- Nie widziałam cię nigdy na zgromadzeniu – ciągnęła, obrzucając go z lekka surowym spojrzeniem – Jesteś samotnikiem?
- Już ci mówiłem, że jestem wojownikiem – warknął. Zawinął zebrany podbiał w szeroki liść paproci, po czym spróbował go podnieść. Nie przyniosło to najlepszych rezultatów; podbiał wypadł na ziemię, a zirytowany syn Płomykówki wzniósł oczy ku niebu.
Dziko pręgowana koteczka nie przestawała go przesłuchiwać, mimo jego wzrastającej irytacji.
- To z jakiego jesteś klanu? A może jednak skłamałeś, jesteś samotnikiem? Jeśli ładnie przeprosisz, nikomu nie powiem – powiedziała, a jej chłodne oczy błysnęły gniewem. Machnęła długimi wibrysami, przysiadając na ziemi i najwyraźniej oczekując odpowiedzi dymnego.
- Jestem wojownikiem Klanu Lisa – powiedział z nutką dumy i uśmiechnął się krzywo do niebieskiej. Jego wesoły humor znikł natychmiast, gdy natrafił wzrokiem na rozsypany podbiał. Westchnął ciężko i powrócił do mozolnego zbierania.
- Mogę ci pomóc – powiedziała z lekkim uśmiechem. Pokręcił głową, kontynuując męczącą walkę z podbiałem.
- Nie i lepiej, jeśli już sobie pójdziesz. Łamiesz granice mojego klanu – powiedział zdenerwowany, jednak sam zaczynał wątpić we własne słowa.
- Nie mamy już granic. – wypaliła kotka i pochyliła się, łapiąc zębami za przeciwną część paproci. Pozwolił, by ta mu pomogła, jednak liść paproci przerwał się na pół przy pierwszym gwałtowniejszym kroku dwójki kotów. Załamany kocur usiadł na ziemi i przyglądał się rozsypanym ziołom.
- Możemy zawinąć w mech – zasugerowała po chwili Jaskółcza Łapa. Spojrzał na nią z powątpiewaniem, jednak córka Chłodnego Wiatru od razu przystąpiła do działania. Pazurkami oberwała mech z pobliskiego drzewa i przyniosła go w pyszczku. Po zawinięciu podbiału w mech, uśmiechnęła się do wojownika tryumfalnie, a on mruknął z uznaniem. Całkiem ogarnięta z niej istota, nie ma co. Pod względem paru cech przypominała Nostalgię, ale tylko tych pozytywnych (o ile Nostalgia jakiekolwiek pozytywne cechy posiadała).
- Teraz trzeba toczyć to łapami, o tak – Jaskółcza Łapa zademonstrowała mu to, po czym na jej pysk wkradł się zadowolony uśmiech. Sokół oparł przednie łapy na kulce mchu i, naśladując ruchy córki Grzmiącego Potoku, zaczął ją ostrożnie przemieszczać.
- Dobrze! – instruowała go koteczka, jarząc z zadowoleniem ślepia – Nie opieraj łap aż tak, bo zniszczysz zioła! Uważaj na dziurę! Nie tak szybko!
Po chwili zatrzymał się i spojrzał na kotkę z nutką wdzięczności.
- Dzięki, że mi pomagasz – powiedział. Wciąż starał się zachować dystans, ale skoro mu pomogła, to nie musiała być taka zła – Jak już zaniesiemy ten podbiał, to dam ci połowę dla twojego klanu.
Nie wiedział, dlaczego zaoferował jej coś takiego. Chyba po prostu był wdzięczny za pomoc. Gdyby nie ona, do tej pory męczyłby się z tymi nieszczęsnymi ziołami.
<Jaskółcza Łapo? Nie zepsułam charakteru?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz