"Jeszcze chwila i dostanę szału"
Właśnie taka myśl kołatała się w głowie Lśniącej Łapy już od samego ranka. Co było tego powodem? A Różany Kwiat, jego mentorka, która latała w tę i z powrotem niżej, niczym kot z pełnym pęcherzem. Liliowy kocur westchnął, uderzając wściekle łapą, gdy kotka kolejny raz wymknęła mu się, gdy chciał ją o coś zapytać.
- Na osty i ciernie! - wykrzyknął wściekły, marszcząc gniewnie brwi. Mimo wszystko ruszył za mentorką, dość sztywnym krokiem maszerując przez obóz. Oczywiście coś musiało być nie tak. Jakieś czarne coś wpadło mu między łapy, przez co syn Poplamionego Piórka wyłożył się jak długi, ryjąc pyskiem w piachu.
- Patrz, jak łazisz idioto! - warknął czarny kocur, który okazał się Księżycową Łapą. Starszy już chciał mu coś odpyskować, jednak stwierdził, że to jest zupełnie bez sensu, szkoda strzępić pyska na tego pokurcza.
Wstał.
Otrzepał się.
Ruszył dalej w poszukiwaniu mentorki. Po drodze zaczepiło go kilka kotów, w tym jego własny ojciec, jednak kocur uśmiechał się przepraszająco, po czym ruszał dalej. Szylkretowa kotka zaczynała mu powoli działać na nerwy tym swoim uciekaniem. Zachowywała się jak durny kociak, który bawi się ze starszym w berka lub też w chowanego. Dobra, Lśniący nie był jakiś super stary, rozumiał, że czasem wręcz wypada się rozluźnić, by nie chodzić wiecznie, kijem w tyłku, jednak niezmiernie szlag go trafiał, gdy pytał co podać jakiemuś kotu, a jego mentorka zwyczajnie uciekła. A co jeśli by coś źle podał? Lub pomylił się z diagnozą? Co wtedy?
Ugh. Owszem, od dłuższego czasu niby syn Słonecznego Blasku nudził się potwornie na lekcjach, a i nie miał o co pytać swą nauczycielkę. Jednak to nie był powód, żeby go ignorować!
- Oh... Lśniąca Łapo, no, moje gratulacje - Potokowa Gwiazda uśmiechnął się ciepło, gdy trafił na byłego ucznia wojownika. Czarny kocur odszedł jednak szybko, by za chwilę podejść do swej partnerki i polizać ją czule w nos. Pręgowany uśmiechnął się, widząc ten gest, w głębi serduszka poczuł lekką zazdrość, jednak szybko ją stłumił. Wydał z siebie ciche "Hę?" oglądając się za kocurem. Co lider mógł mieć na myśli? Pokręcił głową, odganiając od siebie wszelakie myśli, po czym ruszył w stronę leża medyka, gdzie o ironio - znajdowała się jego dziecinna mentorka. Młodziak zastawił wejście do środka, spinając całe ciało.
- Dlaczego przede mną uciekasz? I to nie tylko dzisiaj, ale od bitych kilku dni! - wykrzyknął kocur rozeźlony, uderzając ogonem o nogi, prychając przy tym cicho.
- Zjedz to, za chwilę musimy iść - poleciła nu mentorka, zupełnie olewając jego pytanie. Posłusznie jednak zjadł zioła.
~*~
Szli w zupełnej ciszy. Księżyc już szczytował na niebie i sam Lśniąca Łapa musiał mrużyć oczy, by chociaż na niego spojrzeć. Uczeń cały czas się zastanawiał, gdzie idą. Długo jednak nie musiał czekać na odpowiedź, bowiem smukła kotka przyspieszyła kroku. Kocur położył po sobie uszy, nadal słysząc przeraźliwy szum wiatru, oraz westchnął cierpiętniczo, widząc błoto na swych łapach.
- Dzisiaj jest ten dzień Lśniąca Łapo~ - rzuciła przez ramię szylkretka, a akcentu dopełnił jej melodyjny głos. Pódługowłosy zmarszczył brwi. Czyżby chodziło jej o mianowanie? Tak! To! Terminator miał już całkowitą pewność, gdy tylko jego oczom ukazała się skalista plaża, czyli miejsce zwane Księżycową Zatoczką. Zawęszył.
Zapachy kotów klanu Wilka, Burzy oraz Nocy mieszały się wraz ze słoną wodą morza, oraz zapachem ziół. Był on na swój sposób kojący, jednak z drugiej strony sprawiał, że kocur się stresował.
Skinięciem głowy przywitał się ze zgromadzonymi medykami, między nimi rozpoznając Burzowe Serce - burego kocura, który opowiadał mu o porodzie. Na samą myśl terminatora przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Nigdy więcej.
Niebieskimi ślepiami wodził za Różanym Kwiatem, która w kilku zwinny susach znalazła się przed wszystkimi zebranymi medykami. Chrząknęła głośno, skupiając na sobie uwagę wszystkich kotów.
- Ja, Różany Kwiat, medyk Klanu Klifu, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, by zrozumieć drogę medyka, i z waszą pomocą służyć swojemu klanowi przez wiele przyszłych księżyców. Lśniąca Łapo, czy przysięgasz podążać drogą medyka, trzymać się z daleka od klanowych wojen i chronić wszystkie koty, nawet za cenę życia?
- Przysięgam! - wykrzyknął, mając łzy w oczach
- Zatem mocą Klanu Gwiazdy nadaje ci imię medyka. Lśniąca Łapo, od tej pory będziesz znany jako Lśniące Słońce, Klan Gwiazdy docenia twoją cierpliwość i dobroć, oraz wita cię, jako pełnoprawnego medyka Klanu Klifu!
Uczeń... A właściwie od tej chwili medyk nie wierzył w to, co się właśnie dzieje. Ze łzami w oczach dotknął barku swej byłej już mentorki, mrucząc przy tym cichutko. Łzy spływały mu po policzkach, zaś sam wzruszony do granic możliwości Lśniące Słońce, zdołał wyszeptać jedynie ciche "Dziękuję" w stronę mentorki.
- Lśniące Słońce! Lśniące Słońce! Lśniące Słońce! - uzdrowiciele innych klanów skandowali jego nowe imię, gratulując szczerze, nowemu medykowi. Ten jedynie nieśmiało przyjmował ciepłe słowa starszych kotów, dziękując im gorąco.
W końcu nastał ten moment. Młodziak podszedł do zatoczki. Popatrzył się na szylkretową kotkę. Ta jednak skinęła pokrzepiająco łebkiem, zachęcając go, by to zrobił. W końcu przełamał się. Napił się wody z zatoczki.
Nareszcie. Jego pierwszy sen z Klanem Gwiazdy...
~*~
Na błyskającej na biało polanie panowało poruszenie. Silny wiatr smagał kępki trawy, wyrywając pojedyncze źdźbła. Atmosfera w ogóle nie przypominała tej, która panowała tam jakiś czas temu. Dało się wyczuć strach, panikę. W oddali widać było czarną marę, która pochłaniała biel kawałek po kawałku. Na jej czele maszerowała wychudzona kocica, przypominająca swym wyglądem bardziej szkielet, aniżeli żywe stworzenie. W tle świeciły żółte ślepia, a ich mnoga ilość, przeraziłaby nie jednego kota. Rosnący na środku polany, ogromny biały kwiat powoli zaczął obumierać...
~*~
Skrzeczenie żab oraz chlupot wody, działał kojąco, jednakże wprowadzał w nastrój niepokoju. W jednej chwili dało się słyszeć trzask łamiącej się gałązki. Z ciemności wybiegł rudy lis, przecinając bagnisty teren nagle i niespodziewanie. W tle dało się słyszeć miauczenie kotów.
~*~
Lśniące Słońce wkroczył do obozu wczesnym rankiem. Mimo iż spodziewał się zastać go w stanie zupełnej ciszy, to kilka kotów już zaczęło się krzątać, najpewniej był to poranny patrol, który ustalił lider Klanu Klifu - Potokowa Gwiazda. Właśnie, jeśli już o liderze mowa było. Lśniący musiał się z nim jak najszybciej zobaczyć. Po śnie, który otrzymał od Klanu Gwiazdy, musiał zobaczyć się z czarnym kocurem z białą plamką na piersi.
Jaki miał zamiar, tak też więc zrobił. Sprężystym krokiem ruszył w stronę leża przywódcy klanu.
O dziwo i jego zastał na łapach, wraz ze Wschodzącą Falą - jego partnerką i matką przyjaciółki Liliowego.
- Potokowa Gwiazdo, musimy porozmawiać - zaczął poważnym tonem, nieznoszącym sprzeciwu. Czarny kocur chyba zrozumiał powagę sytuacji, bo wręcz natychmiast zaprzestał rozmowy z szylkretową kotką, po czym zwrócił głowę w stronę Lśniącego Słońca - Jeśli mi wolno, Wschodząca Falo, zostań. Przyda się więcej niż dwa spojrzenia na sytuację. Potokowa Gwiazda ci ufa, więc ja również - liliowy kocur zwrócił się do kotki, która już wstawała, by wyjść i zostawić medyka i przywódcę samych.
< Wschodząca Falo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz