BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

15 września 2024

Od Pietruszkowej Łapy

Spałam na posłaniu zwinięta w kłębek. Ogon zakrywał mój nos i utrzymywał ciepło w moim ciele. Tak jak przeczuwałam, długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, dziwna samotność sprawiała, że było mi zimno. Na szczęście w końcu udało mi się przymknąć oczy, jednak nie spałam długo. Moja mentorka weszła do szczeliny, w której spali uczniowie, i podeszła do mojego legowiska. Szturchnęła mnie nosem. Otworzyłam zaspane oczy i spojrzałam na nią z wyrzutami. Ta jedynie kiwnęła głową, bym podążyła za nią, po czym wyszła do głównej jaskini. Przetarłam oczy łapami i ziewnęłam przeciągle, ukazując kły oraz podniebienie. Wstałam na cztery łapy i, szurając ogonem po ziemi, wyszłam ze szczeliny. Byłam na tyle zaspana, że nie zauważyłam jasnej sierści Melodyjnego Trelu, więc uderzyłam o jej bok. Zachwiałam się na łapach i usiadłam, dalej ziewając. Mentorka spojrzała na mnie z rozbawieniem i położyła ogon na moim ramieniu.
— Musisz się przyzwyczaić do wcześniejszego wstawania. Przez następne parę dni będę cię budzić przed wschodem słońca, potem ci odpuszczę. Wojownicy wstają wcześnie i wychodzą na polowanie. Oczywiście zjesz śniadanie dopiero po powrocie. A teraz w drogę — wyjaśniła niska kotka, po czym, nie dając mi chwili na zastanowienie, ruszyła do wyjścia z obozu. Zamrugałam w jej stronę i, zdając sobie sprawę, że nie poczeka na mnie, szybko się podniosłam i ruszyłam za nią kłusem.
Idąc koło wodospadu, woda ochlapała mój pysk i bok, budząc mnie trochę do życia. Zjeżyłam futro i otrzepałam się, po czym znów podgoniłam mentorkę. Pomimo jej krótkich łapek, nadal zdawała się być szybsza ode mnie, ale może to dlatego, że szłam powoli i co chwilę się zatrzymywałam. Z tego, co mówił mi tata, pierwszy trening będzie polegał na pokazaniu mi terenów całego klanu. Cieszyłam się na opuszczenie obozu, jednak gdy pod łapami poczułam coś zimnego, wzdrygnęłam się i zjeżyłam futro. Melodyjny Trel odwróciła się do mnie.
— Spokojnie, to śnieg. Jest zimny, ale szybko się przyzwyczaisz. Podczas pory nagich drzew jest go pełno — wyjaśniła mi kotka, po czym ruszyła przed siebie w górę, tam skąd spływał wodospad. Nie miałam pojęcia, że nasze tereny są wyżej, a nie na równi z obozem. Już przyzwyczaiłam się do śniegu i dotrzymywałam kroku mentorce. Nagle poczułam energię do podróżowania po terenach Klanu Klifu! Rozglądałam się dookoła, zachwycona tym, jak wielkie są tereny. Melodyjny Trel nagle odwróciła się w drugą stronę, patrząc na wodę rozciągającą się po horyzont. Ja również tam spojrzałam.
— Tam, na wodzie, podczas pełni wynurza się Wyspa Zgromadzeń. Dzięki przodkom możemy przechodzić na nią tylko na zgromadzenia. Jak widzisz, a raczej nie widzisz, teraz jej nie ma — miauknęła, wskazując łapą w niebieską toń. Spojrzałam za nią, zastanawiając się, jak to możliwe. Czy przodkowie mają aż taką moc? Zadrżałam lekko, a gdy spojrzałam w stronę szylkretowej kocicy, ta już szła dalej. Podskoczyłam delikatnie i pognałam za nią, szybko zrównując się z nią krokiem.
Rozglądałam się wszędzie tam, gdzie sięgał mój wzrok. Czasami wyprzedzałam Melodyjny Trel, jednak szybko się poprawiałam. Czułam, że to nie w porządku wyprzedzać mentora. Nagle dostrzegłam przed sobą miejsce bez roślin, gdzie znajdowała się tylko jedna płacząca wierzba. Spojrzałam pytająco na szylkretową kotkę. Co tu się stało? Odsunęłam łapą śnieg i zobaczyłam czarną ziemię. Cofnęłam uszy, czując dziwny niepokój.
— Pogorzelisko. To miejsce dawno temu spowił ogień. Jedynie ta wierzba przetrwała. Tutaj chowamy zmarłych, a pod wierzbą przywódców. Jeśli kot jest niegodny, zostaje pochowany poza tą strefą. Razem ze zmarłymi chowane są pióra i rzeczy ze świata żywych, aby pomóc im w podróży do Klanu Gwiazdy — wytłumaczyła kotka, po chwili przymykając oczy i zdając się coś szeptać pod nosem. Czyżby modlitwa do przodków? Ja żadnej nie znałam, więc jedynie spuściłam łeb i przymknęłam na chwilę pomarańczowe oczy. Po paru chwilach obie ruszyłyśmy dalej. Skręciłyśmy na wschód od pogorzeliska. Szylkretowa wojowniczka zatrzymała się przy kamieniach na rzece, po czym zwinnie wskoczyła na nie, przedostając się na drugą stronę. Zerknęła na mnie i kiwnęła głową, abym ruszyła za nią. Przełknęłam ślinę i weszłam na pierwszy z kamieni. Był śliski, tak jak pewnie każdy z nich. Na szczęście znajdowały się blisko siebie, dlatego mogłam łapa po łapie znaleźć się na drugim brzegu. Mój ogon był uniesiony wysoko i zjeżony, gotowy w każdej chwili pomóc mi w utrzymaniu równowagi.
W końcu stanęłam obok wojowniczki. Byłam z siebie bardzo dumna i nie zamierzałam tego ukrywać. Melodyjny Trel skinęła głową w aprobacie i ruszyła do przodu. Bardzo szybko dotarłyśmy do wysokiego drzewa, na którego czubku znajdowało się chyba... gniazdo? Tak mi się zdawało. Zmrużyłam oczy i wtedy dostrzegłam, że ktoś na nim siedzi! Nie miałam pojęcia, kto to, ale musiał być z naszego klanu. Potrząsnęłam głową i kichnęłam, nadal zastanawiając się, jak ten kot tam się znalazł!
— To miejsce nazywane jest Sowim Strażnikiem, ponieważ znajduje się tam jeden z naszych kotów, właśnie zwany Sowim Strażnikiem. Dwa koty dziennie pilnują tego miejsca, zmieniając się co jakiś czas. Stamtąd widać większość terenów, dzięki czemu, jeśli ktoś by się zbliżał, ten kot szybko nas poinformuje — wyjaśniła kotka, po chwili również kichając. Jakby kichanie było zaraźliwe. A może byłyśmy chore? O nie, to byłoby straszne! Potrząsnęłam głową, by odgonić te złe myśli, i ruszyłam dalej za moją mentorką. Idąc dalej po terenach, coraz bardziej czułam, że brak mi sił. Nie zjadłam śniadania i spałam bardzo krótko. Jednak nie miałam zamiaru tego po sobie pokazywać! Chciałam zwiedzić całe tereny, a wiem, że było to możliwe. Jak coś, to trochę posiedzę i odpocznę, a potem ruszymy dalej.
Przedzierałyśmy się przez grube warstwy śniegu, aż dotarłyśmy do dziwnego miejsca. Wyglądało to jak dziura w ziemi, która rozciągała się daleko, głęboko w ziemię. Moja mentorka zatrzymała się i spojrzała w tunele.
— To sekretny tunel, który posiada wiele odnóg i wyjść. Jest to niebezpieczne, jeśli nie umie się nimi podróżować. Ślepe zaułki i nagłe spadki. W przyszłości nauczę cię nimi podróżować — miauknęła i otrzepała łapy ze śniegu, po czym ruszyła dalej. Ostatni raz spojrzałam w tunele, lekko przerażona wizją podróżowania nimi po terenach klanu. Miałam nadzieję, że nauczę się nimi chodzić i nigdy nie będę musiała korzystać z tej wiedzy. Machnęłam ogonem i podążyłam za szylkretową kocicą, która pomimo małego wzrostu nadal zdawała się być niewzruszona mrozem i dużymi dystansami.
Nie musiałyśmy iść daleko, by dojść do dziwnych czarnych... rzeczy. Podeszłam do podejrzanych obiektów i zaczęłam je obwąchiwać. Pachniały głównie Klanem Klifu, jednak dało się wyczuć dziwną nutę grozy. Wskoczyłam do jednej z nich i nastawiłam ciekawie uszy.
— Co to jest? — zapytałam, zanim moja mentorka miała szansę się odezwać. Od dłuższego czasu nic nie mówiłam, co bardzo mi się nie podobało! Uwielbiałam mówić. — Dlaczego tak pachnie? Czy to pochodzi od dwunożnych? Albo od innych klanów? A jeśli tak, to dlaczego jest u nas? — zaczęłam zadawać wiele pytań, skacząc od jednej czarnej rzeczy do drugiej.
— To czarne gniazda. Dwunożni je tu zostawili dawno temu. Teraz wykorzystujemy je do treningów uczniów — wyjaśniła mi szybko, po czym zerknęła w niebo, jakby sprawdzając, jaka mamy porę dnia. Jednak chmury zasłaniały słońce. Ja również spojrzałam w górę, ale nic ciekawego tam nie zobaczyłam.
Melodyjny Trel przeszła parę kroków dalej, przedzierając się przez krzaki. Szłam za nią cały czas, aż nagle zatrzymała mnie łapą. Spojrzałam na nią, i dopiero wtedy wyczułam nieznajomy zapach. Powęszyłam w powietrzu, ale nie miałam pojęcia, co to za zapach, a raczej zapachy. Jeden na pewno należał do Klanu Klifu, ale drugi? Nie miałam pojęcia.
— Jesteśmy przy granicy z Klanem Wilka. Koty te żyją w lesie, są odważne i mają zwinne łapy. Pamiętaj, nie można przekraczać granic! Trzeba je też oznaczać przynajmniej raz dziennie — wyjaśniła krótko, po czym, po chwili wpatrywania się w leśne tereny, ruszyła dalej. Ja również zerknęłam w stronę lasu. Nastawiłam uszy na szelest i podskoczyłam, widząc parę oczu. Szybko stanęłam u boku szylkretowej kotki. Czy to jeden z wojowników Klanu Wilka? Chyba nie chciałabym ich spotkać w pojedynkę!
Razem z Melodyjnym Trelem zwiedziłyśmy jeszcze dwie granice. Granicę z Klanem Burzy — to koty żyjące na otwartej przestrzeni, polujące na króliki i dużo biegające! I ostatni był Klan Nocy — dobrze pływający i jedzący ryby! Nigdy nie widziałam ryb, ale podobno śmierdzą. Jednak dzięki nim koty Klanu Nocy mają lśniące futerka! Chciałabym udać się na zgromadzenie, by móc zobaczyć wszystkie pozostałe klany! Ciekawiły mnie, jak naprawdę wyglądają.
Następnie wróciłyśmy skrótem nad rzekę i znów pokonałyśmy ją dzięki kamieniom. Tym razem poszło mi trochę lepiej, jednak nadal nie byłam tak biegła w tym, jak Melodyjny Trel. Przeszłyśmy znów przez pogorzelisko, aż do kolejnego źródła wody. Szylkretowa kotka przysiadła przy nim, a ja usiadłam tuż obok niej.
— To kacze bajorko. Podczas Pory Zielonych Liści będzie tu dużo kaczek. Możemy tu odpocząć parę chwil. Powiedz, co czujesz i słyszysz? — zapytała mnie nagle wojowniczka. Zamrugałam, zaskoczona takim nagłym pytaniem, jednak wiedziałam, że dam z siebie wszystko! Nastawiłam uszy i przymknęłam oczy, by skupić się jedynie na dźwiękach. Woda. Wiatr. Oddech mój i Melodyjnego Trelu. Nie byłam w stanie usłyszeć niczego innego, chociaż nawet nie wiedziałam, czego powinnam nasłuchiwać. Innych kotów? Czy może zwierzyny? Tak, to musiało być to! Ale jakie dźwięki wydaje zwierzyna? Nie miałam pojęcia. Postanowiłam więc powęszyć, ale nadal nie wyczuwałam nic konkretnego — jedynie las, las i las.
— Nic nie słyszę i nie czuję. Znaczy! Słyszę wodę, wiatr i twój oddech. A czuję las, ale nic poza tym — mruknęłam i spojrzałam na mentorkę, zawiedziona, że nie umiałam wykonać tak prostej rzeczy.
— To zrozumiałe. Szelest podłoża oznacza, że coś się tam znajduje. Często są to delikatne dźwięki, dlatego zaczynamy węszyć. W obozie możesz powąchać zwierzynę na stosie, by zapoznać się z jej zapachem. Trudno go wytłumaczyć — wyjaśniła, po czym wstała i przybrała dziwną pozycję. Spojrzałam na nią zaskoczona, jednak szybko zrozumiałam aluzję, że powinnam to powtórzyć. Ugięłam się na łapach i tak trwałam.
— Pupa trochę niżej, przednią lewą i tylną prawą łapę wystaw dalej niż dwie pozostałe. Teraz na zmianę poruszaj się nimi. Ogon jak najniżej, to samo brzuch, tylko uważaj, by nie szurać po ziemi — wyjaśniła, a ja szybko poprawiłam błędy. Byłam dobrą słuchaczką i szybko się uczyłam, dzięki czemu z łatwością udało mi się dobrze wykonać pozycję. Gorzej było z chodzeniem, bo co jakiś czas szurnęłam ogonem o ziemię lub brzuchem, ale czułam, że i tak jest dobrze! Nagle podniosłam się i zobaczyłam, że mojej mentorki nigdzie nie ma! Bardzo się tym zestresowałam. Zaczęłam kręcić się dookoła, nasłuchując wszystkiego. Szybko jednak Melodyjny Trel wróciła z myszą w pysku.
— Będzie dla Klanu, a ty poćwiczysz powstrzymywanie się od jedzenia. Podczas Pory Nagich Drzew jedzenia jest mało, a uczniowie nie jedzą jako pierwsi. Zawsze pierwsi są starsi, karmicielki i kocięta. Ty będziesz jeść, jak coś złapiesz lub gdy ja na to pozwolę — mruknęła, odkładając mysz na ziemię i podsuwając mi ją pod pysk. Powąchałam ją, starając się zapamiętać jej zapach. Pachniała ładnie i bardzo chciałam ją zjeść. Ślina napłynęła mi do pyska, jednak widząc wzrok mentorki, przełknęłam ją i chwyciłam mysz, by jedynie ją nieść dalej.
Odpoczęłyśmy wystarczająco długo, więc ruszyłyśmy dalej. Tuż obok kaczego bajorka widać było duży kamień, a raczej stertę kamieni ułożonych równiutko? Podeszłyśmy do tego czegoś, ale nie było tam nic ciekawego.
— To studnia. Niektórzy wojownicy potrafią pozyskiwać z niej wodę. Jednak dopóki ktoś ci tego nie pokaże, nie wchodź na tę studnię. Najlepiej w ogóle tutaj nie przychodź, bo możesz się utopić — wyjaśniła mi mentorka z poważnym tonem. Kiwnęłam krótko głową na znak, że zrozumiałam. Mieliśmy dużo wody, dlaczego miałabym chcieć brać ją akurat stąd?
Poszłyśmy dalej, a ja już ledwo włóczyłam łapami po ziemi, jednak wiedziałam, że muszę być silna! Przed sobą dojrzałam dziwne, puste pole. Na ziemi znajdowały się dziwne ślady. Śmierdziały!
— To Złote Kłosy. Podczas Pory Zielonych Liści rośnie tutaj pszenica. Dwunożni potem ją zbierają. Teraz odwiedzimy ostatnie miejsce, a potem wrócimy do obozu, gdzie będziesz mogła coś zjeść — wytłumaczyła i ruszyła przez pole. Ja, nadal z myszą w pysku, na słowo „jedzenie” znów zaczęłam się ślinić. Byłam strasznie głodna!
Szłyśmy tak dość długo, aż nagle ciszę przerwał głośny hałas. Był tak straszny, że ze strachu upuściłam mysz na ziemię i zaczęłam się rozglądać spanikowana. Mentorka spojrzała na mnie.
— To droga grzmotów. Jeżdżą po niej potwory, w których siedzą dwunożni. Nie są żywe, ale bardzo niebezpieczne. Jeśli nie będziesz uważać, zmiażdżą cię, nie zastanawiając się ani chwili! — wyjaśniła, spoglądając na drogę, po której co jakiś czas przejeżdżały samochody. Patrzyłam na to wszystko z przerażeniem. Dlaczego dwunożni siedzieli w takich potworach i krzywdzili zwierzęta? Wolałam nigdy więcej nie zbliżać się do tego miejsca.
Razem z Melodyjnym Trelem wróciłyśmy do obozu. Odłożyłam mysz na stos i zabrałam małą nornicę. Pożegnałam się z mentorką i w końcu usiadłam do jedzenia! Na pewno nigdy nie zapomnę tego treningu.

[2071 słów]
[przyznano 41%]

1 komentarz: