Przy pierwszych słowach kocura jej oddech na moment ugrzązł w piersi. Miał jej coś do zarzucenia? Niektórzy mówili jej, że jest w wielu sprawach za delikatna, ale czy dotyczyło to też treningów? Nie jej wina, że przemoc była okropna i nie podobała jej się wizja lania się na śmierć i życie z własnym uczniem.
Dopiero po kolejnym zdaniu odetchnęła z pewną ulgą. Skoro tak mówił, to na pewno tak myślał. Przecież w zatajaniu prawdy i kłamaniu odnośnie własnego samopoczucia nie było sensu, więc musiał być szczery.
Zdecydowanie miała dosyć zmartwień po tych wszystkich ostatnich akcjach. Co z tego, że poznała tożsamość swojego ojca, jeśli nie było im dane porozmawiać chociaż przez chwilę, mając w głowie ten fakt, że są rodziną? Truskawkowa Grządka był dla niej od zawsze niczym wspaniały wujek, a teraz już ani razu nie ujrzy jego uśmiechniętego pyska w zaciszach medycznego zakątku. Nie będzie mogła zadać mu masy mądrych pytań, na które cierpliwie będzie jej odpowiadał, nawet jeśli tuż za nią ciągnąć się będzie kolejka chorusów.
Po prostu go już nie było.
— No ba, że nie — odparła bez wahania. — W sensie, że nie popełniasz błędów — doprecyzowała, widząc malujące się na jego pysku zdezorientowanie. — Posłuchaj, jesteś genialnym kotem prosperującym na bycie najlepszym wojownikiem całego lasu! To, że idzie ci trochę wolniej, to nic złego. Niektórzy potrzebują więcej czasu i wcale nie kończą gorzej od tych, co byli mianowani szybciej. Możesz dzięki temu nauczyć się super specjalnych tajnych technik i to lepiej niż oni! — wyjaśniła.
Ona nie miała parcia na bycie mianowanym jak najszybciej. To, że jej się w ogóle udało, niektórzy traktowali jako cud. I to było dla niej niezrozumiałe, bo przecież była wspaniała i świetnie sobie radziła. Kto by śmiał wątpić?
— Wolałbym jednak mieć już wojownicze imię, niż znać te — zawahał się, uciekając wzrokiem na bok — sztuczki — mruknął.
Z pointki umknęło głębsze westchnięcie. Niespiesznie wyciągnęła przed siebie łapę i poklepała go po barku. Wydawał się spięty i zestresowany, a tego nie chciała.
— Nie marudź tyle, tylko trenuj. Narzekanie osłabia kości i mięśnie — oświadczyła z powagą.
Koperek zmarszczył nos.
— To tak chyba nie dzia...
Uciszyła go przystawieniem kończyny do pyska. Spojrzała na niego z politowaniem.
— Działa. Zaufaj mi. Skoro ja zostałam wojownikiem, to ty tym bardziej nim będziesz — zapewniła, puszczając oczko. — No to do roboty! Ja tu gadu gadu, ty gderu gderu, a słoneczko zachodzi — westchnęła, spoglądając w niebo. Może i bliżej było rankowi niż wieczorowi, ale czas bywał zwodniczy. Wystarczyło zamknąć oczy i robiła się noc. — Zresztą, jedyna inna droga to medykowanie. A do tego to już w ogóle trzeba mieć specjalne zdolności i zostać natchnionym przez duchy z nieba. Miałeś takie coś? — spytała, ale z uwagi na retoryczny charakter pytania, nie dała mu możliwości udzielenia odpowiedzi. — No właśnie! Idziemy trenować, skoro ci mało — mruknęła i znienacka pacnęła go nosem w bok. — BEREK! — wrzasnęła mu wprost do ucha, nim zerwała się pędem w głąb lasu.
Dopiero po kolejnym zdaniu odetchnęła z pewną ulgą. Skoro tak mówił, to na pewno tak myślał. Przecież w zatajaniu prawdy i kłamaniu odnośnie własnego samopoczucia nie było sensu, więc musiał być szczery.
Zdecydowanie miała dosyć zmartwień po tych wszystkich ostatnich akcjach. Co z tego, że poznała tożsamość swojego ojca, jeśli nie było im dane porozmawiać chociaż przez chwilę, mając w głowie ten fakt, że są rodziną? Truskawkowa Grządka był dla niej od zawsze niczym wspaniały wujek, a teraz już ani razu nie ujrzy jego uśmiechniętego pyska w zaciszach medycznego zakątku. Nie będzie mogła zadać mu masy mądrych pytań, na które cierpliwie będzie jej odpowiadał, nawet jeśli tuż za nią ciągnąć się będzie kolejka chorusów.
Po prostu go już nie było.
— No ba, że nie — odparła bez wahania. — W sensie, że nie popełniasz błędów — doprecyzowała, widząc malujące się na jego pysku zdezorientowanie. — Posłuchaj, jesteś genialnym kotem prosperującym na bycie najlepszym wojownikiem całego lasu! To, że idzie ci trochę wolniej, to nic złego. Niektórzy potrzebują więcej czasu i wcale nie kończą gorzej od tych, co byli mianowani szybciej. Możesz dzięki temu nauczyć się super specjalnych tajnych technik i to lepiej niż oni! — wyjaśniła.
Ona nie miała parcia na bycie mianowanym jak najszybciej. To, że jej się w ogóle udało, niektórzy traktowali jako cud. I to było dla niej niezrozumiałe, bo przecież była wspaniała i świetnie sobie radziła. Kto by śmiał wątpić?
— Wolałbym jednak mieć już wojownicze imię, niż znać te — zawahał się, uciekając wzrokiem na bok — sztuczki — mruknął.
Z pointki umknęło głębsze westchnięcie. Niespiesznie wyciągnęła przed siebie łapę i poklepała go po barku. Wydawał się spięty i zestresowany, a tego nie chciała.
— Nie marudź tyle, tylko trenuj. Narzekanie osłabia kości i mięśnie — oświadczyła z powagą.
Koperek zmarszczył nos.
— To tak chyba nie dzia...
Uciszyła go przystawieniem kończyny do pyska. Spojrzała na niego z politowaniem.
— Działa. Zaufaj mi. Skoro ja zostałam wojownikiem, to ty tym bardziej nim będziesz — zapewniła, puszczając oczko. — No to do roboty! Ja tu gadu gadu, ty gderu gderu, a słoneczko zachodzi — westchnęła, spoglądając w niebo. Może i bliżej było rankowi niż wieczorowi, ale czas bywał zwodniczy. Wystarczyło zamknąć oczy i robiła się noc. — Zresztą, jedyna inna droga to medykowanie. A do tego to już w ogóle trzeba mieć specjalne zdolności i zostać natchnionym przez duchy z nieba. Miałeś takie coś? — spytała, ale z uwagi na retoryczny charakter pytania, nie dała mu możliwości udzielenia odpowiedzi. — No właśnie! Idziemy trenować, skoro ci mało — mruknęła i znienacka pacnęła go nosem w bok. — BEREK! — wrzasnęła mu wprost do ucha, nim zerwała się pędem w głąb lasu.
<Koperek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz