***
Jasne, żółte ślepka wpatrywały się w nią, po chwili mrużąc się, gdy kociak kichnął. Zaskoczony wyprostował się, wydając z siebie cichy pisk.
— Mamo! – do karmicielki podbiegł Ikra, niosący w pyszczku okrągły kamyk – Patrz co dostałem! Byłem u Szyszkowego Zagajnika! I mi pozwolił go wziąć!
Mżawka ze znużeniem spojrzała na syna, opierając głowę o posłanie. Głowa jej pękała od ciągłych krzyków, a nowo poznany malec uwiesił się jej brzucha i nie mogła nigdzie iść.
— To bardzo miło z jego strony – mruknęła, uśmiechając się lekko – Podziękowałeś mu?
— Oczywiście! I opowiedział mi też taką fajną historię… Ale już nie pamiętam o czym była.
Parsknęła cicho, że zrezygnowaniem kiwając głową.
— Dlaczego pani Kazarka go tu zostawiła? I gdzie poszła? – zapytał niebieski, patrząc na Bagietkę – I gdzie jest M… Maślak?
Łaciata westchnęła cicho, przewracając się na plecy. Strasznie wszystko ją bolało od ciągłego siedzenia w miejscu. Ruchem łapy delikatnie przysunęła czarno-białego bliżej, bo już zaczął pełznąć w innym kierunku.
— Pani Kazarka uznała, że tutaj będzie Bagietce lepiej – miauknęła, a Ikra wbił wzrok w najmłodszego z kolegów – Nie wiadomo, gdzie poszła. Może jakiś inny klan wybaczy jej grzechy które popełniła i przyjemnie pod swoją ochronę, aby odpracowała swoje złe czyny. I zabrała Maślak ze sobą. Może nie chciała być samotna?
Zastanawiała się, czy jej też by było tak trudno opuścić własne dzieci. Nie czuła między nimi a sobą jakiejś silnej więzi, a przynajmniej nie z jej strony. Czy Kazimiera źle się czuła, gdy wygnała Dymkę z domu? Czy czuła się samotna, gdy Pyzia I Niunia opuściły ją? Pewnie nie.
***
— Proszę, to dla ciebie – miauknął Bursztynowa Łapa, kładąc przed karmicielką błyszczącą płotkę.
Niebieska zamruczała z zadowoleniem, mrugając, aby pozbyć się resztek snu.
— Dziękuję Ci bardzo – odparła, a kremowy kocurek opuścił legowisko.
Świeżo złowiona ryba pachniała wspaniale, tym bardziej, że była strasznie głodna. Oderwała sobie kawałek, ale zanim zdążyła go zjeść, boczula na swoim barku drobne łapki. Zaskoczona odwróciła wzrok, i zobaczyła wspinającego się po niej Bagietkę, o mysią długość ogona od porwania jej posiłku z pyszczka. Szybko zjadła go, mierząc brązowymi oczami zadowoloną z siebie mordkę malca.
— To nie dla ciebie! – westchnęła, uśmiechając się do łaciatego – Nawet nie masz wszystkich ząbków, nie możesz tego zjeść!
Delikatnie przewróciła kociaka na plecy, liżąc go po brzuszku, a on wyszczerzył się w uśmiechu.
— Z czego się tak śmiejesz, hm? – miauknęła, kładąc głowę obok niego.
<Bagietka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz