- Nigdy... bym nie sądziła... - wyszeptała, teraz całkowicie zapominając o istnieniu tej historii o Albercie. Myśl bycia przyrodnią siostrą swej najlepszej przyjaciółki była zdecydowanie bardziej kusząca.
- Uwierz mi, że ja też nie - mruknęła. - Nigdy jakoś specjalnie do tego nie dochodziłam, ale wyszło, jak wyszło.
Pokręciła łbem, ciągle nie wierząc w wypowiedziane słowa. Czuła się teraz... bliżej z pręgowaną zastępczynią, niż kiedykolwiek. W końcu mogła w nich płynąć ta sama krew! Nie wiedząc, co zrobić, po prostu zamruczała cicho, czując aksamitny ogon łaskoczący jej futerko.
- Ja... muszę to przemyśleć - stwierdziła w końcu. - Do zobaczenia, Ciernista Łodygo, przepraszam.
W odpowiedzi dostała pożegnalne mruknięcie i zrozumiały wyraz pyska. Usadowiła się w swoim legowisku, przymykając powieki. Dlaczego... rodzice nigdy nie powiedzieli swoim dzieciom prawdy? To mogło być takie trudne dla wszystkich, a,wystarczyło jedno, proste zdanie. Dlaczego Cienistemu Pazurowi nie udało się tego wyznać za życia? Co tak właściwie kierowało tą dwójką? Owszem, zapewnienie klanowi świeżej krwi, ale czy coś jeszcze? Miała tyle pytań, a wszystkie bez odpowiedzi. W sumie, i tak przecież nie wymyśli niczego konkretnego. Nie zostało jej nic innego, jak wejść w otchłań snu.
***
Ciche, nawołujące głosy. Bardzo przyjemne ciche nawołujące głosy. Szła powoli doliną za nimi. Do przodu pociągał ją słodki aromat. Zewsząd otaczały ją również inne wonie, głównie zwierzyny, jednak to nie one były tu teraz ważne. Po czasie swobodnej wędrówki, podczas której nie odczuwała żadnego zmęczenia, dotarła do delikatnej, błyszczącej polany spowitej klimatyczną, różowawą mgiełką. Wdychała wcześniej wspomniany zapach, który całkowicie przepełnił powietrze. Był... bardzo miły, ukajający, może lekko odurzający. Wtedy, wyszły z niej wpółprzezroczyste koty o gwiazdach wplątanych w swą błyszczącą sierść. Lekko jęknęła z zachwytu i narastających wspomnień. Jedna z nich, o wyjątkowo puszystym ogonie, który tortie rozpoznałaby z kilometra podeszła, stykając się lekko nosem.
- Migo-Migo-Migoczące Nie-Nie-Nebo - wyszeptała melancholijnie.
Koci nie miała pojęcia znaczenia ani sensu tego snu, jednak bardzo jej się podobał. Zamruczała, wchodząc w stan odprężenia. I nagle, na łączkę wtargnął cień, chłodny wiatr, sylwetki zaczęły piszczeć i rozpryskiwać w mroku. Skuliła się, chcąc je wołać, lecz wielka gula stanęła jej w gardle. Ciemność ją pochłonęła, zaczęła się dusić... Strach ją sparaliżował.
***
Koci nie miała pojęcia znaczenia ani sensu tego snu, jednak bardzo jej się podobał. Zamruczała, wchodząc w stan odprężenia. I nagle, na łączkę wtargnął cień, chłodny wiatr, sylwetki zaczęły piszczeć i rozpryskiwać w mroku. Skuliła się, chcąc je wołać, lecz wielka gula stanęła jej w gardle. Ciemność ją pochłonęła, zaczęła się dusić... Strach ją sparaliżował.
***
Dyszała ciężko z przerażeniem. Dlaczego to ona musiała mieć tak okropne sny. Wykrzywiła się z lekka. Wstała, by przeciągnąć się i wyprostować kości. Wokół wszyscy byli pogrążeni we śnie, więc na szczęście jej szamotanie się nikogo nie obudziło. Wydała z siebie ciche westchnięnie ulgi, po czym wyszła na chwilę z legowiska. Był środek nocy, a ona nie miała najmniejszej ochoty na sen. Czuła się naprawdę dobrze, mogąc oddychać zdrowym, świeżym nocnym powietrzem po szoku odurzających woni. Oblizała się po pysku, ukradkiem zaglądając do żłobka. Biała Sadzawka spała tam z wtulonymi w siebie dwoma kociakami. Nie, starsza nie miała kolejnego miotu. Oprócz Dreszczyka, którą Migoczące Niebo ostatnio uratowała przed jastrzębiem, Czapli Potok znalazł kotkę imieniem Pyłek. Obydwie były duże, mogłyby nawet zostać już uczennicami. Ale czy Nocną Gwiazdę cokolwiek to obchodziło? No właśnie... Gdy pozwolił zatrzymać je w klanie, mówił to z ogromną obojętnością. Nie obchodziło to. Jak członkowie go zmusili, no to dał im Białą Sadzawkę do opieki i zostawił wszystko gdzieś. Skrzywiła się, patrząc na jego legowisko. Już stąd czuła jego odór, zielonooki w ogóle nie dbał o swoją higienę. Machnęła ogonem. W obozie zaniedbanych wojowników nie było nic do oglądania. Wróciła niechętnie na posłanie z mchu.
***
***
To wszystko było... takie szybkie. Szykowała się na samotne polowanie, gdy usłyszała rozpaczliwy krzyk Złotej Melodii dochodzący wprost z legowiska lidera. Natychmiastowo odwróciła się w tamtą stronę. "Co on znowu..." Przeszło jej przez myśl, gdy ujrzała wyciągane na zewnątrz martwe ciało.
- Spokojnie! Miał jeszcze parę żyć! Zaraz się obudzi!
- A jeśli nie?
- Dlaczego on to robi?
Było słychać odgłosy. Uch, wszystko jasne. Czyżby próbował się zabić? Pokręciła łbem. Nie miała już siły na tego idiotę. Podeszła do niego, mrużąc swe ślepia. Kremowa wyła cicho, wtulając się w niego.
- Proszę, kochanie, obudź się.... Dlaczego ty to robisz? Dlaczego chcesz od nas odejść? - szeptała przez łzy.
Niebiesko-kremowa nigdy nie rozumiała jej intencji oraz uwielbienia do słabego przywódcy. Po tym wszystkim, co zrobił, jak stoczył dawniej silny Klan i rozbił jego członków, nadal pozostała mu wierna? Nadal bezgranicznie mu ufała i kochała? Cóż, dla Migoczącego Nieba miłość była bzdurą, ustrojstwem zabierającym wolność i czas, nie mówiąc już o tak toksycznym uczuciu. Zaczęło zbierać się coraz więcej kotów o różnych wyrazach pysków - smutnych, z ulgą, zaskoczonych, wystraszonych, obojętnych... nie wstanął już tak od dłuższego czasu. Chyba jednak się nie obudzi.
Wtem, dostrzegła Ciernistą Łodygę i Brzoskwiniową Gałązkę. Obydwie wplątały się w tłum i panujące zamieszanie. Ta pierwsza warknęła z pogardą widząc, jak czarny leży bez życia.
- Na osty i ciernie, co znowu? - wydobyło się z jej ust, a to wystarczyło, by córka Rdzawego Ogona zrozumiała, jak wiele razy ostatnio tracił on życia.
- M-my sami nie wiemy... - powiedziała niepewnie Sosnowa Łapa, terminatorka zastępczyni. - Znaleźliśmy go takiego, w jego legowisku. Nie podnosi się już od jakiegoś czasu.
Te słowa były już jasnym znakiem dla wszystkich - nie podniesie się. Nigdy. Sama nie wiedziała, co ma teraz czuć. Klan Burzy był w końcu wyzwolony. Teraz, z wigorem nowej liderki staną na nogi, będzie już tylko lepiej. Nikt nie będzie opóźniał szkoleń i mianowań. Nikt nie będzie miał prawa dzielić ich na dwie grupy o różnych poglądach. Teraz znowu będą mogli stać się jednością. Więc... mimo wszystko chyba powinna się cieszyć. Bo to był koniec tego etapu. Teraz nastanie zupełnie inny, nowy rozdział. Burzowe Serce podszedł, szeptając coś pręgowanej. Migocząca wiedziała już, co. Zapewne wieści o Księżycowej Sadzawce. Tak, teraz czekała ją długa podróż. Rozejrzała się w tłumie, znajdując szybko Ziołowego Nosa i odciągając go na bok.
- Uch... co o tym myślisz? - miauknęła pytająco, na tyle cicho, by nikt nie mógł ich usłyszeć.
- Nie wiem. Nigdy nie miałem w tym zdania - stwierdził, a gdyby umiał, zapewne wzruszyłby teraz ramionami. Nie dziwiła mu się. Nigdy nie lubił się mieszać w tego typu sprawy.
Kiwnęła, liżąc go po nosie. Zamieszanie powoli ucichało, aż w końcu wszyscy kompletnie zamilkli. Stoicki spokój przerywał jedynie od czasu do czasu świergot ptaków. Uch, tej nocy naprawdę nie będzie gwarno...
***
Wrócili z Księżycowej Zatoczki z Ciernistą Gwiazdą na czele. Tak, Gwiazdą. Koteczka przeszła swą ceremonię i otrzymała 9 żywotów, stając się nowym liderem i wnosząc tym samym światełko nadziei do serc Burzowiczów. Nakrapiana człapała koło Brzoskwiniowej Gałązki, na końcu pochodu stąpał Burzowe Serce. Wędrowali w pełnym słońcu, w środku dnia, ponieważ nie mogli teraz marnować zbyt wiele czasu. Po czasie, wrócili. Zielonooka zawołała wszystkie koty, a jej przyjaciółka wtopiła się w tłum, czując dreszcz ekscytacji, zupełnie tak, jakby nadal byłaby to ta sama, radosna i energiczna Migotka. Stanęli właśnie, na nowej, lepszej drodze. Klan Gwiazd dał im właśnie poczucie przyjemnej wesołości, połączenia i bezpieczeństwa, czyli to wszystko, czego tak bardzo im brakowało i tak bardzo było potrzebne. Obserwowała, jak drobna istotka wskakuje na podwyższenie terenu, na którym zwykli przemawiać wszyscy kolejni przywódcy Klanu Burzy.
- Klanie Burzy! Powróciłam z Księżycowej Zatoczki, jako wasza przywódczyni, Ciernista Gwiazda. Moją zastępczynią zostanie Migoczące Niebo. Chciałabym, abyśmy z dniem dzisiejszym spróbowali żyć ze sobą, nie obok siebie. Wiem, że dużo przeszliśmy i nie każę wam o tym zapominać. Chciałam tylko przez to powiedzieć, że... Cóż, cieszę się, że was mam. Że mamy siebie - opowiedziała spokojnie wśród pisków radości.
Córka Alberta również zaczęła wiwatować, lecz z trudem przechodziło jej to przez gardło, po tym, co przed chwilą usłyszała. Ona zastępcą? Mimo, że jej podświadomość mówiła jej to od samego początku, wojowniczka była w niemałym szoku. Czy poradzi sobie z nowymi obowiązkami? Sprosta im, udźwignie ciężary swych pobratymców? Czy zimna, zawistna młoda szylkretka była godna tej roli? Mimo tych wszystkich sprzecznych myśli, posłała jej dumne spojrzenie mówiące "Możesz na mnie liczyć". Następnie Białą Sadzawka i Złota Melodia przeszły na zasłużony odpoczynek do starszyzny, którego naprawdę potrzebowały, lecz Nocna Gwiazda nigdy nie raczył ich przenieść. Kilka dni wschodów i zachódów słońca później już było widać efekty pracy nowych przewodniczących klanowi. Starała się sprawować jak najlepiej, dbała o wysyłanie patroli, gdy tylko mogła, wychodziła też na nie. Przede wszystkim starała się teraz dbać o więzi z najbliższymi, czuła, że w tych chwilach będzie ich potrzebować bardziej niż kiedykolwiek. Ciernista Gwiazda była teraz naprawdę zapracowana - najważniejszym była dla niej odbudowa klanu, co jej zastępczyni doskonale rozumiała, starając się doradzać jej i pomagać. Szybko też dwójka z jej dzieci dołączyła do grona wojowników - kocica była bardzo dumna z Orlego Trzepotu, a zwłaszcza z Fiołkowej Bryzy. Co do Księżycowej Łapy natomiast... Chyba każdy zauważył zmiany w jej zachowaniu. Stała się agresywna, niemiła, unikała treningów i nie robiła postępów. Ona jednak wolała się w to nie mieszać.
Był wieczór. Większość klanowiczów szła do legowisk, ale jedna pręgowana została, nasłuchując koncertu świerszczy. Długołapa bez wahania do niej podeszła, uśmiechając się lekko. Chciały wprowadzić jak najlepszą atmosferę, jak najwięcej zmian. To się teraz liczyło, a jednym z kroków było zajęcie się wszelkimi zaległymi mianowaniami, które długowłosy tak strasznie zaniedbał, osłabiając ich tym.
- Muszę mianować Pyłka i Dreszczyka - oznajmiła, chyląc wzrok ku gwiazdom z skupieniem na pysku.
- Faktycznie. Pyłek jest duża, a Dreszczyk też na to zasłużyła. Potrzebujemy zdrowych, młodych kotów. Nie cierpię samotników... ale one mogą nam się przydać - stwierdziła. - Myślałaś już o mentorach?
- A jeśli nie?
- Dlaczego on to robi?
Było słychać odgłosy. Uch, wszystko jasne. Czyżby próbował się zabić? Pokręciła łbem. Nie miała już siły na tego idiotę. Podeszła do niego, mrużąc swe ślepia. Kremowa wyła cicho, wtulając się w niego.
- Proszę, kochanie, obudź się.... Dlaczego ty to robisz? Dlaczego chcesz od nas odejść? - szeptała przez łzy.
Niebiesko-kremowa nigdy nie rozumiała jej intencji oraz uwielbienia do słabego przywódcy. Po tym wszystkim, co zrobił, jak stoczył dawniej silny Klan i rozbił jego członków, nadal pozostała mu wierna? Nadal bezgranicznie mu ufała i kochała? Cóż, dla Migoczącego Nieba miłość była bzdurą, ustrojstwem zabierającym wolność i czas, nie mówiąc już o tak toksycznym uczuciu. Zaczęło zbierać się coraz więcej kotów o różnych wyrazach pysków - smutnych, z ulgą, zaskoczonych, wystraszonych, obojętnych... nie wstanął już tak od dłuższego czasu. Chyba jednak się nie obudzi.
Wtem, dostrzegła Ciernistą Łodygę i Brzoskwiniową Gałązkę. Obydwie wplątały się w tłum i panujące zamieszanie. Ta pierwsza warknęła z pogardą widząc, jak czarny leży bez życia.
- Na osty i ciernie, co znowu? - wydobyło się z jej ust, a to wystarczyło, by córka Rdzawego Ogona zrozumiała, jak wiele razy ostatnio tracił on życia.
- M-my sami nie wiemy... - powiedziała niepewnie Sosnowa Łapa, terminatorka zastępczyni. - Znaleźliśmy go takiego, w jego legowisku. Nie podnosi się już od jakiegoś czasu.
Te słowa były już jasnym znakiem dla wszystkich - nie podniesie się. Nigdy. Sama nie wiedziała, co ma teraz czuć. Klan Burzy był w końcu wyzwolony. Teraz, z wigorem nowej liderki staną na nogi, będzie już tylko lepiej. Nikt nie będzie opóźniał szkoleń i mianowań. Nikt nie będzie miał prawa dzielić ich na dwie grupy o różnych poglądach. Teraz znowu będą mogli stać się jednością. Więc... mimo wszystko chyba powinna się cieszyć. Bo to był koniec tego etapu. Teraz nastanie zupełnie inny, nowy rozdział. Burzowe Serce podszedł, szeptając coś pręgowanej. Migocząca wiedziała już, co. Zapewne wieści o Księżycowej Sadzawce. Tak, teraz czekała ją długa podróż. Rozejrzała się w tłumie, znajdując szybko Ziołowego Nosa i odciągając go na bok.
- Uch... co o tym myślisz? - miauknęła pytająco, na tyle cicho, by nikt nie mógł ich usłyszeć.
- Nie wiem. Nigdy nie miałem w tym zdania - stwierdził, a gdyby umiał, zapewne wzruszyłby teraz ramionami. Nie dziwiła mu się. Nigdy nie lubił się mieszać w tego typu sprawy.
Kiwnęła, liżąc go po nosie. Zamieszanie powoli ucichało, aż w końcu wszyscy kompletnie zamilkli. Stoicki spokój przerywał jedynie od czasu do czasu świergot ptaków. Uch, tej nocy naprawdę nie będzie gwarno...
***
Wrócili z Księżycowej Zatoczki z Ciernistą Gwiazdą na czele. Tak, Gwiazdą. Koteczka przeszła swą ceremonię i otrzymała 9 żywotów, stając się nowym liderem i wnosząc tym samym światełko nadziei do serc Burzowiczów. Nakrapiana człapała koło Brzoskwiniowej Gałązki, na końcu pochodu stąpał Burzowe Serce. Wędrowali w pełnym słońcu, w środku dnia, ponieważ nie mogli teraz marnować zbyt wiele czasu. Po czasie, wrócili. Zielonooka zawołała wszystkie koty, a jej przyjaciółka wtopiła się w tłum, czując dreszcz ekscytacji, zupełnie tak, jakby nadal byłaby to ta sama, radosna i energiczna Migotka. Stanęli właśnie, na nowej, lepszej drodze. Klan Gwiazd dał im właśnie poczucie przyjemnej wesołości, połączenia i bezpieczeństwa, czyli to wszystko, czego tak bardzo im brakowało i tak bardzo było potrzebne. Obserwowała, jak drobna istotka wskakuje na podwyższenie terenu, na którym zwykli przemawiać wszyscy kolejni przywódcy Klanu Burzy.
- Klanie Burzy! Powróciłam z Księżycowej Zatoczki, jako wasza przywódczyni, Ciernista Gwiazda. Moją zastępczynią zostanie Migoczące Niebo. Chciałabym, abyśmy z dniem dzisiejszym spróbowali żyć ze sobą, nie obok siebie. Wiem, że dużo przeszliśmy i nie każę wam o tym zapominać. Chciałam tylko przez to powiedzieć, że... Cóż, cieszę się, że was mam. Że mamy siebie - opowiedziała spokojnie wśród pisków radości.
Córka Alberta również zaczęła wiwatować, lecz z trudem przechodziło jej to przez gardło, po tym, co przed chwilą usłyszała. Ona zastępcą? Mimo, że jej podświadomość mówiła jej to od samego początku, wojowniczka była w niemałym szoku. Czy poradzi sobie z nowymi obowiązkami? Sprosta im, udźwignie ciężary swych pobratymców? Czy zimna, zawistna młoda szylkretka była godna tej roli? Mimo tych wszystkich sprzecznych myśli, posłała jej dumne spojrzenie mówiące "Możesz na mnie liczyć". Następnie Białą Sadzawka i Złota Melodia przeszły na zasłużony odpoczynek do starszyzny, którego naprawdę potrzebowały, lecz Nocna Gwiazda nigdy nie raczył ich przenieść. Kilka dni wschodów i zachódów słońca później już było widać efekty pracy nowych przewodniczących klanowi. Starała się sprawować jak najlepiej, dbała o wysyłanie patroli, gdy tylko mogła, wychodziła też na nie. Przede wszystkim starała się teraz dbać o więzi z najbliższymi, czuła, że w tych chwilach będzie ich potrzebować bardziej niż kiedykolwiek. Ciernista Gwiazda była teraz naprawdę zapracowana - najważniejszym była dla niej odbudowa klanu, co jej zastępczyni doskonale rozumiała, starając się doradzać jej i pomagać. Szybko też dwójka z jej dzieci dołączyła do grona wojowników - kocica była bardzo dumna z Orlego Trzepotu, a zwłaszcza z Fiołkowej Bryzy. Co do Księżycowej Łapy natomiast... Chyba każdy zauważył zmiany w jej zachowaniu. Stała się agresywna, niemiła, unikała treningów i nie robiła postępów. Ona jednak wolała się w to nie mieszać.
Był wieczór. Większość klanowiczów szła do legowisk, ale jedna pręgowana została, nasłuchując koncertu świerszczy. Długołapa bez wahania do niej podeszła, uśmiechając się lekko. Chciały wprowadzić jak najlepszą atmosferę, jak najwięcej zmian. To się teraz liczyło, a jednym z kroków było zajęcie się wszelkimi zaległymi mianowaniami, które długowłosy tak strasznie zaniedbał, osłabiając ich tym.
- Muszę mianować Pyłka i Dreszczyka - oznajmiła, chyląc wzrok ku gwiazdom z skupieniem na pysku.
- Faktycznie. Pyłek jest duża, a Dreszczyk też na to zasłużyła. Potrzebujemy zdrowych, młodych kotów. Nie cierpię samotników... ale one mogą nam się przydać - stwierdziła. - Myślałaś już o mentorach?
Ciernik? uwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz