Z rozbawieniem spoglądał na Skarabeusz. Malutka, a już taka ciekawska... Mimo tego jednak dalej czuł się spięty i zdenerwowany w obliczu głębszej rozmowy z dzieckiem. Musiał jednak się starać, by iść do przodu i rozwinąć z nią relację, także...
- Sosny? - mruknął łagodnie, z lekko zdziwionym wyrazem pyska, jednak nie spojrzał na córkę... Po prostu nie mógł. - Wszystko, co powstało, zrodziło się z Mrocznej Puszczy i to tam ma zagłębione korzenie. Wszystko, co żyje, kiedyś przemieni się w proch i odda się swemu panu... Tak jest też z drzewami - wytłumaczył spokojnie, wyciągając delikatnie nasienie z rośliny i zgniatając je w łapie. - Ciężko jest to zrozumieć, ale po prostu nie ma rzeczy, która narodziła się z niczego. O, tutaj, patrz - powiedział, równocześnie wyjmując spomiędzy szczeliny kolejne nasionko. - Jest zalążek nowej rośliny. Teraz jest kruchy i wręcz martwy, ale drzemie w nim wielka moc. Potrzeba mu tylko trochę wody, słońca i miłości.
Kotka delikatnie przechyliła główkę, jakby nie rozumiejąc. Wbiła wzrok w nasienie i owinęła ogon łapami. Niepewnie otworzyła pyszczek i spytała:
- Czyli to jest drzewko?
Uśmiechnął się promiennie.
- To "będzie" drzewko - podkreślił. - Trzeba się tylko postarać, żeby wyrosło.
Liliowa zamrugała powoli oczkami i spomiędzy części szyszki wygrzebała własne nasionko i bez słowa wybiegła przez wyjście... No, przynajmniej próbowała. Wpadła na blokadę swej matki i z rozczarowaniem się jej przyjrzała. Przesunęła łapą jedną czy dwie gałązki, jednak nic z tego nie wynikło... Westchnęła i spojrzała mu w oczy.
- Podsadzisz mnie?
W zasadzie nie powinien... Taka byłaby opinia Cisowego Tchnienia. Kociaki mogłyby się zranić, skaleczyć, cokolwiek, a to z winy jego nieodpowiedzialności. Jednak... Znał swoje zasady i ich granice. I w tym momencie złamał jedną z nich.
- Sosny? - mruknął łagodnie, z lekko zdziwionym wyrazem pyska, jednak nie spojrzał na córkę... Po prostu nie mógł. - Wszystko, co powstało, zrodziło się z Mrocznej Puszczy i to tam ma zagłębione korzenie. Wszystko, co żyje, kiedyś przemieni się w proch i odda się swemu panu... Tak jest też z drzewami - wytłumaczył spokojnie, wyciągając delikatnie nasienie z rośliny i zgniatając je w łapie. - Ciężko jest to zrozumieć, ale po prostu nie ma rzeczy, która narodziła się z niczego. O, tutaj, patrz - powiedział, równocześnie wyjmując spomiędzy szczeliny kolejne nasionko. - Jest zalążek nowej rośliny. Teraz jest kruchy i wręcz martwy, ale drzemie w nim wielka moc. Potrzeba mu tylko trochę wody, słońca i miłości.
Kotka delikatnie przechyliła główkę, jakby nie rozumiejąc. Wbiła wzrok w nasienie i owinęła ogon łapami. Niepewnie otworzyła pyszczek i spytała:
- Czyli to jest drzewko?
Uśmiechnął się promiennie.
- To "będzie" drzewko - podkreślił. - Trzeba się tylko postarać, żeby wyrosło.
Liliowa zamrugała powoli oczkami i spomiędzy części szyszki wygrzebała własne nasionko i bez słowa wybiegła przez wyjście... No, przynajmniej próbowała. Wpadła na blokadę swej matki i z rozczarowaniem się jej przyjrzała. Przesunęła łapą jedną czy dwie gałązki, jednak nic z tego nie wynikło... Westchnęła i spojrzała mu w oczy.
- Podsadzisz mnie?
W zasadzie nie powinien... Taka byłaby opinia Cisowego Tchnienia. Kociaki mogłyby się zranić, skaleczyć, cokolwiek, a to z winy jego nieodpowiedzialności. Jednak... Znał swoje zasady i ich granice. I w tym momencie złamał jedną z nich.
***
W milczeniu obserwował, jak Skarka usypywała kopczyk z ziemi i przyklepywała go łapą. Gdy zadanie było wykonane, a nasiono przykryte warstwą podłoża, kotka uniosła swój pysk, wbijając w niego swoje brązowe oczy.
- Pośpieszmy się - miauknął nerwowo, powstając z piachu. - Twoja mama zaraz wróci. Nie chcę, by nas tu przyłapała.
<Skarabeusz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz