Tortie spojrzała na swoją siostrę z iście pouczającą miną. Wiedziała, że to odpowiednia pora na wejście jej roli w tym rodzeństwie, nawet, jeśli była teraz przygnębiona. Porządek musiał być.
— Nie powinnaś używać takich słów, nawet, jeśli jesteś na kogoś bardzo, bardzo, bardzo zła — upomniała siostrę — mama mówi, że...
— Mama jest w złym nastroju przez te lisie łajno, więc będę gniota nazywać tak, jak chcę! — zaparła się koteczka. Nie zauważyła sylwetki kremowej kocicy, która pojawiła się za jej plecami, ale Księżyc i Orzełek zrobili to. Złota Melodia miała smutek wypisany na pyszczku, a jej niebieskie oczy były przekrwione. Księżyc zauważyła właśnie, jak bardzo mama Brzoskwiniowa Gałązka jest podobna do swojej matki, a ich babki. Miała w sobie o wiele więcej z niej, niż kiedykolwiek z Nocnej Gwiazdy. Do niego o wiele bardziej podobny był Sztormowe Niebo, który nie pozwalał kociakom swojej "siostry" nazywać siebie ich "wujkiem".
— Nocna Gwiazda popełnił błąd — przyznała cicho kocica — ale szczerze go żałuje.
Caliko odwróciła się i spojrzała w zmęczone, przepełnione żalem oblicze swojej babki. Przez moment cała trójka kociaków wpatrywała się w partnerkę lidera, nim najodważniejsze z nich ponownie zabrało głos.
— Czy to jego wina? — zapytała biała szylkretka — To przez niego już nie odwiedzi nas ciocia?
Złota Melodia pociągnęła nosem, a w jej oczach zebrały się łzy. Księżyc nie do końca wiedziała, co powinna teraz zrobić. Czy w całej tej sytuacji była jakaś strona, którą powinna teraz wziąć? Obserwowała całą sytuację, zupełnie tak, jakby nie była z nią w ogóle związana. Jakby to była abstrakcja.
Na szczęście Orzełek wiedział, co robić. Mały przytulas pobiegł do babki i wtulił się w jej jasne futerko.
— Nie płacz, babciu! — zawołał cieplutko, przymilając się. Kocica uśmiechnęła się słabo, patrząc nań. Biała Sadzawka podeszła do wojowniczki i delikatnie potrąciła ją policzkiem. Może to przez to, że obie niedawno straciły swoje dzieci, można było jednak odnieść wrażenie, że zbliżyły się do siebie. Biała widziała zagubienie Złotej w całej tej sytuacji i szczerze jej współczuła. Kocica była między młotem, a kowadłem. Z jednej strony jej córka i wnuczęta, oraz jej własna utrata synka, a z drugiej, kocur z którym spędziła długie księżyce i pomimo błędu, jaki popełnił, nadal go kochała. W oczach kogoś takiego nic nie mogło być czarno-białe.
Druga z babek kociaków uśmiechnęła się do nich ciepło.
— No, chodźcie. Pora na jedzenie — oznajmiła na tyle wesoło, na ile mogła, kierując dzieciarnię na posiłek. Fiołek podeszła do starszej siostry.
— A więc, to on — szepnęła zdenerwowana.
— Babcia nie odpowiedziała — zauważyła Księżyc. Fiołek przewróciła oczami.
— Przestań być taka — prychnęła — to na pewno on!
Niebiesko-kremowa wiedziała, że ma rację. Że to przez dziadka nie spotkają więcej cioci. Szacunek do dorosłych nie pozwlalał jej jednak powiedzieć tego głośno.
<Fiołku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz