- Mam cię!!! - ze żłobka rozległy się krzyki kociaków, a po chwili ze żłobka wypadła Dereńka z Figą na ogonie.
Uwaga uczennicy zwróciła się właśnie na nie. Obserwowała, jak maluchy ganiają się w kółko, skacząc jedna po drugiej. Też tak się ganiała z braćmi. Teraz już rzadziej, może ewentualnie wtedy, gdy Topola nie był zbyt zmęczony po treningu. Czasem wyciągała go ukradkiem z obozu, aby znowu pobawili się w berka na ośnieżonych polanach, tak jak kiedyś. Raz po raz jedno z nich udawało lisa siejącego popłoch po lesie, a drugie uciekało lub próbowało go pokonać. Raz zabrali ze sobą Listka (na prośbę mamy, która dała umknąć faktowi, że wychodzili sami), ale ten zrobił się zbyt agresywny i ich podrapał. Jeżyna przedstawiła mu później całą przemowę, że jeżeli będzie się tak zachowywać, to nie będzie się z nim bawić, jednak kocur jedynie przewrócił oczami i wypiął się na nią ogonem. Brakowało jej trochę tej żłobkowej bliskości. Tam przesiadywali całe dnie w swoim towarzystwie, przez co dogadywali się lepiej. A teraz? Prawie ze sobą nie rozmawiali, chyba, że były to złośliwe docinki. Ale co może poradzić, skoro brat zachowuje się tak, nie inaczej? Brakuje jej dawnego kontaktu, szczególnie gdy widzi go rozmawiającego z innymi.
Brakowało jej też czasu spędzonego z mamami, gdzie dni przemijały jej w ciepłe i bezpieczeństwie. Oczywiście, nadal bardzo dużo z nimi rozmawiała i spędzała wiele wolnych chwil, ale to jednak nie to samo. Nie chciała mówić, że po śmierci Jarząb wszystko się zepsuło, bo to nieprawda. Nie uważała, że wszystko to wina babci. Może nie zdążyła jej dobrze poznać (w końcu była tylko kociakiem, a ile mądrych pytań może zadać taki malec?), ale w tych paru wspomnieniach myślała o niej dobrze. Zawsze przychodziła do nich i opowiadała im historie, czasem bawiąc się w rzucanie kulek mchu. Ale po jej odejściu nie bardzo rozumiała, co się dzieje. Sówka zaczęła zamykać się w sobie, coraz częściej wychodząc na spacery, kiedy tylko druga mama przyszła się zająć dziećmi. Płakała nocami i dniami, co teraz chyba ustąpiło (nie dzieliły już tego samego legowiska, więc nie miała jak się upewnić) - może nadal chodziła smutna, ale nie było tego aż tak widać. Po jej mianowania na uczennicę, zaczęły się problemy z mentorem Topoli. Wiedziała, że Żagnica nie traktował jej brata dobrze. A na dodatek, jeszcze zamieszania związane ze śmiercią Sadzawki. Jej mama została zastępczynią, z czego była bardzo dumna. Ale nie rozmyło to jej obaw o zachowanie Daglezjowej Igły. Zdecydowanie przestraszyła się jej wybuchu, jak i decyzji odnośnie uciekinierów. W Owocowym Lesie panowało największe zamieszanie, jakie kiedykolwiek widziała. Może nie widziała za dużo, ale nadal - plotki na temat Murmur oraz uczniów okrążyły obóz w tempie natychmiastowym, a każdy miał inne zdanie na ich temat. Jeżynie nie chciało się wierzyć, że tak po prostu ich opuścili. Ale porwanie wydawało się nieprawdopodobne, bo w końcu nikt nic nie słyszał. Trochę bała się, że jej rodzinie czy jej samej coś się stanie, ale starała się być dobrej myśli. Nie uważała, że wszystko jest okropne i było jej w klanie źle, ale mogło by być zdecydowanie lepiej.
- Jeżyna! - z zamyślenia wyrwał ją głos Topoli, który pochylał się nad jej uchem - Co robisz?
Bura zaskoczonymi oczyma spojrzała na brata.
- A ty skąd się tu wziąłeś?
- Właśnie wróciłem z patrolu - mruknął, liżąc jej policzek - Jestem wykończonyyyy. Chodź, idziemy już do mnie może?
Posłała kocurkowi uśmiech, podnosząc się z zimnej ziemi. Rodzeństwo jedno z drugim przeszło na drugą stronę obozu, wskakując na drzewo uczniów i pakując się do legowiska.
[721 słów]
[przyznano 14%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz