Promienie słońca wkroczyły do legowiska uczniów. Z niesmakiem obróciłam się na drugi bok. Jednak i tak to nic nie zdziałało. Zmęczona wczorajszym treningiem rozciągnęłam się. Niespodziewanie do legowiska uczniów wszedł mój mentor, Śnieżne Wspomnienie.
- Stokrotkowa Łapo! Ruchy, zaspałaś, a trening sam się nie zrobi! - powiedział. Raz jeszcze rozciągnęłam się i poszłam za mentorem.
Kiedy wyszliśmy z obozu, potknęłam się o kamień i wpadłam na mentora.
- Stokrotkowa Łapo! Uważaj! Może łowienie ryb cię rozbudzi.
Kiedy doszliśmy nad rzekę, ziewnęłam.
- Uważaj, bo wystraszysz wszystkie ryby - zażartował Śnieżne Wspomnienie. Ustawiłam się przy rzece i przyjęłam pozycję myśliwską. Kiedy zobaczyłam mały cień w wodzie, od razu przystąpiłam do działania. Kiedy złapałam pierwszą rybę, wskoczyłam do wody. Musiałam się orzeźwić.
- Dobrze Stokrotkowa Łapo, już wracamy! - powiedział mentor.
Kiedy wróciliśmy, postanowiłam zanieść do żłobka zwierzynę. Pewnie potrzebują czegoś na ząb. Podeszłam do stosu zwierzyny, wzięłam rybę i żabę. Miałam nadzieje, że im zasmakuje. Kiedy weszłam do żłobka, usłyszałam piski zabawy. Przed sobą zobaczyłam trzy małe urocze kuleczki.
- Mamo kto to?
- Mamo, ona ma jedzenie!
- Mamo!!! - Usłyszałam. Z cienia wyłoniła się karmicielka, Mżawka. Mało o niej wiedziałam, widziałam ją jedynie z kociakami, kiedy wychodziła ze żłobka. I kiedy podczas patrolu chciała się... Nieważne, chciałam im tylko dać jedzenie.
- Oh, Stokrotkowa Łapa, tak? Miło cię widzieć.
Wzrok kotki był skierowany na żabę. Dobrze, że miałam dla nich to jedzenie.
- Tak to ja! Oto wasz posiłek! - mruknęłam.
- Stokrotkowa Łapo! Jestem Kijanka! - powiedział z entuzjazmem jeden kociak.
- A ja to Siwek! - mruknął inny.
- A ja mam na imię Ikra! - powiedział kolejny.
"Więcej was matka nie miała?" - pomyślałam. Kiedy położyłam zwierzynę na ziemi, kociaki od razu zaczęły pałaszować. Wtedy zaczęły wracać wspomnienia.
- Mamusiu... Kiedy tata wróci z jedzeniem? - powiedziałam, drżąc. Zapadła cisza, po chwili z cienia wyłoniło się kremowe futro mojej matki.
- Już niedługo skarbie. Nie martw się.
Ułożyłam się na swoim legowisku. Z goryczą znosiłam burczenie mojego brzuszka. Padał śnieg, więc owszem, trudno było coś złapać. Ale mój ojciec Cis razem z Dalią wyruszyli o świcie, a już jest noc... Jaskinia chroniła nas przed mrozem, przynajmniej to udało nam się znaleźć. Jak reszta kotów nie mamy stałego domu. Wędrujemy i zostajemy tam, gdzie jest woda i pożywienie. A jak te luksusy się skończą, szukamy nowego domu. Jestem zaledwie kociakiem, ale moi rodzice mówią, że muszę z nimi podróżować. Kiedy usłyszałam kroki, jak na komendę wyskoczyłam z legowiska.
- Wróciliście! - Usłyszałam głos mojej matki. Przede mną znalazł się chudy królik. Kiedy wszyscy zebraliśmy się wokół zdobyczy, zaczęliśmy pałaszować.
- Zostawcie kości na jutro! Potrzebujemy przekąski na podróż - powiedziała Koniczyna.
- Mamo, jutro wyruszamy? Nic nie mówiłaś! - powiedziała Dalia.
- Nie ma co, zwierzyna się kończy, a wodę coraz trudniej znaleźć - powiedział Cis.
Kiedy zasnęłam nadal, słyszałam dyskusje moich rodziców, gdzie mamy iść. Nie lubiłam, kiedy się kłócili. Raz tam, raz tam. Czemu nie możemy mieszkać w jednym miejscu, czemu musimy się przenosić? Kiedy światło dotarło do wnętrz jaskini, otworzyłam oczka.
- Zbieraj się Stokrotko! Zaraz idziemy! - Usłyszałam głos Dali.
- Już?! Nie wzięłam wszystkich rzeczy! - powiedziałam. Popędziłam w głąb jaskini, zatrzymałam się przy skale. Przecisnęłam się przez nią, aż dotarłam do małej szpary gdzie, trzymałam różne drobiazgi. Zawsze chowam je tam, gdzie mój ojciec ich nie znajdzie... Wyrzuca moje rzeczy bez mojej zgody! Kiedy spakowałam wszystkie moje kwiatki czy żołędzie, w moje futro popędziłam do rodziny.
- Już jestem! - mruknęłam.
- Dobrze, to ruszamy! - powiedziała moja mama. Padał śnieg, a mnie trudno było się poruszać. Kiedy moja siostra to zauważyła, schyliła się.
- Wskakuj! Poniosę cię! - powiedziała. Nie chciałam czekać, więc wskoczyłam. Dalia miała grube, ciepłe futro. Była ode mnie znacznie starsza, ale i tak traktowała mnie najlepiej, jak może.
Kiedy wróciłam do rzeczywistości, raz jeszcze spojrzałam na kociaki. Mają szczęście, że nie musiały mieć takiej męczarni jak ja.
- Smakowało? - spytałam karmicielki.
<Mżawko?>
[618 słów]
[przyznano 12%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz