BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Do klanu szczęśliwie (chociaż zależy kogo się o to zapyta) powróciła zaginiona medyczka, Liściaste Futro. Niestety nawet jej obecność nie mogła powstrzymać ani katastrofy, jaką była szalejąca podczas Pory Nagich Liści epidemia zielonego kaszlu, ani utraty jednego z żyć przez Srokoszową Gwiazdę na zgromadzeniu. Aktualnie osłabieni klifiacy próbują podnieść się na łapy i zapomnieć o katastrofie.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Po długim oczekiwaniu nowym zastępcą Owocowego Lasu została ogłoszona Sówka. Niestety jest to jedyne pozytywne wydarzenie jakie spotkało społeczność w ostatnim czasie. Jakiś czas po mianowaniu zwiadowczyni stała się rzecz potworna! Cały Owocowy Las obudził się bez śladu głównej medyczki, jej ucznia oraz dwójki rodzeństwa kocura. Zdruzgotana Świergot zgodziła się przejąć rolę medyka, a wybrani stróże – Orzeszek i Puma – są zobowiązani do pomocy jej na tym stanowisku.
Daglezjowa Igła w razie spotkania uciekinkerów wydała rozkaz przegonienia ich z terytorium Owocowego Lasu. Nie wie jednak, że szamanka za jej plecami dyskretnie prosi zaufanych wojowników i zwiadowców, aby każdy ewentualny taki przypadek natychmiastowo zgłaszać do niej. Tylko do niej.
Obóz Owocniaków huczy natomiast od coraz bardziej wstrząsających teorii, co takiego mogło stać się z czwórką zaginionych kotów. Niektórzy już wróżą własnej społeczności upadek.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Klanie Nocy?
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Wilka!
(brak wolnych miejsc!)

Nowe mutacje w zakładce "Cechy Specjalne i Mutacje"! | Zmiana pory roku już 22 września, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

03 sierpnia 2023

Od Wypłosza

*bardzo dawno temu*

Oczekiwał na pojawienie się Blanki, bardzo niezadowolony. Spóźniała się. Czyli jednak go wystawiła? Mógł się tego spodziewać. Dlaczego w końcu miałaby się z nim spotykać? Był przecież tylko brudnym kaleką, a ona? Ona żyła niczym królowa. Miała wszystko podstawione pod nos, nie cierpiała głodu, jej sylwetka była dobrze odżywiona, a kości nie wystawały jej spod skóry, jak to było w jego przypadku. 
Nagle dojrzał jak czyjś bengalski kształt wyleciał zza rogu. Blanka zwolniła, uspokajając oddech i spokojnym krokiem z niewymuszoną gracją do niego podeszła. 
— Przepraszam za spóźnienie — miauknęła spuszczając uszka. 
Był... Zaskoczony, że się pojawiła. Już tracił nadzieję i posłał ją na straty, a tu... Miła niespodzianka. 
— Co cię takiego zatrzymało? — zwęził oko, chcąc dowiedzieć się, dlaczego tyle jej zeszło. 
— Musiałam iść inną drogą, bo tam gdzie zwykle chodzę kręcił się jakiś podejrzany samotnik — wytłumaczyła, podchodząc bliżej.
Czy był w stanie jej uwierzyć na słowo? Wystraszyła się jakiegoś kota? To brzmiało... Głupio. No dobra... Może była w tym jakaś uzasadniona reakcja. Niektórzy bywalcy Betonowego Świata z łatwością skrzywdziliby samotną pieszczoszkę. 
— Nie wierzysz mi? Przecież przyszłam. Nic się nie stało. 
— Przyszłaś i całe szczęście. Jeszcze chwila, a skierowałbym swoje kroki do twojego domu — I mówił to na serio. Praktycznie gdyby nie te jej nagłe pojawienie się, był gotów sprawdzić czy przypadkiem te potwory, z którymi mieszkała jej nie uwięzili. 
— Niepotrzebnie. Przecież mówiłam, że przyjdę. To, że się spóźniłam nie jest ważne. 
Nie było ważne? Chyba naprawdę nie pojmowała jak wielką wagę odgrywał tu czas. Przez to, że nie udało jej się dotrzeć szybciej, mieli mniej czasu, aby spędzić tą chwilę razem. 
Wstał i podszedł do niej, chcąc jej pokazać, że on uważał inaczej. 
— Jest. Bo nie mamy wiele czasu dla siebie, bo mieszkasz u tych... stworzeń. — Skrzywił się. 
Ile by dał, aby Blanka porzuciła pieszczochowanie i do niego wróciła. Byłoby jak za dawnych księżyców. Tylko oni, we dwoje. Życie od razu stałoby się prostsze, bo mieliby siebie. 
— Wiesz, że życie na ulicy nie jest dla mnie... — odpowiedziała mu.
Tak... Wiedział. W końcu odkąd Bylica ją porwała, ta marzyła tylko o jednym; aby uciec i powrócić na wygodne salony, gdzie nie straszny jej głód czy też ból. 
— Wiem, Księżniczko. Szybko byś tutaj zginęła. Dobrze, że masz mnie — szepnął, licząc na to, że mimo wszystko kocica przemyśli tą sprawę. Przecież udałoby im się dożyć sędziwego wieku, gdyby mieli w sobie wsparcie. 
— Gdybyś zniknął w ogóle nie wychodziłabym z domu — mruknęła.
— A świat jest taki piękny dla kogoś kto nie zna się na życiu. — Uśmiechnął się krzywo. — Niedaleko stąd osiedliła się dziwna kotka. Podobno widzi duchy — podzielił się zasłyszaną plotką z pieszczoszką.
Ostatnio wiele wyłapywał ciekawych informacji, kiedy to mógł liczyć na swoich przyjaciół. Ta dwójka zawsze miała coś niecodziennego do przekazania, co wskazywało na to, że w Siedlisku Wyprostowanych niczego nie dało się ukryć. 
Blanka uniosła uszy na nowe wieści. 
— Serio? Myślałam, że duchy to opowieści dla małych kociaków... Albo wystrzelonej Bylicy. Ta też mogłaby je widzieć — skomentowała to wszystko.
— Możemy do niej pójść w odwiedziny — zaproponował, ponieważ uznał to za wspaniały pomysł, aby sprawdzić, czy plotki były tylko plotkami, czy może było w nich jakieś ziarno prawdy. Samotne poszukiwania kocicy nie były jednak dla niego. A jego koledzy na pewno by go wyśmiali słysząc jego propozycję. 
— Bylicy czy tej drugiej? Bo albo ucieknę, albo się zgodzę — miauknęła. 
— Tej drugiej. — Pokręcił łbem. Zapomniał, że Blanka nie wiedziała co działo się z tą staruchą. Może to i dobrze... Nie chciał jej martwić tym, że ta go ścigała z tą całą swoją zapchloną rodzinką, by go ubić jak psa. 
— To chodźmy. Czemu nie — zgodziła się, a on posłał jej uśmiech. 
Wspaniale. No to czas w drogę. 

***

Kierowali kroki przed siebie, a on ciągle miał na nią oko. Nie potrafił przestać się w nią wpatrywać. Uznawał to za piękny sen, który w każdym momencie może nagle się skończyć. Znów byli razem. Tak jak dawniej...
— I co tak zerkasz? Nie ucieknę przecież... Dopóki nie zaczniesz zachowywać się... dziwnie — dodała, zrównując z nim krok. 
— Ja? Zachowuje się dziwnie? Od kiedy? 
— Od zawsze. — Wzruszyła ramionami. — Od czasu do czasu zdarzają ci się takie odpały. 
Nie potrafił ukryć uśmiechu, który zaraz wypłynął mu na pysk. Lubił się z nią droczyć. To było przyjemne słyszeć jej głos.
— Ranisz me serce. Nie jestem dziwny — zapewnił, bawiąc się dalej w tą wymianę zdań. 
— Wcale, a wcale. Ale na igraszki ze mną i nikim innym to jesteś chętny "bo tak", co? To wcale nie dziwne, hm? — Spojrzała na niego wymownie. 
— Nie. To wcale nie jest dziwne. Dziwne za to jest to twoje wnikanie w nieistotne sprawy. — Trzepnął uchem, rozglądając się na moment po otoczeniu. Musiał w końcu poza rozmową z Blanką, sprawdzać czy kierowali kroki w odpowiednim kierunku. Do tej wariatki był kawałek drogi. Niestety. 
Usłyszał jej prychnięcie, ale nie słuchał co ona tam mu biadoliła pod tym swoim uroczym noskiem.
— Daleko jeszcze? — w końcu dotarło do jego ucha.
— Jaśnie panią bolą łapki? Może zatrzymać się na odpoczynek i dać wody, co? — zadrwił. 
Mógł się spodziewać, że Blanka zacznie narzekać. Sama przyznała, że nie wychodziła z tego swojego domu w ogóle, a to z jego powodu teraz przemierzała brudne uliczki Betonowego Świata. 
— Nie, dziękuję. Miała być niedaleko, a idziemy i idziemy — zauważyła.
— Jest niedaleko, ale ty nie dasz rady przejść skrótami, bo nie są za przyjemne dla księżniczki. — Uśmiechnął się do niej zaczepnie. I w sumie miał rację. Wątpił, aby bengalka chciała przeciskać się przez kanały i brudzić swoją jakże pięknie pachnącą sierść czyimiś szczynami. 
— Myślisz, że nic nie potrafię, bo nie żyje w śmietniku? Wiesz ty co? Idziemy skrótami. Już — rzuciła władczo.
Ona naprawdę nie wiedziała na co się porywa. Musiał to zobaczyć. 
— Jak sobie życzysz słońce, za mną — Poprowadził ją do najbliższej studzienki kanalizacyjnej, która była uchylona. Znał ją dzięki okolicznym kotom, które często z niej korzystały, by przetransportować się szybko i niepostrzeżenie na drugi koniec miasta. — Musisz tam wskoczyć. Będzie cuchnęło — przestrzegł ją przed tym. 
— Żartujesz sobie. Myślałam, że chodzi o jakieś płoty, ogródki, a nie... ścieki. — Odraza wymalowała się na jej pysku. 
— Mówiłem, że to nie dla księżniczki, ale sama się uparłaś — przypomniał jej o tym, wskazując, że winna była tu ona sama. Teraz nie było jednak odwrotu. Skoro wcześniej tak pragnęła skrótu, to nie będzie mu przecież tu wybrzydzać. Nie mieli całego dnia! Chciał dojść do staruchy i dowiedzieć się jaka czeka go przyszłość. 
— Mogłeś mi powiedzieć, że będziemy musieli iść kanalizacją! 
— To teraz wiesz. Wskakuj. Obiecuje, że nie ma tam szczurów — miauknął, chociaż jeżeli chodziło o te stworzenia to było to pojęcie względne. Wszakże w kanałach istniał pewien gang, który się z nimi rozprawiał, lecz zawsze gryzonie mogły powrócić. Wolał jednak nie straszyć pieszczoszki, bo jeszcze się w ogóle rozmyśli i go tu zostawi. 
— I nie da się inną drogą? Też skrótową? — zapytała z nadzieją w oczach. 
— Tylko ta droga prowadzi najszybciej tam gdzie chcemy iść — odparł, pozostając nieugięty w swej decyzji. 
— Jeśli mnie okłamujesz i będziemy w tym ścieku więcej niż byśmy szli, to nie zobaczymy się więcej tak szybko — zagroziła mu.
— Mi też nie podoba się ta droga, ale jest najszybsza. Obiecuje — zapewnił, zeskakując na dół. 
Nie miał co na nią czekać. Albo zejdzie, albo nie. Mówiło się trudno. Na szczęście lądowanie nie było twarde tak jak przy bardzo odległym spotkaniu z Bylicą, gdzie też wturlał się do ścieków, aby ratować swoje życie. Miał sprawne trzy łapy, a skoro żył z nimi już tak długo, nie martwił się, że go zawiodą pod tym względem. Już i tak sukcesem było to, że nauczył się z nimi biegać, co zajęło mu połowę życia. 
Zadarł łeb czekając na Blankę, która została na górze. Liczył uderzenia serca, ale nie zawiódł się na niej. Kotka zeskoczyła na dół, robiąc zniesmaczoną minę. 
— Obrzydliwe — skomentowała całe to zejście. 
Nie potrafił powstrzymać śmiechu i pozwolił mu się wydostać z pyska, który poniósł się echem po tunelu, w którym skończyli. 
— Owszem. Uważaj, aby nie wdepnąć w wodę, bo twoi Wyprostowani szybko wygonią cię na dwór — Otarł się o nią, prowadząc przez tunel. 
Mógłby przysiąc, że kotka oszczędziła sobie uwag, pewnie uważając, że skory byłby wrzucić ją w cuchnącą ciecz. I w sumie... Możliwe, że by tak było. 
Bengalka podążała za nim, jednak ciemności i najróżniejsze dźwięki zaczęły powoli podnosić jej futerko na grzbiecie. Dostrzegł to, strzepując uchem. Zapomniał, że przecież była pierwszy raz w takim miejscu. Pewnie się bała. 
— Nie bój się. Szczury tu już nie chodzą, walają się tylko ich trupy. Jak zobaczysz różowe drażetki, nie jedz ich — przekazał przestrogę o truciźnie, którą zostawiali w tych okolicach Wyprostowani. 
I że niby oni są mili i przyjaźni? Nigdy w to nie uwierzy. Każdy pieszczoch miał coś nie tak z łbem, skoro żył pod jednym dachem z takimi potworami. 
— Ta... Dzięki... Jakbym miała jeść tu cokolwiek — rzekła dość martwo, starając się wstrzymywać oddech. 
— Niektórzy to robią i kończą jak szczury. — Skręcił za róg. — To tu. — Wskazał na światełko w tunelu. Szybko przecisnął się przez szparę i wyszedł na świeże powietrze. Blanka ruszyła jego śladem, otrzepując się z piasku i poprawiła swoje futerko. 
— Nie będziemy więcej chodzić kanałami. Wracamy normalnie — postanowiła. 
Naprawdę zabawnie się oglądało taką piękność brodzącą w smrodzie. Szkoda, że nie chciała skorzystać z tej drogi na powrót. 
— Jak chcesz księżniczko. Dla widoku ciebie w tym miejscu, było jednak warto. Cudownie śmierdzisz — skomplementował ją, uśmiechając się pod nosem z drwiną. 
— Jesteś okropny... i cuchniesz — stwierdziła Blanka, rozglądając się po otoczeniu. — Gdzie teraz?
— Tędy — Wskazał kierunek, ponawiając wędrówkę ku kryjówce samotniczki.

***

W końcu dotarli do nory tej całej wiedźmy czy jak jej tam było. Powietrze w tym miejscu było... Także przesiąknięte jakimś smrodem. Takim starczym co gryzł go po nosie. 
— Też tu cuchnie — skomentował to, stając przed dziurą, w której podobno mieszkała. 
— Przynajmniej nie tak bardzo jak tam. Myślisz, że jest w środku? — zapytała jego towarzyszka, zaglądając do środka. 
Ale była odważna! A wcześniej to się cykała tego samotnika, który kręcił się pod jej domostwem! Widać było, że przy nim była jakaś hop do przodu. Nie wiedział czy to dobrze. Przecież w walce nie miałby szans jej nawet uratować! Czy ona widziała w jakim był stanie?!
— Pewnie tak. Zakadza się ziółkami. Nie boisz się? — zapytał chcąc poznać jej opinię w tej sprawie. 
— Raczej nie jest groźna, co? 
— Kto ją tam wie? Jest opętana, tyle wiadomo... — odpowiedział jej akurat w momencie, gdy z dziury dobiegł jakiś dziki odgłos. Nagle z ciemności wyłoniła się para ślepi. Błysnęły jasno i złowrogo, powodując, że oboje cofnęli się od tej przedziwnej mieszkanki. 
— Chyba nie powinniśmy pojawiać się bez zapowiedzi... — stwierdziła Blanka, przełykając ślinę. 
Widząc, że ta chcę dać dyla, tak jakby nagle cała odwaga ją opuściła, stanął za bengalką, by uniemożliwić jej ucieczkę. Nie po to szli aż tutaj z końca miasta, by teraz uciec z podkulonym ogonem! I to jeszcze, gdy przez połowę drogi szli przez kanały! 
— Nie wracamy bez przepowiedni, Księżniczko. 
Blanka pisnęła czując, że nie ma już odwrotu, gdy czarna kocica wypełzła ze swej jamy. Nieznajoma rzuciła się niemal na nich, łypiąc swoim ślepiem przeżerającym ich duszę. Po chwili milczenia chuchnęła na nich, a z jej pyska wydobył się ziołowy zapach. Okrążyła i obrzuciła piaskiem, by ostatecznie mruknąć coś pod nosem i zasiąść przed kotami. 
— Czegoż szukacie, podróżnicy? Mam wszystko czego wasze dusze mogą zapragnąć, albowiem widzę przyszłość i przeszłość. Widzę wasze lęki i pragnienia. Przenikam przez zwierciadła waszych dusz i mam odpowiedzi, których szukacie. Problemy z humorem, zdrowiem, a może szukacie sposobów żeby pozbyć się innych trudności czy przeszkód. Pytajcie, a odpowiedź dostaniecie. Za pewną cenę, oczywiście.
Blanka obrzuciła dziwną kotkę niepewnym spojrzeniem.
— Chcesz pierwszy? — mruknęła do Wypłosza cicho.
— Ty chciałaś tu przyjść, więc ty pierwsza — miauknął, trącając ją pyskiem zachęcająco. Był ciekaw o co takiego mogła zapytać tą staruchę taka pieszczoszka, która miała wszystko czego tylko zapragnęła. 
— Ale to ty zaproponowałeś żebyśmy tu przyszli... — starała się go przekonać do zmiany zdania. 
— No nie odwracaj kota ogonem Księżniczko. Ale dobrze. Wiedźmo znasz sposoby jak by nie zrobić kociąt tej młodej damie? 
Czarna kocica już otwierała pysk, gdy Blanka położyła po sobie uszy 
— Wypłosz! — syknęła, nie dając samotniczce dojść do słowa.
Co ona tak się piekliła? Przecież to było całkiem dobre pytanie! Skoro nie chciała z nim kociąt, bo bała się je ubić, to może istniały sposoby, aby ich w ogóle nie posiadać?
— Mów — zwrócił się do czarnej. — Ona przewrażliwiona, też pewnie jest tego ciekawa.
— Abstynencja, wstrzemięźliwość — zaczęła czarna kotka, na co Blanka uśmiechnęła się zwycięsko, z nie małą ulgą
— Widzisz? — Wskazała na staruchę łapą, jakby miał już odpowiedź na swoje pytanie. 
— To najlepszy, jednak nie jedyny sposób na nie kłopotanie sobie pięknej główki małymi pokrakami podczas wspólnych czułości. Oczywiście, że znam sposoby. Ale nie oddaję swojej wiedzy za darmo — zaskrzeczała kotka, na co Blance aż opadły uszy. Już przeczuwał jak bengalka liczy na to, aby nie było ich stać na takie informacje. Przewrócił oczami. 
— A jaka jest cena? — zapytał niezbyt zadowolony z jej słów. 
— Jedzenie. Czego innego się spodziewałeś. Znajdź mi coś do jedzenia, a dostaniesz swoją odpowiedź. Ja w tym czasie zajmę się twoją młodą damą — mruknęła czarna, przekrzywiając łepek 
— Nie jestem jego! — zniesmaczona Blanka położyła po sobie uszy
— Więc po co wam moja wiedza? Chociaż co ja tam wiem, młodzi są teraz inni niż za moich czasów. Teraz w głowie wam tylko jedno, nieważne kiedy i z kim. Przynajmniej bachorów nie chcecie, tyle dobrze. Małe pełzacze tylko denerwują duchy w okolicy.
— Wypłosz nie idź. Słyszałeś, abstynencja, i tyle. Najlepszy sposób, dziękujemy za poradę. — Skinęła samotniczce głową i już chciała iść kiedy to ją zatrzymał. 
— Nie chcę abstynencji. Zostań z nią. Nic ci nie zrobi. Jest stuknięta, ale nie niebezpieczna, zaraz wrócę — to powiedziawszy odszedł.
Musiał znaleźć jakieś żarcie, a zlękniona pieszczoszka tylko by mu przeszkadzała. Zresztą... Widział już, że Wiedźma była niegroźna. Miał nosa do wyczuwania niebezpieczeństwa, a starucha prócz bycia szaloną wariatką, raczej nie zaliczała się do krwiożerczych istot. 
— Wypłosz! — zawołała za nim Blanka, jednak ten nawet się nie odwrócił. 
Czarna zmierzyła ją spojrzeniem, po czym zakręciła i wróciła do swojej nory
— Jak mi przyniesie jedzenie nie mam prawa mu odmówić. Coś za coś, skarbie. Chyba, że znajdziesz więcej, wtedy mogę trzymać buzię na kłódkę. Inaczej - nasz kliwnt nasz pan, moja droga. — przekazała jej. 
Blanka przeklnęła pod nosem i po chwili kręcenia się w kółko także poszła szukać jedzenia.

***

Przybył z jedzeniem do starej uduchowionej. Żyjąc na ulicy udało mu się poznać niektóre miejsca, które były warte odwiedzenia. Dlatego też wracał z dość niezłą zdobyczą. Była nią reklamówka pełna skrzydełek, które ktoś z Dwunożnych wyrzucił, bo jego potomstwo stwierdziło, że fuj. Obserwował to z oddali i korzystając z zamieszania, przewrócił metalowy kosz i zaciągnął pokarm, nim jakiś inny samotnik, by go wyczuł. Liczył na to, że to starczy na opłatę tego babsztyla. 
— Oto moja zapłata. — Rozejrzał się zauważając brak pewnej istoty, która z nim tutaj przyszła. — A gdzie Blanka?
— Odwróciłam się, a twojej gołąbeczki nie było. Może odleciała albo zabrały ją duchy. Nie wiem, odwróciłam się — mruknęła kocica, rozglądając się po niebie. Dopiero gdy wróciła wzrokiem na ziemię i zobaczyła siatkę skrzydełek jaką Wypłosz przyniósł, uśmiechnęła się szeroko, szczerbatym uzębieniem. — Ślicznie, ślicznie. Zaraz wróci. Raczej nie poszła daleko. Może za potrzebą, kto wie.
Rozejrzał się niezadowolony po otoczeniu. Głupia. Przecież jak nikt ktoś ją porwie. 
— Wrócę z nią. A spróbuj tylko mnie okantować jak wrócę. Jak okaże się, że ci nie zapłaciłem, to sam przerobię cię na skrzydełka, że te twoje duchy ci nie pomogą, jasne?
— Tak, tak...  — mruczała kotka, prawdopodobnie nawet nie słuchając co kocur miał do powiedzenia. Zanurzyła tylko głowę w siatce, licząc dzisiejsza zdobycz. 
Westchnął i zaczął rozglądać się za bengalką. No gdzie ona mogła być? Schowała się? A może wróciła do domu? Nie... Raczej wątpił. Przecież bałaby się go tu zostawić. Nie znała przecież drogi. 
Blanka tym czasem nurkowała w śmietniku, próbując wyciągnąć coś, co przypominało całkiem spora resztkę hamburgera dwunogów, gdy ją przyuważył. 
— Blanka! Miałaś się nie oddalać! — Pokuśtykał do niej niezadowolony. 
Kotka zamarła, słysząc głos Wypłosza. Z sierścią pokrytą jakimiś papierkami, wyciągnęła głowę z kosza. W pysku trzymała kartonowe pudełko z kanapką w środku.
— To już nie księżniczko? — mruknęła, odkładając hamburgera na ziemię.
— Naprawdę zgłodniałaś? Właśnie w tej chwili? Wracamy do wariatki. Już. Nim ktoś cię porwie.
Eh co on z nią miał. Musieli jak najszybciej wrócić do samotniczki nim ta zapomni, że w ogóle u niej był. Widać było, że miała coś nie tego ze łbem, ale nie po to przytargał tyle żarcia, aby wrócić do siebie z niczym. Skoro już tyle zmarnowali na nią czasu, liczył na odpowiedzi. 
— Oh, nagle się martwisz o moje dobro? — fuknęła bengalka, wywracając oczami. — Mam lepszy pomysł, może do niej nie wrócimy, co? Jest stuknięta, na pewno zapomni, że u niej ktoś w ogóle się dzisiaj pojawił.
— Nie. Zapłaciłem jej już. Chodź Księżniczko. Może wywróży ci z łapy szczęście — miauknął, popychając ją w stronę kryjówki staruchy.
— Nie chcesz może jej wspomóc charytatywnie? Tak bardzo ci zależy na tej odpowiedzi? Proszę cię, Wypłosz, nie potrzebujesz tego. — Zaparła się łapami. — Jeśli tak się martwiłeś o mnie, że specjalnie tu przyszedłeś, to nie będziesz słuchał tej wariatki — starała się go przekonać. 
Nie za bardzo rozumiał, dlaczego nagle zmieniła zdanie. Przecież zgodziła się z nim pójść i to on miał zadać pytanie, a teraz co? Tchórzyła? Nie pojmował jej zachowania ani trochę. 
— Co ci tak naglę odbiło? To tylko ciekawość. Może pomogę tym damą w potrzebie, jeżeli dostaną brzuch? To warta uwagi informacja. Nie trzęś zadkiem, bo cię tu zostawię — zagroził, mając dość sprzeczania się z nią jak z małym kocięciem. 
Blanka wzięła głębszy wdech, by uspokoić nerwy. 
— Dobrze, idziemy... — wciąż nerwowym krokiem udała się w stronę nory, chwytając jeszcze hamburgera, tak na wszelki wypadek.

C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz