Po otrzymaniu kilku cennych wskazówek od okolicznych włóczęg i pieszczoszków Kajzerka poczuła, że nareszcie idzie w dobrą stronę. Miejskie zabudowania stawały się z każdym uderzeniem serca niższe, rzadsze, ustępując niewielkim domkom, aż w końcu zupełnie się kończąc. Przesiąknięta deszczem polana sprawiła, że jej łapy zatapiały się aż po nadgarstki, ale kotka już dawno nie była szczęśliwsza. Rzucając się biegiem w stronę znajomych jej terenów, Kajzerka chlapała na lewo i prawo, pokrywając nie tylko swoje nogi, ale i też brzuch błotem. To, jak teraz wyglądała, wcale się dla niej nie liczyło. Była już tak blisko! Ach, jakie to było piękne!
***
Wpierw przedarła się przez puste, jałowe pole, a następnie, krocząc brzegiem rzeki, udało jej się dojść do przeprawy przez wystające z wody kamienie. Choć namęczyła się nad nią niemało, i już parę razy była bliska upadkowi, udało jej się w końcu przedostać na drugą stronę i kontynuować swoją podróż. Mijała miejsca, których nie widziała nigdy wcześniej, a jedynie słyszała zdawkowo od innych wojowników. Przykładem było wysokie, tykowate drzewo ze sporym, ptasim gniazdem na jego konarze... i spoglądającym na nią z góry kocurze, który nie wyglądał, jakby podobało mu się przekroczenie granic Klanu Klifu.
— Och! — miauknęła, widząc na jego pysku grymas. — Ja tu tylko przelotem... obiecuję! — krzyknęła i pognała przed siebie, próbując zostawić klifiaka daleko za sobą.
***
W jej nos uderzył przyjemny zapach wilgoci, ryb i przesiąkniętych wodą futer – woń Klanu Nocy! Pomimo obolałych, wleczących się nóg, Kajzerka parła przed siebie z ogromnym podekscytowaniem, jakie wirowało wraz z krwią w jej żyłach. Już fantazjowała o tym, co się stanie, gdy zobaczy swojego ojca, swoją siostrę i wszystkich innych przyjaciół. Już układała w głowie, w jaki sposób wyrazi, jak bardzo za nimi wszystkimi tęskniła, a następnie opowie wszystko, co do najdrobniejszej historii. Już sobie wyobrażała ich zaskoczone, uśmiechnięte na jej widok mordki!
Nie mogła nawet opisać radości, którą poczuła, gdy na horyzoncie zobaczyła patrol, na który składały się znajome jej pyszczki... Biedronkowe Pole, Pylista Burza, Bratkowe Futro... i Nena! Choć były od siebie daleko, ich oczy spotkały się, a wcześniej skupiona na zadaniu wojowniczka nagle osłupiała. Kajzerka bez wahania zaczęła biec przed siebie, ile tylko jej zostało siły w łapkach, by spotkać się po rozłące z przyjaciółką.
— Na Klan Gwiazdy, Kazarkowa Śpiewka? — Nenufarowy Kielich uśmiechała się, wpatrując się w kotkę tak, jak gdyby wyrosły jej dodatkowe głowy. Jej spojrzenie zdradzało niepewność co do prawdziwości ich spotkania. Jak gdyby myślała, że to tylko sen. — Ale... Co? Jak? Gdzie? Co się z tobą działo przez te wszystkie księżyce? — kotka pytała w niedowierzaniu. Kajzerka przytuliła ją do siebie, głośno mrucząc.
— Pół wschodu słońca zejdzie mi chyba na opowiadanie! — miauknęła głośno, nie chcąc wypuścić przyjaciółki ze swoich objęć. — Tyle się stało, że to szok! Ale do tego potrzebuję szerszej grupy! Nie będę tego opowiadać sto razy dla każdego z osobna!
— Kazarkowa Śpiewko? — wymruczała niepewnie Bratek, lecz bez krzty entuzjazmu. Gdy Kajzerka przeniosła na nią wzrok, zdała sobie sprawę, w co wojowniczka się wpatrywała. W skrytą pod warstwą grubego futra obróżkę. — Co to jest? — zapytała z wyraźną odrazą.
Uśmiech zszedł na moment z pyszczka szylkretki, ale ta szybko odparła:
— Ja wszystko wytłumaczę! Proszę, pójdźmy do obozu! Wszystko wam opowiem! — miauczała gorliwie. Pozostali członkowie patrolu popatrzyli po sobie znacząco, lecz nie powiedzieli zupełnie nic.
***
Jakim cudownym uczuciem było znów znaleźć się w domu! Kotka z zachwytem przyglądała się obozowi zupełnie tak, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu. Od jej odejścia pojawiły się nowe pyski, którym przyglądała się z radością, pocieszając się, że w ogóle nie musiała się martwić o Klan Nocy. Ten radził sobie wspaniale. Wytuliła rodzinę, wszystkich starych znajomych i już zabierała się za opowiedzenie całej historii, gdy na spotkanie wyszła jej Srocza Gwiazda, rzucając szylkretce spojrzenia spod byka.
— Czy raczyłabyś się wytłumaczyć ze swojej nieobecności, Kazarkowa Śpiewko? — zapytała z wyraźnym chłodem, przyglądając się kotce z odrazą.
— Och, oczywiście! — miauknęła, unosząc wysoko do góry ogon. — Więc to było tak... Poszłam w jedno miejsce na patrolu, bo szukałam zwierzyny i znalazłam tam takie obozowisko dwunogów! Kilka dni później poszłam tam drugi raz, bo chciałam to zbadać bardziej, a wtedy oni mnie schwytali! Wpadłam w brzuch potwora i gdy z niego wyszłam, już znajdowałam się w ich prawdziwym domu! — mówiła, a na wspominkę o dwunogach wielu nocniaków zaparło dech ze zdziwienia, może nawet i odrobiny strachu. — I tam byłam jakiś czas, założyli mi tę obróżkę... Ale wszystko było ze mną w porządku, nie musicie się naprawdę martwić! Nakarmili mnie, miałam ciepełko, dach nad głową... Ale się za wami stęskniłam! Musiałam wrócić i dlatego uciekłam, kiedy tylko nadarzyła się do tego okazja. Dłuższą chwilę błąkałam się po mieście... Lecz to nieważne, bo was znalazłam i wróciłam!
— Nie wyglądasz, jakbyś długo się błąkała, patrząc na ten obwisły brzuch — skomentowała Kruczy Szpon, wyłaniając się z otaczającego Kajzerkę tłumu. — A po tym opisie wygląda na to, że chyba spodobało ci się życie domowego pupilka... — wysyczała.
— No, nie było takie złe! — odpowiedziała i dopiero po obrzydzonej reakcji nocniaków zrozumiała, że nie powinna tak mówić. Ups... — To znaczy... Byłam bezpieczna i nic mi się nie stało! To się chyba liczy, prawda? — starała się uratować, lecz nie szło jej to najlepiej. Chcąc dodać sobie otuchy, popatrzyła po jej bliskich, ale prawie każdy z nich uciekał wzrokiem. Przełknęła nerwowo ślinę, odwracając głowę na wprost Sroczej Gwieździe, która nie wyglądała, jakby podobała się jej opowieść Kajzerki.
— Czyli otwarcie przyznajesz się do złamania kodeksu wojownika? — zapytała zimnym głosem. Złote oczy szylkretki gwałtownie się otworzyły, a sama pokręciła wiele razy głową.
— O nie, nie, nie! Nigdy bym nie zdradziła Klanu Nocy! Kocham go całym sercem! Przecież tu wróciłam! — mówiła szybko i chaotycznie, będąc widocznie w stresie. To nie tak miało to wyglądać! — Gdybym nie była mu lojalna, przecież bym tam została!
— Zdaje mi się, Kazarkowa Śpiewko, czy jakimkolwiek innym imieniem obdarzyli cię dwunodzy, że nie traktujesz tej sprawy wystarczająco poważnie — odpowiedziała Srocza Gwiazda. — Czy uważasz swój klan za miejsce, do którego można dowolnie wrócić, gdy tak ci się zachce? Być może to ja jestem nieufna, lecz trudno jest mi uwierzyć w niektóre części twojej historii. Prawdziwy wojownik nigdy nie powiedziałby o swym pobycie u dwunożnych, że nie było takie złe. Jesteś pewna, że twoje serce przynależy do Klanu Nocy, a nie do wygodnego życia pieszczocha?
Po obozie rozbiegły się szepty, nieprzyjemne wołania i rzucane w jej stronę opinie. Kajzerka miała wrażenie, że jej świat wokół wiruje, z wyjątkiem jej samej. Nie chciała, żeby inni postrzegali ją jak zdrajczynię!
— Przynależy, przysięgam! Ja... ja... — chciała się bronić, lecz zabrakło jej nagle tchu, a podbrzusze zabolało tak, jakby coś próbowało się z niego wydrzeć na zewnątrz. Syknęła z bólu i skuliła się na ziemi, zaciskając mocno powieki. Już parę razy zdarzało się, że łapały ją skurcze, lecz nie były wcześniej takie silne... Och, Klanie Gwiazdy, dlaczego akurat teraz...
Inni zdawali się zaskoczeni jej nagłym położeniem się na ziemi. Usłyszała, że ktoś woła medyczki, ktoś do niej podchodzi, lecz to były tylko słabe przebłyski. Gdy zamknęła oczy, nagle wszystko się jej urwało.
Gdy już się obudziła, leżała na mszystym posłaniu. Obok niej krzątała się Różana Woń, która po zauważeniu, że Kajzerka otwiera oczy, rzuciła jej nieprzychylne spojrzenie.
— Chyba zapomniałaś wspomnieć w tej swojej historyjce o jakimś pieszczochu — wycedziła do niej przez zęby, mocno ją dezorientując. Skąd wiedziała o Bajglu??? Czyżby medyczka wiedziała więcej, niż się jej zdawało?
— C-co? O czym ty mówisz?
— O tym napęczniałym bebechu, a o czym? — rzuciła, przerzucając wzrok raz na sortowane zioła, raz na jej oczy, a raz na jej ciało. Kajzerka odchyliła uszy. Nie rozumiała. — No, powiedz, Kazarko, chyba nie myślałaś, że zataisz przed klanem taką tajemnicę w momencie, gdy na pierwszy rzut oka widać, że jesteś brzemienna, i to bardzo? — zapytała z odrazą. Czekoladowa spojrzała na swój brzuch z odrobiną zaskoczenia. Była... w ciąży? To nie był żart? Och, na Klan Gwiazdy...
— Nie wiedziałam... — przyznała cicho, na co Róży zadrżały od rozbawienia wąsy.
— Och, litości. Jak niby mogłaś nie wiedzieć? Z myszą się na mózgi zamieniłaś? — warknęła w jej stronę czarna. — ChybaChyba że nadal wierzysz w opowieści ze żłobka o tym, jak to ptaszki przynoszą dzieci — wyśmiała ją, a Kajzerka nie była nawet w stanie myśleć o jej raniących słowach, bo wieść, że nosiła pod swym kocięta, była dla niej tak niespodziewana. Właściwie tak, jak to wszystko. Liczyła na ciepłe powitanie, a skończyła tylko z goryczą. — Nie słyszałaś chyba o ogłoszeniu Sroczej Gwiazdy. Ona już o wszystkim wie. Długo u nas już nie zagaisz — mruknęła krótko, sprawiając, że Kajzerce przyśpieszyło bicie serca. Podniosła nagle głowę.
— Jak to? Co? Ale... — chciała coś powiedzieć, lecz w jej gardle pojawiła się gula, a łapy nagle zadrżały. Miała opuścić Klan Nocy? Nie! Nie mogła tego zrobić! Nie chciała znów z niego zniknąć! Dopiero tu przybyła... Różana Woń wyglądała na rozbawioną jej reakcją.
— Zhańbiłaś dobre imię naszego klanu. Wszyscy się o ciebie martwili, wyrywali sobie sierść, gdy ty wylegiwałaś się w legowiskach dwunogów, wżerając ich wronie strawy... Doskonale rozumiem decyzję Sroczej Gwiazdy. Nie jesteś godna bycia nocniakiem.
— Czyli mam... iść? Teraz? — mówiła chwiejnym głosem, mając wrażenie, że w przeciągu chwili jej całe życie się zawaliło i roztrzaskało na kawałki.
— Po porodzie — odparła tylko krótko i chłodno Różana Woń, odchodząc, zostawiając szylkretkę na chwilę samą ze swoimi myślami. Chciała znów omdleć, byle tylko nie musieć usłyszeć tego wszystkiego. Chciała cofnąć się do poprzedniego wschodu słońca, gdy była tak pewna siebie i pełna nadziei. Zwiesiła łeb, po chwili chowając swój pysk w łapach i łzach. Nie planowała, by to tak się skończyło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz