajdowało się jakieś trzy długości lisa przed nim. Czapla Łapa uśmiechnąwszy się pod nosem podkradł się najbliżej jak tylko mógł, a następnie skoczył, wyciągając pazury. Jego przednie łapy wylądowały dokładnie na zaskoczonej myszy, która była tak pochłonięta pałaszowaniem ziaren, że nawet nie zwróciła uwagi na szelest trawy, kiedy kocur się na nią rzucił.
– No, to poszło szybko – mruknął zadowolony kocur, kiedy już szczękami skręcił kark swojej ofierze.
* * *
Niestety, szczęście Czaplej Łapy trwało krótko. Upolował już trzy zdobycze. Uciekło mu siedem, może nawet osiem.
Uczeń zdawał sobie sprawę z tego, że coraz bardziej oddala się od Brzoskwiniowej Gałązki, jednak nie zamierzał wrócić do mentora z marną trójką piszczek. Jedynie by się ośmieszył.
Musiał coś upolować. Jeszcze przynajmniej jedną, drobną myszkę.
Z każdym krokiem czuł, jak zapach Klanu Burzy staje się coraz słabszy. Zdawał sobie sprawę, że jeśli przejdzie przez granicę, szansa na to, że się zgubi, ogromnie wzrośnie. Co prawda, umiał w miarę dobrze polować i walczyć więc może dałby radę przeżyć. Znalazłby go patrol, a jeśli to byłyby koty z wrogiego klanu, to on by wszystko na spokojnie wytłumaczył. Po paru dniach samotnej wędrówki w celu odszukania domu wyglądałby raczej wiarygodnie...
Jego rozmyślania przerwał bardzo głośny, przeszywający uszy pisk. Zdezorientowany uczeń natychmiastowo poderwał głowę i zaczął nasłuchiwać uważnie. Tak, to zdecydowanie był jakiś gryzoń. Czapla Łapa przywarł do ziemi podekscytowany, ale też skupiony do granic możliwości. Szybko zlokalizował ofiarę i podkradł się do niej...
Oniemiał na widok gryzonia. Był to naprawdę potężny, gruby chomik. Kocur zszokowany patrzył jak jego ofiara ochoczo wcina leżące na ziemi chomicze przysmaki. Uczeń wziął głęboki oddech, napiął mięśnie i skoczył na zwierzątko.
Chomik jednak był czujny. W ostatniej chwili uciekł spod pazurów Czaplej Łapy i piszcząc z przerażenia zaczął uciekać. Uczeń jednak nie zamierzał dać zwierzęciu uciec. Przecież to coś było największym gryzoniem jakiego kiedykolwiek widział! Rzucił się w pogoń za zdobyczą, którą co chwilę gubił z oczu. Musiał cały czas kontrolować swój tempo swojego biegu. Gdyby biegł za wolno, chomik by mu uciekł. Gdyby biegł za szybko, najprawdopodobniej w pewnym momencie wziął by za długi sus, przeskoczył nad gryzoniem i zanim zdążyłby się ogarnąć, ten już by uciekł.
I kiedy już miał dorwać spasionego sukinsyna, kiedy już wziął zamach, by wbić mu pazury głęboko w bok, ten nagle zniknął. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Czapla zatrzymał się gwałtownie i rozejrzał, ale nigdzie nie było śladu zwierzęcia. Jego zmysły szalały, sam już nie potrafił określić, z której strony dochodził zapach i czy w ogóle należał do gryzonia, czy do kota, a na domiar złego, krew szumiała w jego uszach.
– Cholera jasna! – warknął, wbijając pazury w ziemię.
Porządnie zirytowany ruszył przed siebie, ale nie przeszedł wiele, kiedy zauważył, że trawa zaczyna się przerzedzać. W jego głowie zrodził się niewielki niepokój, ale szybko zignorował te uczucie. Trawa to łąki, łąki to Klan Burzy, więc skoro jest tu trawa, to na pewno jest jeszcze na terenach swojego klanu.
Niewzruszony parł przed siebie, ale nadzieja na znalezienie przynajmniej marnego, mysiego pierda opuszczała go z każdym krokiem. Był naprawdę wściekły. Chyba ostatnio tak się wkurzył, kiedy Żmijowa Łuska wydarła się na jego siostrzenicę. Ledwo powstrzymywał się od wybuchu złości.
I pewnie dalej szedł by naprzód nie zważając na nic, gdyby nagle nie zorientował się, że trawa nie dość że znacznie się przerzedziła, to była jakby niższa. Natychmiastowo się zatrzymał, przypominając sobie ostrzeżenie Brzoskwiniowej Gałązki.
Pamiętaj, by za bardzo się nie oddalić.
Uczeń przeklął pod nosem i zawrócił. Cały gniew nagle wyparował. Teraz Czapla czuł jedynie stres i strach. Niepewnie rozejrzał się na boki, ale zobaczył jedynie trawę. Przeklęta trawa, denerwowała go. Kocur warknął i zamachnął się z furią na najbliższe źdźbło, wyrywając je z ziemi.
– Brawo, Czapla – powiedział sam do siebie. – Zgubiłeś się.
Uczeń wziął głęboki oddech próbując się uspokoić. "Wszystko będzie dobrze" pomyślał "Po prostu zawróć, tak jak mówił ci twój mentor".
Tak też zrobił. Najzwyczajniej w świecie zawrócił, chociaż i tak wiedział, że to niewiele da. Skręcał, odskakiwał na boki i zmieniał kierunki tak wiele razy, że sam teraz nie wiedział, gdzie może być. Może nawet przekroczył Drogę Grzmotu? Albo nieświadomie przekroczył strumyk i jest na niezalesionych terenach Klanu Nocy? A może...
Jego przemyślenia przerwał dziwny odgłos. Czapla Łapa nadstawił uszu. Dźwięk po chwili się powtórzył i kocur musiał przyznać, że brzmiał bardzo źle. Coś na kształt plasknięcia i chrzęstu.
Instynkt od razu nakazał mu się wycofać, ale coś mówiło mu, że powinien iść to sprawdzić. Przez chwilę stał w bezruchu, jednak po chwili bardzo cicho i ostrożnie ruszył w kierunku odgłosów. Miał nadzieję, że jeśli to coś niebezpiecznego, to przynajmniej będzie do niego odwrócone tyłem - trawa w tym miejscu była zbyt licha by go osłaniać.
W końcu jego oczom ukazał się kot, odwrócony tyłem do Czapli. Był raczej wysoki i dobrze zbudowany, o jasnej, łaciatej sierści. Był nad czymś pochylony i najwyraźniej robił coś swoimi przednimi łapami. Czapla Łapa przywarł nieco do ziemi i podkradł się bliżej. To prawda, był spięty i w każdej chwili gotowy do ucieczki, ale ciekawiło go, co to za jegomość. Chciał przyjrzeć się nieznajomemu i zobaczyć co robi, ale nie mógł niczego dojrzeć. Jednak do jego nosa dalej docierały zapachy i bardzo wyraźnie czuł intensywny zapach krwi.
Uczeń zrobił jeszcze jeden mały kroczek. I kolejny. Chciał zrobić jeszcze jeden, ale wtedy nagle kot poderwał głowę odwracając ją do tyłu. Spojrzał prosto w oczy Czapli, a następnie uśmiechnął się jakby nigdy nic.
– Czy mógłbym porównać twoje organy z narządami tej myszy? – spytał uprzejmie, a w jego głosie nie dało się dosłyszeć nawet małej nuty sarkazmu czy szaleństwa. Wypowiedział te pytanie, jakby pytał Czaplę jak minął trening.
<Szpaczi??>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz