*dawno temu, dzień po przedostatnim zgro*
Tamto zgromadzenie było okropne. Wypruło z niej mnóstwo energii i nerwów na głupotę lub wredotę innych kotów. Jednakże nie mogła zostawić tak po prostu tego, co widziała na tamtym zgromadzeniu. Musiała zdać raport Grzybowi, a co ważniejsze wyjaśnić kwestię tego ohydztwa, którego dopuścił się on z Mroczną Gwiazdą. Musiała wiedzieć, czy da się opanować zapędy lidera i wprowadzić na dobre tory ich politykę oraz klan. Bo jeśli nie to nawet jej służba i mówienie o podejrzanych rzeczach dziejących się w klanie nie pomoże.Poza tym myśl, że ich przywódcą mógł być perfidnym zdrajcą…
Co najmniej ją przerażała.
Zebrała się na odwagę i weszła do legowiska. Przygotowywała się na tą rozmowę długo, również wyciszając się przed ich spotkaniem, by mieć czysty umysł.
Gdy tylko przekroczyła próg legowiska, zawołała:
— Grzybowa Gwiazdo? — po czym spojrzała na lidera. A ten znowu nieprzytomny? Minął już dzień od zgromadzenia, na Klan Gwiazdy! Nie dość, że się lizał z Wilczakiem i mu ulegał, to jeszcze nie pilnuje obowiązków jak już jest w obozie! Skandal!
Kocur uniósł zmęczone powieki i spojrzał na niebieską.
— Hm? O co chodzi, Skacząca Łapo? Coś się stało?
On się pytał, co się stało?! CO SIĘ STAŁO?!
— Nie udawaj, że do niczego na zgromadzeniu nie doszło — starała się zachować spokój, mimo, iż postanowiła zacząć od takiego trudnego tematu — Ja to widziałam. Za skałą. — powiedziała cicho. Niech on w końcu oprzytomnieje…
Na szczęście jej modły zostały wysłuchane, bo kremowy kocur przetarł pysk łapą, unosząc wyżej łeb.
— Och... Nie. Do niczego nie doszło. Brzydzę się Mroczną Gwiazdą, a on zachowuje się tak specjalnie. To nic nie znaczyło.
— Grzybowa Gwiazdo. Czy ty masz pojęcie, co by się stało, gdyby ktoś inny niż ja z Klanu Klifu to zobaczył? — spytała. — Że całujesz się z Mroczną Gwiazdą?
— Może głośniej? Zaraz wszyscy usłyszą i się dowiedzą. — Spojrzał na nią zimno. Nie mówiła wcale głośno! Chciał ją zbyć? Wymigać się? Nie ważne, kto zaczął – stało się i teraz mogli mieć przez to problemy! — Nie chciałem, aby do tego doszło. To nie wyszło ode mnie i nie będę się przed tobą tłumaczył, Skacząca Łapo. Jesteś tylko uczennicą, nie zrozumiesz polityki.
Przyskoczyła do niego na te słowa. Chyba musiała mu coś spokojnie wyjaśnić, bo nie widział, w jakim gównie się zagrzebał.
— Ja nie rozumiem polityki? Grzybowa Gwiazdo. Prawie że usnąłeś na zgromadzeniu. Dałeś się pocałować liderowi wilczaków, a potem zamiast go odepchnąć dalej z nim sobie gawędziłeś w dwuznacznej pozycji. Pozwalasz, by plotki rozchodziły się po klanie. Zaniedbujesz swój własny stan zdrowia. — wymieniła mu, po czym westchnęła, a w jej oczach odbiło się czyste zmartwienie. Bo była zmartwiona. Tym, że ich lider tak się zachowuje i zaniedbuje klan. Był bardziej nieporadny niż księżycowe kocię na pozycji lidera — Naprawdę, daj sobie pomóc. Nie wilczakowi, a komuś z własnego klanu. On pragnie tylko nas zniewolić. Sprowadzić na dno cały nasz klan jak i ciebie. Ja rozumiem, że to ciężkie. Ale to ma być rozwiązanie? Udawanie, że nie ma problemu? Że nie mam racji, gdy mówię, że klan nam się może zawalić? Że Mroczna Gwiazda chce nas zniewolić, jak to zrobił Klanowi Burzy?
— Chce pomóc. To nasz sojusznik. Bez niego nie mamy nikogo kto nas ochroni przed atakiem Klanu Nocy i Owocowego Lasu. Będzie po nas... — Położył po sobie uszy. — Robię to dla dobra klanu. Gdyby było inaczej... albo istniał inny sposób... wybrałbym inną drogę. Nie obawiaj się — westchnął głośno. — Nie zniewoli nas. Nie dałby rady kontrolować trzech klanów jednocześnie. Gdyby tak było już dawno by mnie zabił...
— Grzybowa Gwiazdo. On używa taktyki. Nie mówię, że ten sojusz nie ma sensu, ale nie może być na takich zasadach. Nie możemy polegać na innym klanie. Musimy się wzmocnić. Dowiedziałam się, co sprawia, że członkowie Klanu Wilka są tak silni. To może się sprawdzić też u nas, pomóc nam stać się bardziej niezależnymi. Machnął łapą.
— Wiem czego używa. Zdaje sobie z tego sprawę. Nie jestem głupi. Na pierwszym naszym spotkaniu to dostrzegłem — słysząc ostatnie jej słowa, jego uszy nastawiły się czujnie. — Co takiego odkryłaś?
Nareszcie może naprawdę skorzysta z jej rady.
— Zauważyłeś, jak dobrze zbudowani są wojownicy wilczaków? Jakie mają mięśnie?
— Tak... Zauważyłem. — Położył łeb na swoich łapach, patrząc na nią sennym wzrokiem.
Nie, niech on znowu nie usypia! Musiała szybko przejść do sedna tego, bo zaraz będzie jej chrapał!
— U nas trening kończy się, gdy zostajemy wojownikami. U nich nie — rzekła — Oni cały czas trenują. Nawet, gdy są po mianowaniu. Dzięki temu dzierżą siłę większą niż inne klany. To tak banalny a jednocześnie genialny sposób. Jeśli wprowadzimy to też u nas, nasz klan również stanie się silny. Będziemy im dorównywać. Mroczna Gwiazda dwa razy pomyśli, nim spróbuje nas zniewolić. Tak samo pozostałe klany pomyślą, nim nas zaatakują.
— Mhm... Rzeczywiście... To wzmocniłoby naszych wojowników — zgodził się z nią. — Porozmawiam o tym z Radą. Może to wprowadzimy.
Skinęła mu głową, nieco uspokojona.
— Sądzę też... że powinieneś wziąć mak od Morskiego Oka. Bez urazy, ale... już przed zgromadzeniem wyglądałeś, jakbyś miał paść na środku obozu. A do tego dopuścić nie można — stwierdziła — Musisz odpocząć. Zebrać siły. Wyspać się. Zjeść coś smacznego. — zaproponowała miło, uśmiechając się lekko do kocura.
Był zdrajcą. Ale mogła go wykorzystać do naprawy tego klanu. Wpłynąć na niego na tyle, na ile była w stanie, aby w końcu zrobił, co trzeba. A do tego musiał być w minimalnej formie.
— Nie jadłem nic od wczoraj... Nie wiem czy cokolwiek przełknę. Mak? Och... nie wpadłem na to. Przyniesiesz? — Zamknął oczy.
— Jasne — zgodziła się na to, po czym poszła do legowiska medyków.
Szybko wyjaśniła pokrótce Morskiemu Oku, dlaczego potrzebuje maku, a ta dała jej odpowiednią dawkę. Skoczek specjalnie polizała jedną ze swych przednich łapek, by nasionka przykleiły się do niej i nie spadły, bo po drodze miała zamiar wziąć też jakąś zdobycz dla głodzącego się nieomal Grzybowej Gwiazdy. Już niedługo później Skacząca Łapa wróciła do lidera z ptakiem w pysku. Ten znów spojrzał na nią tym swoim nieobecnym wzrokiem, krzywiąc nos, co jej się od razu mocno nie spodobało, co ukryła.
— Nie wiem czy zjem tyle...
— Zjesz, zjesz — zapewniła, podsuwając mu ptaka pod nos. Jeśli sytuacja stanie się podbramkowa, to będzie wpychać mu fragmenty tego ptaka na siłę.
Kocur po kilku uderzeniach serca liznął piszczkę z niesmakiem. Zwrócił łeb w stronę ziarenek maku i je połknął znacznie lepiej od mięsa.
— Może zjem jak się wyśpie...
— Dobrze — zgodziła się na takie rozwiązanie. W końcu po śnie koty były bardziej głodne, mogło to pomóc, bo mimo wszystko wizja męczenia się z wpychaniem mu tego do pyska nie była zbyt kolorowa. Córka radnego usiadła obok swego lidera, postanawiając, iż dotrzyma mu towarzystwa i dopilnuje, by zaraz po obudzeniu zjadł to, co mu przyniosła. Kocur już po chwili zamknął oczy i poszedł spać pod wpływem małych, czarnych ziarenek.
Siedziała przy nim już jakiś czas, gdy ten zaczął się trząść. Skoczek dostrzegła, iż kocurowi musiały się śnić koszmary, bo zaczął płakać przez sen. Czy ona wywoływała koszmary? Gdy Niedźwiedzia Siła spał w jej towarzystwie też miał koszmar. Nie mogła jednak obudzić lidera, tak jak to zrobiła z dawnym samotnikiem, ponieważ musiał on się wyspać. Przybliżyła się więc, stykając się z nim bokiem i zaczęła gładzić kocura swym ogonem. Ten jednak nie uspokajał się co mocno martwiło Skaczącą Łapę. Co mu się takiego śniło? Ten stan skończył się dopiero wraz z obudzeniem się kocura.
— Dzień dobry — srebrna przywitała się z kocurem od razu gdy ten odzyskał świadomość.
— Co tu robisz? — spytał ostro, co mocno wystraszyło Skoczek, że aż jej uszy poszły do tyłu. Po chwili kocur westchnął, ocierając pysk łapą. — Idź na trening. Twój mentor czeka.
— Mój mentor? — zaśmiała się. To było absurdalne. Śliwowa Ścieżka? On pewnie nawet nie zauważył, że jej nie ma, śpiąc w najlepsze! — On to nawet sam odwołuje treningi, byle móc spać albo leżeć na słońcu — stwierdziła — Pewnie nawet... mnie nie szuka — dodała ze smutkiem w głosie. Było jej nieco przykro, że nawet nie raczył jej poinformować, gdy miał zamiar spać zamiast trenować (co zdarzało się nieomal codziennie). Nawet nie sprawdził, czy nic jej się nie stało, skoro nie przyszła. Cieszył się pewnie nawet, że jej nie było. Dość! Nie myśl o tym. Grzyb jest ważniejszy w tym momencie, bo od niego zależy kondycja ich klanu. Szybko wróciła do normalnej Skoczkowatości i przysunęła pod łapy lidera ptaka, dając tym samym sygnał, by jadł.
— Co? To źle. Pogadam z nim. Jeżeli się nie zmieni dam ci kogoś innego — mruknął ignorując posiłek.
Ach, ignorował jej sugestię. Ale nie zamierzała mu odpuścić. Przecież po to tu zostawała, zamiast ściągać syna Złotej Pręgi z posłania.
— Grzybowa Gwiazdo, mój mentor nie jest tak ważny jak twoje zdrowie — miauknęła, przysuwając mu jeszcze bliżej ptaka. — Musisz jeść by mieć siłę przewodzić klanem.
— Nie wiem czy się do tego nadaje. — Kremowy położył po sobie uszy. — Jestem złym liderem. Nie tego chciałem... Ten ptak należy się kotom, które rzeczywiście coś robią...
— Grzybowa Gwiazdo. Nie jesteś złym liderem. Tylko zmęczonym liderem. Przytłoczonym liderem. Ale to da się naprawić. Możesz jeszcze pomóc Klanowi Klifu. Możesz zadbać o nas wszystkich. Ale najpierw musisz zadbać o siebie.
Kocur jeszcze mocniej przycisnął uszy do łba, który wydawał się być Skoczkowi coraz bardziej pusty. Powoli wziął gryza ptaka i zaczął niechętnie jeść. Terminatorka uśmiechnęła się na to, obserwując jak brat Lamparciego Ryku pochłania ptaka.
— Czujesz się już lepiej? Przynajmniej fizycznie? — zadała pytanie.
— Nie... — odpowiedział jej zgodnie z prawdą, zwieszając ciężko łeb. — Nie wyleczę tego w jeden dzień.
Cóż, miał rację. Ale myślała, że chociaż trochę pocieszy się tym, że było lepiej i to dostrzeże. Skinęła jednak głową.
— Chcesz zwołać radę dzisiaj? Jeśli tak, mogę ich przyprowadzić kiedy tylko będziesz chciał. Jeśli nie, możesz sobie tu odpocząć, albo wyjść na spacer. Świeże powietrze może pomóc się rozluźnić.
— Skacząca Łapo... Dziękuję za troskę. Wolę jednak zostać. Nie mam sił, aby wstać, a co dopiero iść na spacer. Głowy do Rady też nie mam. Jestem... zmęczony. Idź na trening. Zrób coś pożytecznego dla klanu — słowa Wieczornej Mary przypomniały jej się. Już nie była taka pewna, czy będzie pożyteczna tam, poza obozem… ale musiała przynajmniej próbować. Znów potwierdziła, iż rozumie, skinieniem szaro-srebrnego łebka.
— Postaram się coś dla ciebie upolować. Gdy wrócę, pewnie będziesz już głodny. — stwierdziła, po czym pożegnała się z nim i wyszła z legowiska. No, teraz Śliwa będzie musiał wstać.
***
Wróciła do obozu pod wieczór z jedną myszą, specjalnie dla Grzybowej Gwiazdy. Była dość zmęczona, ale i tak miała zamiar sprawdzić, co z Grzybem i dać mu coś do jedzenia. I oczywiście dopilnować żeby to faktycznie zjadł a nie odłożył na stertę zwierzyny. Poza tym, na szczęście nie będzie chyba się musiała za wiele ruszać, bo kremowy mało co wychodził z legowiska, dzięki czemu będzie mogła usiąść tam po prostu i go pilnować oraz z nim rozmawiać. A potem pójdzie w kimono.Stanęła przed legowiskiem lidera, po czym odłożyła piszczkę na bok. Następnie usiadła przed legowiskiem lidera, aby spytać:
— Grzybowa Gwiazdo, mogę wejść?
Cisza. Po kolejnych uderzeniach serca uznała, że to podejrzane, więc wstała, po czym weszła powoli do środka by sprawdzić, czy lider żył czy może zdechł gdy jej nie było. Z jednej strony na stołku lidera nie siedziałby wątpliwy kot, który nawet nie radził sobie z władzą, a z drugiej… nie wiadomo, jaką liderką byłaby Aksamitna Chmurka, bo Skoczek dostrzegła odkąd wyszła ze żłobka, jak niepoprawną optymistką nie traktującą niczego poważnie była kotka.
— Halo? Wszystko dobrze? Grzybowa Gwiazdo? — zawołała ponownie do wnętrza pieczary. Weszła jeszcze głębiej i w końcu dostrzegła syna Firletkowego Płatka. Kocur leżał zwinięty w kłębek, skierowany do niej tyłem, ale widziała, że jego bok unosił się. Nierównomiernie, ale unosił. Wróciła się więc po mysz, którą zostawiła przed wejściem, a potem znów zatopiła się we wnętrze siedziby przywódcy Klifiaków. Podeszła do kocura, po czym położyła mysz na legowisko z mchu. Ten ponownie nie zareagował mimo, iż była dobrze słyszalna. Przyskoczyła więc bliżej, aby móc zobaczyć pysk kocura, by wiedzieć, czy był przytomny.
— Odejdź — odezwał się w końcu grobowym tonem, mając zamknięte oczy. Jego pysk był dziwnie wilgotny, jak płakał.
Na Klan Gwiazdy… cóż się znowu stało?!
— Grzybowa Gwiazdo — miauknęła zmartwionym głosem, choć coraz mniej obchodził ją lider jako osoba przez jego zachowanie, zdrady i nieogarnianie klanu, sprawiając, iż ten słabł — Co się stało?
Znów nie uzyskała słownej odpowiedzi, a arlekin odwrócił pysk w inną stronę. Kotka jednak nie dawała za wygraną. Chwyciła mysz w zęby, po czym położyła mu ją pod nosem, następnie siadając obok. Kocur nie tknął pożywienia, nadal milcząc. Ona jednak nie ustępowała, zostając na swoim miejscu, dając tym samym znać, że nie miała zamiaru się stąd ruszać póki nie dowie się co jest grane, a lider nie zje posiłku. Po dłuższej chwili postanowiła przerwać tę ciszę.
— Cokolwiek cię trapi, na pewno da się jakoś z tego wybrnąć. — wyszeptała.
— Nie da — odpowiedział Grzyb tak samo cicho.
— Jeśli nikomu o tym nie powiesz, to na pewno. To nie muszę być ja.
— Jeżeli powiem to i tak nic tego nie zmieni. To... Nie są sprawy, które da się rozwiązać. To... wyrok. Już nic mnie nie ocali...
Westchnęła. Ale dramatyzował… nic tylko albo narzekał, że wszyscy są przeciwko niemu, albo się użalał nad sobą.
— Grzybowa Gwiazdo. Proszę — miauknęła błagalnie — Klan Klifu cię potrzebuje. — a raczej kogoś kompetentnego, więc przynajmniej takiego udawaj do jasnej gwiazdy! — Oboje dobrze wiemy co szepczą. Jakie plotki powstają. Widzieli w końcu jak Mroczna Gwiazda na mnie wpadł na zgromadzeniu. Uważają mnie pewnie za zdrajcę.
Bo nim jesteś.
— To zmień to. Pokaż, jak bardzo ci zależy. Ustanów treningi. Wprowadź kolejne zmiany. Spraw, by Klan Klifu stał się silniejszy. Na następnym zgromadzeniu usiądź dalej od Mrocznej Gwiazdy, by Aksamitna Chmurka znów go nie zepchnęła na ciebie.
— Mh... Dobrze. Zwołam radę — rzekł tylko.
Nareszcie jakaś dobra odpowiedź… no. Trzeba szybko działać, zanim zmieni zdanie i znowu się podda.
— Jeśli chcesz, mogę po nich pójść. Widzę, że jesteś zmęczony. Przynajmniej tyle ci pomogę — zaproponowała. Ych. Nie jemu, tylko klanowi klifu pomoże, bo z takim liderem to zaraz ich ktoś zaatakuje.
— Idź... — szepnął, wracając do użalania się.
Od razu po jego słowach wyszła z legowiska, ruszając po radę.
Dość szybko dotarła do nich wszystkich. Najpierw poszła po tych, co siedzieli w starszyźnie, w tym swego ojca, potem po Morskie Oko a na koniec znalazła Aksamitną Chmurkę. Następnie zaprowadziła ich do co najmniej żałośnie wyglądającego lidera. Chwilę się im przysłuchiwała, bo nie wyganiali jej, ale gdy Grzyb w końcu podjął temat dodatkowych treningów uznała, iż nic tam po niej. Albo i w sumie byłoby korzystne, gdyby została – sprawiłaby, iż gdyby w przyszłości znalazła się na kolejnym spotkaniu rady nie byłoby to takie dziwne, jednak ostatecznie zmęczenie wzięło górę. Skoczek wróciła do legowiska uczniów, padając na mech i nie wstając z niego aż do następnego wschodu słońca, a może nawet dłużej.
***
Pojawiło się kilka nowych, pomniejszych plotek, więc skorzystała z okazji by sprawdzić co u Grzybowej Gwiazdy. Oby tylko znowu nie było jakiegoś problemu… co ona się oszukuje. Na pewno był. Aż na samą myśl czuła się zmęczona. Nie ona powinna ogarniać sprawy klanowe w tak młodym wieku! A zamiast tego robiła za niańkę dla dorosłego, ba, już podstarzałego kocura! Lidera w dodatku! LIDERA! Jak to świadczyło o ich klanie?!Zwołała. Znowu cisza.
Wiedziała, że ostatniej nocy był na spacerze. Może jeszcze spał?
Cóż, chyba najwyższy czas byłoby go obudzić.
— G-grzybowa Gwiazdo? — miauknęła cicho wchodząc do środka. Klanie Gwiazdy, jeśli on kojtnął przez to zaniedbywanie się i wychodzenie na spacery po nocach, to ona chyba zrobi skok z klifu. Albo nie. Będzie tańczyć nad jego ciałem. Albo nie, bo Aksamitka potem przejmowała władzę i ona też nie była dobrym materiałem na lidera! Jasna cholera…
Ostatecznie już nie prosząc się weszła do środka, aby zobaczyć ponownie skuloną postać lidera odwróconą do niej zadem. Gdy tylko kocur usłyszał jej głos, starł coś widocznie z pyska łapą. No nie… co tym razem się stało?
— Nie mam aktualnie dla ciebie czasu — usłyszała jego zbolały głos.
— Sz-szanuję to. Ale... Cz-czy coś si-się stało, Grzybowa Gwiazdo? — spytała nieśmiało. Wewnętrznie krew ją zalewała od tego wszystkiego. KTO. GO. WYBRAŁ. NA. LIDERA. Nie wróć. KTO. POZWOLIŁ. MU. POZOSTAĆ. NA TYM CHOLERNYM STANOWISKU!
Kocur położył po sobie uszy.
— To nic... Co dotyczyłoby Klanu Klifu, ja... To moja prywatna sprawa — wyjaśnił nie wchodząc w szczegóły.
— Potrzebujesz czegoś? — zaoferowała swą pomoc, widząc, że przez tą „prywatną” sprawę kocur zaniedbuje, ponownie, swe obowiązki.
— Tak... Ale nie jesteś w stanie mi tego dać — zaczął na powrót chlipać, tym razem już tego nie kryjąc.
Matko na Srebrnej Skórze, dodaj jej cierpliwości…
Kotka podeszła bliżej, następnie gładząc go po grzbiecie, by się uspokoił.
— Jeśli tylko chcesz... mogę chociaż dać ci wsparcie, pozwalając, abyś to z siebie wyrzucił. — zaproponowała. Niech jej to powie, a ona już to załatwi. Za niego.
Znowu. Tak jak za niego przynosiła mu jedzenie i za niego zwoływała radę lub Aksamitkę, gdy ten jej do czegoś potrzebował.
Kocur pociągnął nosem, a z jego pyska uciekł szloch. Nagle Skoczek została przyciągnięta przez jego łapę i poczuła na swojej sierści gluty samego lidera, gdy ten użyczył jej jako mchu do wypłakania się. Pozwoliła mu, mimo absurdalności tej sytuacji, smarkać w siebie. Pocieszająco pogładziła go po głowie, ukradkiem przewracając oczyma. On naprawdę nie powinien być liderem, nie dość, że go to przerastało, to jeszcze zawalał i płakał.
Kim ona teraz w sumie była? Szpiegem, niańką i czym? Mchem?
Kremowy dalej przytulał ją do siebie, nie potrafiąc opanować łez. Zamiast miarowego uspokojenia, lider jakby pęknął bardziej ku rozpaczy niebieskiej i zaczął jeszcze rzewniej wylewać łzy.
— D-dlaczego m-mnie t-to spotyka... D-dlaczego...
— Już, już... — zamruczała, starając się go pocieszyć — Co takiego się stało, że aż tak to tobą wstrząsnęło?
Kremowy przełykał łzy, wycierając zasmarkany nos w jej sierść.
— O-on o-odszedł... O-odszedł... Odszedł... — powtarzał niczym w transie, mocniej wtulając pysk w Skoczek, nieświadomie sprawiając jej ból, bo coś ostatnio było z jej barkiem. Ale przestała się sobą przejmować. Mimo nauk Morskiego Oka przekładała dobro Klanu Klifu ponad siebie. Szkoda że nie wiedziała, co to przyniesie w przyszłości.
— Kto odszedł? — spytała, zdezorientowana.
Starszy załkał mocniej, po chwili dopiero się uspokajając.
— O-omen... O-odszedł, gdy... Gdy j-już wszystko się u-układało, g-gdy g-go w k-końcu do-doceniłem. Za-awsze uważałem g-go za w-wroga. By-yłem nieufny i go odrzucałem. A... A te-eraz... Gdy go nie ma... Te-eraz... Je-jestem sam... Tak jak wcześniej...
Gdy zrozumiała, o kim mówił, miała ochotę piszczeć z bezsilności i czuła, jak jej powieka chce znów podrygiwać, jak wtedy, na zgromadzeniu, gdy zobaczyła go całującego się z tym przeklętym Wilczakiem. Nie ukazała jednak swych emocji, czując, że potem będzie miała porządną sesję krzyczenia w mech… albo w futro Srebrnej Szadzi jak wyjdą z obozu. Oba równie tłumiły dźwięki, to drugie nawet bardziej.
— Przykro mi to słyszeć... — miauknęła, choć skrycie cieszyła się, że psychol kopnął w kalendarz — Ale on będzie w twoim sercu... — z jej pyszczka wyszły ckliwe słówka na pocieszenie, ścierając łapką jego łzy. — Ale nie jesteś sam. Masz jeszcze mnie i na pewno... kogoś z rady, prawda?
Kocur pokręcił łbem.
— N-nie... O-oni już mnie posłali na straty... Tak jak cały klan... To, że... Że ostatnio miałem siły do tego, by rządzić, by wprowadzić zmiany... T-to było dzięki niemu... Dał mi nadzieję, a teraz... Teraz już wszystko jawi się w czarnych barwach. J-jeszcze... Ona... Ona mnie nęka i nie chcę przestać. Mści się za to co jej zrobiłem — zadygotał.
TO BYŁO DZIĘKI NIEMU-
ONA TUTAJ WYPRUWA SOBIE ŻYŁY, SŁUCHA JEGO SZLOCHÓW NIE PIERWSZY RAZ, ROBI MU ZA MECH DO SMARKANIA…
Spokojnie… spokojnie… potem wywrzeszczysz się w futerko Szadzi, na pewno się zgodzi. A teraz trzeba się czegoś dowiedzieć…
— Kto... kto cię nęka? — spytała. — Ja cię nie skreśliłam. Na pewno nie tylko ja. — kłamała jak z nut. Oczywiście, że go już skreśliła. Starała się jednak zrobić tak, by na coś się przydał i spróbować go chociaż postawić na te cztery łapy.
— Nie wiem... Nie wiem kim jest — szepnął nagle przypominając sobie pewną bardzo ważną kwestię — Jesteś za młoda... aby słuchać mych żali. Wracaj trenować. Nie marnuj sobie życia przy mnie. Już i tak jest po mnie...
— Nie jest po tobie. Nie możesz stracić nadziei, Grzybowa Gwiazdo. Nie możesz przestać próbować. Spójrz na mnie. Urodziłam się z krótszymi łapami. Większość... chyba nawet ty, przynajmniej na początku, spisali mnie na straty. Na rangę medyka lub protektora. Ale zostałam uczennicą wojownika i sobie radzę. To nie zawsze jest proste. — do jej umysłu napłynęły wspomnienia z nocy zgromadzeniowej. Czy powinna mu dawać taki przykład? Opowiadać to, by podnieść go na duchu? Nie powinna. Ale mimowolna chęć pocieszenia tak żałosnej istoty, jaką był i dania mu przykładu, że można się nie poddawać zwyciężyła — Na zgromadzeniu... wyśmiewali mnie za to — ruszyła swoimi mniejszymi łapkami. — Było mi przykro i miałam ochotę przestać się starać. Ale zebrałam się w sobie i nie poddałam się. I dzięki temu jest coraz lepiej. — skłamała. Może i się spięła jeszcze bardziej w treningu, ale mało co to dawało z wiecznie śpiącym albo odpoczywającym Śliwą. Tylko dzięki Srebrnej Szadzi robiła większe postępy w nauce. Za to jej mentor? On ją namawiał do lenienia się i mówił nawet, że może powiedzieć Grzybowi, iż wszystko umie mimo, iż to nie była prawda i doprowadzić do jej mianowania, już teraz, zaraz. Ona się jednak na to uparcie nie zgadzała wiedząc, że to tak nie działało i że mogą zechcieć sprawdzić jej umiejętności ze względu na niepełnosprawność… chociaż w sumie czy Grzyba lub Aksamitkę to obchodziło? Pewnie nie. Ten ciągle ryczał i ledwie wstawał z legowiska, a druga latała w obłokach. Przyglądał się jej, gdy mówiła, a po chwili odezwał się.
— Jesteś dzielna, ale... Nigdy nie będziesz na poziomie zdrowego kota, tak jak i ja nie będę już w stanie wrócić do siebie sprzed bycia liderem. Mogę udawać, że nic mi nie jest, ale w głębi wciąż będzie mnie to prześladować. Zdaje sobie sprawę, że z klanem nie jest dobrze. Że moje decyzje były błędne. Nie mogę jednak nic z tym zrobić. Odebrałem sobie władzę, dając ją kotom, które nie były na nią gotowe. Tak jak... ja...
— Ale zawsze... możesz się starać na tyle, na ile tylko jesteś w stanie. I to się liczy, nie ważne, jak na ciebie lub na mnie patrzą inne koty. Nawet, jeśli to boli i sprawia problemy.
— Co mi dadzą starania, gdy już wszystko jest zaprzepaszczone? Jest za późno. Skacząca Łapo, ja... Ja niedługo umrę. Ona mnie wykończy. Już teraz nie myślę racjonalnie. W zasadzie... czuje się tak bardzo zmęczony, rozbity, a ona triumfuje. Chciałbym, aby zadała już ostateczny cios, lecz jest okrutna... Nie ulituje się i nie dobije raz a porządnie. Chce bym cierpiał...
— Niestety nie wiem, o kim mówisz... ale szanuję twoją prywatność. — stwierdziła, mimo, iż miała wielką ochotę wypytywać go o to, któż taki jeszcze bardziej wyniszczał ich klan i lidera, który już i tak był wrakiem — Skoro... ona nie daje ci spokoju... to zajmij się czymś innym. Na przykład nowymi treningami i nadzorowaniem ich. Zignoruj ją, na tyle, na ile się da. Pokaż jej, że jesteś ponad to i że się nie poddasz.
— Nie potrafię z nią walczyć. Nie umiem. Jest za silna...
— Więc nie walcz. Unikaj jej. Ignorują ją. Zatop się w treningach, w klanie. Powinno cię to trochę odciągnąć.
— Jej nie da się zignorować. Skacząca Łapo. Ja nie mam sił, aby się podnieść z posłania. Wysysa ze mnie energię. Jak mam doglądać klanu, gdy moje łapy odmawiają mi posłuszeństwa? Gdy ciało trawi choroba? To... To koniec. Przegrałem. — Zamknął oczy.
— Kiedy ostatnio jadłeś — spytała. Z doświadczenia ostatnich dni wiedziała, że im mniej jadł tym gorzej było.
— Wczoraj... — odmiauknął słabo, puszczając ją w końcu, a następnie zwinął się w kulkę.
No. To trzeba było go nakarmić… znowu robiła za niańkę.
Wyszła z legowiska lidera, po czym swoimi skokami dostała się do sterty zwierzyny, aby chwycić jedną z piszczek w pysk i szybko wrócić do Grzybowej Gwiazdy z dużym, soczystym ptakiem. Odstawiła jedzenie na posłanie.
— Musisz jeść. Inaczej ułatwisz jej zadanie.
Uparty kocur pokręcił jednak łbem, niezbyt chętny na spróbowanie mięsa.
— Grzybowa Gwiazdo... proszę. Jeśli nie dla siebie... zrób to dla Klanu Klifu. I by postawić się tej jędzy, która cię dręczy. — bo ta która to robiła musiała być faktycznie okropną jędzą. Nie tylko wyniszczała psychikę Grzyba, ale także ich klan od środka. Jak mogła być tak niewierna ich klanowi, skoro musiała być jego członkinią!
Kremowy po momencie zwrócił na nią zmęczony wzrok. Chwilę milczał, po czym skinął wolno głową, patrząc z niesmakiem na posiłek. Widząc, iż dalej nie rozpoczął konsumpcji, niebieska podsunęła mu ptaka bliżej pod łapy. Kocur rozpoczął niezbyt chętne skubanie zwierzyny, a ona czuła, jakby osiągnęła niemożliwe. Czekała aż zje do końca, jednak ten zostawił większość zwierzyny, choć zjadł kawałek, który byłby uznany za jeden gryz, po czym odwrócił łeb.
— Nie mogę już więcej...
— Spróbuj chociaż do połowy. Wyobraź sobie... że to ona i że możesz jej się odpłacić. — na jej słowa starszy wziął malutkiego gryza i rozpoczął memlanie go w pysku, co trwało dłuższy czas nim w końcu przełknął porcję. Tymczasem ona obserwowała go uważnie z przyjaznym uśmiechem na pysku, dając mu znać, że wyplucie i schowanie pod futrem nie przejdzie. Po przełknięciu kocur położył po sobie uszy, spoglądając na resztę zwierzyny. — Już mi starczy.
— Nie jadłeś od wczoraj, Grzybowa Gwiazdo. W takim tempie nie będziesz mógł nawet unieść głowy z legowiska za niedługo. — uświadomiła to mu.
— Mam... życia od przodków. Jak umrę to wrócę... — miauknął gorzko, urywając większy kawałek.
— Więc chcesz zmarnować tak cenny dar? — spytała go — To, że masz czegoś więcej, nie oznacza, że nie jest to tak samo cenne, jak jest dla innych.
Lider spojrzał na nią przestraszony. Spiął się, po czym zaczął kręcić głową.
— Nie. Wybacz... Obiecałem im już ich nie marnować... Znów o tym przypominają... Przepraszam...
— Nic się nie stało, Grzybowa Gwiazdo. Nie musisz przepraszać za to, że ktoś cię do czegoś takiego doprowadził. — stwierdziła — To nie jest twoja wina. — Po chwilizdała sobie sprawę z pewnego znaczenia jego słów... — Jak to... znowu...?
Arlekin jednak wrócił jedzenia ptaka, jakby nic się nie stało, a ją ogarnęło czyste przerażenie na myśl, co mógł kocur zrobić.
— I-ile... ile ich już straciłeś... — wypowiedziała szeptem, zszokowana.
— Mało... — przyznał ostatecznie dość niechętnie. — Chciałem odpocząć od ziemskich trosk, zostawić wszystko za sobą, ale... Te życia przeszkadzają — westchnął. — Nie chcę jednak denerwować Klanu Gwiazdy... Chociaż chętnie bym oddał im te życia za możliwość spokojnej śmierci...
Marnować życia… to było nie do pomyślenia…
I wtedy wpadła na pewien pomysł.
— A może... spróbuj się dowiedzieć, czy mógłbyś je oddać innym kotom? Skoro... i tak ich nie chcesz... tylko mi się potem nie zrzuć z klifu, dobrze? — poprosiła go.
— Zastanowię się nad tym... — odparł, zwijając się bardziej w kłębek. — Potrzebuje spokoju. Wracaj do swoich spraw — oddelegował ją.
— Dobrze. Odwiedzę cię jeszcze później — miauknęła, po czym pożegnała się i wyszła.
Następnie znalazła Srebrną Szadź i poprosiła ją o możliwość wykrzyczenia się w jej futro. Na szczęście ta nie zadawała zbędnych pytań i wyszła z nią z obozu, pozwalając Skoczek wyrzucić to wszystko w swoją większości białą sierść poprzez wrzaski.
[4416 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz