Księżyc uśmiechnęła się tajemniczo, słysząc słowa swojej siostry. Od samego początku wiedziała, co odpowie na tym podobne pytanie, mimo iż nie była pewna, czy takowe się pojawi. A jednak, zjawiło się, a ona, mistrzyni dedukcji, nie czuła się teraz zakłopotana! I kto tu jest mądrym kotem? (Przepraszam, to reklama jest we mnie, nie ja w reklamie XD)
– Och, ależ to proste, Fiołkowa Łapo – powiedziała z satysfakcją, patrząc, jak ciekawość płonie w oczach młodszej siostry. Och, w jakieś podniecenie wprawiała ją świadomość, że jej postawa skłania do zadawania pytań? Do reflekcji? Gwiezdni na pewno nie znali na to odpowiedzi, chociaż bardzo możliwe, że Czysta Gwiazda mogła jakąś mieć. Księżyc jednak nie zamierzała jej pytać. Była w końcu jej podwładną, nie koleżanką i nie wypadało przychodzić do przywódczyni z tak błahą sprawą. – Znam się co nie co na ziołach, pamiętasz? Kiedyś całkiem je lubiłam. Myślę, że wystarczy połączyć te, na bóle brzucha, z paroma innymi i wydalanie kał powinno nastąpić rykoszetem!
Oczywiście, „myślę, że” było co najwyżej słowną zagrywką. Szylkretka wcale tak nie myślała, ona była pewna tego, co zamierzała zrobić. Klonowe Futro dokładnie wyjaśnił jej, co z czym wymieszać, za co ona bardzo ładnie mu odpłaciła. Aż za ładnie, aby jego słowa okazały się nie prawdą i musiał zdawać sobie sprawę, że jeśli ją wykiwał, jego pilna uczennica skróci go o głowę, a nie oszukujmy się – córce Ciernistej Łodygi nie brakowało wigoru, odkąd prowadziła podwójne życie.
– Och, skoro tak, to w porządku! – Ucieszyła się młodsza. Następnie pochyliła się do siostry. – Jaki jest konkretny plan działania? – zapytała, a ekscytacja w jej głosie sprawiła, że w miejscu, gdzie kiedyś znajdowało się serce Księżycowej Łapy, umiejscowiło się dziwne ciepło, które kiedyś nazwałaby siostrzaną czułością. Najwidoczniej jeszcze nie wyzbyła się wszystkich uczuć i bardzo dobrze! Mając je, będzie mogła napawać się obrazem Żmijowej Łuski, nie mogącej poradzić sobie z wydalaniem Pożałuje, że kiedykolwiek podniosła łapę na jej siostrę. Och, tak, ten żal poczuje każdy włosek jej futra.
– Burzowe Serce i Skowronkowa Łapa wychodzą dzisiaj na zbieranie ziół – oświadczyła – zakradnę się do ich leża i wezmę, co trzeba. W tym czasie ty pójdziesz i złapiesz najdorodniejszego królika, jaki rzuci ci się w oczy. Musi być, taki, no wiesz… – przez moment zastanawiała się, czy naprawdę chce użyć tak „luzackiego” słowa, ale uznała, że sprawa jest tego warta. Ten jeden raz – odlotowy. Niech staruszce szczena opadnie na jego widok. Spotkamy się pod Burzowym Drzewem i ja nafaszeruję naszego uszatka moją mieszaninką. Potem znajdziemy sobie jakąś młodzinkę, Sosnę, czy inną Brzozę i powiemy im, że mój mentor kazał to zanieść Żmii, ale my niespecjalnie chcemy ją widzieć, a dalej… No, potoczy się samo. Pozostanie nam tylko obserwować. Jak uważasz?
Fiołkowa Łapa zachichotała, słysząc szatański plan swojej siostry. Matko, gdzie się podziała ta grzeczniutka, ułożona koteczka, jaką była za kociaka? Zgoda, wyglądała tak samo, wyrażała się w prawie podobny sposób, a chód to jej się w ogóle nie zmienił, ale na pewno wydawała się inna. Nawet przy tym całym planie naprzykrzenia się starszej kocicy, zdawała się dziwnie dojrzała, jakby nie dzieliło ich parę minut, a kilka księżyców. Może taki był po prostu urok Księżycowej Łapy? Wydawała się dorosła, nie ważne, jak głupiej rzeczy by nie palnęła?
– Kim jesteś i co zrobiłaś z Księżycową Łapą, cholerny kręciarzu? – zaśmiała się entuzjastycznie kotka, klepiąc tortie łapą w bok. – Oczywiście, że w to wchodzę. Nie przegapiłabym takiego przedstawienia.
Księżyc uśmiechnęła się aż nazbyt szeroko i gdyby nie ekscytacja Fiołka, może uznałaby ten uśmiech za straszny?
– Świetnie – szepnęła – zatem, do dzieła.
~*~
Wkradnięcie się do jaskini medyka było proste, jak połknięcie płotki. Księżyc weszła, dzięki doświadczeniu zdobytemu za kociaka, oraz naukom Klona błyskawicznie znalazła to, czego było jej trzeba i jakby nigdy nic wyszła, trzymając nabyte zioła w policzkach. Bezceremonialnie opuściła obóz, bo co miało ją obchodzić zdanie jej durnego mentora, którego nawet nie starała się szanować? Udała się pod Burzowe Drzewo i wspięła na jedną z gałęzi, która parę dni później miała się załamać pod ciężarem Nocnej Gwiazdy. Na szczęście, Księżycowa Łapa do ciężkich nie należała. Usiadła więc, wydobyła ze swojego pyszczka ukradzione roślinki i poczęła ugniatać je łapami i mielić zębami, byleby tylko osiągnęły stan zbitej masy. Pilnowała jednak przy tym, aby nie połknąć chociażby kawałka. To w końcu nie ona miała przecież odstawić przedstawienie wraz ze swoim tyłkiem. Gdy skończyła, rozsiadła się wygodnie i w spokoju wypatrywała siostry.
<Fiołek? Wiem, ciągnę to, jak ser na pizzy, I’m sorry ;;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz