Kurka nie wiedział co się dzieje. Niezbyt pamiętał, co działo się dzień, czy dwa wcześniej, ba! – nie rozróżniał dnia, czy dwóch wcześniej, dotychczas wszystko toczyło się tak spokojnie, po cichu, w cieple... A potem został wyciągnięty na zewnątrz, na zimno przeszywające jego puch i świst wiatru, wraz z drugim kocięciem. Pachniało podobnie do kotki, która dawała mu mleko, znajomo i przyjemnie. Było jego siostrą. Chłód trwał coraz dłużej i dłużej, a Kurka dyndał, ruszany powiewami, aż w końcu pojawił się nowy, obcy zapach. Duszący smród, przyćmiewający woń domu, wywołujący lęk i chęć ucieczki. Zapłakał krótko, próbując wtulić się w matkę i uciec od strasznego, obcego otoczenia. Czemu tu byli?
Do jego małych uszu dotarł szloch, warczenie, a potem nagle opuszczono ich na ziemię. Nie na długo – natychmiast podniósł ich odór, pozbawiony wcześniejszej delikatności i opiekuńczości kotki. Czuł się jak schwytana wiewiórka, którą postanowił się zabawić jakiś wojownik. Przyciśnięta w miejscu za ogon, z szybko bijącym sercem i przyćmionym paniką umysłem. Ruszyli. Kurka znowu zadyndał na boki i zapiszczał głośno i długo, mając nadzieję, że ktoś ich uratuje. Pomocy! Ktoś ich porwał, zabrał z domu, odebrał matce! Krzyknął jeszcze raz, głośniej, gdy nagle zderzył się boleśnie z podłożem. Usłyszał karcące dudnienie i skulił się, próbując odczołgać się jak najdalej, by uciec. Nie chciał tu być, chciał ciepła i znajomego zapachu! Szczęki chwyciły jego kark, który zaszczypał z bólu. Kocię zacisnęło jedynie zęby, powstrzymując płacz. Ktokolwiek ich zabrał, nie chciał, żeby byli głośno i był gotowy za to karać. Ich...? Gdzie jego siostra? Zostawił ją? Przecież nic złego nie zrobiła, gdzie ona jest!?
Nie minęło dużo czasu, gdy zapach ponownie się zmienił, a potem jeszcze raz – przypominał ten z domu. Mleko i kocięta. W puch zmarzniętego Kurki zakradło się przyjemne ciepło, a on sam powoli zaczął się rozluźniać. Był taki zmęczony... Nie miał już siły bać się krzyków i sprzeczki, którą usłyszał, czuł się tak samo, jak w domu. Został położony pod ciepłą kotkę. Mamę? Nie, nie pachniała jak ona. To nie była ona, a ktoś inny. Nie miało to już jednak znaczenia, mogła go uratować i mówiła spokojnie, była delikatna. Wydał cichy pomruk na jej słowa i wtulił się w jej brzuch drżąc z zimna. Pomocy!
Sroczy Żarze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz