~ * ~
Te rozmyślania przerwał Jerzykowa Werwa, wysłany, by pośpieszyć kotki i ich małą armię. Nie było już na to wszystko czasu. Zaćmienie wyglądała idealnie; każdy kosmyk był tam, gdzie powinien, nic nie odstawało nawet na milimetr. Biały Pełnia również pozbył się z siebie całego kurzu i brudu; wyglądała jak mama. Promyczek nie miał pedantycznych zapędów, ale trzeba było przyznać, że prócz przymkniętego oczka, prezentował się lepiej niż zwykle. Tym razem Księżyc nie odstawała od reszty rodzeństwa; od wschodu słońca lizała swój puszek, aby wyglądał rewelacyjnie.
W końcu wyszli z kociarni. Wiedziała, że opuszcza tę bezpieczną przystań na zawsze. Gdyby była wojowniczką, byłaby szansa, nawet dość spora, że kiedyś trafiłaby tam ze swoimi kociętami, ale wiedziała, że ślubować będzie Klanowi Gwiazd całkowity celibat. Pozostaną jej tylko czyjeś porody do odbierania.
Dotarli pod mównicę. Srokoszowa Gwiazda już na niej siedział. Zgarbiony i niezadowolony. Wpatrywał się w Bożodrzewny Kaprys z niechęcią i podejrzliwością; takim samym wzrokiem potraktował jej dzieci. Mimo że nie zwołał klanu oficjalnie, wszyscy byli już zebrani; najpewniej słyszeli szczebiotanie Zielonego Wzgórza. Lider wstał ospale i mlasnął kilka razy, aby nawilżyć mordę.
— Tak, tak... — zamyślił się, jakby zapomniał, po co w ogóle wlazł na skałę. Zamgliło go. Dopiero mrożące krew w żyłach spojrzenie Judaszowca, które wędrowało z niego na pociechy siostry, oprzytomniło staruszka. — Mamy czwórkę kociąt, które obiorą wybrane przez siebie ścieżki treningu. Pełnio, wystąp!
Ciemnooki zadrżał i zrobił krok do przodu. Był jednocześnie szczęśliwy, ale i tak przerażony, że ledwo udawało mu się trzymać swoją stoicką maskę.
— Twoim nowym imieniem stanie się Rozświetlona Łapa, a szkoleniem na wojownika zajmię się Bławatkowy Wschód, który będzie zobligowany do przekazania ci całej wiedzy, którą posiada — skończył, a z szeregu wystąpił nieduży, acz dość umięśniony kocur o jasnym futrze. Dwójka zetknęła się nosami, a następnie wrócili do grupy, robiąc miejscę następnym.
— Promyczku! Do przodu — zawołał, a brat koteczki posłusznie wykonał polecenie. Widziała, jak przeskakuje z nogi na nogę — Od dziś również zaczynasz trening wojownika i będziesz znany jako Promienna Łapa. Twoim mentorem zostanie Niedźwiedzi Miód. Na pewno nauczy cię wielu — Tutaj zaciął się — rzeczy...
Scenariusz powtórzył się. Dwa koty, uczeń i nauczyciel musnęli się pyszczkami i odeszli w cień. Teraz była ich kolej. Księżyc ukradkiem zerknęła na siostrę. Na jej mordce nie było widać ani widma strachu. Była oazą spokoju, przykładem wyrafinowania i dobrego wychowania. Zazdrościła jej.
— Zaćmienie i Księżyc, zwracam się do was razem, gdyż obydwie zdecydowałyście się wybrać drogę medyka. Waszymi imionami będą kolejno Zaćmiona Łapa oraz Ćmia Łapa. Szkolić będziecie się pod czujnymi, doświadczonymi oczami Liściastego Futra i Czereśniowej Gałązki. — Nie czekał nawet aż świeże terminatorki pozdrowią nowe opiekunki; zeskoczył i skrył się w swojej norze. Podeszły naraz. Najpierw starsza dotknęła pyska srebrnej, a następnie zamieniły się miejscami. W tle klan skandował imiona nowomianowanych.
~ * ~
Na szczęście najzimniejsze momenty przypadły na bardzo teoretyczny okres ich nauki. Teraz robiło się coraz wilgotniej i cieplej, a więc nieśmiałe, zielone łodyżki zaczynały pojawiać się między śnieżnymi kryształkami. Wilgoć niosła ze sobą też wzmożone zachorowania. Tego właśnie bardzo obawiała się Ciemka. Do tej pory tylko obserwowała, jak obchodzi się z pacjentami młodsza z medyczek. W końcu jednak musiał przyjść dzień, gdzie zostanie poproszona o podanie diagnozy, a następnie odpowiednich leków.
Było mroźno, acz słonecznie. W wielu miejsca zaspy nie zdążyły jeszcze całkowicie zniknąć, ale śniegu z każdym dniem ubywało i ubywało. Nie zmniejszała się niestety liczba kotów z dolegliwościami; przeróżnymi oraz mniej lub bardziej poważnymi. Zwykle podawała tylko zioła, o które ją proszono. Lubiła utrzymywać porządek w składziku, więc szło jej to sprawnie. Pochwały bardzo ją podbudowywały. Naprawdę czuła, że robić coś, co było jej zapisane w Gwiazdach. Była taka wdzięczna. Nie wiedziała, jak mogłaby podziękować Morskiemu Oku, a przecież to jemu zawdzięcza tą odwagę, którą z siebie wykrzesała podczas rozmowy z Czereśniową Gałązką.
Uczennice zdziwił widok zasmarkanego, pociągającego nieustannie nosem, a do tego trzęsącego się z zimna, wujka. Wyglądał... mizernie... Brwi miał zmarszczona, a wąsy powykrzywiane we wszystkie strony. Pysk miał bardziej gburowaty wyraz niż zazwyczaj. Jakimś cudem.
— P-Psia mać! Straszna Pora Nagich Drzew; jakaś kara od Gwiezdnych, jestem tego pewien. — powiedział, ale jego głos brzmiał śmiesznie z powodu kataru. Jedna, lśniąca strużka wydzieliny ciekła z dziurki w nosie. Kocur szybko otarł ją łapą, wycierając ją potem w mszystą wyściółkę.
— Och! — zaskoczyła się mentorka; Judasz nie często przychodził do nich z tak błahego powodu jak złe samopoczucie fizyczne. — Judaszowcowy Pocałunku przeziębiłeś się?
— To ty mi powiedz, jesteś medyczką — wyburczał, ale szybko uspokoił nerwy. Nie miał powodów, innych niż wkurzające dolegliwości, by denerwować się na Liściaste Futro. — Oka nie zmrużyłem, psia mać... Ciągle próbowałem jakoś mordę obrócić, żeby mi się, chociaż dziurka w nosie jedna, JEDNA, odetkała. Za chwile kaszel mnie weźmie od tego oddychania przez pysk.
Asystentka słuchała uważnie. Dla niej takie rzeczy to mysz powszednia. Była to świetna okazja, żeby sprawdzić Ćmią Łapę. Koteczka stała delikatnie z tyłu. Rzeczywiście zmartwiła się stanem wuja. Przecież on nigdy nie powinien chorować. Przecież Klan Gwiazdy nad nim czuwa. Dlaczego pozwolili, żeby zatkał mu się nosek? Poczuła wzrok mentorki.
— No, no... Ćmia Łapo, Judaszowcowy Pocałunek skarży się na katar i zatkany nos. Co podajemy kotu w takiej nieciekawej sytuacji? — zapytała, a blade oczy rozszerzyły się. Bała się tego dnia. Wiedziała że w końcu nadejdzie; przecież z jakiegoś powodu uczy się leków i ich zastosowań. Musi zacząć faktycznie coś robić.
— E-em... — wymruczała. Ojejku... A co jak zabije wujka? Mama ją znienawidzi, Klan Gwiazdy ją znienawidzi!
— No śmiało, ja wiem, że ty wiesz — zachęcała ciepło starsza, a pomarańczowe ślepia kocura również zdawały się złagodnieć.
— F-floks... i lubczyk... t-też — wyszeptała niepewnie. Wiedziała, że uczyła ją tego szylkretka, ale wykorzystanie teraz tego naparstka wiedzy, którą musi opanować, wydała się ponad jej siły.
— Dokładnie! Gdybymy mieli jeszcze słodki miód, to dopiero byśmy Cie wyleczyli nim zając skoczy, Judaszowcowy Pocałunku.
— Wystarczą tamte zioła, tylko, psia mać, szybko, bo oszaleję — wyharczał, siedząc zgarbiony.
Siostrzenica, nie czekając na polecenie, bo przecież doskonale wiedziała, gdzie znajdują się te lekarstwa, pobiegła do składziku. Przyniosła gotowy już zwitek tych dwóch ziół. Położyła je przed czekoladowym. Kocur zaczął przeżuwać je z ogromnym niesmakiem, ale nie narzekał. W tym momencie do lecznicy wparowała Zaćmiona Łapa razem z Czereśniową Gałązką. Kocice były w legowisku uczniów. Stokrotkowa Łapa narzekał na dziwne zaczerwienienie po wewnętrznej stronie uda, które niemiłosiernie swędziało. By uniknąć rozdrapania starsza postanowiła zabrać drugą terminatorkę i pozbyć się problemu za pomocą maści z aksamitki. Koteczka miała za zadanie utrzeć ją swoimi zdrowymi, silnymi i młodymi łapkami.
— O... Witaj Judaszowcu. Źle się poczułeś? — zapytała fioletowooka, a wyłysiały tylko skinął niemo głową, wciąż walcząć z gorzkimi specyfikami w pysku. — Liściaste Futro, skończyła nam się już aksamitka, wydaję mi się że może już powolutku pojawiać. Oczywiście nie mamy pewności, a nie będziemy przecież wysyłać naszych podopiecznych aż pod granice, ale w tamtym sezonie krzew pojawił się tuż obok obozu, pamiętasz? — niebieska kiwnęła — No więc, może Zaćmiona Łapa i Ćmia Łapa wyruszą poza obóz, tylko na kawałeczek za wodospad, aby jej poszukać. Co ty o tym myślisz?
— Ćmia Łapa właśnie dobrze podała zioła, myśle, że taki dzień pełen wyzwać dobrze im zrobi. No to co. — tutaj zwróciła się do uczennic, z których jedna była spokojna, acz widocznie zadowolona, a druga pełna paniki, i kontynuowała — Sio po ziółka. Dobrze wiecie czego szukać i gdzie tego szukać. Jeśli dobrze widze, a jeszcze oczy mam niczym jastrzębica, Bławatkowy Wschód i wasz brat wychodzą na trening, będą waszą eksortą.
[1731 słów; trening medyka]
[przyznano 34%]
<Zaćmienie?>
Wyleczeni: Judaszowcowy Pocałunek, Stokrotkowa Łapa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz