Chciałem zjeść coś przed treningiem, więc wstałem i ruszyłem do stosu zwierzyny. Jak zwykle pożywienia było mało, a zawitała do nas zima, nie spodziewam się więc obfitych łowów. Wziąłem mysz, która była ostatnią zwierzyną złapaną przez moich towarzyszy.
Odkąd zamieszkałem u Lwa, żadne obelgi nie są mi straszne. Tutaj nikt nie zwraca mi uwagi, co mam jeść czy co mam robić. W skrócie jestem wolnym kotem.
Nie chciałem czekać na Lwa lub Pochmurnego Płomienia aż wrócą z polowania albo treningów z Misty. Gdy skończyłem zjadać mysz, wspiąłem się na skrzynie i myślałem, co dalej. "Może spotkam się z Diamentem? Chociaż sam nie wiem, gdzie go szukać.. Może zwiedzę bardziej ten ‘’betonowy świat’'? Zwykle chodzę tylko do lasu, a nauki Lwa nie pójdą na marne, gdy wyjdę sobie na chwilę." Szybko zeskoczyłem ze skrzyń i przecisnąłem się przez dziurę w bramie, po czym zgrabnie wskoczyłem na balkon, a następnie na dach. Przyjemnie było robić takie wygibasy. Nie robię ich codziennie, więc to dla mnie frajda. Po kilku dużych susach przedostałem się na kolejny budynek. Kiedy dotarłem, położyłem się na jednym z płaskich blaszek. Wtedy napłynęły do mnie wspomnienia, z mojej pierwszej lekcji poruszania się w mieście.
- Lwie, nie dam rady! - Pisnąłem, stojąc na balkonie. Słysząc moje słowa, jego niebieskie oczy otworzyły się.
- Mniszku, nie wydziwiaj mi tu! Dasz radę! - Powiedział pocieszająco kocur. Ja jednak nadal nie byłem przekonany do tej aktywności.
- A co, jeśli spadnę? Połamie sobie kończyny i już nigdy nie wstanę! - Pisnąłem ponownie.
- Nie marudź, chodź! Obiecuję, że ci się to spodoba.
Ze skwaszoną miną postanowiłem spróbować. Ledwo co wdrapałem się na dach i już przeszedł mnie dreszcz, na myśl o upadku.
- Dobrze! Teraz rób to, co ja! - Krzyknął rudy. Bacznie obserwowałem Lwa, kiedy wykonywał duże susy. Gdy już skoczył na kolejny dach, koniuszkiem ogona zasygnalizował mi, że teraz moja kolej. Nadal miałem obawy, ale zrobiłem to, co Lew. Wykonałem kilka ruchów i z trudem przeskoczyłem na drugi dach.
- Brawo, Mniszku! - Usłyszałem słowa mentora.
Od tego czasu polubiłem przechodzenie od dachu do dachu. O dziwo, było to nawet przyjemne! Fajnie jest bacznie obserwować cały betonowy świat. Widzę Drogę Grzmotu i potwory, które po niej biegną lub wrony bijące się o ziarna, co jest całkiem śmieszne!
Kiedy usłyszałem ryk potwora, wstałem jak na komendę. Mieszkam tu trochę, ale nadal nie mogę się do tego przyzwyczaić.. Odkąd zima do nas zawitała, gorzej słyszę... Mimo wszystko nie przejmuje się tym! No, może trochę? Przeskoczyłem na kolejny dach, jednak nie zauważyłem przechylonej dachówki i spadłem na śmieci, które zamortyzowały mój upadek. No pięknie! Znów będę musiał się umyć! Kiedy wydostałem się ze sterty worków, otrzepałem się porządnie. Szybko zauważyłem, że wylądowałem w ciasnej uliczce. Nie zrobiło mi to jednak większej różnicy. Przez to, że zawitała do nas zima, każdy dzień stawał się pochmurny. Lubiłem takie dni. Odkąd moje futro stało się takie długie, nie znoszę upalnych pór. W pewnej poczułem zapach jakiegoś kota. Nie byłem w stanie ustalić, jakiego. Znałem tu dużo kotów, ale żadnego z takim zapachem. Na początku się nie przejmowałem, jednak po chwili moje beztroskie siedzenie przemieniło się w niepokój. Postanowiłem się umyć. Nie miałem zamiaru cały czas śmierdzieć! Przyciągnąłbym psy czy inne duże stworzenie.. Gdy językiem dotarłem w moje najczulsze miejsce, na chwilę zamarłem. Ślad po tym, jak jastrząb mnie porwał.. Wróciły wspomnienia o mojej rodzinie. O moich siostrach, rodzicach i Klanie Klifu. Kochałem ten dom... ale teraz mam nowy. Szybko skończyłem się myć i dostrzegłem wpatrzone we mnie niebieskie ślepia. Zjeżyłem sierść, a mój wzrok padł na kałuże przede mną. Na początku nie zdałem sobie sprawy, że to ja. Odkąd tak urosłem i nabrałem masy mięśniowej? Sam nie wiedziałem... Jednak w tamtej chwili bardziej interesowała mnie sprawa tego stworzenia, które chowało się w cieniu. Wysunąłem pazury, gotowy na atak.
Nie chciałem czekać na Lwa lub Pochmurnego Płomienia aż wrócą z polowania albo treningów z Misty. Gdy skończyłem zjadać mysz, wspiąłem się na skrzynie i myślałem, co dalej. "Może spotkam się z Diamentem? Chociaż sam nie wiem, gdzie go szukać.. Może zwiedzę bardziej ten ‘’betonowy świat’'? Zwykle chodzę tylko do lasu, a nauki Lwa nie pójdą na marne, gdy wyjdę sobie na chwilę." Szybko zeskoczyłem ze skrzyń i przecisnąłem się przez dziurę w bramie, po czym zgrabnie wskoczyłem na balkon, a następnie na dach. Przyjemnie było robić takie wygibasy. Nie robię ich codziennie, więc to dla mnie frajda. Po kilku dużych susach przedostałem się na kolejny budynek. Kiedy dotarłem, położyłem się na jednym z płaskich blaszek. Wtedy napłynęły do mnie wspomnienia, z mojej pierwszej lekcji poruszania się w mieście.
- Lwie, nie dam rady! - Pisnąłem, stojąc na balkonie. Słysząc moje słowa, jego niebieskie oczy otworzyły się.
- Mniszku, nie wydziwiaj mi tu! Dasz radę! - Powiedział pocieszająco kocur. Ja jednak nadal nie byłem przekonany do tej aktywności.
- A co, jeśli spadnę? Połamie sobie kończyny i już nigdy nie wstanę! - Pisnąłem ponownie.
- Nie marudź, chodź! Obiecuję, że ci się to spodoba.
Ze skwaszoną miną postanowiłem spróbować. Ledwo co wdrapałem się na dach i już przeszedł mnie dreszcz, na myśl o upadku.
- Dobrze! Teraz rób to, co ja! - Krzyknął rudy. Bacznie obserwowałem Lwa, kiedy wykonywał duże susy. Gdy już skoczył na kolejny dach, koniuszkiem ogona zasygnalizował mi, że teraz moja kolej. Nadal miałem obawy, ale zrobiłem to, co Lew. Wykonałem kilka ruchów i z trudem przeskoczyłem na drugi dach.
- Brawo, Mniszku! - Usłyszałem słowa mentora.
Od tego czasu polubiłem przechodzenie od dachu do dachu. O dziwo, było to nawet przyjemne! Fajnie jest bacznie obserwować cały betonowy świat. Widzę Drogę Grzmotu i potwory, które po niej biegną lub wrony bijące się o ziarna, co jest całkiem śmieszne!
Kiedy usłyszałem ryk potwora, wstałem jak na komendę. Mieszkam tu trochę, ale nadal nie mogę się do tego przyzwyczaić.. Odkąd zima do nas zawitała, gorzej słyszę... Mimo wszystko nie przejmuje się tym! No, może trochę? Przeskoczyłem na kolejny dach, jednak nie zauważyłem przechylonej dachówki i spadłem na śmieci, które zamortyzowały mój upadek. No pięknie! Znów będę musiał się umyć! Kiedy wydostałem się ze sterty worków, otrzepałem się porządnie. Szybko zauważyłem, że wylądowałem w ciasnej uliczce. Nie zrobiło mi to jednak większej różnicy. Przez to, że zawitała do nas zima, każdy dzień stawał się pochmurny. Lubiłem takie dni. Odkąd moje futro stało się takie długie, nie znoszę upalnych pór. W pewnej poczułem zapach jakiegoś kota. Nie byłem w stanie ustalić, jakiego. Znałem tu dużo kotów, ale żadnego z takim zapachem. Na początku się nie przejmowałem, jednak po chwili moje beztroskie siedzenie przemieniło się w niepokój. Postanowiłem się umyć. Nie miałem zamiaru cały czas śmierdzieć! Przyciągnąłbym psy czy inne duże stworzenie.. Gdy językiem dotarłem w moje najczulsze miejsce, na chwilę zamarłem. Ślad po tym, jak jastrząb mnie porwał.. Wróciły wspomnienia o mojej rodzinie. O moich siostrach, rodzicach i Klanie Klifu. Kochałem ten dom... ale teraz mam nowy. Szybko skończyłem się myć i dostrzegłem wpatrzone we mnie niebieskie ślepia. Zjeżyłem sierść, a mój wzrok padł na kałuże przede mną. Na początku nie zdałem sobie sprawy, że to ja. Odkąd tak urosłem i nabrałem masy mięśniowej? Sam nie wiedziałem... Jednak w tamtej chwili bardziej interesowała mnie sprawa tego stworzenia, które chowało się w cieniu. Wysunąłem pazury, gotowy na atak.
<Cieniu? Przemyśl, co chcesz zrobić!>
[679 słów + poruszanie się po dachach]
[przyznano 14% + 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz