— Skup się — nakazał. — Zbliżamy się do granicy z Klanem Burzy. Mam nadzieję, że wiesz, co masz zrobić, Dzicza Łapo.
Uczeń kiwnął mu niechętnie głową, a następnie wypuścił ze świstem powietrze przez nos. Podążył za prowadzącym ten patrol wojownikiem, opuszczając tereny Klanu Nocy i wkraczając na te, które należały do wrogiego klanu. Kiedy Wrzosowy Kieł zatrzymał się przy jednym z większych krzewów, Dzicza Łapa zrobił to samo. Gdy podnosił jedną z tylnych łap, szykując się do oznaczenia tej rośliny, coś z impetem na niego wpadło i przeturlało się razem z nim o kilka długości ogona dalej. Kątem oka zdążył zauważyć, że za tym, co go przygniotło, zza krzaków wyskoczyło jeszcze kilka kotów. Syknął, kiedy uderzył barkiem o wystający kamień, a następnie popatrzył prosto w oczy swojego napastnika, którym okazał się być ktoś mu bardzo znajomy.
— Dzik? — zapytał ze zdziwieniem kot o czekoladowym futrze.
— Złaź ze mnie, pokrako — wycedził do niego przez zaciśnięte zęby uczeń z Klanu Nocy.
Czapla Łapa przez chwilę wpatrywał się w kocura, który się znajdował pod nim, by po kilku uderzeniach serca pokiwać głową na boki.
— Nie chcę z tobą walczyć, łajzo, ale nie mogę wam pozwolić, abyście robili to, co wam się zachce na naszych terenach — oznajmił. — Chyba nie pogniewasz się, jeśli cię tu trochę przetrzymam?
Ucisk na barkach Dziczej Łapy stał się mocniejszy, jakby jego rówieśnik bał się o to, że bury za chwilę mu ucieknie. Gdyby ta sytuacja zadziała się przed śmiercią Zawilca, zapewne uczeń z Klanu Nocy miałby to wszystko gdzieś i po prostu leżałby pod Czaplą Łapą, jednak w tej chwili liczyło się dla niego tylko to, iż miał szansę na poćwiczenie walki, której nie dawano mu na treningach z Wrzosowym Kłem. Nie interesowało go to, że kocur o czekoladowym futrze nie chciał się z nim pojedynkować, a wręcz być może pragnął ochronić Dziczą Łapę przed walką z Burzowymi kotami. Jedynym, co zajmowało jego umysł, było to, że musi się pozbyć z siebie Czaplej Łapy, by walczyć na serio z prawdziwymi wojownikami, dlatego bez namysłu wysunął jedną łapę z objęć napastnika i przesunął pazurami po piersi ucznia, zostawiając tam świeży ślad, z którego zaraz zaczęła sączyć się szkarłatna posoka. Zaskoczony takim ruchem ze strony Dzika, syn Białej Sadzawki odskoczył od niego. Bury wykorzystał tę chwilę nieuwagi ze strony Czaplej Łapy i podniósł się, stając na dość szeroko rozstawionych łapach. Nie wiedział bowiem, czy kot z Klanu Burzy zamierza go dalej atakować, czy może postanowi zrobić coś innego, więc wolał być przygotowanym na tę pierwszą opcję. Jedynym, co otrzymał od czekoladowego, był zawiedziony i niezadowolony z jego zachowania wzrok. Po chwili Czapla Łapa zniknął z pola widzenia Dziczej Łapy, gdyż rzucił się w wir walki, zaś kocur z Klanu Nocy stał w miejscu jak kołek. Mimo, że przed chwilą w głowie miał tylko walkę, walkę i walkę, tak w tym momencie nie był pewien tego, co powinien zrobić. Myśli te zostały zastąpione przez dziwne uczucie i... Jakby... Poczucie winy? Sam nie umiał tego określić, bowiem była to dla niego nowość. Gdyby nie to, że w oddali zobaczył zbliżającą się do niego Oszronioną Łapę, pewnie by nie robił nic przez jeszcze jakiś czas.
— Bracie! — zawołała, a następnie wtuliła się w jego futro, czym ocuciła swojego brata z dziwnego stanu. — Czy w-wszyst-tko w po-porządku? — zapytała, lecz kiedy odsunęła się od niego i zlustrowała go wzrokiem, jej oczy rozszerzyły się. — T-Ty krwawisz! — spanikowała, wskazując na spływającą po barku Dziczej Łapy krew.
Dopiero w tej chwili dotarło do kocura, że w chwili, w której Czapla Łapa przeturlał się z nim, a ten uderzył w kamień swoim barkiem, jego skóra została przez niego przecięta. Choć nie była to głęboka rana, wystarczyła, by wywołać u Oszronionej Łapy odruchy wymiotne. Zapewne wyobraziła sobie to, jak jej brat walczy z kotem z Klanu Burzy, a kiedy zerknęła na szczepionych ze sobą wojowników i uczniów, którzy walczą i ranią siebie z całych sił, nie wytrzymała. Odwróciła się tyłem do Dziczej Łapy, po czym wyrzuciła z gardła całą zebraną w nim mysią żółć. Ten, wiedząc, że dołączając do walki mógłby pogorszyć stan jego siostry, zaproponował odprowadzenie Oszronionej Łapy do obozu.
— Ni-Nie będziesz w-wa-walczył? Gdyb-by zo-zobaczył ci-cię Wrzosowy Ki-Kieł, na pe-pewno zosta-ta-tałbyś jutro mi-mianowa-wany... — mruknęła, nie patrząc w oczy swojemu bratu.
— Nie obchodzi mnie, co myśli sobie ten gbur — odpowiedział na tyle spokojnie, na ile umiał, bo mimo braku chęci na walkę, krew ciągle mu dudniła w uszach, a serce biło tak szybko jak nigdy dotąd. — Dla ciebie mogę poczekać nawet kilka księżyców — dla potwierdzenia swoich słów, liznął Oszronioną Łapę po uchu, a ta skinęła mu swoją głową i podążyła za nim z opuszczonym łebkiem w stronę obozu.
Powrót do niego zajął im o wiele mniej czasu niż to zwykło bywać, gdy wychodzili na polowania lub wracali z treningów. Dzicza Łapa nie wiedział, dlaczego tak jest, jednak nie miał zamiaru się nad tym zastanawiać, bowiem gdy udało im się wejść przez kolczaste wejście do centrum ich klanu, ujrzeli na środku Dryfujący Obłok razem z Gołębią Łapą, który w tej chwili leżał w bezruchu na ziemi. Przy nich siedziała Łzawa Łapa, a jej imię oddawało w tej chwili całe jestestwo tej kotki - oczy czerwone od nieustannie wypływających z nich łez, ślady na policzkach, które zostały przez nie wyżłobione i, co najważniejsze, mokra plama na futrze Gołębiej Łapy. Uczennica co chwilę jęczała i wyła, na co medyk tylko marszczył swój nos. Dzicza Łapa domyślił się, że próbował on podjąć próby uspokojenia jej, jednak z marnymi skutkami. Syn Zawilca przez chwilę wpatrywał się w zaistniałą sytuację, przez co nie bardzo kontaktował ze światem. Oszroniona Łapa od razu to zauważyła i lekko go dotknęła swoją łapą, na co ten się ocknął.
— Powini-nieneś opatrzyć t-tę ranę u Dryfu-fującego Obłok-ku — stwierdziła.
— Ma chyba wystarczająco roboty w łapach — odparł, wskazując ruchem głowy na Gołębią Łapę i Łzawą Łapę. — Zresztą jestem zmęczony po tej walce — ziewnął. — Chyba mogę się chwilę przespać?
Kocica o rudym futerku w czarne i białe łaty popatrzyła na niego ze zdezorientowaniem w swoich oczach, by po chwili przełknąć gulę w jej gardle i przenieść wzrok na Dryfujący Obłok.
— Nie wi-wiem, czy powinieneś, a-ale... — powiodła po obozie spojrzeniem i zatrzymała go na Jagodowej Gwieździe. — Myślę, że je-jeśli on ci ni-nie zwróci u-uwagi, to odpo-pocznij. Ja zap-pytam się Dryfującego Obłoku, czy mo-mogę mu w czymś pomóc — po tych słowach udała się w stronę medyka, zaś Dzicza Łapa powłóczył łapami do legowiska dla uczniów.
Obudził się dopiero w chwili, kiedy w obozie pojawiło się poruszenie na tyle głośne, że zdołało go wyrwać ze snu. Skrzywił się i wymamrotał pod nosem kilka przekleństw, acz po chwili wygiął do góry grzbiet, przeciągając się. Mlasnął, a następnie wyszedł z legowiska. Widok, który zastał, sprawił, iż na chwilę się zatrzymał. Chwilę mu zajęło, by rozpoznać w umiejscowionym na środku obozu truchłu o brudnoczerwonej barwie swojego mentora. Był to Wrzosowy Kieł, a rozpoznał to po jego na wpół otwartych oczach, z których każde miało inny kolor. W tej chwili oba były jakby zasnute mgłą, za którą nie czaiła się nawet iskierka życia. Nim jednak zdążył przyjąć do wiadomości to, że wojownik o czekoladowym futrze nie żyje, bądź jakkolwiek na to zareagować, rozległ się krzyk. Należał on do Czarnego Piórka - dawniej Pierzastej Gwiazdy.
— Jak mogłeś na to pozwolić?! — wycharczała, zaciskając na ziemi swoje pazury i zaciskając oczy, z których i tak już nie mogła korzystać.
W jej głosie nie było smutku czy żalu, bowiem przepełniały go złość i bezsilność. Dzicza Łapa powiódł po zgromadzonych wzrokiem i zatrzymał go na Jagodowej Gwieździe, który w tej chwili stał nieopodal ciała Wrzosowego Kła, wpatrując się w Czarne Piórko z lekką pogardą w niebieskich oczach. Bury zdołał dostrzec, że na jego futrze nie ma żadnego zadrapania, co znaczyło tylko tyle, iż nie brał udziału w bitwie.
— Nie moją winą jest to, że dał się zranić na tyle, by nie zdołać dotrzeć do obozu przed wykrwawieniem się — oznajmił z chłodem w głosie. — Poza tym — zwrócił się w tej chwili do Dryfującego Obłoku. — Gdyby nie jego humorki, moglibyśmy mieć ucznia, który zostałby w obozie, podczas kiedy on byłby na miejscu i opatrywałby rany naszych wojowników.
Oczy zgromadzonych w obozie kotów skierowały się na medyka, który pod ich wpływem lekko się zgarbił.
— Gdyby nie twoje zachcianki i chęć zagarnięcia czyichś terenów, moglibyśmy nie mieć teraz martwego wojownika i rannych — prychnęła Czarne Piórko. — Nie wiem, dlaczego byłam tak zaślepiona i wybrałam cię na mojego zastępcę. To był błąd — dodała. — Wiedz, że jeśli dalej będziesz podążał tą drogą, sprowadzisz na Klan Nocy same nieszczęścia, a sam zginiesz marnie — uderzyła ogonem o pięty, by po chwili zamilknąć i w spokoju pożegnać się ze swoim synem, zaś pozostali byli zbyt spięci i zdezorientowani, aby coś dopowiedzieć, więc, podobnie jak Dzicza Łapa, dotknęli nosem futra martwego wojownika, a następnie wrócili do Dryfującego Obłoku i opatrzyli swoje rany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz